REPUBLIKA ZEKOW

Wczesnym, chlodnym rankiem eszelon zblizal sie do Potmy. Przez przednie okno lokomotywy Zubrow zobaczyl dziwny znak – na okraglej tablicy ludzka czaszka i skrzyzowane karty do gry, krol i krolowa, starannie namalowani i zupelnie nadzy. Pod spodem rownie dziwny napis: REPUBLIKA ZEKOW. WJEZDZAJ, FRAJERZE, POHULAMY!

Kilometr dalej nastepny znak informacyjny: TORY ROZEBRANE. HAMOWAC PRZED STACJA. Po polkilometrze druga identyczna tablica. Maszynista zaczal zwalniac.

Zubrow zaklal, potem wzial mikrofon i zakomenderowal ostro:

– Batalion, gotowosc bojowa!

– Tak jest, towarzyszu pulkowniku!

– Kapitan Dracz do mnie!

– Tak jest!

Zubrow wrocil do swojego wagonu. Dracz juz czekal na niego przy drzwiach kwatery. Po dachu lomotali buciorami zolnierze, zajmujacy pozycje bojowe.

– Czolem, Dracz.

– Zdrowia zycze, towarzyszu pulkowniku!

– Wchodz.

Zubrow otworzyl drzwi przedzialu.

– Wyglada na to, ze przed nami nie ma torow. Wez, kapitanie, pluton zolnierzy i ruszajcie na zwiad. Bedziemy utrzymywac stala lacznosc radiowa. W razie czego dostaniecie wsparcie.

– Tak jest, towarzyszu pulkowniku.

– Wykonac!

Pociag zatrzymal sie na stacji. Na peronie stalo dwudziestu ludzi w oficerskich plaszczach bez naramiennikow. Trzech mialo kalasze na ramieniu. Geby takie, ze Dracza, ktory wiele w zyciu widzial, az przytkalo. Zadanie wydawalo sie interesujace.

– Czesc, chlopaki! – zawolal Dracz na powitanie.

– Czesc, chyba ze sobie jaja robisz – odpowiedzial facet o wyjatkowo bezczelnym spojrzeniu, wystepujac naprzod.

Dracz zeskoczyl na peron. Przede wszystkim wyjal czerkaskie papierosy.

– Zajaramy, chlopaki.

Grupa powoli obstapila go ze wszystkich stron. Pluton, gotowy na kazde skinienie kapitana, nie kwapil sie do wysiadania. Paczka papierosow zostala blyskawicznie oprozniona. I kolejna.

– Musimy tedy przejechac.

– Nie mamy nic naprzeciwko. Tyle ze ktos pozdejmowal szyny.

– Ulozymy je na nowo.

– Co to, to nie. Mamy tutaj republike. Zgodnie z prawem, na ziemi stanowiacej wspolna wlasnosc moga pracowac tylko osoby, ktore maja tutejsze obywatelstwo.

– A duzo jest tej wspolnej ziemi?

– Obrazasz nas, naczelniku. Nie jestesmy jakimis tam socjalami. U nas wszystko jest prywatne. Z wyjatkiem tych stu metrow, gdzie byly tory.

– Wiec co zrobimy?

– Nie przejmuj sie. Pojdziemy do kolesia od cel, z nim sie dogadasz. Swoja obstawe lepiej zostaw tutaj, bo ludzie u nas nerwowi. Zanim sie zorientujesz, leb ci odgryza.

Dracz kiwnal glowa w strone zolnierzy, ze maja zostac na miejscu. Wzial do reki przygotowana zawczasu machorke, usmiechnal sie do przewodnika.

– Idziemy!

Zaprowadzili go do budynku stacyjnego, pod drzwi z tabliczka: WYDZIAL SPRAW ZAGRANICZNYCH. Za pietnascie paczek machorki otrzymal biala opaske na rekaw z godlem republiki. Za kolejnych piec ciekawski Dracz wynajal przewodnika. Zostal nim oczywiscie ten sam osilek, ktory wyjasnial mu republikanskie zasady wlasnosci. Okazalo sie, ze koles od cel jest teraz zajety. Ale Dracz, jako cudzoziemiec obdarzony immunitetem (czyli opaska na rekaw), moze bez przeszkod poruszac sie po calej republice. Jezeli wiec chce, moze poczekac w szynku i wlos mu z glowy nie spadnie.

Przewodnik mial ksywe Nochal. Byl mlody, chamowaty i wesoly. W knajpie podano im gotowane kartofle, marynowane mleczaje i po sto gramow samogonu.

– Sluchaj, stary – zagadnal Dracz po osuszeniu stopki. – A moze da sie znalezc tego kolesia szybciej? Bez zbednej biurokracji?

– U nas nie ma biurokracji, chlopie! Republika jest mloda, spoleczenstwo zdrowe. No, zdarzaja sie pluskwy, czasem syfilis, ale zeby cos niebezpiecznego, to ani- ani. Myslisz, ze sciemniamy, ze gosc jest zajety? Jak chcesz, mozemy pojsc. Sam zobaczysz. Mamy dzisiaj sadny dzien, a on jest sedzia, chwytasz? Jak skonczy, zaraz sie do niego dostaniemy.

Ruszyli wzdluz bocznicy kolejowej w strone duzego drewnianego domu. Mineli ich dwaj mezczyzni o twarzach zaslonietych plachtami szarego plotna, z waskimi otworami na oczy.

– Kto to? Miejscowi terrorysci, czy jak?

– Nie, to cioty. Pedzie. Mamy tu jednego uzbeckiego zlodzieja. Trzyma caly harem takich, i wszyscy chodza w czadorach.

– Nie ciagnie go do kobiet?

– U nas jest pelna wolnosc. Baby z kim chca, z tym ida. Moze Uzbek im sie nie podoba, a moze one jemu… Pietnascie lat odpekal, przyzwyczail sie do chlopcow! A ze chodza w czadorach? Czlowiek Wschodu ma u nas zagwarantowana swobode wyznania.

– A oni?

– Cioty? Jakie oni moga miec wyznanie, cos ty, z choinki sie urwales?

Rozprawa sadowa toczyla sie na dawnej stacji Potma-2, w poczekalni dworcowej. Jak wyjasnil Draczowi Nochal, byla jawna i kazdy mogl sie jej przysluchiwac. Zanim sie jeszcze zblizyli do budynku, juz dobiegl ich stamtad glosny, choralny smiech, dobywajacy sie z kilkuset gardel.

W obszernym pomieszczeniu pod sciana, na ustawionych polkoliscie krzeslach siedzialo dwunastu mezczyzn. Dracz od razu sie zorientowal, ze to wazne osobistosci. Niepotrzebne im byly naramienniki z szarza na szynelach. W srodku polokregu ujrzal kapitan faceta o wilczych oczach, w srebrzystoszarej karakulowej uszance.

– To przysiegli, a ten w czapce sedzia – szepnal Nochal.

Pod sciana siedzial na krzesle chudy typ, ostrzyzony do golej skory, lecz mimo to niewygladajacy na wieznia lagrowego. Co z nim jednak bylo nie tak, Dracz nie mogl sie zorientowac. Po obu stronach krzesla – straznicy z siekierami za pasem. Na znak dany przez tego o wilczych oczach, podniesli do twarzy oskarzonego dwa ustawione pod katem lusterka. Sala znowu zarechotala. Siedzacy na podlodze wprost pokladali sie ze smiechu.

Teraz dopiero Dracz sie domyslil, ze tatuaz na twarzy podsadnego mozna odczytac jedynie w lustrzanym odbiciu. NIEWOLNIK KPZR dojrzal kapitan napis w jednym lusterku. W drugim – LENIN MORDERCA. Sedzia w karakulowej uszance podniosl reke. Wszyscy ucichli.

– Ponad dziesieciu swiadkow zeznaje, ze ten skurwiel z dziargami na pysku to pulkownik KGB Nowikow. Czy sa jakies watpliwosci?

Milczenie.

– Uwazam wiec jego tozsamosc za ustalona. Przechodzimy do sprawy. Jakie sa wobec oskarzonego zarzuty?

Wsrod zgromadzonych podniosl sie z tuzin rak. Sedzia wskazal wzrokiem zgarbionego staruszka.

– Przysiegnij, ze bedziesz mowil prawde – polecil.

– Zebym tak skonal, ziemie gryzl, wolnosci nie zobaczyl!

I stary zaczal mowic…

Naopowiadano o Nowikowie historii co niemiara. Ostatnia zabrala glos dwudziestopiecioletnia dziewczyna o wlosach koloru slomy.

– Siedzialam w Molocznicy, w czternastej zonie. Potem zawiezli mnie na dodatkowe sledztwo i w drodze konwojenci zmajstrowali mi dzieciaka. Zostalam przeniesiona do drugiej zony, dla matek z dziecmi. A wtedy wsadzili tam kupe politycznych. Mnie przerzucili do celi obok, ze niby ukradlam dzinsowy kostium. Ale ja ukradlam tylko spodnie. Szylo sie wtedy u nas rozne rzeczy w dzinsu, a strazniczki kupowaly to od nas za herbate. No to pytam sie, czy mozna bylo nie ukrasc?

– Lolita! – surowo upomnial dziewczyne sedzia. – Nie opowiadaj nam tu o wladzy radzieckiej. Jezeli masz cos na Nowikowa – wal prosto z mostu. Daje ci dwie minuty.

– Wtedy ten bydlak Nowikow mnie wezwal, bo rozmawialam z politycznymi przez sciane, i zaczal namawiac, zebym sypala. Za Boga nie chcialam. No to zaczal grozic, ze wsadzi mnie do izolatki, a moja coreczke, miala wtedy roczek, do szpitala na oddzial dla tyfusowych. Wtedy w zonie, gdzie trzymali niemowlaki, panowal tyfus. Do izolatki zabrali mnie zaraz na drugi dzien, ze niby stawialam opor wladzom obozowym. A moja coreczke…

Lolita rozszlochala sie, tak ze dalszych jej slow nie sposob bylo zrozumiec. Sala zahuczala glucho. Zamordowani mezczyzni to jedno, natomiast roczne malenstwo – to zupelnie inna sprawa, i osadzic rzecz tez nalezy zupelnie inaczej.

– Udzielam oskarzonemu ostatniego slowa! – rzuci sedzia.

Nowikow runal na kolana i zaczal lamentowac:

– Ja nie chcialem! Ale przeciez musialem sluchac rozkazow! Zawsze bylem przeciwny tamtej wladzy! Podpisywalem politycznym podania o ulaskawienie! Mozna sprawdzic w archiwach! Jestem mlody, poprawie sie, odkupie winy. Moge sie jeszcze przydac, panowie. Duzo wiem. Miejcie litosc!

Nowikowa podniesiono jak worek kartofli i ponownie posadzono na krzesle. Sedzia wstal.

– Przysiegli, udajcie sie na narade. Przerwa na papierosa.

Nochal, przeciskajac sie przez tlum wychodzacych, doprowadzil Dracza do sedziego.

– Przyjechalismy tutaj pociagiem. Bez twojego zezwolenia nie poloza nam szyn.

– A czym, koles, mozesz zaplacic?

– Tytoniem.

Вы читаете Zloty Eszelon
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату