Wielcy poeci jak swiat swiatem byli zapoznani! Swiat boi sie wielkich poetow! Kiedys byles wielkim poeta, teraz daloby sie toba najwyzej opatrzyc wrzoda! Obciagasz wlasnego ptaszka pod niebosklonem rzygowin! Sprzedales rzeznikowi wlasne jaja! Zabiles dziecko wlasnej milosci! Ty malpi wypierdku! Na wieki wiekow!
Zalaczam moje najnowsze utwory…
Podpis konczyl sie zamaszysta linia w prawo, ktora zakrecala nad ostatnia litera nazwiska i okalala calosc, tworzac cos, co wygladalo jak rysunek twarzy.
Koperta pekala od wierszy, z ktorych ani jeden nie byl przepisany na maszynie. Wszystkie zostaly nabazgrane niebieskim atramentem na zoltym, niebiesko zylkowanym papierze.
Sara przyniosla wino i korkociag, otwarla butelke i nalala wina do dwoch kieliszkow.
– Charles Manson – powiedziala. – Nic dziwnego, ze chcieli tanio wynajac.
– Dobrze, ze zapamietalas to zdjecie.
Sara rozlozyla „Herald Examinera”, a ja zabralem sie za pierwszy wiersz:
POETA
morduja poete
pala poete
ignoruja poete
nienawidza poety
ale ksiezyc zna
poete
prostytutki znaja
cierpienia poety
daja mu za darmo
z nabozenstwem
liza mu futro
na jajach
poeta
nie umiera
nawet w godzinie smierci
nie wychodzi z ksiezyca
podajac
wszechswiatowi
swoj palec!
POETA SIE BAWI
cmoktam jej malinowe
cycki
cmoktam wloski
wokol
jej dupy
wylizuje
waniliowy orgazm
o swicie
ona
cmokta palce
u moich stop
kicham przez kiche
ona smieje sie
zasypiamy.
Nie mialem ochoty zapoznawac sie z reszta utworow. Wiedzialem, ze wszystkie bez wyjatku beda traktowac o POECIE.
Sara podniosla wzrok znad „Examinera”.
– Znowu ktos ci przyslal wiersze do oceny?
– Tak, 3, 4 razy w miesiacu dostaje taka przesylke.
– Po co? Nie jestes przeciez wydawca.
– Kochaja mnie i nienawidza.
– Jakie sa te wiersze?
– Gorsze, niz mu sie wydaje, ale to chyba przypadlosc kazdego z nas.
– No. Niektore dolaczaja rozebrane zdjecia. Z propozycjami. Wyobrazaja sobie, ze pomoge im znalezc wydawce. Albo maja nadzieje, ze skresle pare slow na okladke jakiejs niskonakladowej ksiazczyny.
– Bezwstydne pizdy!
– Swiete slowa!
Tracilismy sie kieliszkami i wypilismy do dna. Dolalem do pelna.
Druga koperta byla od Vina Marbada. Zajrzalem do srodka:
STATUT KORPORACJI…
Zaczalem czytac. Calosc napisana byla prawniczym zargonem, ktory z trudem udalo mi sie przelozyc na zwykla angielszczyzne. Natychmiast odkrylem ustep, ktory zupelnie nie przypadl mi do gustu.
W przypadku orzeczenia przez psychiatre sadowego niepoczytalnosci Prezesa Korporacji, pozostali czlonkowie Korporacji moga wiekszoscia glosow uchwalic rowny podzial majatku Korporacji pomiedzy jej czlonkow.
Wzialem pioro do reki i przekreslilem caly ustep grubymi ciemnymi krechami. Dolalem sobie, uprzednio oprozniwszy kieliszek, i czytalem dalej:
W przypadku uznania Prezesa ww. Korporacji za niezdolnego do pelnienia obowiazkow z powodu zazywania narkotykow badz spozywania napojow wyskokowych, badz tez uznania jego aktywnosci seksualnej za nadmierna i sprzeczna z interesem publicznym i interesem Korporacji, ww. czlonkom przysluguje prawo przesuniecia Prezesa ww. Korporacji na nizsze stanowisko i rozdzielenia aktywow Korporacji pomiedzy pozostalych czlonkow.
Wzialem pioro do reki i zdecydowanie wykreslilem ten ustep. Wrocilem do lektury:
Jezeli wiek Prezesa Korporacji zostanie uznany za zbyt podeszly…
Skreslilem ustep.
W przypadku nalogowego oddawania sie grom hazardowym przez Prezesa Korporacji…
Krecha.
Prezes Korporacji jest uprawniony do glosowania na takich samych zasadach, jak pozostali czlonkowie Korporacji. Glosy wszystkich czlonkow maja jednakowa wartosc…
Krecha.
Czytalem i czytalem. Wlos jezyl sie na glowic od tego barbarzynstwa. Bylem przerazony. Bylo tego z
Sara przyniosla nastepna butelke. Odepchnalem statut od siebie.