najlepszym swietle, wypasc jak najefektowniej…

A potem nagle wszystko sie skonczylo. Pekla jakas wewnetrzna logika wydarzen. Zapanowala nieprzyjemna atmosfera, jak w kinie, kiedy nagle w najciekawszym miejscu filmu urwie sie tasma, rozblyska swiatlo i widz raptem stwierdza, ze znajduje sie nie w basniowym krolestwie, lecz w zaplutej, obskurnej sali. Tak bylo i teraz. Salymon stal z twarza zmasakrowana na krwawa maske. Gdyby nie wzrost silacza, nie mozna by go poznac. A wiec stal biedak i ocieral te porozbijana twarz rekawem. Palila go zywym ogniem. Gdyby tak komus przyszlo do glowy podac mu chocby zamoczony w zimnej wodzie recznik! A Lonieczka lezal. Raz sie poruszyl, podciagnal lewe kolano do brzucha, ale tylko jeknal, i dal za wygrana. Nikt nie zauwazyl, kiedy Salymon go znokautowal. Zubrow takze. Wiec zapytal:

– No co tam, maja walczyc dalej, czy na tym koniec?

Pochylil sie nad Lonieczka miejscowy medyk, pomacal mu tetnice na szyi i oglosil, ze walka zakonczyla sie zwyciestwem Salymona. Pelnym zwyciestwem.

Nic nie powiedzial bat’ko Sawela, tylko reka machnal, nakazujac rozebrac barykade na trasie eszelonu i zniknal w swoim namiocie bez pozegnania. Taczanki takze w mgnieniu oka rozjechaly sie w rozne strony. Wszyscy pospieszyli do swoich kureni kasze warzyc, a kazdy do glebi sfrustrowany – ot, oczekiwali ludzie widowiska, a tymczasem poszlo calkiem nie tak.

A do Salymona juz biegnie Zinka z recznikami i zimna woda. I obejmuje go ze szlochem. Glupie te baby. Czego tu ryczec? Chlop zywy, zdrowy, tyle ze gebe ma rozkwaszona. Ale geba sie zagoi. Nie ma co beczec.

Zubrow wybieral sie do ostatnich wagonow, pogratulowac wysoko postawionym towarzyszom cudownego ocalenia. Postanowil przedstawic im Salymona, ich wybawce.

– Salymon!

– Tak jest!

– No, dosc tego mycia, chodz tutaj.

Salymon przerwal toalete, podbiegl w pelnej gotowosci. Tymczasem przy ostatnich wagonach na Zubrowa juz czekaja towarzysze na odpowiedzialnych stanowiskach.

– Czy wiadomo wam, pulkowniku, ze tego rodzaju widowiska sa u nas zakazane?

– Wiadomo.

– A zatem, towarzyszu pulkowniku, swiadomie demoralizujecie swoj batalion. Narazacie zycie zolnierzy! I to w imie czego? Waszych niezdrowych sklonnosci do kontaktow z bandytami i poszukiwania mocnych wrazen. A moze to hazard? Chodzilo o pieniadze? No jasne, zatrzymaliscie transport, liczac na latwy grosz.

Podbiegl Salymon, ale szanowni towarzysze dalej swoje:

– Dostaliscie wyrazny rozkaz. A wy co? Oj, niedobrze, pulkowniku! Oswiadczamy to w obecnosci waszego podwladnego: niedobrze!

Och, nie powinien byl towarzysz Zwancew tego mowic! Zlosc w Zubrowie zakipiala, co sprawilo, ze stal sie niezwykle ugrzeczniony.

– W sama pore, panowie komunisci, przypomnieliscie mi o uczciwosci. Moja wdziecznosc nie ma granic.

Pokaz no sie, Salymon… Niezle oberwales! Buzka jak malowanie. Gdybym byl ministrem obrony, za taka walke, za uratowanie batalionu, za wytrzymalosc i odwage awansowalbym cie na stopien oficerski. Ale na to na razie bedziesz musial poczekac. Tymczasem w obecnosci wysoko postawionych towarzyszy przyjmij moje przeprosiny, ze narazilem twoje zycie. Uznaje swoj blad. Pomozesz mi go naprawic?

– Tak jest, dowodco!

– Poczekaj, sprawdze, czy wszyscy sa w wagonach. Chodz, odczepimy ten hak. Tak, dobrze. Teraz wejdz do wagonu i daj sygnal do odjazdu.

Jakos nie od razu zorientowali sie partyjni bossowie, ze ich wagony zostaly odlaczone od reszty skladu i nie stanowia juz jednosci ze Zlotym Eszelonem, a odleglosc miedzy nimi szybko sie zwieksza. A kiedy to spostrzegli, podniosly sie krzyki i protesty. Zubrow z tylnej platformy odjezdzajacego pociagu rzucil im na pozegnanie:

– A idzcie wy do…

Jednakze z powodu glosnego stukotu kol towarzysze komunisci nie zrozumieli, dokad maja sie udac – do Rostowa? Do Doniecka? Do Slawianska?

Z dawien dawna w stepie tradycyjnie wbija sie w ziemie zerdz z konskim ogonem na szczycie na znak granicy swych terytoriow. I oto stoi teleskopowa antena radiostacji dalekiego zasiegu, obok hermetyczna przyczepa z aparatura – a na szczycie anteny powiewa konski ogon. Wszystko jasne – tu koncza sie wlosci bat’ki Sawely. Stepowy rozjazd, ni drzewka, ni krzaczka. Tylko spetane konie i taczanka z cekaemem tuz przy torach.

Zloty Eszelon zatrzymal sie, posluszny czerwonemu swiatlu semafora.

– Ktory to z was Zubrow?

– Ja. O co chodzi?

– Bat’ko prosil o kontakt. Tutaj, tutaj.

Zubrow wszedl do kabiny z radiostacja. Radiotelegrafista wcisnal jakies guziczki, zapalily sie roznokolorowe swiatelka. Podal Zubrowowi mikrofon.

Wzial pulkownik mikrofon i juz slyszy znajomy glos:

– Czesc, Zubrow!

– Czesc, bat’ko Sawela.

– Odjezdzasz?

– Odjezdzam.

– Nie zdazylem nawet z toba pogadac od serca.

– Jeszcze sie spotkamy, to nam nie ucieknie.

– Sluchaj Zubrow, a moze rzucisz w diably cale to swoje wojsko i wrocisz do mnie? Miejsca tu dosc i pelna swoboda. Dziewczyne ci taka znajde, ze cala Ukraina az jeknie z zachwytu. Kazdemu z twoich chlopakow dam dobrego konia. No, jak bedzie?

– Nie, bat’ko Sawela, musze ratowac ojczyzne.

– A wiesz, Zubrow, ze o mnie teraz caly step mowi?

– Co mowi?

– Gadaja ludziska o mojej madrosci, ze niby przegral zaklad Sawela, a i tak dostal to, co chcial. Chlopaki wymyslaja rozne historie, wciaz sie staraja odgadnac, jak tez ci komunisci wpadli mi w rece. Tak sie uradowali, ze nawet tych komuchow od razu nie zabili. A wiesz, Zubrow, ze i o tobie caly step rozpowiada? Ja w koncu tez badam nastroje, licze sie z opinia publiczna. Ludzie gadaja, ze niezwykly z ciebie czlowiek. Chociaz, mowia, Sawela go podszedl, oszukal…

– Wcales mnie nie oszukal…

– Wlasnie o to chodzi, ze nie, a oni powiadaja, ze kto Zubrowa oszuka, trzech dni nie przezyje…

– No, jeden dzien juz masz za soba.

– Ale jeszcze dwa mi zostaly. A przeciez cie nie oszukalem!

– Uspokoj sie. Bedziesz dlugo zyl. Juz ja ci to zalatwie.

– U kogo?

– Albo to malo mam przyjaciol?

Zubrow przerwal polaczenie, wyszedl z kabiny i polecil radiotelegrafiscie, aby przekazal stepowym, ze bat’ko Sawela go nie oszukal. I zeby byli atamanowi posluszni.

…Od tej pory rozniosla sie po stepie wiesc, ze bat’ko Sawela rzadzi dobrze i uczciwie, nigdy nikogo nie oszukal, ze trzeba go sluchac, ale i nad nim jest wieksza sila.

Rozdzial 13

STRATA

Pod wieczor eszelon powinien byl dotrzec do Rostowa nad Donem. Stamtad drogi prowadzily w rozne strony. Zubrow zebral oficerow batalionu w swoim przedziale na narade. Mieli uzgodnic dalsza trase.

Z Rostowa mozna skrecic na polnoc i jechac prosto do Moskwy. Starszy maszynista uslyszawszy to, az podskoczyl.

– Z Rostowa w zaden zywy sposob nie da sie skrecic na polnoc, towarzyszu pulkowniku!

– A dlaczego? – zapytal Zubrow.

– Dlatego, ze jak pojedziemy na polnoc, nie bedziemy mogli ominac Woroneza.

– I co?

– Tam, towarzyszu pulkowniku, nie ma zywej duszy i byc nie moze. Na wszystkich kolejnych stacjach pytalem, jak wyglada sytuacja dalej. Wszedzie ludzie gadali jak jeden maz: w Woronezu byl wybuch. Teraz nie ma tam zadnych zywych stworzen, procz pajakow. Ogromnych, wielkosci psa.

– Jaki wybuch? Atomowy?

– Pozwolcie, towarzyszu pulkowniku, zameldowac… – wtracil sie mlodziutki porucznik, niedawno przeniesiony do Specnazu z wojsk inzynieryjnych.

– Mow.

– Pod Woronezem znajdowala sie elektrownia atomowa. Pol roku temu doszlo tam do awarii. Zawiodl system chlodzenia. Tak jak w Czarnobylu. Tylko ze w Woronezu nie zrobiono wokol tego tyle halasu. Czasy nie po temu. Wybuch byl dosc slaby, reaktor nie taki potezny. Zostaly zniszczone tylko urzadzenia kontrolne. Z poczatku nawet sie ucieszono, ze eksplozja niegrozna, myslano, ze na tym sie skonczy. Pulk, w ktorym sluzylem, przerzucono do zabezpieczenia terenu. Stalismy przy samej elektrowni, skazenie wowczas bylo nieduze. Okazalo sie jednak, ze reaktor nadal sie nagrzewal, az wreszcie wszystko sie w nim stopilo. A kiedy sie stopilo, splynelo w dol. Przepalilo fundament, na ktorym stal reaktor – betonowa plyte grubosci dwoch metrow… I doszlo az do wod gruntowych. Teraz jest tam najwiekszy na swiecie gejzer. Co dwie godziny tryska dwustumetrowy slup radioaktywnej wody, a wiatr roznosi pyl wodny. Po pierwszym wytrysku z naszego pulku zostali przy zyciu tylko ci, ktorzy akurat byli na przepustce, ja wsrod nich. Teraz naprawde nie ma tam zadnego zycia, a gejzer wciaz tryska. Przedtem niektorzy naukowcy, taka ich mac, byli za tym, zeby elektrownie atomowe budowac pod ziemia. Tymczasem sie okazalo, ze to jeszcze niebezpieczniejsze, ze…

Вы читаете Zloty Eszelon
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату