zachowa, gdy on przedstawi jej rachunek? Czy naprawde zaplaci cene, ktorej on mial zamiar zazadac? Czy odplaci mu tym, czego pragnal – honorem, lojalnoscia i wiernoscia?
Pomyslal z ironia, ze w wieku prawie czterdziestu lat staje sie romantykiem. Czy przyjechal na to odludzie po to, by przechodzic kryzys sredniego wieku? Co sie z nim dzieje? Emelina Stratton nic mu nie jest winna. W kazdym razie, jeszcze nie. No coz, trzeba zaczac od poczatku. Emelina pozwolila mu zblizyc sie do siebie tylko dlatego, ze potrzebowala pomocy.
Kserkses automatycznie skrecil na sciezke prowadzaca do domu. Julian przywolal go gwizdnieciem i razem podeszli do skraju urwiska. Przystaneli i z gory patrzyli na pusty dom na plazy. Julian wbil rece w kieszenie, podniosl kolnierz kurtki i ponuro myslal o historii, ktora opowiedziala mu Emelina. Nie watpil juz, ze to byla prawda, ale nadal uwazal jej plan za bezsensowny. Skrzywil sie lekko i pomyslal, ze jego kobieta ma bardzo bujna wyobraznie.
Jego kobieta. Jak to dobrze brzmialo. – Jutro wieczorem zabierzemy ja do tego domu i rozejrzymy sie tam troche. Prawdopodobnie nie znajdziemy zadnego dowodu przestepstwa lezacego na srodku podlogi, ale w kazdym razie sprawi to na niej wrazenie, ze staram sie wypelnic zobowiazania – podzielil sie swym postanowieniem z Kserksesem.
Odwrocil sie i ruszyl w strone domu.
Kladac sie do lozka w jakis czas pozniej, przypomnial sobie uczucie glebokiego wewnetrznego zadowolenia, ktore go ogarnelo, gdy otworzyl drzwi i zobaczyl ja na ganku. Lezal na plecach z rekami pod glowa i wpatrywal sie w sufit. Slusznie postapil, zwabiajac ja propozycja pomocy. Obserwowanie postepow jego planu sprawialo mu pewna satysfakcje, ktora jednak nie byla w stanie zrekompensowac fizycznego rozczarowania.
Emelina zas robila, co mogla, by oderwac sie od wspomnienia chwil spedzonych z Julianem, ale nastepnego ranka czula sie jak po przepiciu. Jej niepokoj nie mial nic wspolnego z klopotami brata. Zrobila sobie dzbanek kawy i ponura usiadla przy oknie.
Uslyszala radosne szczekniecie Kserksesa i pukanie do drzwi. Skrzywila sie. Ten pies byl wart swego pana. Za wszelka cene usilowal wkrasc sie w jej laski.
– Och, dzien dobry, Julianie – powiedziala slabym glosem, otwierajac drzwi.
Julian skierowal oskarzycielskie spojrzenie na kubek kawy w jej dloni.
– Kserkses i ja nie widzielismy cie dzis rano na drodze. Nie poszlas do wsi na poranna kawe.
– Mhm, to dlatego, ze postanowilam wypic kawe w domu. – Nie chciala sie przyznac, ze bala sie zaryzykowac przejscie obok jego domu.
– Czy robisz dobra kawe? – zapytal Julian bez zahamowan.
Emelina omal nie jeknela na glos.
– Nie – odrzekla z nadzieja, ale to go nie zniechecilo.
– No coz, nie jestem zbyt wybredny. – Wyraznie czekal na zaproszenie.
– Napijesz sie? – zapytala z rezygnacja. -Juz myslalem, ze nigdy mi tego nie zaproponujesz.
– Zanim zdazyla mrugnac okiem, wszedl do srodka i odeslal Kserksesa na dywanik przed kominkiem. - Wlasciwie to wstapilem, zeby zapytac, czy chcialabys pojsc ze mna dzis wieczorem. Mam zamiar rozejrzec sie troche po domu Leightona – ciagnal swobodnie, siadajac na krzesle przy oknie.
– Och, tak! – Emelina ozywila sie po raz pierwszy tego ranka i szybko nalala mu kawy. -Kiedy idziemy?
– Mysle, ze okolo zachodu slonca, zebysmy nie musieli uzywac latarek. Swiatlo mogloby sciagnac czyjas uwage. – Przyjal od niej kubek i ostroznie upil lyk. Przelknal i przymruzyl oczy. -Mialas racje -rzucil sucho. – Teraz juz rozumiem, dlaczego co rano] chodzilas na kawe do wsi!
– Jesli nie smakuje ci moja kawa, to mozesz wyjsc – powiedziala Emelina zaczepnie.
– Nie osmielilbym sie zachowac tak niegrzecznie – odrzekl Julian z galanteria. – Ale jutro rano musisz pozwolic, zebym zabral cie do wioski albo sam zrobil ci kawe!
