nie poleciec!
Przez jakis czas szli w milczeniu.
— A jak ich zwerbuja — odezwal sie Jura — to co potem?
— Potem wsadzaja ich na statki i wysylaja na asteroidy. Werbownicy dostaja forse za kazdego czlowieka wsadzonego do ladowni.
Dlatego udajac agentow handlowych tluka sie po Mirza-Charle. I innych miedzynarodowych kosmodromach.
Wyszli na ulice Przyjazni i skrecili do hotelu. Iwan zatrzymal sie przed wielkim bialym domem.
— Tutaj skrecam — powiedzial. — Do widzenia, Juro Borodinie.
— Do widzenia — odrzekl Jura. — Bardzo dziekuje. I przepraszam ze tam, w kawiarni, nagadalem roznych glupstw.
— Nie szkodzi. Najwazniejsze, ze mowiles szczerze. Uscisneli sobie rece.
— Posluchaj, Jura — zaczal Iwan i zamilkl. — Tak?
— Jesli chodzi o Rhee… — Przerwal, znow spogladajac w bok. Jura czekal. — No wiec, jesli chodzi o Rhee. Zajdz, bracie, dzisiaj, powiedzmy o dziewiatej wieczorem do pokoju trzysta szesc w hotelu.
— I co?
— Co z tego wyjdzie, nie wiem — powiedzial Iwan. — Ale w tyra pokoju zobaczysz czlowieka o bardzo groznym wygladzie. Sprobuj go przekonac, ze koniecznie musisz dostac sie na Rhee.
— A kim on jest?
— Do widzenia — ucial Iwan. — 1 nie zapomnij: pokoj trzysta szesc, po dziewiatej.
Odwrocil sie i zniknal w bialym budynku. Przy wejsciu wisiala czarna plastikowa tabliczka z bialym napisem: Sztab patroli porzadkowych. Mirza-Charle.
— Pokoj trzysta szesc — powtorzyl Jura. — Po dziewiatej.
2. Mirza-Charle. Hotel, pokoj 306
Jura zabijal czas. W ciagu kilku godzin obszedl niemal cale miasto. Lubil chodzic po nieznanych miastach i dowiadywac sie, co w nich jest. W Mirza-Charle byl SESK. Pod gigantyczna, przezroczysta kopule nikogo nie wpuszczano, ale teraz Jura wiedzial, ze SESK to System Elektronicznego Sterowania i Kontroli, elektroniczny mozg kosmodromu. Idac na pomoc od SESK, mozna trafic do przestronnego parku, z kinem pod golym niebem, dwiema strzelnicami, wielkim stadionem, z atrakcja „Czlowiek w rakiecie”, muzycznymi kabinami, hustawkami i miejscami do tanca, i z wielkim jeziorem, wokol ktorego rosly araukarie i piramidalne topole. Jura z rozkosza wykapal sie w tym jeziorze. Na poludniowych peryferiach miasta Jura trafil na niski czerwony budynek, za ktorym od razu zaczynala sie pustynia. Obok budynku stalo kilka kwadratowych atomocarow i chodzil blekitny policjant z pistoletem. Policjant powiedzial Jurze, ze czerwony budynek to wiezienie i rosyjski chlopiec nie ma co tu robic. Na zachod od SESK znajdowaly sie osiedla. Stalo tam duzo wielkich i malych, pieknych i niepozornych domow. Ulice byly waskie, bez nawierzchni. Zylo sie tu najwidoczniej calkiem niezle — chlodno, cieniscie i niedaleko od centrum. Jurze bardzo spodobal sie budynek miejskiej biblioteki, ale nie wszedl do srodka. Na zachodnich peryferiach miasta znajdowaly sie budynki administracji, a za nimi zaczynala sie ogromna dzielnica magazynow.
Magazyny byly bardzo dlugie, z szarego tworzywa, z gigantycznymi bialymi cyframi na scianach. Jura zobaczyl ogromna liczbe ciezarowek i ciezarowych helikopterow. Czegos takiego nie widzial jeszcze nigdy w zyciu. Od niemilknacego ryku silnikow zatykalo uszy. Jura nie zdazyl zrobic nawet dziesieciu krokow, gdy z tylu zawyla syrena. Uskoczyl w bok, pod jakas sciane. Sciana rozsunela sie i przez szeroka jak luk triumfalny brame prosto na Jure wypelzl olbrzymi czerwono-bialy potwor na kolach, dwukrotnie przerastajacy czlowieka. Z wysokosci pierwszego pietra na Jure zaryczal bezglosnie kierowca w tiubietiejce. Potworna ciezarowka powoli nabierala predkosci, sunac waskim przejazdem pomiedzy magazynami. Za nia z czarnego wnetrza magazynu juz wypelzala druga i trzecia. Jura ostroznie przemykal sie pod dyszacymi zarem scianami, ogluszony rykiem, warkotem i loskotem nieznanych mechanizmow.
Potem zobaczyl niska platforme, na ktora ladowano znajome cylindryczne butle z mieszanka do spawania prozniowego. Jura podszedl blizej i usmiechajac sie radosnie, stanal obok czlowieka, kierujacego zaladunkiem za pomoca przenosnego pulpitu na szyi. Przez jakis czas stal i patrzyl, jak dzwig starannie uklada spakowane sztaple butli jeden na drugim. Potem stwierdzil rzeczowo:
— Nie, to nie przejdzie.
— Co nie przejdzie? — spytal czlowiek i z zainteresowaniem spojrzal na Jure.
— Ta butla nie przejdzie.
— Dlaczego?
— Przeciez pan widzi. Ma utracony zawor. Czlowiek wahal sie przez kilka sekund.
— Nie szkodzi — odezwal sie w koncu. — Tam sie beda martwic.
— Nie — sprzeciwil sie Jura. — Nie bedziemy sie tam martwic. Odrzuccie ten sztapel.
Czlowiek zdjal rece z pulpitu i utkwil wzrok w Jurze. Wysiegnik dzwigu znieruchomial, kolejny sztapel kolyszac sie spokojnie zawisl w powietrzu.
— To przeciez drobiazg — powiedzial czlowiek.
— Tutaj.
Czlowiek wzruszyl ramionami i znowu polozyl dlonie na pulpicie. Jura uwaznie obserwowal wyladunek uszkodzonej butli, po czym uprzejmie podziekowal i poszedl dalej. Wkrotce zorientowal sie, ze zabladzil. Terytorium magazynow to jakby oddzielne miasto, a jego ulice i zaulki byly zdumiewajaco do siebie podobne. Kilka razy trafial w uliczki, wychodzace prosto na pustynie. Na koncu takich uliczek staly ogromne tablice z napisem: „Strefa niebezpiecznego promieniowania!”. Szybko zapadal zmierzch, nad magazynami rozblysly reflektory. Poszedl za kolumna jakichs maszyn na szerokich elastycznych gasienicach i niespodziewanie znalazl sie na szosie.
Jura wiedzial, ze miasto powinno znajdowac sie po prawej stronie, ale po lewej, tam, gdzie jechala kolumna, blyskaly roznokolorowe swiatla i ruszyl w te strone. Po obu stronach szosy rozposcierala sie pustynia. Nie bylo ani drzew, ani arykow, tylko rowny, czarny horyzont. Slonce juz dawno zaszlo, ale powietrze bylo nadal gorace i suche.
Roznokolorowe swiatla migotaly nad szlabanem. Obok szlabanu stal niewielki, podobny do grzyba domek. Obok domku, na laweczce pod latarnia siedzial policjant z helmem na kolanach. Drugi policjant przechadzal sie przed szlabanem. Na widok Jury przystanal, po czym skierowal sie ku niemu. Jura czul, ze zamiera mu serce. Policjant podszedl i wyciagnal reke.
— Papers[3] — zaszczekal.
Wpadlem, pomyslal Jura. Jesli mnie tu zatrzymaja… Zanim cos sie wyjasni… Po co ja tu szedlem! Pospiesznie siegnal do kieszeni. Policjant czekal z wyciagnieta reka. Drugi policjant zalozyl helm i wstal.
— Wait a minut — wymamrotal Jura. — Juz, juz… sekunde… No, gdzie ona jest…
Policjant opuscil dlon.
— Rosjanin? — spytal.
— Tak — odparl Jura. — Zaraz… widzi pan, mam tylko rekomendacje od zakladu… Wiaziemska Fabryka Konstrukcji Metalowych… — W koncu znalazl rekomendacje.
— Nie trzeba. — Glos policjanta brzmial teraz dobrodusznie. Podszedl drugi policjant i spytal:
— What’s the matter? The chap hasn’t got his papers?[4]
— Nie — powiedzial pierwszy. — To Rosjanin.
— A — rzekl drugi. Odwrocil sie i poszedl z powrotem do lawki.
— Chcialem tylko popatrzec, co tu jest — odezwal sie Jura.
— Kosmodrom — wyjasnil ochoczo policjant. — Tam. — Wskazal reka szlaban. — Ale nie wolno wchodzic.
— Nie, nie — powiedzial szybko Jura. — Chcialem tylko popatrzec. — Popatrzec mozna — zgodzil sie policjant. Zaczal isc w strone szlabanu. Jura ruszyl za nim. — To kosmodrom — powtorzyl policjant. Pod jasnymi gwiazdami Azji polyskiwala, jakby pokryta szklem, plaska rownina. Daleko przed nimi, tam, dokad biegla szosa, plonely rozblyski i przesuwaly sie swiatla reflektorow, wyciagajac z ciemnosci gigantyczne sylwetki. Od czasu do czasu nad rownina przetaczal sie slaby loskot. Statki kosmiczne, pomyslal z zadowoleniem Jura. Wiedzial