Swieta Bozego Narodzenia Betty spedzala u mnie. Indyk zostal umieszczony w piecyku, a my chlodzilismy sie roznymi napojami. Betty ubostwiala wielkie, ponadwymiarowe choinki. Drzewko musialo byc smukle i wysokie, nie nizsze niz dwa metry i rozlozyste przynajmniej na jeden metr, upstrzone elektrycznymi swiecami i lampkami, anielskim wlosem i wszystkimi tymi lsniacymi rupieciami. Wokol niej skomponowalismy mily, nie tylko dla oka, krag butelek roznych gatunkow whisky, a pod nia jedlismy indyka i kochalismy sie, zalewajac kazdy orgazm tak obficie, jak to tylko sie dalo. W czasie tych swiateczno – milosnych zapasow, dostrzeglem, ze sruba w za malym stojaku choinki obluzowala sie, a przeciazona zabawkami drzewko chylilo sie niebezpiecznie na nas. Musialem wielokrotnie korygowac jego polozenie. Betty rozwalila sie na tapczanie. Odjechala. Ja siedzialem w gaciach na podlodze i pilem sam do siebie. Kiedy mnie powalilo, nie pamietam. Wiem tylko to, ze jakis chrobot wybil mnie ze snu. Otworzylem oczy. Galezie upindrzone goracymi lampkami prawie przekluwaly mi oczy, a srebrne gwiazdy, niby srebrzyste ostrza mieczy, zblizaly sie coraz niebezpieczniej. Nic nie rozumialem. Nic nie kapowalem. Wygladalo na to, ze koniec swiata mial nastapic lada chwila. Nie moglem sie ruszyc. Drzewko przywalilo mnie do podlogi na amen.

O BOZE, O BOZE, O BOZE… LITOSCI BOZE ZMILUJ SIE… O BOZE… O BOZE!!!… POMOCY!… KURWA!!!

Slodkie i kolorowe zaroweczki wypalaly mi juz skore. Zadna zmiana ulozenia ciala nie byla mozliwa. Kazdy najmniejszy ruch oznaczal bolesne poparzenia w nowych miejscach.

– AUUUUUUU!!!

Nie pamietam, jak to sie stalo, ze udalo mi sie wyczolgac spod tego swiatecznego monstrum. Pamietam tylko, ze Betty przebudzila sie i bezradnie podskakiwala na jednej nodze.

– Co sie stalo! Co sie stalo! – darla sie wnieboglosy.

– NIE WIDZISZ, CO SIE STALO! TO PIERDOLONE DRZEWKO CHCIALO MNIE UBIC!!!

– Co?

– TAK! POPATRZ NA MNIE!

Cale cialo pokryte bylo czerwonymi planikami.

– Ach, ty biedny chloptasiu – zakwilila.

Wyrwalem kable z kontaktu. Lampki zgasly.

– Ach, jakie to drzewko jest teraz biedne i smutne, prawie jak ty.

– Biedne i smutne?

– Tak, a bylo takie piekne!

– Wlaczymy je jutro rano. Teraz nie mam odwagi zblizyc sie do niego.

Betty skrzywila sie. Wiedzialem, ze to sie jej nie podoba. Czulem, ze zaraz wybuchnie awantura. Chcac jej zapobiec, ustawilem wokol choinki wszystkie krzesla i dopiero wtedy zapalilem swiece. Tylko swiece. Gdyby nadpalone byly jej cycki albo jej tylek, drzewko dawno lezaloby na chodniku przed domem.

Uznalem, ze jestem dobroduszny i bardzo laskawy.

Pare dni pozniej odwiedzilem Betty w jej mieszkaniu. Siedziala pod sciana urznieta w trupa, mimo ze byla dopiero dziewiata rano. Nie wygladala dobrze. Ale i ja nie wygladalem lepiej. Na podlodze stalo kilkanascie flaszek. Wygladalo to tak, jakby wszyscy sasiedzi zmowili sie i kazdy z nich podarowal jej po jednej butelce kazdego gatunku. Bylo tam wino i wodka, brandy, scotch i whisky, same najtansze sikacze.

– Kupa parszywych mordercow! Gzy oni nie zdaja sobie sprawy z tego, ze jesli wlejesz to wszystko w siebie, to cie nie ma!

Betty wreszcie spojrzala na mnie. To jedno, krotkie spojrzenie wyjasnilo mi wszystko. Nie po raz pierwszy, zreszta! Betty miala dwoje dzieci, ktore nigdy jej nie odwiedzaly, nigdy nie pisaly do niej. Byla sprzataczka w tanim hotelu. Kiedy ja poznalem, nosila drogie kiecki i bardzo drogie buty na malych i piekielnie zgrabnych stopach. Byla prawie piekna dupa, smiejaca sie, z dzikimi oczami, smukla i wyprostowana. Odeszla od jakiegos bogatego samca, potem rozwiodla sie, a on wkrotce spalil sie w wypadku samochodowym. Po duzej wodzie. W Connecticut.

– Tej nigdy nie oswoisz, nigdy – mowili czesto do mnie.

– Betty – powiedzialem – wezme ten caly sklad do siebie, od czasu do czasu bede ci wydzielac z tych zapasow po jednej butelce. Ja czegos takiego nie uzywam!

– Nie dotykaj tego – odpowiedziala, nawet nie patrzac na mnie.

Jej pokoj znajdowal sie na najwyzszym pietrze hotelu, w ktorym pracowala. Siedziala teraz na krzesle, wpatrzona w okno, obserwujac poranny ruch uliczny. Podszedlem do niej.

– Padam na pysk ze zmeczenia. Musze isc do domu. Sprobuj, na Boga, nie wypic tego wszystkiego naraz, co?

– Badz spokojny – mruknela.

Pochylilem sie nad nia i pocalowalem. Po dziesieciu chyba dniach postanowilem ja odwiedzic. Moje pukanie do drzwi pozostawalo dlugo bez odpowiedzi.

– Betty! Betty! Czy wszystko w porzadku?

Przekrecilem galke. Drzwi nie byly zamkniete. Lozko nie bylo poscielone, a na przescieradle widniala duza krwawa plama. O kurwa – pomyslalem. Rozejrzalem sie dokola. Butelek nie bylo. Chcialem wyjsc, a wtedy w drzwiach pojawila sie ta Francuzka w srednim wieku, wlascicielka hotelu.

– Ona jest w szpitalu. Byla bardzo chora. Odwieziono ja wczoraj.

– Czy ona to wszystko wypila sama?

– Nie zawsze sama.

Wybieglem z hotelu. Pojechalem samochodem do szpitala. W recepcji siedziala znajoma mi osoba, wiec szybko i bez ceregieli dowiedzialem sie, gdzie Betty lezy. W ciasnej i malej przestrzeni staly trzy czy cztery lozka. Jakas kobieta jedzaca jablko smiala sie do dwoch odwiedzajacych ja osob. Zasunalem zaslony wiszace wokol lozka Betty, usiadlem na krzesle i pochylilem sie nad nia.

– Betty? Betty!

Polozylem reke na jej ramieniu.

– Betty?

Otworzyla oczy. I znowu byly piekne, spokojne, bardzo niebieskie i lsniace.

– Wiedzialam, ze przyjdziesz.

Wolno zamknela oczy. Wysuszone wargi nie dawaly znaku zycia. Zolta slina kleila sie w kacikach ust. Mala sciereczka wytarlem jej spocona twarz, rece i szyje. Z gabki wycisnalem pare kropel wody. Zwilzylem jej wargi. Odrzucilem z twarzy wlosy. Pogladzilem ja. Przez caly ten czas dochodzily mnie smiechy tych trzech bab za zaslona.

– Betty! Betty! Betty! Bardzo byloby dobrze, gdybys napila sie troche wody. Nie za duzo. Maly lyczek. Maly.

Nie reagowala. Probowalem jeszcze przez dziesiec minut. Nic. Tylko w kacikach ust pojawila sie slina. Ja ja wycieralem, a orni pojawiala sie znowu. Rozsunalem szybko zaslony, popatrzylem na te trzy wiedzmy, wyskoczylem z pokoju i zwrocilem sie do pelniacej dyzur siostry.

– Prosze mi powiedziec, dlaczego nikt nie troszczy sie o pacjentke z pokoju 45, pania Betty Wiliams?

– To robimy, co mozemy.

– Przy niej nie ma nikogo?

– Obchody w naszym szpitalu odbywaja sie w regularnych odstepach czasu.

– A gdzie sa lekarze? Dlaczego nie widze ani jednego lekarza!

– Lekarz juz tam byl dzisiaj.

– To dlaczego kazecie jej lezec jak kloda, co?

– To, co trzeba robic, jest robione.

– ALE TO NIE WYSTARCZA!!! Zakladam sie, ze gdyby to byl prezydent albo jakis gubernator, albo burmistrz, albo srajacy pieniedzmi gangster, to caly pokoj zapchany bylby lekarzami i sprzetem, pielegniarkami i wszystkim, co trzeba. Oni by cos robili!!! Dlaczego kazecie ludziom umierac? Czy to juz jest grzech, ze sie jest biednym?

– Powiedzialam panu, ze to, co trzeba, zostalo wykonane.

– Pojawie sie tu znowu, za dwie godziny.

– Czy pan jest mezem?

– Mieszkalismy razem, w luznym zwiazku, ale prawie jak maz z zona.

– Prosze zostawic adres i numer telefonu.

Wszystko to jej zapisalem i wyszedlem ze szpitala.

10

Uroczystosci pogrzebowe wyznaczono na godzine wpol do jedenastej, a z nieba lal sie juz zar. W najwiekszym pospiechu kupilem najtanszy czarny garnitur. Byl to moj pierwszy, nowy garnitur od bardzo wielu lat. Udalo mi sie odszukac syna Betty Jechalismy wlasnie jego nowym mercedesem benz. Przypadkowo wpadla mi w rece kartka papieru z adresem jego tescia. Wykonalem chyba dwa telefony i juz go mialem namierzonego. Jak przyjechal do szpitala, matka juz nie zyla. Umierala, kiedy ja klocilem sie z telefonistkami, szukajac jej syna. Chlopak mial na imie Larry, nie mogl jakos znalezc sobie nigdzie miejsca. Nagminnie kradl samochody. I to nie jakies tam samochody, lecz wylacznie samochody swoich przyjaciol. A inni przyjaciele pomagali mu zawsze wyjsc z sadowych tarapatow. Po tym zwineli go do woja, tam zrobil jakies kursy, a po ukonczeniu sluzby zalapal sie do wcale dobrej roboty. I wtedy przestal odwiedzac matke.

– A gdzie jest panska siostra – zapytalem go.

– Nie wiem.

– Niezly samochodzik, nie? Wcale nie slychac pracy silnika.

Larry smial sie. Lubil rozmowy o dobrych samochodach.

Trzy osoby odprowadzaly Betty: syn, kochanek i mocno uposledzona na umysle siostra wlascicielki hotelu, Marcia. Marcia uporczywie milczala. Nigdy nie slyszalem,

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×