przeszedl go prad. Poczul sie o wiele lepiej. Nie bardzo wiedzial, co rozumiala przez „niesamowity”, bylo to jednak naprawde cos dobrego.

Nie mogl jej teraz zawiesc. Zaczal sie martwic o to, czy sprosta zadaniu.

– Wiesz moze, jaki jest regulamin komisji i porzadek posiedzenia?

Jeannie siegnela do plociennej teczki i wreczyla mu tekturowa koperte. Przejrzal szybko zawartosc. Regulamin stanowil polaczenie uniwersyteckiej tradycji i wspolczesnego zargonu prawniczego. Wsrod wykroczen, za ktore mozna bylo zwolnic pracownika naukowego, znajdowaly sie sodomia i bluznierstwo; ale to, ktore wydawalo sie odnosic do Jeannie, brzmialo dosc tradycyjnie: narazenie na szwank dobrego imienia uczelni.

Komisja dyscyplinarna nie miala w rzeczywistosci ostatniego slowa: przedstawiala wylacznie swoja opinie senatowi, naczelnej wladzy uczelni. Warto bylo to wiedziec; gdyby Jeannie przegrala jutro, senat mogl posluzyc jako sad apelacyjny.

– Czy masz kopie swojej umowy o prace? – zapytal.

– Jasne. – Jeannie podeszla do stojacego w rogu malego biurka i otworzyla szuflade. – Prosze.

Steve szybko ja przeczytal. W paragrafie dwunastym Jeannie zgadzala sie podporzadkowac decyzjom senatu. To utrudnialo ewentualne podwazenie ostatecznego werdyktu. Zajrzal z powrotem do regulaminu.

– Pisza tu, ze musisz zawiadomic wczesniej przewodniczacego komisji, jesli chcesz, zeby reprezentowal cie prawnik albo jakas inna osoba.

– Zaraz zadzwonie do Jacka Budgena – powiedziala Jeannie, podnoszac sluchawke. – Jest osma… powinien byc juz w domu.

– Poczekaj. Zastanowmy sie najpierw, co mu powiesz.

– Masz racje. W przeciwienstwie do mnie myslisz strategicznie.

Steve pokrasnial z zadowolenia. Pierwsza rada, jakiej udzielil jej jako adwokat, byla dobra.

– Twoj los zalezy teraz od tego czlowieka. Co mozesz o nim powiedziec?

– Jest dyrektorem biblioteki i moim tenisowym partnerem.

– To ten facet, z ktorym gralas w niedziele?

– Tak. Bardziej administrator niz naukowiec. Gra taktycznie, ale brakuje mu chyba troche instynktu zabojcy. Dlatego nigdy nie zdobyl wielkich laurow w tenisie.

To znaczy, ze wasze stosunki maja w sobie cos ze wspolzawodnictwa.

– Chyba tak.

– Dobrze. Jakie chcemy na nim sprawic wrazenie? Po pierwsze, jestes przekonana, ze sprawa zakonczy sie po twojej mysli. Z niecierpliwoscia czekasz na posiedzenie. Jestes niewinna i cieszysz sie, ze bedziesz miala moznosc to udowodnic. Wierzysz takze, ze komisja pod swiatlym przewodnictwem Budgena dostrzeze, jakie jest prawdziwe podloze tej sprawy.

– Okay.

– Po drugie, padlas ofiara przesladowan: jestes slaba bezbronna dziewczyna…

– Chyba zartujesz?

– Dobra, skreslamy to – powiedzial z usmiechem. – Jestes mlodym naukowcem i masz przeciwko sobie Berringtona i Obella, dwoch bezwzglednych kacykow, ktorzy przywykli zawsze stawiac na swoim. Czy Budgen jest Zydem?

– Nie wiem. Calkiem mozliwe.

– Mam nadzieje, ze jest. Mniejszosci zawsze predzej obracaja sie przeciwko wladzy. Po trzecie, na jaw wyjdzie prawdziwy powod, dla ktorego Berrington tak sie na ciebie uwzial. Prawda jest szokujaca, ale trzeba ja ujawnic.

– Co nam to daje?

– Sugerujemy w ten sposob, ze Berrington chce cos ukryc.

– Dobrze. Cos jeszcze?

– Nie sadze.

Jeannie wystukala numer i podala mu sluchawke.

Steve wzial ja z drzeniem do reki. To byla pierwsza rozmowa telefoniczna, ktora mial przeprowadzic jako czyjs adwokat. Modlil sie, zeby nie skrewic.

