komplement, nie moglaby sie zarumienic bardziej wzruszajaco.
– Oto obiekt – rzucila Biriukowa, podajac Lani koperte z fotografiami Hardinga. – Tu masz tysiac dolarow na koszta, pokwituj. Jak go zdejmiesz, zawiez na „Dacze tatusia”. Dzis sie przygotujesz, a jutro zostaniesz skierowana w odpowiednie miejsce. Kontakt z grupa zabezpieczenia o osmej zero zero. – Walentyna wyjasnila Lani jej zadanie i na koniec dodala z usmiechem: – Dodatkowy komplet bielizny odbierzesz dzisiaj z magazynu od Trofimycza, zadzwonie do niego. Jasne?
– Tak jest, Walentyno Siergiejewno.
– To wszystko.
Biriukowa odprowadzila wzrokiem smukla figurke. Jak te dziewczyny to robia, ze mimo zarywanych nocy nie maja podkrazonych oczu!
Ze tez sie zdarzaja takie cudowne dni, niech to wszyscy diabli! Pogoda – jakby Willie specjalnie ja zamowil, wedlug swego gustu, niezla droga (co nieczesto sie zdarza nawet w okolicach Moskwy), nagranie nowej rosyjskiej grupy rockowej – bez watpienia zrobi furore na dzisiejszej imprezie… Do Srebrnego Boru Willie dojedzie w pol godziny; ruch jest niewielki. A tam, w letniej rezydencji ambasady amerykanskiej, bedzie dzis masa ludzi, pieczone kielbaski, trunki, zabawa… No i oczywiscie rowniez Anna ze swymi cudownymi nogami i biustem, ale, dla rownowagi, ze swoim narzeczonym z San Francisco. Tez sobie wybral moment, zeby przyjechac! Jak Pilat w credo.
Willie zahamowal na swiatlach i nagle cos rabnelo go z tylu. Jadaca za nim popielata Lada wbila sie w tylny zderzak jego Forda. Willie zaklal i wysiadl z auta, zeby obejrzec szkode. Z Lady wyfrunela sprawczyni wypadku, z blagalnym spojrzeniem, w czarnej sukience z rozcieciem na prawym biodrze. Wzrok Willie’ego przelecial rykoszetem od wyciecia do zgniecionego zderzaka i z powrotem. W koncu postanowil byc nieugiety:
– Co za przykry wypadek. Trzeba wezwac policje. Na te slowa wargi dziewczyny zadrzaly.
– Blagam pana, wszystko, tylko nie to, nie milicje! Pan jest przeciez obcokrajowcem! Moga mnie za to aresztowac! Pan jest Amerykaninem, prawda?
Willie wyprostowal sie dumnie. Blondynka zaczela szybko trzepac zupelnie niezla angielszczyzna:
– Prosze, odjedzmy stad jak najszybciej. Tu obok jest dacza mojego ojca, on jest w podrozy sluzbowej w Egipcie. Ale woz panu naprawia, niech sie pan nie martwi. Ach, jaka ze mnie niezdara! Niech sie pan zlituje, prosze! Przysiegam, za trzy kwadranse bedzie pan mial nowy zderzak. Tylko prosze nie wzywac milicji! Pan ma takie mile, przyjazne oczy!
Wziela go za reke.
Pozniej Willie zaklinal sie przed samym soba, ze wszystkiemu byl winien szampan, ktory Lina (tak miala na imie nowa znajoma) wyjela z lodowki, gdy tylko przyjechali na dacze. Dacza zrobila na Hardingu duze wrazenie. Byl tam nawet basen i jaccuzi.
– Pani ojciec jest pewnie czlonkiem rzadu?
– Wywodzi sie z prostych robotnikow. Choc teraz rzeczywiscie piastuje odpowiedzialne stanowisko. Jest u nas takich wielu. Ale prosze mi mowic po imieniu, Willie…
Rozmowa szybko przeszla z wgniecionego zderzaka na tematy o wiele przyjemniejsze i ciekawsze – takie jak wrozenie z reki i z ksztaltu czaszki. Lina, pochyliwszy sie nad dlonia Hardinga, z zaskakujaca dokladnoscia opisala mu jego przeszlosc, a potem, obmacawszy czolo i potylice, zauwazyla przenikliwie, ze Willie ma niezwykle silna wole i podoba sie kobietom.
Nastepnym punktem programu okazalo sie oczywiscie lozko. Tu Willie, ktory wiele w zyciu widzial, zupelnie zapomnial i o zderzaku, i o imprezie w ambasadzie. Co za dziewczyna, kurcze blade, co za dziewczyna! Mow po rosyjsku, malenka, ja tak lubie sluchac…
Obdarzywszy go jeszcze jednym pocalunkiem, Lina zamruczala:
– Nie myslisz chyba, ze jestem z KGB?
– Oczywiscie, ze nie, baby. To wszystko sa bajki dla idiotow. Jeszcze, koteczku, jeszcze… O, tak!
– A dlaczego jest pan taki pewien, mister Harding, ze nie jestem z KGB?
– Skad znasz moje nazwisko?
– My wszystko o panu wiemy, mister Harding. A to, czego jeszcze nie wiemy – zaraz pan uzupelni. Tylko prosze bez histerii!
Lina przespacerowala sie po pokoju i strzelila palcami. Jak w bajce, ekran stojacego w rogu telewizora ozyl i Willie zobaczyl na nim siebie oraz Line. O Boze, w jakiej sytuacji!
– Moze sie pan czegos napije, mister Harding? Willie poniewczasie naciagnal na siebie koldre, a Lina kontynuowala:
– Czemu pan sie tak denerwuje? Ludzka rzecz. Proponujemy panu maly interes. Moglibysmy na przyklad sprzedac ten film w Szwecji. Moze nawet Hollywood sie zainteresuje… Prosze spojrzec, co za jakosc zdjec – palce lizac! A moze panska malzonka zechce poogladac to sobie czasem na dobranoc?
Zeby Willie’ego zadzwonily o szklanke, ktora podala mi Lina.
– No dobra, dzieciaku, uspokoj sie. Na twoje szczescie rzeczywiscie pracuje w KGB i nie zyczymy sobie niepotrzebnego rozglosu. Opowiesz mi wszystko, co wiesz o Paulu Rossie i o ladunku, ktory on wiezie. I nikt sie o niczym nie dowie.
– A jakie mam gwarancje? – spytal Willie, przytomniejac.
– Ja tutaj zadaje pytania! – zareplikowala z pogarda Lina i uprzedziwszy, zeby Willie nie probowal klamac, zaczela go wypytywac.
Po niespelna trzydziestu minutach Lina odprowadzila zupelnie wytraconego z rownowagi Willie’ego do samochodu. Pogiety zderzak zastapiono nowym.
Na pozegnanie dziewczyna objela Hardinga i pocalowala go w usta:
– Jeszcze sie spotkamy, skarbie. W lozku jestes rewelacyjny. Pa!
Znudzony Sanka przygladal sie, jak juz od godziny wlasciciel duzego moskiewskiego mieszkania, Boria Kamniew, pokazuje Willie’emu swoja kolekcje.
– Ta srebrna cukiernica – zachlystywal sie Boria – pochodzi z pracowni samego Faberge. Prosze spojrzec, co za linie, co za ksztalt! A to Malewicz. Etiuda, olej. Prosze zwrocic uwage na koloryt! Znac reke geniusza!
Willie, nie wiadomo dlaczego, postukal w plotno palcem.
– Ostroznie, blagam! Dawna wlascicielka, glupia prostaczka, trzymala go na strychu, gdzie dach przeciekal. No i obraz troche zaplesnial. Wyglada na starszy, niz w rzeczywistosci. Ale dla znawcy to tylko zaleta!
Znawca Boria byl niegdys ginekologiem i zrobil majatek na nielegalnych skrobankach. Jakies dziesiec lat temu jedna z pacjentek nie wybudzila sie z narkozy. Sprawe udalo sie zatuszowac, ale z takimi trudnosciami, ze od tego czasu Boria nie mogl sie pozbyc drzenia rak. Musial wiec zalatwic sobie rente inwalidzka i pokochac starocie.
– A to – Boria ukazal zakopcona deske, wiszaca miedzy pejzazem morskim i afrykanska maska – perla mojej kolekcji. Mikolaj Cudotworca, XV wiek. Szkola nowogrodzka! To nie ikona, ale cudo. Majatek! Prosze nie dotykac.
Willie obejrzal ikone i zadal swoje standardowe pytanie:
– Dobrze. Ile mydla to kosztuje?
Boria wytrzeszczyl oczy, ale tu wtracil sie Sanka:
– Nie denerwuj sie, Boria. Nasz amerykanski przyjaciel ma wkrotce odebrac wagon mydla.
– Zagranicznego?
– Alez oczywiscie! I cale to mydlo chce zamienic na antyki. Wyobrazasz sobie te perspektywy?
