– Chinaski, podejdzcie tu na chwile!

Pilnowacz wbil swoje oblesne slepia w jakas metalowa puszke, dajac mi do zrozumienia, ze powinienem zrobic to samo. W sali powstal lekki szum, przesylki zaczely szybciej, duzo szybciej niz zwykle, ladowac w odpowiednich przegrodkach, ramiona kolegow coraz zamaszysciej i dynamiczniej ciely martwo dotad wiszace nad nimi powietrze. Nawet moja sasiadka dala sie poniesc temu naglemu przyspieszeniu, musiala sobie nawet przypominac dane z tabeli, bo przestala juz mnie o nie pytac.

– Chinaski, widzisz te liczbe w rogu, tu, na dole?

– No, jasne!

– Ta liczba, jak dobrze wiesz, okresla liczbe przesylek, ktore nalezy posortowac w ciagu jednej minuty. Kosz o dlugosci 60 centymetrow musi byc pusty po 23 minutach. Pan, panie Chinaski, potrzebowal pieciu minut wiecej!

Wskazal palcem cyfre 23.

– 23 minuty jest norma!

– To nic nie znaczy.

– A co to ma znaczyc?

– To znaczy tylko tyle, ze jakis przypadkowy gosc przechodzil tedy bawiac sie tubka pasty i z nudow wymalowal to cudo!

– Nie, nie, Chinaski, takim przyglupem to chyba jeszcze nie jestes. Ta norma jest calkiem niezle wykombinowana. Oni to wiedza. Ja to wiem i ty tez to wiesz. A jak nie wiesz, to sie dowiesz!

– I na co te przysrywy?

To pytanie pozostalo bez odpowiedzi.

– Musze to zanotowac, Chinaski. Czyms musze zapelnic te rubryki w moich codziennych raportach, prawda? Zasluzyliscie na nagane, wlasnie udzielam jej tobie, a oprocz tego bedziecie dodatkowo pouczeni na specjalnym spotkaniu z przelozonymi. W bardzo bliskiej przyszlosci!

Wrocilem do stolu i usiadlem na nim. Jedenascie lat! Mialem dokladnie tyle samo pieniedzy w kieszeni, co wtedy, kiedy tu zaczynalem przed jedenastu laty. I mimo ze kazda z tych wielu nocy wydawala mi sie piekielnie dluga, to te jedenascie lat minelo blyskawicznie, albo jeszcze szybciej. Moze wlasnie dlatego, ze odwalalem te robote nocami, a moze dlatego, ze wykonywalem ciagle te same monotonne i wiecznie sie powtarzajace ruchy gornymi konczynami. Kiedys, na samym poczatku, jak pracowalem u Stone'a, nie mialem nigdy pojecia, co mi sie nagle zwali na glowe. Tu, na etacie, nie bylo zadnych odlotowych zaskoczen i niespodzianek.

Te jedenascie lat przekotlowalo mi sie przez glowe. Ci nieliczni, ktorzy zaczynali jeszcze ze mna, przypominali teraz wypatroszone indory, wiszace na hakach w przedsmiertnych drgawkach lysych odwlokow. Jimmy Potts z urzedu w Dorsey! Kiedy widzialem go pierwszy raz, byl dobrze zbudowanym chlopakiem w podkoszulku. Teraz, wykonczony i zalatwiony, kiwal sie na taborecie, zeby raz jeszcze nie zwalic sie na pysk, zapieral sie stopami o nogi stolu sortowniczego. Od trzech lat mial na tylku te same spodnie, zmienial koszule dwa razy w tygodniu, chodzil coraz slamazarniej, byl zbyt zmeczony, zeby isc do fryzjera i obciac sobie wlosy. Poczta powoli zabijala go. Mial dopiero piecdziesiat piec lat, do emerytury zostalo mu jeszcze siedem. – Nie dociagne – powiedzial kiedys. Albo przypominali wypatroszone indory, albo tluszcz wciskal sie im we wszystkie mozliwe zakamarki ich sflaczalych cial, szczegolnie w okolicach tylkow i brzuchow. Powod byl bardzo prosty, ciagle siedzenie na taboretach, ciagle te same ruchy, ciagle te same glupie gadanie i paplanie. Ja nie bylem od nich gorszy, ale za to bogatszy w zawroty glowy, bole ramion, plecow, w piersiach, prawie wszedzie. Spalem caly dzien, zeby moc zasuwac w nocy, a w niedziele musialem jeszcze dodatkowo chlac, zeby nie myslec o tym wiecej. Przed jedenastu laty wazylem 84 kilogramy, a teraz prawie dwadziescia wiecej. Brak ruchu nas wykanczal, jedyna czescia ciala poruszajaca sie przez te jedenascie lat, i to bez przerwy, bylo prawe ramie.

2

Wszedlem do biura. Miano mnie pouczac. Za biurkiem siedzial Eddie Beaver. Mial szpiczasta glowe, szpiczasty nos, szpiczasty podbrodek. Caly przypominal raczej psa rasy szpic, a nie czlowieka.

– Prosze usiasc, Chinaski.

Trzymal w reku jakies papiery, czytal je cicho pod nosem.

– Chinaski, pan podobno potrzebuje 28 minut, zeby oproznic kosz z przesylkami. Jak pan dobrze wie, na te czynnosc zostala ustalona norma 23 minut.

– Czlowieku, jesli chce pan mieszac lapa w nocniku pelnym gowna i udawac, ze tak pachna bzy, to rob se pan to sam! Ja jestem zbyt zmeczony i nie mam na to ochoty.

– Slucham!

– Powiedzialem: „Czlowieku, jesli chce pan mieszac lapa w nocniku pelnym gowna i udawac, ze tak pachna bzy, to rob se pan to sam!” Jesli mam cos podpisac, podpisuje, a jesli nie, to nie. Nie mam nic wiecej do powiedzenia.

– Chinaski, pan jest tutaj, poniewaz zarobil pan sobie nagane. Ja jestem po to, zeby pana pouczyc i udzielic nagany.

– No, dobra – westchnalem juz wal pan to wszystko naraz, aby szybko, zamieniam sie w sluch.

– Chinaski, kazdy z nas ma okreslona dolna granice wydajnosci pracy, zwiazana z rodzajem zajecia jakie wykonujemy…

– Jasne!

– Jesli pan zejdzie ponizej tej granicy, oznacza to, ze ktos inny bedzie musial sortowac przesylki, jakie powinien pan, w ramach ustalonych godzin i norm, wyjac z kosza i wetknac w odpowiednia przegrode. Jesli tak sie stanie, powstaje koniecznosc uruchomienia dodatkowego, drozszego systemu – to sie nazywa nadgodziny!

– Czy chce mi pan teraz powiedziec, ze to JA jestem winny temu, ze kazdej nocy, bez pytania nas o zdanie, kazecie nam pracowac trzy i pol godziny dluzej, w ramach, jak wy to nazywacie, planu godzin nadliczbowych?

– Chinaski – tu chodzi tylko o to, ze norma przewiduje 23 minuty na oproznienie standardowego kosza, a wy potrzebujecie na to az pieciu minut dluzej! To jest dowiedzione i zostalo zanotowane w raportach dozoru.

– Chwileczke! Tak pieknie to nie wyglada! I pan to tez wie! Kazdy kosz ma szescdziesiat centymetrow dlugosci, ale w niektorych jest trzy, a nawet cztery razy wiecej przesylek niz w pozostalych. Kolesie lapia zawsze te „odtluszczone”, jak oni je nazywaja, kosze – a co sie dzieje z tymi troche pelniejszymi, z ktorych przesylki nawet sie wysypuja? Ktos przeciez musi je posortowac, nie? Ale wy tego nie chcecie dostrzec, wy tylko wiecie, ze kosz musi zostac posortowany w ciagu 23 minut, tak! Chce panu tylko przypomniec, ze my nie wpychamy koszy w przegrodki, tylko pojedyncze przesylki!

– Nie… nie!… Chinaski, to wszystko zostalo dokladnie przeanalizowane i obliczone!

– Byc moze! Ale ja te wasze analizy i koncepty… to pan juz wie, gdzie ja to mam! Dlaczego sterczycie ze stoperem, odmierzajac zawsze czas dla jednego tylko kosza… dlaczego nie mierzycie czasu wtedy, kiedy sortowacz posegregowal juz pietnascie koszy albo jest juz po siodmej godzinie pracy… dlaczego tego nie robicie… bo to komplikuje wam zycie… zmusza do wysilku i myslenia… te wasze liczby staja sie wtedy… nie tak optymistyczne?… co?

– Chinaski, wygadaliscie sie juz? Wiec moze ja teraz cos powiem! Pan potrzebowal 28 minut, zeby wykonac prace, dla ktorej norma przewiduje 23 minuty! DLA NAS to jest decydujace! Jezeli jeszcze raz dotra do nas informacje, ze nie miesci sie pan w granicach dopuszczalnej normy, bedziemy zmuszeni zaprosic pana na ROZSZERZONY CYKL ROZMOW WYJASNIAJACYCH, POLACZONY Z UDZIELENIEM PANU NAGANY DRUGIEGO STOPNIA.

– Brzmi to fascynujaco, ale pozwoli pan, ze zadam jedno pytanie.

– Slucham.

– Zakladajac, ze uda mi sie dopasc „odtluszczony” kosz. Czasami to sie udaje. Wtedy trzeba mi tylko pieciu albo osmiu minut. W mysl wykombinowanych przez was norm, oszczedzam na takim koszu pietnascie minut. Czy mam wtedy prawo zejsc do kantyny i zjesc ciastko z kremem, a moze nawet rzucic okiem na telewizor, a potem dalej odrabiac te panszczyzne, czy…

– NIE! POWINIEN PAN NATYCHMIAST ZACZAC SORTOWAC NASTEPNY KOSZ!!!

Podpisalem jakis papierek, na ktorym stalo, ze pouczenie odbylo sie i ze nagana zostala przyjeta. Czy ja ja przyjalem, nikt sie nie pytal. Szpic – Beaver zanotowal czas mojego pobytu w jego gabinecie i kazal mi wyjsc.

Odetchnalem!

3

Koszmarna monotonia pracy dobijala nas, wiec tym dluzej i intensywniej wspominalismy te krotkie chwile wydarzen nieprzewidzianych i nieoczekiwanych. Jednego chlopaka nakryli na klatce schodowej, tej samej, w ktorej zamknieto mnie kiedys, z glowa pod spodnica dziewczyny ze stolowki. Po paru dniach ta sama dupodajka oskarzyla trzech sortowaczy i jednego pilnowacza o to, ze pomimo wykonania uslug doustnego zaspokojenia ich samczych chuci, nie uiszczono naleznego jej honorarium.

Dziewczyne i trzech sortowaczy wywalono na zbity ryj, a pilnowacza zdegradowano o kilka stawek w dol w uposazeniu.

A potem podpalilem urzad pocztowy!

Sortowalem cholerna liczbe masowych przesylek, te miliony przeroznych katalogow i reklam, na ktorych poczta nabijala sobie niezle kabze. Chcac sobie umilic walke z tym „zywiolem”, palilem dosc kosztowne cygaro. Przerzucajac te „luksusowe” szmaty z podrecznego wozka do odpowiednich przegrod, uslyszalem nagle krzyk:

TY, TE TWOJE KATALOGI IDA Z DYMEM!

Odwrocilem sie. Rzeczywiscie. Maly, ale jary plomyczek ognia przeskakiwal coraz szybciej z jednej paczki na druga, dobierajac sie do powierzonych Poczcie Amerykanskiej przesylek. Prawdopodobnie popiol cygara musial sie gdzies tam zawieruszyc.

O kurwa!

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×