Z jakiegos powodu Emelinie wrocilo poczucie humoru.
– Kochaj mnie razem z moja kawa – rzucila lekko i w jej blekitnozielonych oczach zamigotal smiech.
– Myslalem, ze mowi sie: „kochaj mnie razem z moim psem' – odparl Julian swobodnie, ale jego oczy zablysly.
– Nic z tego. – Spojrzala ostroznie na lezacego j spokojnie dobermana. – Takie psy nie sa po to, by je kochac. Sa tresowane do okrucienstwa. Na psy wartownicze, obronne, do zabijania.
Kserkses podniosl leb.
– Nie sadze, zebys w pelni rozumiala Kserksesa. Ani mnie.
Zanim Emelina zdazyla cokolwiek odpowiedziec, Kserkses, ktory pojal, ze jest w centrum uwagi, zrecznie podniosl sie na cztery lapy, przebiegl przez pokoj i polozyl leb na jej kolanach. Poczula na sobie spojrzenie jego inteligentnych brazowych oczu. Nie miala innego wyboru, musiala go poglaskac.
– Gdybym sie nauczyl znosic twoja kawe, czy ty moglabys sie nauczyc znosic mojego psa? – zapytal Julian nieco zbyt lagodnie, patrzac na nia z uwaga.
– Zawarlismy juz jeden uklad, Julianie. Julian nie pozostal dlugo. Emelina pomyslala tepo, ze moze nie chcial jej znuzyc swoja obecnoscia. Powinna byc szczesliwa, ze nie zobaczy go az do wieczora, ale wraz z
Julian wrocil tuz przed zmierzchem. Mial na sobie dzinsy i stara flanelowa koszule. Kserkses zostal w domu.
– Chyba nie bedziemy go potrzebowac – powiedzial Julian do Emeliny. – Na takiej wyprawie tylko by przeszkadzal. Poza tym na pewno zostawilby slady lap w kurzu na podlodze. – Spojrzal z aprobata na jej dzinsy i obcisly sweter.
– A my? Czy my nie zostawimy sladow? – Emelina szla szybko obok niego, z natezeniem wpatrujac sie przed siebie.
– Bedziemy uwazac. Prawdopodobnie w domu jest mnostwo starych dywanikow, tak jak w naszych domach. Mam nadzieje, ze nie bedzie na nich widac sladow.
Emelina przygryzla dolna warge.
– Julianie, czy myslisz, ze to, co robimy, jest bezpieczne?
– Bezpieczniejsze niz to, co probowalas zrobic sama o polnocy! – stwierdzil. – Bylas glupia, ze poszlas tam wtedy sama – dodal rzeczowo. – Ktos mogl przeciez zauwazyc swiatlo latarki i pojsc za toba!
– Ktos poszedl – wtracila sucho. Rzucil jej szybkie spojrzenie.
– Powinnas sie cieszyc, ze to bylem ja – odparowal bezlitosnie.
Wydawalo jej sie, ze zdenerwowala Juliana, i w jakis przewrotny sposob ta mysl poprawila jej nastroj.
– Do ilu domow juz sie wlamywales? – zapytala gawedziarskim tonem, gdy zblizali sie do plazy.
– Nie bedziemy sie wlamywac. Po prostu wejdziemy i zobaczymy – sprostowal.
– A jest jakas roznica?
– Dziesiec lat wiezienia!
– Byles kiedys w wiezieniu?
– Nie, nie bylem! Rany boskie, kobieto. Masz o mnie dosyc kiepskie zdanie, prawda? – poskarzyl sie pod nosem.
– Po prostu bylam ciekawa.
– To tez cos warte. Lepiej, zebys byla ciekawa niz obojetna.
Zanim zdazyla wymyslic jakas odpowiedz, pociagnal ja za rog domu od strony oceanu.
– Wydaje mi sie, ze nikt nas nie zobaczy z urwiska, nawet gdyby ktos tam byl -wyjasnil, obrzucajac okno krytycznym spojrzeniem.
– Czy potrafisz otworzyc to okno nie wybijajac szyby?
– Wyglada na to, ze nie jest zamkniete zbyt dobrze. Dosyc stare. Powinno puscic, jesli sie je mocniej przycisnie.
– Tak, jak wszystko w twoim swiecie? – zapytala cicho.
Odwrocil sie i powoli obrzucil ja chlodnym, oniesmielajacym spojrzeniem. Z wystudiowana swoboda zalozyl rece na piersi i oparl sie o zmyta deszczem sciane domu. Emelina zaczela sie obawiac, ze posunela sie zbyt daleko. Jak zawsze, gdy byla zdenerwowana, przygryzla dolna warge i jej oczy pozielenialy.
– Emelino Stratton, jesli nie chcesz sie przekonac na wlasnej skorze, co znaczy prawdziwy nacisk, to lepiej pohamuj to swoje nowo odkryte zamilowanie do prowokacji.
Emelina skurczyla sie.