– O, mydlo! Wspaniale! To obecnie najbardziej chodliwy towar – zapalil sie Boria. – Jasne, ze znajdziemy wspolny jezyk. Moj drogi Willie, wezme cala partie, prosze mi tylko dac znac, kiedy towar nadejdzie.
– Alez nie starczy ci tych staroci na cala partie! – wtracil Sanka, zeby go podbechtac.
– Wystarczy, Willie. Wystarczy! Sania zartuje. Zdobede, co pan zechce! Moze interesuje pana cos konkretnego?
– Owszem. Obraz „Skrzypek i koza” Chagalla. Wiem, ze jest w jakiejs prywatnej kolekcji, chyba w Moskwie.
Boria westchnal.
– Juz od roku sam go szukam. Ale na razie nie natrafilem na zaden slad. Choc moze mi sie poszczesci w ostatniej chwili? Tylko niech mi pan nie zniknie z oczu! Gdzie mam zadzwonic, jezeli znajde obraz?
Juz trzy dni Sanka na prosbe Alichana oprowadzal Willie’ego po najbogatszych moskiewskich kolekcjonerach, zapoznawal go z dziewczetami, ciagal po knajpach i uwaznie sluchal wszystkich rozmow. Zorientowal sie juz, ze Alichan jest w bledzie. Willie absolutnie nie probowal dochowac sekretu. O majacym wkrotce nadejsc ladunku trzepal na prawo i lewo, opowiadal kazdemu: „Mydlo toaletowe! Caly wagon! Kochanie, nigdy jeszcze nie wachalas takiego mydla! Moj przyjaciel oczywiscie bedzie bardzo zainteresowany panska ikona… numizmatami… kindzalem… Ma na wymiane mydlo! Milo poznac panska malzonke… Czy pani wie, o czym dopiero co rozmawialismy z pani mezem? O mydle! Ach, oczywiscie najpiekniejszej kobiecie Moskwy nie sposob odmowic takiej drobnostki…”
Bylo jasne, ze to nie kamuflaz: Willie, z jego chelpliwoscia, upodobaniem do blondynek i prostoduszna pewnoscia siebie, caly byl jak na dloni. Typowy analityk, ktorych zatrzesienie w kazdej moskiewskiej ambasadzie. Sance nie chcialo sie nawet z nim sprzeczac, kiedy Willie rozpoczynal swoje zwykle rozwlekle zachwyty nad pierestrojka i wielkim postepem w lonie radzieckiego kierownictwa. Nie, niemozliwe, zeby Willie wstawial kit, ale na wszelki wypadek nalezy go jeszcze raz sprawdzic. Sanka nie bedzie go przeciez holowal jeszcze przez tydzien! Nie ma juz sil, a w dodatku zaniedbal inne sprawy. Jutro, moj chlopcze, wyspiewasz mi wszysciutko. A na razie lec do swojej kolejnej flamy. Chcialbym tylko wiedziec, kiedy ty pracujesz.
Zly i zmeczony, Sanka wrocil do domu juz po polnocy.
– Gdzies ty byl, wujku Sania? Nie moglbys mnie brac ze soba? Po jaka cholere wloczysz sie sam po ciemku? Jeszcze cie gdzies stukna!
– Swietnie, moj chlopcze, wspaniale. Nawet mama sie tak o mnie nie troszczyla. A teraz mi powiedz: pamietasz z twarzy tego Amerykanina, ktorego ostatnio obskakuje?
– Oczywiscie, wujku Sania.
– No wiec jutro mam sie z nim spotkac. Ogona juz za soba nie ciagnie: widocznie KGB tez stracilo zainteresowanie, nie tylko ja. Tu masz miejsce i godzine – Sanka wreczyl Krewniakowi swistek papieru – to stary dom, na podworze sa dwa wejscia. – Mamy sie spotkac juz w mieszkaniu. Widzisz, moj maly, ilu twoj wujek ma przyjaciol? I wszyscy wyjezdzajac daja mu swoje klucze. Na tym wlasnie polega meska solidarnosc, zapamietaj sobie na przyszlosc. Tak, o czym to ja mowilem? Zaczekaj na tego palanta na schodach i nastrasz go porzadnie. Tylko bez siniakow!
– Rozumie sie, wujku Sania.
– A ja przyjde zaraz po nim, po jakichs paru minutach. I obronie go przed toba w uczciwej walce na piesci.
Krewniak usmiechnal sie szeroko.
– Nie boj sie, dryblasie, nie zleje cie. Stukne leciutko, po ojcowsku. Ale masz mi go nastraszyc tak, zeby nie mogl utrzymac jezyka w gebie!