niecenzuralna wiadomosc do przekazania, to on, Fiedia, nie bedzie krecil nosem i przyjmie ja bez zadnych zastrzezen.
Wtedy dopiero udalo mu sie zasnac. Nie wiedzial i nie mogl wiedziec, ze kiedys naprawde napisze ksiazke i nie otrzyma za nia najwyzszego wymiaru kary.
„Tu mowi Radio Swoboda. Podajemy najnowsze wiadomosci. Dziewczyna imieniem Grusza przepowiada przyszlosc i oferuje lekarstwa na nieszczesliwa milosc po umiarkowanej cenie.
Telefon 07 0482 2608 82, faks… czeki prosze przysylac na adres… ci, ktorzy nie posiadaja twardej waluty, nie sa mile widziani…”
Fiedia Brusnikin az zamrugal oczyma ze zdumienia. To bylo cos nowego w programie Radia Swoboda. W ostatnich latach jego popularnosc spadla. Audycje, rodem prosto z Monachium, coraz bardziej przypominaly artykuly z gazety „Prawda”. Z ta tylko roznica, ze nie mozna w nie bylo zawinac sledzi. Radio Swoboda wciaz nawolywalo do cierpliwosci, ograniczenia zadan, czesto mowilo o Gorbaczowie i jego sukcesach na Zachodzie… Ale skad nagle „dziewczyna imieniem Grusza”?!
Teraz dopiero Fiedia zauwazyl, ze Swoboda nadaje na innej niz zwykle czestotliwosci. Weszyl w tym jakis podstep, ale nie mogl oderwac sie od radia.
Wysluchal romansow w wykonaniu zespolu „Romen”, interpretowanych z wielkim uczuciem. Przyjal do wiadomosci informacje na temat sprzedazy w ilosciach hurtowych farbki, pieprzu i modnych krawatow. I dopiero uslyszawszy, ze za konie nieodprowadzone na noc do stajni Cyganie nie biora odpowiedzialnosci, pojal, o co chodzi. To byla audycja radiowa niezaleznego taboru cyganskiego, koczujacego na terenie Moldawii, pragnacego jednak rozszerzyc sfere informacji na wlasny temat. Rzeczywiscie, Cyganie ci wybrali dla swojego radia nazwe Swoboda. Skad mieli wiedziec o istnieniu monachijskiej rozglosni? A nawet gdyby wiedzieli, watpliwe czy uznaliby imienniczke za powazna konkurencje.
Rozdzial 17
Na biurku Walentyny Biriukowej lezaly dwa telegramy, z ktorymi juz trzecia dobe zmagali sie najlepsi szyfranci KGB. Z dwoma stopniami szyfru poradzili sobie dosyc szybko. Jednak tresc informacji radiowych, ktore wymienili pomiedzy soba pulkownik Zubrow i general pulkownik Gusiew, wydawala sie wiecej niz dziwna.
Zubrow wiezie do Moskwy ten przeklety tajny ladunek. Na rozkaz Gusiewa. Z poczatku, jak to u tych dzielnych wojakow bywa, gotow byl ow ladunek dostarczyc chocby za cene zycia – wlasnego i czyjegokolwiek. Coz wiec teraz wywolalo w nim tak silne wzburzenie? I za co obwinia sie general? Chyba ze to wszystko jedynie kamuflaz i naprawde chodzi o pucz wojskowy, majacy na celu obalenie wladzy. No, Walu, wlacz swoja slynna intuicje! Ale intuicja dzisiaj, jak na zlosc, milczala. Za to bolal Wale krzyz, jak zawsze w takie dni.
Rozleglo sie pukanie do drzwi i do gabinetu wszedl szyfrant.
– Melduj!
– Towarzyszko pulkowniku, trzeciego stopnia szyfru nie wykryto. Tekst radiogramu brzmi, jak podano poprzednio.
– Mozesz odejsc!
Skoro brakuje informacji, by wyciagnac ostateczne wnioski, sprawe nalezy odlozyc. Wala nie wiadomo ktory juz raz wyjela z sejfu kasete z zapisem przesluchania przez Lanie wystraszonego, zdezorientowanego Willie’ego. Wlaczyla wideo. Ekran znow ozyl, Willie zaczal sie miotac, Lania patrzyla na niego ze wzgardliwym usmieszkiem… Mezczyzna zupelnie traci godnosc, kiedy jest bez spodni! Kobieta – o czym Wala wiedziala na podstawie swego bogatego doswiadczenia – przeciwnie, nabiera godnosci. Nie ma juz nic to stracenia, spoglada dumnie, moze nawet napluc w twarz. A jesli chodzi o mezczyzne, to jest to najlepszy sposob, zeby go zlamac. Willie najwyrazniej nie klamal podczas tego przesluchania. W kontenerze bylo mydlo. Mydlo!
Stop. Okruchy mozaiki ulozyly sie w calosc.
Nie istnieje zaden tajny ladunek. Jest tylko mydlo. Och, ten nasz nawyk, zeby zawsze spodziewac sie ze strony Amerykanow jakiegos zagrozenia! A wiec tak: Zubrow juz w drodze dowiedzial sie w jakis sposob, co polecono mu dostarczyc do Moskwy. Takie zadanie specjalne kazdego wprawiloby we wscieklosc. Dlatego Zubrow poczestowal mocnym slowem generala, ktory tymczasem sam sie zorientowal w sytuacji. Ma sie rozumiec, ze Gusiew nie moze sklac
Biura Politycznego, ale przed pulkownikiem bije sie w piersi. I jest za co, a zarazem w ten sposob general, posrednio potwierdza brak szacunku wobec wladz. No i prosze, sprawa okazuje sie zupelnie prosta!
Ale, na Boga, co ona, Wala, ma teraz zrobic? Zameldowac Mudrakowowi bez zwloki, jakiego durnia z siebie zrobil? A na podstawie czyich informacji dzialal? Jej! To ona sprawila, ze nawarzyl tej kaszy. Teraz nie wybaczy Wali nie tylko jej wlasnych bledow, ale – tym bardziej – swoich!
Nie meldowac? I co wtedy, Boze kochany? Zbierze sie Biuro Polityczne, znajda w kontenerze mydlo… Do diabla z Mudrakowem, on tez nie ocali glowy. Stop, Walu, a czy o to chodzi, ze wyjdzie na jaw sprawa mydla? Badz co badz, mydlo odegralo swoja role – wlasnie jako tajna bron. Przez ten czas, kiedy ona i Mudrakow kopali dolki pod Alichanem, cale Biuro Polityczne zdazylo sie przestraszyc. Ze Alichan rwal sie do wladzy? Wszyscy tak samo sie do niej rwa i boja sie, ze ladunek wpadnie w rece KGB, dlatego…
Dlatego dojdzie do przewrotu. Tak, tak, tamci nie maja innego wyjscia. Predzej czy pozniej podjeliby decyzje rozwiazania KGB, zwalenia wszystkiego na te instytucje i obiecania ludziom kolejny raz nowego zycia. I oto godzina wybila. Nie ma na co dluzej czekac. Zorganizuja przewrot, zanim jeszcze kontener zostanie otwarty. Prezydent jest akurat za granica… Nawet intuicja nie jest potrzebna, zeby to wszystko przewidziec.
Powiedziec Mudrakowowi? Chyba wyslucha winowajczyni. Byleby tylko zdazyc!
Wale oblal zimny pot. Wlozyla dokumenty do sejfu, narzucila skorzana kurtke. Zwolnila sekretarza
– jak dlugo mozna w koncu trzymac chlopaka bez snu? Dzien roboczy sie juz skonczyl. Ona tez ma prawo pomyslec, zastanowic sie… Samochod poniosl ja do Starego Arbatu. Tutaj wysiadla. Chciala pobyc troche sama.
Od dziecinstwa nie zwracala sie do nikogo o rade ani pomoc w trudnych sytuacjach. Nie miala tez przyjaciol. Wszystkie decyzje zyciowe podejmowala sama, z nikim sie nie konsultujac. Ale te znane z lat mlodosci stare zaulki bardzo lubila. Najlepsze pomysly przychodzily jej tutaj do glowy. Po prostu szla przed siebie ulica, od czasu do czasu skrecajac bez celu.
Oto maly skwer – dziwne, ze jeszcze go nie zlikwidowali! Ile lat tu nie byla? To miejsce jej pierwszej randki. Alez sie wtedy denerwowala, biedaczka! Marzyla zeby zamiast nedznego paltocika po starszej siostrze zjawic sie w prawdziwej skorzanej kurtce – wzorem komsomolki z legendarnych lat dwudziestych! Nawet laweczka wciaz ta sama. Wszystko wokol sie zmienilo, a ona zostala. Azurowa, wymyslna, jak to bylo w modzie. Chlopak, ktory wtedy Wale calowal, pewnie juz od dawna jest zonaty, ma dzieci… A ona, Wala…
Nagle poczula silne uderzenie w tyl glowy i runela w ciemnosc.
– Predzej, sciagaj z niej kurtke! Tylko nie podrzyj, jelopie!
– Patrz, Pietka, ma prawdziwa spluwe! Suka, musi byc z bezpieki! Moze dobijemy babe?
– Sama zdechnie. Trzeba wiac, moze ma obstawe. Sciagaj z niej buty i zrywamy sie.
Drzwi sie otworzyly i do gabinetu wszedl barczysty mlody mezczyzna w jasnopopielatym garniturze.
– Towarzyszu generale, major Awilow, wedle rozkazu.
– Prosze siadac, majorze – zaprosil Mudrakow, nie wstajac zza biurka. – Zajmowaliscie sie wczesniej sprowadzaniem zza granicy dyplomatow uznanych za persona non grata?
– Tak jest, towarzyszu generale.
– Przechodziliscie specjalne przeszkolenie w Instytucie Toksykologii?
– Tak jest.
– A potem zostaliscie przeniesieni do wydzialu operacyjnego. I co, jestescie zadowoleni z obecnego przydzialu?
– Tak jest, towarzyszu generale.
– Ciagle tylko powtarzacie „tak jest” i „tak jest”! A ja wlasnie chcialem zaproponowac wam nowe zajecie. Zanim was wezwalem, zapoznalem sie z wasza teczka personalna. Potrzebny mi osobisty referent, Kola. Moge sie do ciebie zwracac po imieniu? To etat pulkownikowski. Jestes odpowiedzialny tylko przede mna. Dotychczasowej referentce Wali Biriukowej przydarzyl sie nieszczesliwy wypadek. Zostala napadnieta na ulicy. Uderzenie w glowe. Bandyci polaszczyli sie na skorzana kurtke. Wala lezy teraz w klinice im. Sklifosowskiego. Lekarze robia nadzieje, ale stan jest ciezki. Sam rozumiesz, ze dla pracownikow organow bezpieczenstwa to bardzo niebezpieczna sytuacja. Szkoda. Wala byla naprawde czarujaca. Boje sie, ze biedaczka nie przezyje. A robota ktos musi sie zajac… I co ty na to, Kola?
– Ja, towarzyszu generale, zawsze…
– No, no, nie jestes mlodym pionierem. Teraz nie podlegasz nikomu procz mnie. Zadowolony?
– Zadowolony, towarzyszu generale. Nigdy nie myslalem…
– Teraz bedziesz musial myslec. I wiesz co? Zanim jeszcze obejmiesz swoje obowiazki, odwiedz poprzedniczke. Nie szkodzi, ze jest nieprzytomna, zanies jej jakies kwiatki. Na znak uszanowania.
Mezczyzni spojrzeli sobie prosto w oczy.
– Polecenie bedzie wykonane, towarzyszu generale.
– Mozesz isc, podpulkowniku. Jutro przejmiesz wszystkie sprawy.
Walentyna Biriukowa zmarla w szpitalu tego samego wieczoru, nie odzyskawszy przytomnosci.
Po prawej stronie nasypu, jak okiem siegnac, z pociagu widac bylo tylko wode – Zalew Wolgogradzki. Slonce juz wstalo, podnoszac znad wody tuman mgly. Dracz ziewnal i spojrzal na zegarek. Za piec minut konczy sie jego zmiana, wtedy wroci do cieplego przedzialu i przytuli Lubke. A potem poje jak nalezy, Lubka juz na pewno nakroila cebuli i sloninki. Pozniej przerwa i drugie sniadanko. A potem bedzie mozna sie porzadnie wyspac.
Sny Dracza, nie wiadomo czemu, nigdy nie wiazaly sie z wojskiem – przynajmniej te, ktore zdolal zapamietac. Lubil zwlaszcza wracac do jednego, w ktorym byl chutor pelen drzew wisniowych i grusz, i para wspanialych koni. Dracz poil je nad rzeka, a kobiecy glos wzywal go z chaty…
– Batalion! Mowi Pierwszy…
Dracz ocknal sie. Wydawalo mu sie, ze mgla za oknem nabrala zoltego odcienia.
– Major Brusnikin i kapitan Dracz do mnie. Idac do kwatery dowodcy, Dracz poczul, jak pociag nabiera predkosci.
Zubrow, bardzo spokojny, juz czekal. Ale tym razem nie tracil czasu na zwykle zarciki.
– W ciagu nocy minelismy dwie wsie, nie liczac pojedynczych zagrod. Obserwowalem przez noktowizor. Nie zauwazylem ani swiatelka, ani dymu z komina,