– Trzeba ja zaniesc do Zubrowa, zeby pokwitowal! – poradzil ktos z tlumu.

Zloto i dewizy, znalezione w duzych ilosciach, odniesiono do wagonu dowodcy.

– Razem z wami, towarzysze, zdamy je w Moskwie, wtedy sobie wyjasnicie, co jest czyje! – pocieszyl Dracz partyjnych bossow.

Nastepnie odkryto dwa obrazy Ajwazowskiego i jeden Riepina, ktore tajemniczym sposobem trafily do kontenera sekretarza obkomu.

– Jacys wrogowie mi je podrzucili! – oswiadczyl natychmiast Zwancew. – Prosze to zapisac w protokole.

– A wiec zwrocimy je Galerii Tretiakowskiej – skwapliwie zgodzil sie Dracz. – A teraz, towarzysze partyjni… ale odsuncie sie, chlopcy, pozwolcie ludziom przejsc… na moja komende: rzeczy do wagonu wniesc!

– A ja? A ja? Wypusccie mnie z worka! – wrzeszczal nieszczesny Uszatek.

– Towarzyszu przewodniczacy komisji, ja tak nie moge! Zobaczcie, towarzysz Krawcow zabiera moja walizke!

Kiedy szef urzedu celnego gramolil sie z worka, Zwancew miotal sie bezradnie wokol fortepianu firmy Becker. Dotoczyl go na kolkach do drzwi wagonu, uniosl lzejszy koniec do poziomy platformy i teraz popychal od strony klawiatury.

– Zapobiegliwy chlop, nie ma co! I krzepe ma, chociaz umyslowy – zagadali miejscowi, z zainteresowaniem obserwujacy cala scene. Ale Zwancew nagle sie zachwial, jeknal i ciezko opadl na peron.

– Naderwal sie, biedaczek! – krzyknela ze wspolczuciem jakas kobieta. Dracz spowaznial.

– Obywatele miejscowi! Nie mamy tu w eszelonie lekarza. Jakze bedziemy wiezc tego z ruptura, czy co mu sie tam stalo? Wezcie go do siebie. Wyleczycie go i jeszcze wam sie przyda w gospodarstwie. Dalibysmy mu nawet posag – jego walizke…

– To moze ja bym go wzial – zglosil sie chlop z wozem slomy. – Kamasze ma porzadne, akurat moja miareczka…

Pozbywszy sie ofiary zamilowania do muzyki, kapitan rozpoczal handel. Paul proponowal, ze zorganizuje aukcje, ale Dracz stanowczo sie sprzeciwil:

– A jak bysmy sie targowali? Widzialem takie aukcje na filmach – nudy na pudy! Sprzedajacy stuka mlotkiem i wykrzykuje ceny, a kupujacy tylko podnosza rece… Ani nie pogadasz po ludzku, ani towaru nie zachwalisz… Co za przyjemnosc z takiego handlu? Popatrz, jak nalezy to robic, Marsjaninie!

Niby arcymistrz szachowy w czasie symultanki, Dracz szedl wzdluz stosow zwalonego na peron towaru, rozmawial ze wszystkimi naraz i z kazdym z osobna, (natychmiast znajdowal towar na wymiane, zartowal z mloduchami. Fortepian nie wzbudzil wsrod chlopow szczegolnego entuzjazmu. Tylko jedna baba, ktorej wnuczka ukonczyla trzy klasy szkoly muzycznej, zaproponowala za instrument worek kartofli.

– Boga w sercu nie masz, babko! To zagraniczny instrument, doskonalej jakosci. Sama pomysl, jaka musi miec wartosc, skoro sekretarz obkomu ruptury sie przez niego nabawil! Trzy worki kartofli co najmniej! A jezeli jeden – to suszonego grochu.

– Boj sie Boga, oficerze! Za trzy worki kartofli daja teraz automat. A za groch moj Pietia kupil jakies przeciwpancerne cholerstwo, wielkie jak diabli.

– Coz, automat w dzisiejszych czasach to rzecz w gospodarstwie bardzo przydatna. Ale popatrz na ten fortepian. Na same klawisze poszly chyba kly calego slonia. Zebym sie tak z tego miejsca nie ruszyl, jezeli twoja wnuczka na jego widok nie zacznie sie jakac ze szczescia!

– A zeby ci, cholero, za takie zyczenia klina na kaca nikt nie dal! Sam sie wtedy zaczniesz jakac! No, dobra, dorzuce jeszcze beczulke kiszonych ogoreczkow, bo mi twoich chlopcow szkoda!

Pozostale kontenery byly nabite kozuchami, futrami z norek i sprzetem audiowideo. Wszystko to Dracz szybciutko powymienial na kartofle, bryndze i slonine. Burzliwy spor wywolal jedynie motocykl firmy Honda, za ktory udalo sie wytargowac piec prosiakow i beczke kiszonej kapusty. Francuskiej bielizny miejscowe elegantki nie chcialy kupowac.

– Na co nam to! Za przewiewne. Kazda niteczka oddzielnie! Po dwoch praniach popiolem bedzie do wyrzucenia. I nie ochroni przed zimnem. A mydla na wymiane nie macie?

Paul, ktory rozsmakowal sie juz w tym handlu, oznajmil, ze mydlo jest, caly kontener. Dracz jednak dyplomatycznie wyjasnil chlopom, ze cudzoziemiec pomylil slowa, bo inaczej zgromadzeni wymieniliby cale miasto rejonowe z przyleglosciami za pare skrzynek.

Potem wzial Paula na strone i powiedzial: – Mowiles przeciez stary, ze na to mydlo podpisales kontrakt z kims w Moskwie? No wiec wiez je do Moskwy, nie trwon. Bo sie okaze, ze zlamales slowo. A to nieladnie!

Dracz byl coraz bardziej przekonany, ze sympatyczny Amerykanin nie ma pojecia o zadnej tajemnicy i wierzy w wersje o mydle. No i niech sobie wierzy. Przyjemnie bylo myslec, ze Paul nie jest jakims wrednym szpiegiem, ale po prostu oszukanym przez Pentagon fajnym gosciem, komiwojazerem.

Rozdzial 10

TEN ZWARIOWANY KRAJ

Walentyna Biriukowa nie spala juz trzecia dobe. Wszystkie jej polecenia wykonywano tak, jakby je wydal sam Mudrakow. Sekretarz Sasza co chwila zaparzal jej kawe, tak jak lubila: po turecku i ze szczypta soli.

– Moze kanapeczke, Walentyno Siergiejewno?

– Pozniej, Sasza. Poloz sie na kanapie, odpocznij troche, jakby co, zawolam.

Po kazdej filizance kawy starannie malowala usta i sprawdzala, czy nie ma na zebach sladow szminki. O wiele latwiej mezczyznom zachowac nalezyty wyglad w czasie pracy! Poprawia krawat i gotowe. Ale nic, ona, Wala, przebije kazdego mezczyzne. Na dodatek do zachwalanej meskiej logiki ma jeszcze kobieca intuicje.

Sprawa wyjasniala sie bardzo szybko. Juz pierwszego dnia wyszlo na jaw, ze w stolicy oficjalnym odbiorca tajemniczego ladunku ma byc spolka „Moskwa”.

Spolka ta zas, wedle informacji KGB, znajduje sie w sferze wplywow towarzysza Alichana. Jak zreszta co najmniej polowa moskiewskich spolek. Udzialowcy mogli nawet nie wiedziec komu i za co placa haracz w postaci lapowek. Coz, to chyba nie przypadek, ze towarzysz Alichan znajduje sie na drugim koncu tego lancuszka?

Umowe podpisano z Rossem, ale za posrednictwem Hardinga. Inwigilacje Hardinga zlecono najlepszym funkcjonariuszom.

Wszystkich udzialowcow spolki „Moskwa” aresztowano w nocy i umieszczono na roznych pietrach Lubianki. Przez pierwsza dobe trzymano ich w pojedynkach, zeby mieli czas dojrzec. Potem umozliwiono im rozladowanie wezbranych emocji przed doswiadczonymi podstawionymi wspolwiezniami, w czasie miedzy przesluchaniami.

Osiagnieto wiec to, ze aresztowani gadali bez przerwy, zapominajac ze zmeczenia, co powiedzieli sledczemu, a co kapusiowi. Do tego dochodzil strach – wspolwiezniowie umieli postraszyc! – a strachem mozna doprowadzic delikwenta do pozadanego stanu.

Grupa sledcza przez caly ten czas pracowala bez przerwy. Na jej czele stal slynny major Banabak. W mlodosci pracowal jako laborant w Instytucie Fizjologii i od tego czasu stal sie postacia legendarna. Ludzie z innych wydzialow przychodzili go ogladac, a w zakladach wygral niejedna skrzynke wodki. Pod jego spojrzeniem laboratoryjne myszy same wlazily mu do ust.

Biriukowa czytala wszystkie protokoly przesluchan, nikomu nie powierzajac przeprowadzenia analizy.

Nazywam sie Siergiej Iwanowicz Chindiejew. Potwierdzam, ze to moja ksiega przychodow i rozchodow. Przyznaje, ze szyfrowalem wpisy, bo naruszajac socjalistyczne prawo, balem sie zdemaskowania. Z pomoca tych szyfrowanych zapiskow moge zeznac co nastepuje:

W ciagu siedmiu miesiecy pracy w spolce „Moskwa” osobiscie dalem lapowki 65 osobom urzedowym w postaci: rubli radzieckich – 565.000, dolarow amerykanskich – 580, koniaku – 89 butelek, zagranicznych prezerwatyw – 204 opakowania po 5 sztuk, czasopisma „Playboy” – dwie roczne prenumeraty, kawy rozpuszczalnej – 16 kg. Nazwiska tych osob podejmuje sie odtworzyc na podstawie moich notatek. Prowadzilem ponadto handel marihuana z taszkiencka spolka „Gorskie powietrze”. Uczestniczylem w budowie nielegalnej gorzelni w Pieriedielkinie, na daczy bylego poety Kukuszenki. Pomagalem metropolicie Fimienowi w sprzedazy za granica ikon z monasteru Donskiego.

Biriukowa przebiegla wzrokiem szesc stron maszynopisu, zawierajacego zeznania. Widac bylo wyraznie, ze Chindiejew jest smiertelnie przerazony i przyznaje sie do wszystkiego. W sprawie „Mydla” jego zeznania byly krotkie: podpisal z Rossem umowe na posredniczenie przy zamianie dwustu ton mydla toaletowego na przedmioty antykwaryczne. Kurs wymiany ma zalezec od okolicznosci i dodatkowych ustalen. Jako posrednik Chindiejew otrzymuje dziesiec procent i zobowiazuje sie przyjac mydlo do magazynu spolki.

Cala spolka „Moskwa” spiewala jak z nut. Tylko ksiegowy poczatkowo probowal sie wypierac, ale szybko mu to przeszlo po rozmowie w cztery oczy z majorem Banabakiem. Zeznania pozostalych czlonkow spolki pokrywaly sie z zeznaniami Chindiejewa. Analiza nagran rozmow podsluchanych w celach w zasadzie nie przyniosla nic nowego.

Biriukowa juz siegala po sluchawke, zeby kazac przycisnac badanych przy uzyciu skopolaminy, ale sie rozmyslila. Wewnetrzny glos czekisty podpowiadal jej, ze ci ludzie sa niewinni. Rzeczywiscie uwazaja, ze „Mydlo” to mydlo. Ani gumowa cela, ani „cztery kopyta”, ani nawet „majtki Andropowa” nic nie dadza, a nawet moga utrudnic sledztwo. Wala wiedziala, ze oszalaly z przerazenia badany, ktory nie ma nic do powiedzenia, zaczyna zmyslac niestworzone historie i mimo woli kieruje sledztwo na falszywy tor.

Skoro udzialowcy spolki nic nie wiedza, trzeba sie zabrac do Hardinga. Biriukowa wezwala przez interkom szefa grupy dewizowych prostytutek.

– Gdzie jest teraz Lina?

– W hotelu „Ukraina” z wiceprezesem firmy Nike.

– Jak tylko uda ci sie ja zlapac, natychmiast do mnie.

– Tak jest.

Lina, noszaca przezwisko Lania, byla chluba grupy dewizowek.

Miala nienaganna figure i niewinna buzie, a przy tym byla rowniez wyksztalcona. Nie tylko szwargotala w czterech jezykach, ale potrafila rozmawiac na rozne tematy – od komputerow do muzyki – sluchac zas rozmowcy umiala tak, jak Dale’owi Carnegie* [*Amerykanin, autor m.in. poradnika „Jak zdobyc przyjaciol i zjednac sobie ludzi”] nawet sie nie snilo. Prawde mowiac, trzymanie takiego pracownika w grupie dewizowek bylo niemal zbrodnia: Lania, z jej inteligencja i sprytem, moglaby zajsc o wiele wyzej. Ale wlasnie dlatego Biriukowej zupelnie sie nie usmiechalo widziec ja wsrod swych pracownic. W Pierwszym Zarzadzie bylo miejsce tylko dla jednej pieknej kobiety-Wali Biriukowej.

Lania, swiezutka jak prosto z wanny, weszla do gabinetu.

– Jestes coraz ladniejsza, kochanie – powiedziala Biriukowa zupelnie szczerze.

– Ale gdziez tam, Walentyno Siergiejewno… – bardzo naturalnie zmieszala sie Lania. Czternastoletnia dziewczynka, slyszac pierwszy w zyciu „dorosly”

Вы читаете Zloty Eszelon
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату