Maurice sprawial wrazenie zmartwionego. To dobrze. Berrington nie mogl dopuscic, zeby przestal sie martwic. Maurice powinien dojsc do wniosku, ze jesli Jeannie nie przestanie natychmiast korzystac ze swego programu komputerowego, czeka ich prawdziwa katastrofa. A kiedy postanowi juz, ze trzeba podjac zdecydowane dzialania, Berrington musial dopilnowac, zeby nie zmienil czasami zdania.

Przede wszystkim nie mogl dopuscic do zadnego kompromisu. Wiedzial, ze Jeannie z natury nie jest zbyt sklonna do ustepstw, jesli jednak od tego zacznie zalezec cala jej przyszlosc, z pewnoscia sprobuje wszystkiego. Bedzie musial dolewac oliwy do ognia i zagrzewac ja do boju. I robiac to, przez caly czas udawac, ze majak najlepsze intencje. Jesli wyda sie, ze probuje skompromitowac Jeannie, Maurice moze sie zorientowac, ze cos jest nie tak. Berrington bedzie musial sprawiac wrazenie osoby broniacej Jeannie.

Wyszedl z Wariatkowa i minawszy Barrymore Theatre i wydzial sztuk pieknych, dotarl do Hillside Hall, niegdys wiejskiego dworku zalozyciela uczelni, obecnie jej budynku administracyjnego. Gabinet rektora miescil sie we wspanialej bawialni starego domu. Przechodzac przez sekretariat, Berrington skinal laskawie glowa sekretarce doktora Obella.

– Szef czeka na mnie.

Maurice siedzial przy wielkim oknie, z ktorego rozciagal sie widok na blonia. Byl niskim, barczystym mezczyzna, ktory wrocil z Wietnamu na wozku inwalidzkim, sparalizowany od pasa w dol. Berrington mial z nim latwy kontakt moze dlatego, ze obaj sluzyli jakis czas w wojsku. Obaj lubili takze muzyke Mahlera.

Rektor czesto mial zatroskana mine. Zeby uniwersytet mogl normalnie funkcjonowac, musial zebrac dziesiec milionow od korporacji i prywatnych sponsorow i jak ognia bal sie zlej prasy.

Odwrocil fotel i podjechal do biurka.

– Powiedziala, ze przygotowuja duzy material na temat etyki naukowej. Nie moge pozwolic, zeby przytoczyli JFU jako przyklad uczelni, w ktorej dochodzi do wypadkow jej pogwalcenia. Polowa naszych sponsorow wezmie nogi za pas. Musimy z tym cos zrobic.

– Co to za facetka?

Maurice zajrzal do notesu.

– Naomi Freelander. Szefowa dzialu etyki. Wiedziales, ze w gazetach maja teraz dzial etyki? Ja nie.

– Nie dziwi mnie, ze maja go w „New York Timesie”.

– Co nie przeszkadza, ze zachowuja sie jak gestapowcy. Powiedziala, ze artykul mial sie ukazac juz wczesniej, ale wczoraj dostali cynk na temat tej twojej Ferrami.

– Zastanawiam sie, kto doniosl – powiedzial Berrington.

– Zawsze znajdzie sie jakas swinia.

– Chyba masz racje. Maurice westchnal.

– Powiedz, ze to nieprawda, Berry. Powiedz, ze ona nie narusza dobr osobistych swoich badanych.

Berrington zalozyl noge na noge, udajac ze jest na luzie, podczas gdy w rzeczywistosci byl napiety jak struna.

– Nie sadze, zeby robila cos zlego – odparl. – Przeszukuje bazy danych i odnajduje ludzi, ktorzy nie wiedza, ze sa blizniakami. W gruncie rzeczy to bardzo sprytne…

– Przeglada dane medyczne ludzi bez ich zgody? Berrington udawal, ze odpowiedz nie przychodzi mu latwo.

– Mozna tak powiedziec…

– W takim razie musi przestac to robic.

– Problem polega na tym, ze ona naprawde potrzebuje tych danych.

– Moze zaproponujemy jej jakas rekompensate?

Berringtonowi nie przyszlo do glowy, zeby ja przekupic.

Watpil, zeby to sie udalo, ale nie zaszkodzilo sprobowac.

– Czy ma staly etat?

– Przyjelismy ja w tym semestrze, na razie na stanowisko asystenta. Umowe na staly etat podpisze najwczesniej za szesc lat. Ale mozemy dac jej podwyzke. Wiem, ze potrzebuje pieniedzy, powiedziala mi.

– Ile teraz zarabia?

– Trzydziesci tysiecy rocznie.

– Ile twoim zdaniem mozemy jej zaoferowac?

– To musi byc powazna suma. Osiem, moze dziesiec tysiecy.

– Czy mamy na to fundusze?

Berrington usmiechnal sie.

– Sadze, ze uda mi sie przekonac Genetico.

– W takim razie tak wlasnie postapimy. Zadzwon do niej, Berry. Jesli jest u siebie, kaz jej natychmiast przyjsc. Zalatwimy to, zanim ponownie zglosi sie do nas policja etyczna.

Berrington wystukal numer gabinetu Jeannie. Poniosla sluchawke prawie natychmiast.

– Jeannie Ferrami.

– Tu Berrington.

– Dzien dobry – odparla ostroznie. Czyzby wyczula, ze chcial sie z nia przespac w poniedzialek wieczorem? Moze zastanawiala sie, czy nie chce sprobowac ponownie. A moze wiedziala juz o problemach z „New York Timesem”.

– Czy mozemy sie zaraz zobaczyc?

– W twoim gabinecie?

– Jestem u doktora Obella w Hillside Hall.

Uslyszal w sluchawce glosne westchnienie.

– Chodzi o te facetke, Naomi Freelander?

– Tak.

– Sam wiesz, ze to kompletna bzdura.

– Wiem, ale musimy jakos zareagowac.

– Juz ide.

Berrington odlozyl sluchawke.

– Zaraz tu bedzie – poinformowal Maurice'a. – „New York Times” chyba sie z nia kontaktowal.

Nastepne kilka minut bylo najwazniejsze. Jesli Jeannie bedzie sie umiejetnie bronic, Maurice moze zmienic swoja strategie. Berrington musial wspierac go w jego decyzji, nie okazujac zarazem wrogosci Jeannie. Byla impulsywna, pewna siebie dziewczyna, nie szukajaca ugody, zwlaszcza gdy uwazala, ze ma racje. Najprawdopodobniej nastawi do siebie wrogo Maurice'a bez zadnej pomocy ze strony Berringtona. Na wypadek jednak, gdyby okazala sie wyjatkowo slodka i przekonujaca, potrzebny byl plan awaryjny. Zaswitala mu nagle pewna mysl.

– Czekajac na nia, moglibysmy sporzadzic szkic oswiadczenia dla prasy – powiedzial.

– Swietny pomysl.

Berrington wyciagnal blok i zaczal pisac. To musialo byc cos, na co Jeannie w zadnym wypadku sie nie zgodzi, cos, co zrani ja do zywego i doprowadzi do pasji. Napisal, ze Uniwersytet Jonesa Fallsa przyznaje sie do popelnienia bledu. Uczelnia przeprasza wszystkich, ktorych prywatnosc zostala naruszona, i oswiadcza, ze program komputerowy, o ktorym mowa, zostal od dzisiaj wycofany z uzytku.

Oddal szkic sekretarce Maurice'a i poprosil, zeby go zaraz wydrukowala.

Jeannie pojawila sie, kipiac z gniewu. Ubrana byla w obszerny szmaragdowozielony podkoszulek, obcisle czarne dzinsy i buty, ktore zanim ogloszono ostatnim krzykiem mody, okreslalo sie mianem roboczego obuwia. W nosie miala srebrny kolczyk, geste ciemne wlosy zwiazala na karku. Berringtonowi podobal sie nawet ten styl, nie sadzil jednak, by wywarla dobre wrazenie na rektorze uniwersytetu. Z pewnoscia widzial w niej nieodpowiedzialna mloda asystentke, ktora moze narazic na klopoty cala uczelnie.

Obell poprosil ja, zeby usiadla i poinformowal o telefonie z gazety. Zachowywal sie sztywno. Ten czlowiek czuje sie dobrze w towarzystwie dojrzalych mezczyzn, pomyslal Berrington; mloda kobieta w obcislych dzinsach jest dla niego kims obcym.

– Ta sama facetka zatelefonowala wczoraj do mnie – oznajmila poirytowanym tonem Jeannie. – To smieszne.

– Ale ma pani dostep do danych medycznych – stwierdzil Maurice.

– Ja nie przegladam danych, robi to komputer. Zaden czlowiek nie widzi zadnych informacji medycznych. Moj

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату