– Czy twoja kawa jest reprezentatywna probka twoich umiejetnosci kulinarnych? – usmiechnal sie Julian, wstajac od stolika.

– Jesli obawiasz sie, ze sam bedziesz musial wszystko gotowac, to sie nie martw – odrzekla gniewnie. – Potrafie robic naprawde swietne curry z kurczaka!

– Kupuje. Chodzmy po kurczaka.

Gdy wychodzili z restauracji, Emelina znow poczula spojrzenia utkwione w Julianie i tym razem niepohamowana chec, by go bronic, wziela w niej gore nad wszystkimi innymi uczuciami. Do diabla, kimkolwiek Julian byl, to nie jest sprawa tych ludzi! Jakie mieli prawo, by go obgadywac za jego plecami i patrzec na niego tak bezczelnie? Obrzucila najblizej siedzacego tubylca wyzywajacym spojrzeniem, przysunela sie do Juliana i wsunela reke pod jego ramie. Julian ze zdziwieniem zerknal na jej dlon, po czym przycisnal ja do swego boku tak mocno, jakby sie obawial, ze Emelina zmieni zdanie. W ten sposob wyszli z kawiarni i w zamyslonym milczeniu dotarli do sklepu spozywczego.

– Powiem rzeznikowi, by wyluzowal piers kurczaka – zaproponowal Julian, gdy weszli do sklepu.

– Dobrze, a ja sprawdze, czy maja tu cos tak egzotycznego jak ostry sos – powiedziala szybko Emelina uszczesliwiona, ze ma pretekst, by wycofac reke. – Spotkamy sie przy kasie. – Pomknela miedzy odlegle polki i zupelnym przypadkiem trafila akurat na rzad buteleczek z sosami. Moze to jakis dziwny omen, pomyslala, biorac jedna z nich, i poszla dalej. Przy polce z przyprawami stala kobieta w srednim wieku. Ona i jej maz byli wlascicielami sklepu.

– Och, dzien dobry, Emelino. Widzialam przed chwila, jak wchodzilas.

Emelina zauwazyla wojowniczy wyraz twarzy kobiety i zamarla. Co teraz?

– Dzien dobry, pani Johnston. Szukam curry w proszku.

– Jest tutaj. – Pani Johnston podala jej mala puszke. – Przyszlas tu z Julianem Colterem, prawda?

– Tak, prawde mowiac, tak – wymamrotala Emeli-na, probujac sie wycofac. Mildred Johnston byla szeroko znana wsrod miejscowych plotkarzy jako zrodlo informacji z pierwszej reki. Emelina zauwazyla to juz w dwa dni po przyjezdzie.

– Slyszalam tez, ze ktoregos dnia bylas z nim na kawie, kochanie – ciagnela nieustepliwa Mildred.

– Tak.

– Powinnas ostrozniej wybierac sobie przyjaciol, Emelino. Nic nie wiesz o Colterze, prawda?

– No coz…

Mildred pochylila sie w jej strone.

– Mowia, ze on jest z mafii.

– Naprawde? – zapytala Emelina slabym glosem.

– Na twoim miejscu, kochanie, nie zaprzyjaznialabym sie z nim tak blisko -pouczala Mildred Johnston z wyzszoscia. – Ciemny typ. Och, przyznaje, ze jest w pewien sposob interesujacy, ale taka mila mloda kobieta jak ty nie powinna sie angazowac w znajomosc z przestepca! Przeciez on nawet nie nazywa sie Colter!

– Nie? – Tak jak kilka minut wczesniej w kawiarni, Emelina znow poczula wzbierajacy w niej bunt.

– Watpie. Colter to prawdopodobnie przybrane nazwisko. Posluchaj mojej rady, Emelino. Trzymaj sie od niego z daleka. – Mildred znaczaco skinela glowa.

Zanim Emelina zdazyla sie pohamowac, slowa same cisnely sie na usta.

– Pani Johnston – zaczela lodowatym tonem -jesli kiedys uznam, ze potrzebuje pani rady w sprawie doboru przyjaciol, to o nia poprosze. Na razie musi pani wystarczyc to, ze Julian Colter jest moim przyjacielem i mam do niego pelne zaufanie. W kazdym razie jestem pewna, ze nie bedzie mnie obgadywal za plecami, a nie moge tego powiedziec o dziewiecdziesieciu pieciu procentach mieszkancow tej wioski! Co wiecej, nie jestem mila, mloda kobieta. Mam trzydziesci jeden lat i to wystarczy, bym samodzielnie decydowala, kto zostanie moim przyjacielem. Moze pani wezmie pod uwage jeszcze jedna rzecz, pani Johnston. Jesli jest pani przekonana, ze Julian nalezy do mafii, to chyba powinna pani trzymac jezyk za zebami, prawda? Te wszystkie wiejskie plotki moga go zdenerwowac. I nie wiadomo, w jaki sposob zdecyduje sie je ukrocic!

Pani Johnston wpatrywala sie w nia z oslupieniem.

– Chyba nie myslisz, ze… ze… -zaczela niejasno, ale nagle urwala i jej przerazony wzrok powedrowal gdzies ponad ramieniem Emeliny. Ta zas obrocila sie na piecie i zobaczyla Juliana, ktory usmiechal sie promiennie do pani Johnston.

– Och, jestes tu, Julianie. Kupiles kurczaka? Mam wszystko, czego potrzebujemy, oprocz wiorkow kokosowych. Chyba sa na poczatku sklepu. Idziemy?

Uniosla wysoko glowe i pierwsza poszla w strone kasy. Julian poslusznie ruszyl za nia, odprowadzany spojrzeniem wlascicielki sklepu. W milczeniu odebral swoja torbe z zakupami od kasjerki i gdy wyszli na zewnatrz, rozbawiony powiedzial:

– Zadarlas troche z miejscowymi, co, Emelino? -To przez ciebie z nimi zadarlam! Nie podoba mi sie to, ze ludzie sie na ciebie gapia i obgaduja. Ale wydaje mi sie, ze od tej chwili Mildred Johnston bedzie bardziej uwazac na to, co mowi!

– Watpie – zasmial sie Julian. – Moze najwyzej bedzie uwazac, do kogo mowi. Potrafisz potraktowac czlowieka z gory, Emmy.

– Zasluzyla sobie na to.

– Teraz jestesmy we dwoje przeciwko swiatu, hmm? – zapytal lekkim tonem, wchodzac do budynku poczty.

Emelina nerwowo przygryzla warge. Czy rzeczywiscie tak bylo? Miala wrazenie, ze zbliza sie do niebezpiecznej, niewidzialnej granicy, i jesli ja przekroczy, znajdzie sie nieodwolalnie po stronie Juliana. Ta mysl otrzezwila ja.

Jeszcze bardziej otrzezwila ja paczka, ktora czekala na nia na poczcie. Emelina powitala ja westchnieniem rezygnacji. Nie byla to pierwsza tego rodzaju przesylka w jej zyciu.

– To z Nowego Jorku? – zapytal Julian, ciekawie zerkajac na adres zwrotny. – Od wydawcy?

– Odrzucony maszynopis. – Emelina zgarnela paczke wraz z innymi listami. – Juz do tego przywyklam.

Julian zmarszczyl brwi.

– Co teraz z tym zrobisz?

– Wysle do nastepnego wydawcy – westchnela, wychodzac z budynku.

Po chwili Julian zapytal delikatnie:

– Czy moglbym to najpierw przeczytac? Emelina energicznie potrzasnela glowa.

– Absolutnie nie! Nikt nie czyta moich maszynopisow oprocz bezimiennych wydawcow z Nowego Jorku, ktorzy potem przysylaja mi anonimowe zawiadomienia o odrzuceniu! Nawet Keithowi nie pozwalam czytac moich ksiazek.

– Czy obawiasz sie tego, co ktos moglby powiedziec o twojej pracy?

– Przeraza mnie to – przyznala. – To jest za bardzo osobiste. Nie potrafie tego wyjasnic. Wiem po prostu, ze brakuje mi odwagi, by dac to komus do przeczytania. Moze sie boje, ze ktos mnie wysmieje albo powie mi, ze trace czas. Albo sklamie i powie mi, ze to jest dobre, podczas gdy w gruncie rzeczy nie jest dobre. W kazdym razie to i tak nie ma znaczenia, bo w zadnym wypadku nie mam zamiaru przestac pisac. Wiec po co mam sie wystawiac na niepozadana krytyke?

– Rozumiem cie – powiedzial powoli. – Ale mimo wszystko chcialbym przeczytac cos, co napisalas.

– Nic z tego – odrzekla szorstko. – O ktorej mam przyjsc na kolacje?

– Umiesz zmieniac temat, prawda?

– O szostej? – nie ustepowala.

– To chyba dobra pora. Ale moze wejdziesz teraz na chwile i rozpakujemy te zakupy? Mozesz sie jeszcze raz przywitac z Kserksesem. Jadlas sniadanie?

– Tak… i nie, dziekuje, nie chce sie znow spotykac z Kserksesem. Przyjde wieczorem, Julianie.

– Mimo to nalegam. W koncu, zdaje sie, jestesmy przyjaciolmi, prawda?

– Julianie, chcialabym przygotowac ten maszynopis do wyslania i mialam zamiar zrobic kilka rzeczy w domu… – On jednak juz otworzyl przed nia drzwi i zanim Emelina zorientowala sie, co sie dzieje, stala w kuchni patrzac, jak Julian rozpakowuje torbe z zakupami.

– Przywiozlam ze soba troche wina – powiedziala, silac sie na uprzejmosc. – Przyniose je wieczorem.

– Znakomicie. – Julian skinal glowa z aprobata, otworzyl lodowke i polozyl kurczaka na polce.

– Emmy – odezwal sie, wyciagajac ostatnie zakupy – dzisiejsze wydarzenia w kawiarni i pozniej, w sklepie… –

Вы читаете Diabelska cena
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату