ojcem, nalezeli do innego gatunku. Teraz do nich dolaczala.

Wiekszosc studentow i pracownikow naukowych poszla do domu, ale miedzy budynkami krecilo sie jeszcze troche osob: profesorowie, ktorzy zasiedzieli sie w swoich pracowniach, studenci wybierajacy sie na imprezy, ochroniarze patrolujacy teren i dozorcy. Jeannie miala nadzieje, ze nie spotka nikogo znajomego.

Byla napieta niczym struna gitary, gotowa w kazdej chwili peknac. Bardziej niz o siebie bala sie o ojca. Gdyby ich zlapali, przezylaby wylacznie glebokie upokorzenie: zaden sad nie wsadzilby jej do wiezienia za wlamanie sie do wlasnego gabinetu i kradziez dyskietki. Tate, jako recydywiste, zamkneliby na wiele lat. Wyszedlby na wolnosc jako starzec.

Powoli zapalaly sie latarnie i swiatla na zewnatrz budynkow. Jeannie i ojciec mineli kort tenisowy, gdzie dwie kobiety graly w swietle reflektorow. Jeannie przypomniala sobie Steve'a i to, jak staral sie ja poderwac po niedzielnym meczu. Wydawal sie taki zarozumialy i zadowolony z siebie, ze odprawila go prawie bez wahania. Dziwne, jak bardzo sie co do niego mylila.

– To tutaj – oznajmila, wskazujac na gmach wydzialu psychologii. – Wszyscy nazywaja ten budynek Wariatkowem.

– Nie zwalniaj kroku – odparl. – Jak otwieraja sie frontowe drzwi?

– Za pomoca plastikowej karty, takiej samej jak do mojego gabinetu. Ale moja karta do niczego sie nie nadaje. Moze pozyczymy od kogos?

– Nie trzeba. Nienawidze wspolnikow. Jak dostac sie na tyly budynku?

– Pokaze ci.

Przez trawnik po prawej stronie biegla waska alejka prowadzaca w strone parkingu dla gosci. Jeannie przeszla nia kilkadziesiat krokow, a potem skrecila na wyasfaltowane podworko. Ojciec przyjrzal sie okiem znawcy tylnej scianie gmachu.

– Co to za wyjscie? – zapytal, wskazujac reka.

– Chyba drzwi przeciwpozarowe.

Tato pokiwal glowa.

– Na wysokosci mojego pasa maja dluga poprzeczna listwe, ktora otwiera drzwi, jesli ktos ja popchnie.

– Chyba masz racje. Po co je tak skonstruowali?

– Podczas pozaru ludzie wpadaja w panike. Kaszla, placza i nic nie widza przez kleby dymu. Mogliby sobie nie poradzic z normalna klamka. A tutaj drzwi otwieraja sie same, kiedy tylko na nie wpadna.

– Wejdziemy przez nie do srodka?

– Tak.

Jeannie przypomniala sobie umieszczona wewnatrz tabliczke z napisem: UWAGA! ALARM PRZECIWWLAMANIOWY.

– Wlaczysz alarm – przestrzegla.

– Nie boj sie – odparl. – Czy przechodzi tedy duzo ludzi? – zapytal, rozgladajac sie dookola.

– Nie. W nocy prawie nikt.

– To dobrze. Zabierajmy sie do dziela.

Postawil na ziemi swoja teczke i wyjal z niej male czarne pudelko z tarcza. Przyciskajac guzik i obserwujac tarcze, przesunal je wzdluz obrysu drzwi. Wskazowka wychylila sie, kiedy pudelko znalazlo sie w prawym gornym rogu. Ojciec zamruczal z zadowolenia.

Wlozyl pudelko z powrotem do teczki i wyjal z niej kolejny podobny instrument. Przykleil go w gornym prawym rogu drzwi i wlaczyl. Rozleglo sie niskie brzeczenie.

– To powinno oszukac alarm – stwierdzil.

Nastepnie wyjal dlugi kawalek drutu, ktory byl kiedys wieszakiem do ubran, zgial go starannie w pozadany ksztalt i wsunal koncowke w szpare miedzy skrzydlami drzwi. Krecil drutem przez kilka sekund, a potem pociagnal.

