Gizelle byla paryska narzeczona Jona.
– Strasznie mi przykro – powiedzialem.
– Co gorsza, okazalo sie, ze ma raka. Drugie jajco tez mu wycieli. Gizelle zupelnie szaleje.
– To rzeczywiscie pech.
– Wlasnie, wlasnie… Pisze do niej, wydzwaniam… robie co moge. W dodatku sa akurat w polowie zdjec…
(Wszystko zawsze dzialo sie w polowie zdjec.) Gizelle byla we Francji znana aktorka. Mieli z Jonem wspolne mieszkanie w Paryzu.
Probowalismy pocieszyc Jona. Jego dziewczyna rzeczywiscie miala pecha. Jon rozpakowal dlugie cygaro, polizal, odgryzl koniuszek, zaciagnal sie i wypuscil pierwszy pioropusz egzotycznego dymu.
– Wiesz co, Hank, zawsze czulem, ze napiszesz dla mnie scenariusz. Sa takie rzeczy, ktore czlowiek po prostu wie. Ja juz od dawna wiedzialem. I od dawna staralem sie o forse na ten cel, na dlugo przed tym, zanim zglosilem sie do ciebie.
– A jesli napisze bardzo kiepski scenariusz?
– Niemozliwe. Przeczytalem wszystko, co dotad napisales.
– To przeszlosc. Wsrod pisarzy spotyka sie wiecej minionych swietnosci niz w jakimkolwiek innym fachu.
– To sie nie odnosi do ciebie.
– On chyba ma racje, Hank – wtracila Sara. – Jestes po prostu urodzonym pisarzem.
– Ale
– Dasz sobie rade. Wiem, ze dasz sobie rade. Bylem tego pewien juz w Rosji.
– W Rosji?
– Tak, zanim sie z toba spotkalem, pojechalem do Rosji zalatwic pieniadze na realizacje scenariusza, ktory miales napisac.
– A o ktorym ja jeszcze nic nie wiedzialem?
– Otoz to. Nikt oprocz mnie nie wiedzial. Wracajac do rzeczy: z poufnych zrodel dowiedzialem sie, ze w Rosji mieszka kobieta, ktora ma 80 milionow dolarow w banku szwajcarskim.
– Brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu sensacyjnego.
– Wiem o tym. Jednak postanowilem sprobowac. Mam niezawodne zrodlo informacji tego typu. Nie moge wiecej zdradzic…
– Wolimy nic nie wiedziec – uprzedzila Sara.
– No wiec skombinowalem adres tej damy. Zaczely sie mozolne podchody. Na poczatku pisalem do niej listy…
– Jakie listy? – zainteresowala sie Sara. – Czy dolaczales swoje akty en face?
– A moze fotografowales sie od tylu? – podsunalem.
– Nie od razu. Z poczatku pisalem do niej w oficjalnym tonie. Opisalem, jak w przedziwnych okolicznosciach znalazlem w pewnej szafie w Paryzu jej adres nagryzmolony na skrawku papieru ukrytym w pudle na buty. Podsunalem jej, ze w naszym spotkaniu maczalo palce Przeznaczenie. Nie masz pojecia, ile pracy wlozylem w te listy.
– To wszystko robiles po to, zeby zdobyc pieniadze na produkcje filmu?
– Nie takie rzeczy robilem!
– Zabilbys dla sprawy?
– Prosze, nie zadawaj takich pytan. W kazdym razie slalem do niej list za listem, powoli przerzucajac sie na ton listow milosnych.
– Nie wiedzialam, ze znasz rosyjski zdziwila sie Sara.
– Pisalem po francusku. Dama miala swoja tlumaczke. Odpisywala mi po rosyjsku, a tlumaczka przekladnia listy na francuski.
– Takiego chwytu nie uzyliby w najpodlejszej szmirze – skomentowalem.
– Zgadza sie. Ale myslalem o tych 80 milionach w banku szwajcarskim i moje listy nabieraly coraz wiekszej doskonalosci. Listy milosne. Namietne i zarliwe.
– Strzel sobie jeszcze – powiedzialem, napelniajac mu kieliszek.
– No wiec zaprosila mnie wreszcie, zebym ja poznal. I nagle ni stad, ni zowad znalazlem sie posrod sniegow Moskwy…
– Sniegow Moskwy…
– Dostalem pokoj, w ktorym KGB zainstalowalo podsluch. Wyglada na to, ze mieli podsluch nawet w ubikacji. Mogli sluchac, jak wyciskam gowno.
– Mam wrazenie, ze to raczej ty usilujesz nam
– Nic podobnego, posluchajcie… Umowilem sie wreszcie na spotkanie z dama. Poszedlem pod wskazany adres i zastukalem. W drzwiach stanela
– Zlituj sie, Jon, na milosc boska…
– Niestety, to nie byla
– Jon – zaniepokoila sie Sara – co ty jeszcze piles oprocz tego wina?
– Nic! Absolutnie nic! To wszystko
– Ta pieprzona opowiesc moglaby trafic Oscara – stwierdzilem.
– Daruj sobie. Wiesz przeciez, ze robilem to dla pieniedzy na twoj przyszly scenariusz.
– Wiem. Prosze cie, Jon, nie przerywaj sobie. Co bylo dalej?
– No dobra, idziemy do tej cerkwi, klekamy w lawkach. Nie chodze do kosciola. Kleczymy przez jakis czas w milczeniu. Wreszcie Metra ciagnie mnie za pole. Wstajemy i podchodzimy do oltarza. Oltarz tonie w swiecach. Niektore sie pala, wiekszosc jest pogaszona. Wargi Metry drza, strumyczek sliny splywa z kacikow ust, niknac w zmarszczkach. Wierzcie mi, prosze, ze nie mam nic, ale to nic przeciwko starosci! Dlaczego jednak niektorzy starzeja sie o tyle gorzej od innych? – Nie mam pojecia – przyznalem – ale odnosze wrazenie, ze ludzie, ktorzy nie mysla zbyt wiele, wygladaja mlodziej.
– Nie wydaje mi sie, zeby ona zbyt wiele myslala… W kazdym razie po zapaleniu tych wszystkich swiec znow sie podniecila. Lapie mnie za reke i ja miazdzy. To byla niezwykle krzepka staruszka. Ciagnie mnie pod figure Chrystusa…
– Tak…
– Puszcza moja reke, kleka i zaczyna calowac stopy posagu. Odlatuje na amen. Obslinia kazdziutki palec. Drzy w uniesieniu. Wreszcie podnosi sie z kleczek, bierze mnie za reke i zaczyna popychac w strone stop figury. O, kurwa, pomyslalem, ale potem przypomnialem sobie o 80 milionach dolarow, uklaklem i ucalowalem stopy. Jak sie domyslacie, w Rosji tych stop za bardzo sie nie myje. Slina Metry… i kurz… Najwyzszym wysilkiem woli zmusilem sie do pocalunku. Wstalem z kleczek. Metra z powrotem prowadzi mnie do lawki. Znowu klekamy. Nagle lapie mnie i zaczyna calowac w usta. Zrozumcie, nie mam nic przeciwko podeszlemu wiekowi, ale to bylo tak, jakbym calowal dol kloaczny. Zoladek podjechal mi do gardla. Podszedlem do konfesjonalu, rozsunalem zaslonki, wszedlem do srodka, uklaklem i puscilem pawia. Podnioslem sie z kleczek. Razem wyszlismy z cerkwi. Odprowadzilem ja pod drzwi. Kupilem butelke wodki i wrocilem do pokoju hotelowego.
– Wiem, ale zaczekaj. To jeszcze nie koniec. Pijac wodke, przemyslalem wszystko od a do zet. Zdecydowalem sie nie wycofywac. Stara niewatpliwie byla szurnieta. Czy kto widzial, zeby calowac sie w cerkwi? Chyba ze na slubie. A wiec tak sprawy wygladaja…
– Pocalowali sie, a, potem zyli dlugu szczesliwie, co? – odgadlem.
– Widzisz, chcialem sobie zagwarantowac te 80 milionow. Wykonczylem butelke i zabralem sie za dlugi milosny list do Metry. Piszac, caly czas myslalem o tlumaczce. Wyszedl mi calkiem niezly list. Miedzy milosnymi wyznaniami wyjasnilem, ze chcialbym nakrecic film o nas dwojgu i ze slyszalem o jej koncie w Szwajcarii, z ktorym zreszta moja wizyta w Moskwie nie ma
– I to wszystko po to, zeby zdobyc pieniadze na realizacje scenariusza, ktorego Hank nie tylko ze jeszcze nie napisal, ale nawet nie wiedzial o jego istnieniu? – zdumiala sie Sara.
– Dokladnie – potwierdzil Jon.
– Chyba zwariowales – zawyrokowalem.
– Byc moze. W kazdym razie starsza pani dostala moj list milosny. Odnioslem wrazenie, ze zgodzila sie pojechac ze mna do Szwajcarii, zeby wyjac pieniadze z konta. Szykowalismy sie do podrozy. Tymczasem dwukrotnie wybralismy sie calowac stopy Chrystusa, palic dziesiatki swiec i wymieniac buziaki. Nagle… dzwoni moja informatorka. Kobieta, ktora ma 80 milionow w Szwajcarii, nazywa sie tak samo i jest w tym samym wieku co moja starucha, ale przyszla na swiat w innym miescie, w zupelnie innej rodzinie. Zaszedl idiotyczny zbieg okolicznosci. W Moskwie nie mialem juz czego szukac. Dalem sie wpuscic w maliny. Za pieniedzmi musialem sie rozgladac gdzie indziej…
– Ja cie chromole! To jedna z najsmutniejszych historii, jakie w zyciu slyszalem – musialem przyznac.
– W dodatku, niestety, prawdziwa – uzupelnil Jon.
– Co ci kaze znosic tak wiele w imie robienia filmow? – zaciekawila sie Sara.
– Kocham te robote – wyznal.
14
W pare dni pozniej pojechalismy znowu do studia Danny Servera w Venice.
– Jeden gosc zrobil film o piciu i szlajaniu sie – powiedzial Jon. – Moglibysmy zobaczyc, jak mu poszlo.
Pojechalismy do Venice, Jon, Sara i ja. Widownia byla juz zapelniona, bar natomiast byl zamkniety.