– Naturalnie.
– Czy wlasnie tej maszyny uzywasz do pisania? – Ponownie dotknela klawiszy. – To znaczy do pisania ksiazek?
Jay kiwnal glowa.
– Zawsze mialem w sobie jakis staroswiecki rys – przyznal. – Nie znosze komputerow.
Usmiechnela sie. Zauwazyl, ze wyglada na zmeczona – miala zaczerwienione i podkrazone oczy. Po raz pierwszy, z zaskoczeniem, dostrzegl, jak bardzo jest krucha.
– Chodzi o Rose – wyrzucila z siebie w koncu. – Boje sie, ze zlapie jakas infekcje – zachoruje – jezeli zostanie w naszym domu. Pomyslalam wiec, ze moze bylbys tak mily i znalazl dla niej u siebie kat na kilka dni. Tylko na kilka dni – powtorzyla. – Poki nie doprowadze najwazniejszych spraw do porzadku. Oczywiscie, zaplace ci. – Z kieszeni dzinsow wyciagnela pokazny zwitek banknotow i przesunela ku niemu po stole. – Jest grzecznym dzieckiem. Nie bedzie przeszkadzac ci w pracy.
– Nie chce zadnych pieniedzy – oznajmil Jay.
– Ale ja…
– Z najwieksza przyjemnoscia bede u siebie goscic Rose. Ciebie zreszta tez, jesli tylko zechcesz. W tym domu znajdzie sie dosc miejsca dla was obu.
Spojrzala na niego zupelnie oszolomiona, jakby nigdy nie spodziewala sie, ze tak szybko przystanie na jej prosbe.
– Wyobrazam sobie, jak wiele masz problemow z powodu tej powodzi – powiedzial. – Wiec mozesz korzystac z mojego domu tak dlugo, jak ci sie podoba. Jezeli chcesz przeniesc tu jakies swoje rzeczy…
– Nie – rzucila pospiesznie. – Mam u siebie zbyt wiele do zrobienia. Ale gdy chodzi o Rose… – Ciezko przelknela sline. – Bylabym ci bardzo wdzieczna. Naprawde.
Tymczasem Rosa krecila sie po pokoju. Jay spostrzegl, ze z uwaga przyglada sie ulozonym w stos arkuszom zadrukowanego papieru, ktore lezaly w pudelku u stop lozka.
– To po angielsku? – spytala z ciekawoscia. – Czy to twoja angielska ksiazka?
Jay skinal glowa po czym powiedzial:
– Wiesz co, idz i zobacz, czy nie znajdziesz w kuchni jakichs ciastek. Za chwile bedzie gotowa czekolada.
Rosa w podskokach zniknela za drzwiami.
– Czy Clopette moze zamieszkac tu ze mna? – krzyknela juz z kuchni.
– Nie widze zadnych przeszkod – odparl Jay cieplym glosem.
Rosa wydala okrzyk triumfu. Marise wbila wzrok we wlasne dlonie. Miala skupiony, beznamietny wyraz twarzy. Na zewnatrz wiatr targal okiennicami.
– Moze jednak napilabys sie teraz wina? – zaproponowal Jay.
55
Zostalo juz tylko jedno. Ostatnie ze „Specjalow” Joego. Po nim nie bedzie zadnych innych. Juz nigdy. Przenigdy. Gdy Jay siegal po butelke poczul nagla niechec, by ja otworzyc, ale wino – owinieta czarnym sznurkiem damaszka, rocznik 1976 – juz wibrowalo pod jego dlonmi, uwalniajac specjalne aromaty, radosnie musujac. Sam Joe nie zjawil sie tego wieczoru w pokoju, co zdarzalo sie czesto, gdy przychodzili goscie, ale Jay widzial go, jak stal w cieniu za kuchennymi drzwiami. Swiatlo z lampy stojacej na stole odbijalo sie od jego lysiny. Mial na sobie koszulke z logo Greatful Dead, a w reku trzymal gorniczy kask. Jego twarz byla rozmyta plama, jednak Jay nie mial watpliwosci, ze Joe sie usmiecha.
– Nie jestem pewien, czy ci bedzie smakowac – powiedzial Jay, nalewajac wino do kieliszkow. – To szczegolny rodzaj domowej produkcji.
Purpurowy trunek byl gesty, niemal sklejajacy usta. Jayowi przypomnial lody sorbetowe i lukrecje, ktore tak lubila Gilly. Marise przywiodl na mysl dzem zamkniety w sloiku zbyt dlugo – tak ze az skrystalizowal. Po przelknieciu, na jezyku pozostawal lekko drazniacy smak taniny. Poczula, jak po calym ciele rozlewa jej sie cieplo.
– Jest dziwne – powiedziala. Miala wrazenie, ze odrobine zdretwialy jej usta. – Ale mi smakuje.
Pociagnela kolejny lyk i znowu doznala uczucia ciepla rozchodzacego sie od gardla po calym ciele. W pokoju uniosl sie zapach powietrza przesyconego sloncem – jakby w butelce znajdowal sie destylat z jego promieni. Jay z kolei nagle uswiadomil sobie, jak to dobrze, ze wlasnie z Marise wypija ostatnia butelke wina Joego. Dziwne, ale na dodatek mial wrazenie, ze smak tego wina, choc szczegolny, byl calkiem przyjemny. Moze wiec, jak przewidzial Joe, zdolal w koncu przywyknac do tego trunku.
– Znalazlam ciastka – oznajmila Rosa, stajac w drzwiach z herbatnikiem w dloni. – Czy moge teraz isc na gore i obejrzec swoj pokoj?
Jay skinal glowa.
– Tak, oczywiscie. Zawolam cie, gdy czekolada bedzie gotowa.
Marise rzucila mu uwazne spojrzenie. Wiedziala, ze powinna sie miec na bacznosci, a tymczasem niespodziewanie ogarnal ja jakis wewnetrzny spokoj, usuwajacy wszelkie napiecie. Znow poczula sie niczym mlodziutka dziewczyna, jak gdyby aromat tego dziwnego wina uwolnil wspomnienia z dziecinstwa. Nagle Marise przypomniala sobie swoja wyjsciowa sukienke dokladnie w kolorze tego trunku – welwetowa sukienke uszyta ze starej spodnicy Memee, a takze pewna melodie wygrywana na pianinie i noc z bezkresnym niebem usianym gwiazdami. Nagle spostrzegla, ze oczy Jaya maja identyczny kolor, jak wowczas niebo. Niespodziewanie poczula sie tak, jakby znala go od bardzo wielu lat.
– Marise – zagail cicho Jay – przeciez wiesz, ze mozesz mi powiedziec wszystko.
W tym momencie Marise odniosla wrazenie, ze od siedmiu lat ciagnie za soba jakis niewyobrazalny ciezar. A przeciez zycie bylo takie proste. „Mozesz mi powiedziec wszystko”. Wino Joego, samo pelne tajemnic, prowokowalo do ujawniania sekretow – rozwijania historii wlasnego zycia na podobienstwo wasow winorosli szybko rosnacej w lagodnym powietrzu – zaludniania terazniejszosci cieniami z czasow minionych.
– Rosa nie ma zadnych problemow ze sluchem, prawda? W zasadzie to wcale nie bylo pytanie. Marise pokrecila glowa, a w koncu zaczela wyrzucac z siebie slowa – gwaltownie niczym kule z karabinu.
– Mielismy wtedy straszna zime. W obu uszach Rosy rozwinela sie infekcja. Pojawily sie komplikacje. Przez szesc miesiecy byla calkowicie glucha. Zabieralam ja do wielu specjalistow. W koncu zdecydowali sie na operacje – niezwykle kosztowna. Powiedzieli mi jednak, bym nie spodziewala sie zbyt wiele.
Znowu upila wina Joego. Napoj az drapal w gardle od cukru. Na dnie kieliszka majaczyl syropowaty osad o woni i konsystencji sliwkowej galaretki.
– Za duze pieniadze wyslalam ja na specjalne lekcje. Nauczylam sie jezyka migowego, a potem cwiczylam z Rosa w domu. Jakis czas pozniej odbyla sie kolejna operacja – jeszcze kosztowniejsza. Ale w ciagu dwoch lat Rosa od zyskala dziewiecdziesiat procent sluchu.
Jay pokiwal glowa.
– W takim razie po co ta cala komedia? Czemu po prostu…?
– Mireille. – Dziwne, po alkoholu powinna stac sie bardziej wymowna, a tymczasem wypowiadala sie coraz lapidarniej. – Juz kiedys probowala mi ja odebrac. Bo to wszystko, co pozostalo jej po Tonym, jak okreslila. Wiedzialam, ze jezeli jej sie to uda, juz nigdy nie odzyskam swojego dziecka. Chcialam ja za wszelka cene powstrzymac. To jedyny sposob, jaki przyszedl mi do glowy. Jezeli ona nie moglaby sie porozumiewac z Rosa, jezeli mialaby przekonanie, ze dziecko w jakims sensie jest uposledzone… – Marise z trudem przelknela sline. – Mireille nie jest w stanie zniesc niedoskonalosci. Nic, co nie jest idealne, jej nie interesuje. To wlasnie dlatego, kiedy Tony… – Urwala gwaltownie.
Marise przypomniala sobie, ze nie powinna ufac temu Anglikowi. To wino wyciagalo z niej wiecej, niz kiedykolwiek miala zamiar dac. Wino gada, a gadatliwosc bywa niebezpieczna. Ostatni mezczyzna, ktoremu zaufala – juz nie zyl. Wszystko, czego dotknela – winorosl, Tony, Patrice – umieralo. W takiej sytuacji nie trudno uwierzyc, ze nie sie w sobie destrukcje i przekazuje ja kazdemu, z kim wejdzie w kontakt. To wino bylo jednak wyjatkowo mocne. Kolysalo ja nieznacznie w sieci utkanej z aromatow i wspomnien. Podstepnie wyciagalo na wierzch tajemnice.
Marise wlala sobie nastepna szklanke i desperacko wychylila do dna.
– Dobrze, opowiem ci wszystko – powiedziala po chwili.
56
– Spotkalismy sie, gdy mialam dwadziescia jeden lat – zaczela. – Byl duzo starszy ode mnie. Przychodzil na dzienna terapie na oddzial psychiatryczny szpitala w Nantes, gdzie odbywalam staz pielegniarski. Mial na imie Patrice.
Byl rownie wysoki i o rownie ciemnym kolorycie, jak Jay. Biegle wladal trzema jezykami. Powiedzial jej, ze jest wykladowca na uniwersytecie w Rennes. Byl rozwodnikiem. Mial szczegolne poczucie humoru i obnosil swoja depresje z niezwykla klasa. Na jego prawym nadgarstku widniala drabinka szwow – pozostalosc po nieudanej probie samobojczej. Swego czasu Patrice pil i bral narkotyki. Marise uwazala jednak, ze juz zostal wyleczony.
Nie patrzyla na Jaya, gdy mu to opowiadala, ale wbijala wzrok we wlasne dlonie wedrujace nieustannie w gore i w dol nozki kieliszka, jakby grala na niezwyklym szklanym flecie.
– Gdy ma sie dwadziescia jeden lat, tak bardzo chce sie znalezc milosc, ze mozna ja dostrzec w twarzy niemal kazdego – oznajmila cicho. – A Patrice robil wrazenie czlowieka niezwyklego. Kilka razy umowilismy sie na miescie. W koncu spedzilismy razem noc. To wystarczylo.
Po tym ow mezczyzna zmienil sie nie do poznania. Jakby nagle razem zostali uwiezieni w stalowej klatce. Stal sie zaborczy, i to wcale nie w uroczy, swiadczacy o pewnej niepewnosci sposob, ktory ja tak do niego przyciagnal – ale z zimna podejrzliwoscia, ktora zaczela ja przerazac. Nieustannie wdawal sie z