Drzwi sie otworzyly.

Alarm milczal.

Ojciec wzial do reki teczke i wszedl do srodka.

– Zaczekaj – powstrzymala go nagle Jeannie. – To nie jest w porzadku. Zamknijmy te drzwi i wracajmy do domu.

– Daj spokoj, nie boj sie.

– Nie moge cie na to narazac. Jesli nas zlapia, nie wyjdziesz z wiezienia przed siedemdziesiatka.

– Jeannie, ja chce to zrobic. Przez tyle lat bylem dla ciebie zlym ojcem. Teraz dla odmiany mam okazje ci pomoc. To dla mnie wazne. Chodz, prosze cie.

Jeannie weszla do srodka.

Ojciec zamknal za nimi drzwi.

– Prowadz – polecil.

Wbiegla po schodach przeciwpozarowych na pierwsze pietro i wskazala mu drzwi swojego gabinetu. Ojciec wyjal z teczki kolejny elektroniczny instrument, polaczony dwoma drucikami z metalowa plytka wielkosci karty kredytowej, i wsunal plytke w otwor czytnika.

– Sprawdzimy wszystkie mozliwe kombinacje – oznajmil.

Zdumiewalo ja, jak latwo dostal sie do budynku wyposazonego we wszelkie nowoczesne zabezpieczenia.

– Wiesz co? – powiedzial. – Wcale sie nie boje.

– A ja tak – odparla.

– Nie, powaznie, odzyskalem zimna krew. Moze dlatego, ze ze mna jestes. Moglibysmy razem pracowac – dodal, szczerzac zeby w usmiechu.

Jeannie potrzasnela glowa.

– Zapomnij o tym. Nie moglabym zniesc napiecia.

Przyszlo jej do glowy, ze Berrington mogl juz przeszukac pomieszczenie i zabral jej komputer i wszystkie dyskietki. Byloby straszne, gdyby okazalo sie, ze ryzykowala na prozno.

– Jak dlugo to potrwa? – zapytala niecierpliwie.

– Juz tylko kilka sekund.

Chwile pozniej drzwi sie uchylily.

– Pani pozwoli – oznajmil z duma, zapraszajac ja gestem do srodka.

Jeannie weszla do gabinetu i zapalila swiatlo. Jej komputer wciaz stal na biurku. Otworzyla szuflade i przerzucila drzaca reka dyskietki. ZAKUPY.LST byly na swoim miejscu.

– Chwala Bogu – szepnela.

Teraz, kiedy miala dyskietke w reku, nie mogla sie doczekac, zeby odczytac zawarta na niej informacje. Chciala jak najszybciej stad wyjsc, rownoczesnie jednak kusilo ja, zeby zerknac na liste. Nie miala w domu komputera: tato wyniosl go i sprzedal. Zeby zapoznac sie z danymi, musiala pozyczyc cudzy: to wymagalo czasu i tlumaczen.

Postanowila zaryzykowac.

Wlaczyla komputer i czekala, az sie zaladuje.

– Co ty robisz? – zapytal tato.

– Chce przeczytac, co jest na dyskietce.

– Nie mozesz zrobic tego w domu?

– Nie mam w domu komputera, tato. Zostal skradziony.

Do ojca nie dotarla zawarta w jej slowach ironia.

– Wiec sie pospiesz – powiedzial, po czym podszedl do okna i wyjrzal na zewnatrz.

Na ekranie ukazalo sie menu; Jeannie zaladowala Word Perfect, wsunela dyskietke do stacji i wlaczyla drukarke.

Nagle rozlegl sie alarm.

Jeannie miala wrazenie, ze serce zamarlo jej w piersi. Halas byl ogluszajacy.

– Co sie stalo? – zawolala.

Ojciec pobladl ze strachu.

– Musial sie zepsuc ten cholerny emiter. A moze ktos go zdjal z drzwi! – krzyknal. – Wpadlismy, Jeannie, uciekajmy!

Miala ochote wyjac dyskietke ze stacji i wiac, gdzie pieprz rosnie, zamiast tego jednak przeanalizowala na chlodno sytuacje. Jesli ja teraz zlapia i zabiora dyskietke, wszystko bedzie stracone. Musiala przeczytac liste, poki

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату