nieaktualny, bedzie miala problem. Musiala uslyszec glos Wayne'a Stattnera.
Zaraz po wejsciu do mieszkania podniosla sluchawke i wystukala numer.
– Halo? – odezwal sie meski glos.
Nie mogla go rozpoznac po uslyszeniu jednego slowa.
– Czy moge mowic z panem Wayne'em Stattnerem?
– Przy telefonie. Z kim mowie?
Glos brzmial dokladnie jak glos Steve'a. Ty sukinsynu, dlaczego podarles mi rajstopy?
– Reprezentuje firme prowadzaca badania rynku – powiedziala, starajac sie stlumic gniew – ktora chce przedstawic panu wyjatkowa oferte…
– Pocalujcie sie w dupe – oznajmil Wayne i odlozyl sluchawke.
– To on – stwierdzila Jeannie, zwracajac sie do ojca. – Ma glos zupelnie taki jak Steve, tyle ze Steve jest grzeczniejszy.
Juz wczesniej przedstawila mu swoj plan. Zrozumial go w ogolnych zarysach, chociaz pewne rzeczy nie miescily mu sie w glowie.
– Co masz teraz zamiar zrobic? – zapytal.
– Zadzwonic na policje. – Wystukala numer Wydzialu Przestepstw Seksualnych i zapytala, czy moze mowic z sierzant Delaware.
Tato potrzasnal ze zdumieniem glowa.
– To cos, do czego trudno mi sie przyzwyczaic: pomysl wspolpracy z policja. Mam nadzieje, ze ten sierzant rozni sie od tych, ktorych do tej pory spotkalem.
– Ta sierzant chyba sie rozni.
Wlasciwie nie spodziewala sie zastac Mish w pracy: minela dziewiata wieczor. Miala zamiar poprosic, zeby przekazali jej pilna wiadomosc. Na szczescie jednak Mish wciaz byla na komendzie.
– Nadrabiam zaleglosci w papierkowej robocie – wyjasnila. – Co sie stalo?
– Steve Logan i Dennis Pinker nie sa blizniakami.
– Wydawalo mi sie…
– Sa trojaczkami.
W sluchawce zapadla cisza.
– Skad o tym wiesz? – zapytala w koncu ostroznym tonem Mish.
– Pamietasz, jak odnalazlam Steve'a i Dennisa, wertujac archiwum stomatologiczne w poszukiwaniu identycznych par uzebienia?
– Tak.
– W tym tygodniu przewertowalam kartoteke odciskow palcow FBI. Program zaliczyl do tej samej grupy Steve'a, Dennisa i jeszcze jednego mezczyzne.
– Maja takie same linie papilarne?
– Niedokladnie takie same. Podobne. Ale przed chwila zadzwonilam do tego trzeciego. Ma identyczny glos jak Steve. Dam glowe, ze sa do siebie podobni jak dwie krople wody. Musisz mi uwierzyc, Mish.
– Masz adres?
– Tak. Facet mieszka w Nowym Jorku.
– Gdzie dokladnie?
– Powiem ci pod pewnym warunkiem.
– Rozmawiasz z policja, Jeannie. Tu nie stawia sie zadnych warunkow, tylko odpowiada na pytania. Daj mi ten pieprzony adres.
– Musze miec te satysfakcje. Chce go zobaczyc.
– Zastanow sie lepiej, czy chcesz, zebym cie zamknela, bo jesli mi zaraz nie powiesz, na pewno to zrobie.
– Chce, zebysmy go obie odwiedzily. Jutro.
– Powinnam cie wsadzic do aresztu za ukrywanie przestepcy – stwierdzila po krotkiej pauzie Mish.
– Mozemy poleciec pierwszym porannym samolotem do Nowego Jorku.
– Okay.
SOBOTA
43
Polecialy do Nowego Jorku samolotem USAir o szostej czterdziesci.
Jeannie byla dobrej mysli. To moglo sie okazac koncem koszmaru dla Steve'a. Wieczorem opowiedziala mu o swoim odkryciu przez telefon i byl zachwycony. Chcial leciec z nimi do Nowego Jorku, ale Jeannie wiedziala, ze Mish sie na to nie zgodzi. Obiecala, ze zadzwoni, kiedy tylko sie dowie czegos wiecej.
Mish zachowywala postawe zyczliwego sceptycyzmu. Trudno jej bylo uwierzyc w rewelacje Jeannie, ale musiala je sprawdzic.
Dane Jeannie nie zawieraly informacji, dlaczego odciski palcow Wayne'a znalazly sie w kartotece FBI, ale Mish zajrzala do archiwum i opowiedziala Jeannie cala historie, kiedy wystartowaly z lotniska Baltimore-Washington. Przed czterema laty zaniepokojeni rodzice pewnej czternastoletniej dziewczyny odnalezli ja w nowojorskim mieszkaniu Stattnera i oskarzyli go o porwanie. Stattner zaprzeczyl wszystkiemu twierdzac, ze dziewczyna odwiedzila go z wlasnej woli. Ona sama oswiadczyla, ze go kocha. Wayne mial wtedy dopiero dziewietnascie lat i sprawa nie znalazla swego epilogu w sadzie.
Wynikalo z tego, ze Stattner lubi dominowac nad kobietami, lecz wedlug Jeannie jego zachowanie nie pasowalo do psychologicznego profilu gwalciciela. Mish upierala sie, ze nie ma tutaj scislych regul.
Jeannie nie powiedziala jej nic o mezczyznie, ktory zaatakowal ja w Filadelfii. Wiedziala, iz Mish nie uwierzy, ze to nie byl Steve. Bedzie go chciala osobiscie przesluchac, a Jeannie wolala mu tego oszczedzic. W konsekwencji nie wspomniala rowniez o mezczyznie, ktory dzwonil do niej wczoraj, grozac smiercia. Nie powiedziala o tym nikomu, nawet Stevenowi: i bez tego mial dosyc klopotow.
Szczerze chciala polubic Mish, ale przez caly czas wyczuwala miedzy nimi napiecie. Mish jako policjantka oczekiwala, ze ludzie beda robic to, co im kaze, a Jeannie nie znosila takiej postawy. Zeby sie jakos do niej zblizyc, zapytala Mish, jak zostala policjantka.
– Bylam kiedys sekretarka i zatrudnili mnie w FBI – odparla. – Trwalo to jakies dziesiec lat. W koncu doszlam do wniosku, ze radze sobie lepiej niz agent, dla ktorego pracowalam. Zlozylam podanie, poszlam do akademii i jakis czas jezdzilam w patrolu. Potem zglosilam sie do pracy w Wydziale Narkotykow. To bylo niebezpieczne, ale udowodnilam, ze jestem twarda.
Jeannie skrzywila sie. Sama palila od czasu do czasu trawke i nie lubila ludzi, ktorzy chcieli za to wsadzac do wiezienia.
– Po jakims czasie przenioslam sie do wydzialu zajmujacego sie molestowaniem dzieci – kontynuowala Mish. – Nie zagrzalam tam miejsca. Nikomu sie to nie udaje. To wazna praca, ale nie mozna tam zbyt dlugo wytrzymac. Dostaje sie swira. W koncu trafilam do Wydzialu Przestepstw Seksualnych.
– Nie wyglada mi to na cos lepszego.
– Ofiary sa przynajmniej dorosle. Po kilku latach awansowali mnie na sierzanta i postawili na czele wydzialu.
– Moim zdaniem gwaltami powinny sie zajmowac wylacznie policjantki – stwierdzila Jeannie.
– Nie jestem pewna, czy sie z toba zgadzam.
Jeannie zdziwila sie.
– Nie sadzisz, ze ofiarom latwiej jest rozmawiac z policjantka?
– Byc moze starszym ofiarom. Kobietom po siedemdziesiatce.
Jeannie przeszedl dreszcz na mysl, ze kobiety w tym wieku moga padac ofiara gwaltu.
– Szczerze mowiac – podjela Mish – wiekszosci ofiar jest dokladnie obojetne, komu opowiadaja swoja