– Och – odpowiedziala slabym glosem. – Powinienes byl uprzedzic, to ja tez jadlabym bez cebuli.
– Nic nie szkodzi, smakujesz wspaniale. – Znow ja pocalowal, przyciagnal blizej i posadzil sobie na kolanach.
– Emmy, mozliwe, ze rano bede musial wyjechac – szepnal, gladzac jej biodra.
– Czy… czy myslisz, ze w Tucson dzieje sie cos az tak powaznego? – zapytala, marszczac brwi.
– Mozliwe. Jeszcze przed moim wyjazdem zaczelo sie tam burzyc i wyglada na to, ze teraz sytuacja eksplodowala.
– Och, Julianie – szepnela Emelina niespokojnie.
– Czy bedziesz za mna tesknila? Wziela gleboki oddech, wiedziala, ze odpowiedz bedzie miara jej zaangazowania.
– Tak.
– To dobrze – odrzekl z zadowoleniem i pochylajac sie, powiodl ustami po jej szyi. Po chwili podniosl sie, wzial ja na rece i poszedl do sypialni.
Nastepnego ranka Emeline obudzil dzwonek telefonu. Poruszyla sie leniwie nieco zdezorientowana, a potern rozpoznala ciezar ramienia Juliana na piersiach i z wysilkiem otworzyla oczy.
– Julianie! Telefon!
– Slysze – jeknal. – Nie zwracaj na to uwagi. To prawdopodobnie jeden z twoich poprzednich narzeczonych.
– Tylko Joe wie, ze tu jestesmy. – Uniosla sie na lokciu i siegnela po sluchawke. – Halo?
– Emmy? Joe. Czy jest tam szef? Musze z nim natychmiast porozmawiac.
Ze smutkiem podala sluchawke Julianowi. Oparl sie o poduszki. Przescieradlo osunelo mu sie do pasa.
– Tak, Joe, co sie dzieje? – zapytal zrezygnowany. – Dobrze, dobrze. Zaraz do niego zadzwonie. – Spojrzal na Emeline, ktora przesunela sie na drugi koniec lozka, i wykrecil jakis numer.
– Nie uciekaj, Emmy – szepnal czekajac, az ktos po drugiej stronie podniesie sluchawke. – Nie pocalowalas mnie jeszcze na dzien dobry.
– Jestes jak Kserkses – oburzyla sie. – Myslisz, ze masz prawo do czulosci, gdy tylko przyjdzie ci na to ochota!
– Lepiej uwierz, ze tak jest. Pocaluj mnie, kochanie. Ledwie jej usta dotknely jego ust, uslyszala odglos sluchawki podnoszonej na drugim koncu linii. Julian niechetnie oderwal sie od niej. Emelina pomknela pod prysznic. Nie chciala sluchac rozmowy, ktora miala odebrac jej Juliana.
Gdy Julian wszedl do lazienki, wiedziala, ze nadeszlo to, czego najbardziej sie obawiala. Bez.slowa otoczyl ja ramionami i przywarl twarza do jej policzka.
– Jedziesz do Arizony, tak? – spytala.
– Musze tam byc dzisiaj po poludniu, Emmy. Nie chce jeszcze wyjezdzac. Nie tak szybko. – W jego slowach brzmiala szczerosc, ktora dla Emeliny byla pociecha. Nie wiedziala, co ma powiedziec. W milczeniu obrocila sie w jego ramionach, przyciskajac sliskie od mydla piersi do jego nagiego ciala, i uniosla twarz do jego twarzy.
– Joe przyprowadzi twoj samochod z Oregonu – powiedzial Julian przy sniadaniu. – Nie chce, zebys tam wracala, Emmy. Przynajmniej, dopoki to wszystko sie nie skonczy.
Po sniadaniu poszli na spacer. Joe zajal sie potwierdzeniem rezerwaq'i Juliana. Zadne z nich nie wspominalo o wyjezdzie.
Gdy nadeszla pora wyjazdu na lotnisko, Julian ujal Emeline pod brode i usmiechnal sie do niej lagodnie.
– Kochanie, to nie jest koniec. Wiesz o tym, prawda?
– Wiem. – Ale nastepnym razem wszystko miedzy nimi bedzie wygladalo inaczej. Nastepnym razem bedzie musiala wyrownac rachunek. – Och, Julianie, szkoda, ze… – Zawiesila glos, nie konczac zdania.
– Zadzwonie do ciebie dzis wieczorem. – Pochylil sie, by ja pocalowac. – Badz w domu.
– Zobacze, czy uda mi sie to zmiescic w rozkladzie dnia – usmiechnela sie zaczepnie, ale oczy jej zwilgotnialy i z jakiegos powodu nie mogla przelknac sliny.
– Lepiej tego dopilnuj – powiedzial, nie okazujac rozbawienia. – Bo jak nie, to nastepnym razem, gdy sie spotkamy, naprawde cie spiore.
– Slowa, slowa. Bede w domu, Julianie – dodala szybko widzac, ze on nie uwaza tego za dobry temat do zartow.
Nie bylo czasu na dalsze rozmowy. W drzwiach pojawil sie Joe. Emelina zauwazyla wahanie na twarzy Juliana i wiedziala, ze chcial cos jeszcze powiedziec, ale nie mogl znalezc slow. Ona czula to samo. Pod wplywem naglego impulsu podeszla do stolika i zgarnela lezacy na nim maszynopis.
– Trzymaj – wlozyla go w dlon Juliana. – Cos do czytania w samolocie. Do widzenia.
– Dziekuje, Emmy – odrzekl cicho, przenoszac wzrok z maszynopisu na jej twarz. Nie powiedzial nic wiecej. Pocalowal ja odrobine szorstko i wyszedl.
Przez nastepna godzine Emelina przeklinala sie za zlamanie wlasnych zasad. Co ja podkusilo, zeby dac maszynopis Julianowi? Gdy wreszcie wyrobila sobie filozoficzne podejscie do sprawy i pomyslala, ze nie ma sposobu, by mogla odzyskac maszynopis, Julian siedzial juz w samolocie do Tucson. Stewardesa podala mu kubek kawy. Otworzyl paczke i przez dluzsza chwile wpatrywal sie w strone tytulowa z absurdalnym uczuciem, ze wdziera sie w intymny swiat Emeliny.
Pomyslal jednak, ze to smieszne. W koncu miala nadzieje, ze uda jej sie opublikowac te ksiazke! Ludzie beda ja czytali. I sama mu ja dala. Ta ostatnia mysl napelnila go glebokim zadowoleniem. Spojrzal na tytul: Wiez umyslow. Gorliwie przewrocil kartke i zaczal czytac.
Napotkal tam kobiete o imieniu Rana, ktora miala niezwykly problem. Urodzona w swiecie, gdzie telepatia i zdolnosc do laczenia umyslow byly norma, Rana pozbawiona byla tej umiejetnosci i przez cale zycie czula sie wyobcowana. Nie dla niej byly zwiazki, jakie powstawaly, gdy zakochani w sobie mezczyzna i kobieta dzielili niezwykla wspolnote polaczonych mysli.
By pozbyc sie wrazenia, ze nie pasuje do spoleczenstwa, Rana zatrudnila sie jako towarzyszka podrozy najstarszej corki poteznego rodu. Miala zawiezc ja na sasiednia planete, gdzie na dziewczyne oczekiwal narzeczony – dziedzic rownie moznej rodziny. Ta praca dawala Ranie szanse wyrwania sie z wlasnej planety, a byc moze nawet z calego systemu slonecznego. Gdzies tam w przestworzach galaktyki znajdowaly sie swiaty, w ktorych ludzie tacy jak ona, nietelepaci, stanowili norme. Postanowila poszukac takiego swiata.
Najpierw jednak musiala wykonac swoje zadanie, ktore bardzo sie skomplikowalo, gdy statek, ktorym obie podrozowaly, zostal zaatakowany przez wrogow przyszlego meza. Rana i jej towarzyszka, wystrzelone w przestrzen kosmiczna w zepsutej szalupie ratunkowej, bezradnie dryfowaly, czekajac na ratunek. Glowny problem lezal w tym, kto odnajdzie je pierwszy – sprzymierzency czy tez wrogowie narzeczonego, ktorzy chcieli porwac narzeczona. W drugim rozdziale ratunek nadszedl. Rana i jej pracodawczyni, Kari, czekaly w napieciu, gdy ktos zaczal wywazac zepsuty wlaz.
– To bez sensu, Rano – powiedziala cicho Kari i ze zdumieniem wpatrzyla sie w swa towarzyszke. – Ich umysly sa dla mnie tak samo zamkniete jak twoj!Nawet nie potrafie powiedziec, ilu ich tam jest!
– Mamy jeszcze strzelbe – zauwazyla Rana. – Jesli zgasimy swiatlo, bedziemy mialy nad nimi niewielka przewage. Otwor jest waski i musza wchodzic pojedynczo. – Nerwowo zacisnela palce na rekojesci malej strzelby, ktora znalazla w magazynie sprzetu.
– Co nam z tego przyjdzie? – Kari potrzasnela glowa. Ktokolwiek jest za drzwiami, jest uzbrojony po zeby.
– To jedyna szansa, jaka mamy. Schowaj sie za konsoleta komputerowa, Kari. Potrzebuje wolnej przestrzeni na linii strzalu.
Wielki Heliosie!Nigdy w zyciu jeszcze z niczego nie strzelala. Czy w razie koniecznosci zdobedzie sie na przycisniecie cyngla? Wylaczyla swiatlo. Nie miala czasu na rozmyslania. Drzwi zewnetrznej sluzy otworzyly sie z sykiem i pojawila sie w nich sylwetka mezczyzny w ciezkim skafandrze prozniowym. Helm mial odpiety i odrzucony na plecy. Rana widziala jego surowa, pobruzdzona twarz.
– Kari z rodu Thoran – odezwal sie mezczyzna oficjalnie -jestem Chal. Rod Lanal wyslal mnie, bym ci przyszedl na ratunek. Nie boj sie.
– Ona sie nie boi, tylkojest niesmiala wobec obcych – sprostowala Rana, pragnac sprawic wrazenie, ze kontroluje sytuacje. Przy takim mezczyznie trudno jest blefowac. – To byl nerwowy dzien. Dosyc sie zdarzylo, by przyszla narzeczona dostala gesiej skorki. A teraz moze sprobujesz nas przekonac, ze naprawde jestes tym, za kogo sie podajesz.
Mezczyzna, ktory przedstawil sie jako Chal, zatoczyl luk latarka i oswietlil jej postac przycupnieta za krzeslem