Sluchajac sygnalu, probowal przypomniec sobie Jacka Budgena. Podczas meczu wpatrywal sie oczywiscie glownie w Jeannie, ale zapamietal lysego wysportowanego mezczyzne kolo piecdziesiatki, posylajacego chytre, dobrze wymierzone pilki. Budgen pokonal Jeannie, choc byla mlodsza i silniejsza. Nie powinienem go lekcewazyc, pomyslal.

W sluchawce rozlegl sie kulturalny cichy glos.

– Slucham?

– Dobry wieczor, profesorze Budgen, nazywam sie Steven Logan.

– Czy ja pana znam, panie Logan? – zapytal Budgen po krotkiej pauzie.

– Nie, profesorze. Dzwonie do pana jako przewodniczacego komisji dyscyplinarnej Uniwersytetu Jonesa Fallsa, aby zawiadomic, ze bede towarzyszyl doktor Ferrami podczas jutrzejszego posiedzenia. Doktor Ferrami oczekuje, ze bedzie mogla oczyscic sie z ciazacych na niej zarzutow.

– Czy jest pan adwokatem?

Ton Budgena byl chlodny. Steve zorientowal sie, ze szybciej oddycha, tak jakby odbyl przed chwila dluzszy bieg. Staral sie zachowac spokoj.

– Jestem studentem prawa. Doktor Ferrami nie stac na adwokata. Niemniej zrobie, co moge, aby jej pomoc, i jesli mi sie nie powiedzie, bede musial zdac sie na panska laske. – Przerwal na chwile, spodziewajac sie, ze Budgen wyglosi jakas sympatyczna uwage albo przynajmniej przyjaznie odchrzaknie, ale odpowiedzia bylo lodowate milczenie. – Czy moge wiedziec, kto reprezentuje uczelnie? – brnal dalej.

– Z tego co wiem, wynajeli Henry'ego Quinna z firmy Harvey Horrocks Quinn.

Steve struchlal. Byla to jedna z najstarszych kancelarii w Waszyngtonie.

– Renomowana biala anglosaska firma – stwierdzil z nerwowym chichotem.

– Naprawde?

Jego urok po prostu nie dzialal na tego faceta. Postanowil sprobowac twardszego tonu.

– Jest pewna sprawa, o ktorej powinienem wspomniec. W zaistnialej sytuacji zmuszeni jestesmy wyjawic prawdziwe powody, dla ktorych profesor Berrington wystapil przeciwko doktor Ferrami. Nie godzimy sie pod zadnym pozorem na odwolanie jutrzejszego posiedzenia. To pozostawiloby plame na jej dobrym imieniu. Prawda musi wyjsc na jaw.

– Nie jest mi znana zadna propozycja w sprawie odwolania posiedzenia.

Oczywiscie, ze nie. Nie bylo zadnej takiej propozycji.

– Gdyby jednak ktos ja zglosil – kontynuowal odwaznie Steve – oswiadczam niniejszym, ze takie rozwiazanie jest nie do przyjecia dla doktor Ferrami. – Uznal, ze lepiej zakonczyc te kwestie, nim zabrnie zbyt daleko. – Dziekuje, ze zechcial mnie pan wysluchac, i zegnam do jutra.

– Do widzenia.

Steve odlozyl sluchawke.

– Rany, istna gora lodowa.

Jeannie troche to zdziwilo.

– Normalnie nie zachowuje sie w ten sposob. Moze chcial byc po prostu oficjalny.

Steve byl przekonany, ze Budgen zdecydowal sie juz, po ktorej stanie stronie, ale wolal jej tego nie mowic.

– Tak czy inaczej, wylozylem mu nasze trzy punkty. I dowiedzialem sie, ze uniwersytet wynajal Henry'ego Quinna.

– To ktos dobry?

Quinn byl zywa legenda. Steve'owi robilo sie zimno na mysl, ze ma wystapic przeciw komus takiemu. Nie chcial jednak zniechecac Jeannie.

– Kiedys byl bardzo dobry, ale jego najlepsze lata chyba juz minely – oznajmil.

Jeannie przyjela to do wiadomosci.

– Co teraz zrobimy?

Steve spojrzal na nia. Poly rozowego szlafroka rozchylily sie i widzial piers wtulona w faldy materialu.

– Powinnismy przecwiczyc odpowiedzi na pytania, ktore moga ci jutro zadac – powiedzial z zalem. – Mamy

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату