Zastanawial sie, czy bedzie mial odwage, zeby jej o tym powiedziec.

Jeannie weszla po schodkach na werande i dotknela reka klamki. Steve zawahal sie. Chcial za nia isc, ale czekal, az go zaprosi.

Obejrzala sie na progu.

– No chodz – poprosila.

Wspial sie za nia po schodach i wszedl do salonu. Jeannie polozyla czarna plastikowa torbe na dywaniku, sciagnela z nog polbuty i ku jego zdziwieniu wyrzucila je do kuchennego kosza na smieci.

– Nigdy juz nie wloze tego zafajdanego ubrania – stwierdzila z gniewem. Zdjela zakiet, wyrzucila go, a potem na oczach spogladajacego z niedowierzaniem Steve'a rozpiela bluzke i ja rowniez cisnela do kosza.

Miala na sobie prosty czarny stanik. Z pewnoscia nie zdejmie stanika w mojej obecnosci, pomyslal. Ale ona siegnela do tylu, rozpiela go i wyrzucila do smieci. Miala jedrne niewielkie piersi z wyraznymi brazowymi brodawkami. Na ramieniu, w miejscu, gdzie wcisnelo sie jej w skore zbyt mocne ramiaczko, widnialo niewielkie zaczerwienienie. Steve'owi zaschlo w gardle.

Jeannie rozpiela zamek blyskawiczny spodnicy i pozwolila jej opasc na podloge. Steve gapil sie na nia z otwartymi ustami. Miala silne ramiona, sliczne piersi, plaski brzuch i dlugie ksztaltne nogi. Zdjela czarne majteczki, zwinela je w klebek razem ze spodnica i wcisnela do smieci. Miedzy jej nogami zobaczyl wijace sie gesto wlosy lonowe.

Przez chwile spogladala na niego nieobecnym wzrokiem, tak jakby nie bardzo wiedziala, co tutaj robi.

– Musze wziac prysznic – oznajmila wreszcie, po czym przedefilowala nago tuz obok niego. Steve wbil wzrok w jej plecy, sycac zmysly szczegolami lopatek, waskiej talii, zaokraglonych bioder i miesni nog. Byla piekna az do bolu.

Weszla do lazienki. Chwile pozniej uslyszal szum plynacej wody.

– Jezu – szepnal, siadajac na czarnej kanapie. Co to mialo znaczyc? Czy to byl jakis sprawdzian? Co chciala mu dac do zrozumienia?

Usmiechnal sie. Miala cudowne cialo: silne, smukle i proporcjonalnie zbudowane. Bez wzgledu na to, co sie wydarzy, nigdy nie zapomni tego, jak wygladala.

Myla sie bardzo dlugo. Zdal sobie sprawe, ze w calym zamieszaniu nie powtorzyl jej najnowszych wiadomosci. W koncu woda przestala plynac. Minute pozniej Jeannie wrocila do pokoju w duzym rozowym szlafroku kapielowym, z przylepionymi do glowy mokrymi wlosami.

– Czy mi sie snilo, czy rzeczywiscie sie przed toba rozebralam? – zapytala, siadajac obok niego na kanapie.

– To nie byl sen – odparl. – Wyrzucilas swoje ubranie do smieci.

– Moj Boze, nie wiem, co we mnie wstapilo.

– Nie masz za co przepraszac. Ciesze sie, ze mi ufasz. Nie potrafie ci powiedziec, ile to dla mnie znaczy.

– Musiales pomyslec, ze zwariowalam.

– Wcale nie. Przypuszczam, ze wciaz jestes w szoku po tym, co zdarzylo sie w Filadelfii.

– Moze masz racje. Pamietam tylko, ze chcialam sie jak najpredzej pozbyc rzeczy, ktore mialam na sobie, kiedy to sie stalo.

– To moze byc odpowiednia pora, zeby otworzyc te butelke wodki, ktora trzymasz w zamrazalniku.

Jeannie potrzasnela glowa.

Tak naprawde mam ochote na herbate jasminowa.

– Pozwol, ze ci zrobie. – Steve wstal i podszedl do blatu w kuchni. – Dlaczego nosisz ze soba torbe na smieci?

– Wywalili mnie dzisiaj z pracy. Wsadzili wszystkie moje rzeczy do tej torby i zamkneli przede mna moj pokoj.

– Jak to? – Nie potrafil w to uwierzyc.

– W „New York Timesie” ukazal sie artykul, w ktorym pisza, ze sposob, w jaki korzystam z baz danych, narusza cudza prywatnosc. Ale mysle, ze Berrington Jones uzyl tego tylko jako pretekstu, zeby sie mnie pozbyc.

Steve zaplonal swietym oburzeniem. Chcial protestowac, rzucic sie jej na pomoc, ratowac przed przesladowcami.

– Nie moga cie chyba tak po prostu wyrzucic?

– Nie. Jutro zwoluja w tej sprawie specjalne posiedzenie komisji dyscyplinarnej senatu.

– Oboje mamy niewiarygodnie zly tydzien – zaczal Steve. Chcial powiedziec jej o wynikach testu DNA, ale Jeannie podniosla sluchawke telefonu.

– Potrzebny mi jest numer zakladu karnego Greenwood, to niedaleko Richmond w Wirginii – powiedziala, dodzwoniwszy sie do informacji. Steve nalal wody do czajnika, a ona zapisala numer i zatelefonowala do wiezienia. – Czy moge mowic z dyrektorem Temoigne? Mowi doktor Ferrami. Tak, poczekam. Dziekuje… Dobry wieczor, dyrektorze, jak sie pan miewa? U mnie wszystko w porzadku. To pytanie moze sie panu wydac troche niepowazne, ale czy Dennis Pinker w dalszym ciagu siedzi w wiezieniu? Jest pan pewien? Widzial go pan na wlasne oczy? Dziekuje. Pan tez niech na siebie uwaza. Do widzenia. – Jeannie odwrocila sie do Steve'a. – Dennis jest wciaz za kratkami. Dyrektor widzial go godzine temu.

Steve wsypal lyzeczke jasminowej herbaty do dzbanka i wyjal z szafki dwie filizanki.

– Gliniarze maja juz wyniki testu DNA – powiedzial. Jeannie zastygla w bezruchu.

– No i…?

– DNA spermy pobranej z pochwy Lisy jest takie samo jak DNA mojej krwi.

– Czy myslisz to samo co ja? – zapytala niepewnym glosem.

– Ktos, kto wyglada dokladnie jak ja i ma takie samo DNA zgwalcil w niedziele Lise. Ten sam facet zaatakowal cie dzisiaj w Filadelfii. I to nie byl Dennis Pinker.

Popatrzyli sobie prosto w oczy.

– Jest was trzech – powiedziala Jeannie.

– Jezu Chryste. – Czul, ze ogarnia go rozpacz. – Ale to jest jeszcze bardziej nieprawdopodobne. Gliniarze nigdy w to nie uwierza. Jak w ogole moglo sie zdarzyc cos takiego?

– Poczekaj – przerwala mu podniecona. – Nie wiesz, co odkrylam dzis po poludniu, zanim trafilam na twojego sobowtora. Znalazlam rozwiazanie.

– Daj Boze, zeby to byla prawda.

Na jej twarzy odbila sie troska.

– To moze byc dla ciebie szok.

– Nie dbam o to, chce po prostu wiedziec.

Jeannie siegnela do plastikowej torby na smieci i wyciagnela z niej swoja plocienna teczke.

– Spojrz na to – powiedziala, wyjmujac z niej kolorowa broszure i wreczajac ja Steve'owi.

Klinika Aventine – przeczytal pierwszy akapit – zalozona zostala w roku 1972 przez firme Genetico jako pionierski osrodek badan nad inseminacja in vitro – metoda, dzieki ktorej kobiety moga rodzic potomstwo, nazywane w gazetach,,dziecmi z probowki”.

– Myslisz, ze ja i Dennis jestesmy dziecmi z probowki? – zapytal.

– Tak.

Poczul w zoladku dziwna slabosc.

– To niesamowite. Lecz co z tego wynika?

– Jednojajowe bliznieta mogly zostac zaplodnione w laboratorium, a potem umieszczone w macicach roznych kobiet.

Robilo mu sie coraz bardziej niedobrze.

– A sperma i jajo moglo pochodzic od mamy i taty czy od Pinkerow?

– Nie wiem.

– Wiec Pinkerowie moga byc moimi prawdziwymi rodzicami. Boze.

– Istnieje jeszcze inna mozliwosc.

Widzial po jej zatroskanym wyrazie twarzy, ze boi sie sprawic mu kolejna przykrosc. Domyslil sie, co chciala powiedziec.

– Mozliwe, ze sperma i jajo nie pochodza ani od moich rodzicow, ani od Pinkerow. Moge byc dzieckiem zupelnie

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату