Wiedzialem, ze Jon nasluchuje dzwiekow maszyny. Powinienem zaczac pisac cokolwiek. Wzialem sie za list do kolegi, ktory wyklada angielski na uniwersytecie stanowym w Long Beach. Korespondujemy ze soba od paru dziesiatek lat.

Zaczalem pisac:

Sie masz, Harry!

Co u ciebie? U mnie koniki sie spisuja. Ciezko skacowany dotarlem na tor na druga gonitwe i trafilem fuksa placonego 10 do 1. Przestalem sie poslugiwac „Przewodnikiem wyscigowym”. Widze, ze prawie wszyscy go studiuja i kazdy prawie przegrywa. Oczywiscie opracowalem nowy system, ktorego nie moge ci zdradzic. Mysle, ze gdybym skonczyl sie jako pisarz, dalbym rade wyzyc z toru. Dobra, niech bedzie. Zdradze ci moj system. Chcesz? No wiec: kupuje gazete, jakakolwiek gazete. Staram sie kazdego dnia kupowac inny tytul, zeby wyrwac bogow z letargu. Z gazety wybieram dowolnego handikapera, po czym ustawiam konie w kolejnosci wedlug jego oceny handikapu. Powiedzmy, ze w gonitwie bierze udzial 8 koni. W moim programie przy kazdym koniu zaznaczam jego kolejnosc wedlug handikapu.

Na przyklad:

kon 1, 7

kon 2, 3

kon 3, 5

kon 4, 1

kon 5, 2

kon 6, 4

kon 7, 8

kon 8, 6

Na czym polega system? Otoz wybieram konie, ktorych kolejnosc wedlug gry wyprzedza kolejnosc wedlug handikapu. Jezeli takich koni jest wiecej, wybieram tego, u ktorego roznica pozycji jest najwieksza. Na przyklad kon numer 1, siodmy w handikapie, grany 4 do 1, bedzie lepszy niz kon numer 6, czwarty w handikapie, grany 3 do 1. System ten ma jeden wyjatek. Kiedy na przyklad kon czwarty w handikapie jest grany ponizej 1, czyli 4/5 albo i nizej, wtedy trzeba sobie odpuscic gonitwe, o ile nie ma innych przeciwwskazan. Grajac wylacznie na faworytow, zawsze tracisz.

Wpadlem na moj system w nastepujacy sposob. Na studiach mielismy wojsko. Obowiazkowa lektura byla Encyklopedia broni. Jeden z fragmentow tej opaslej ksiegi byl poswiecony artylerii. Byl rok 1936 i, jak zapewne pamietasz, nie bylo jeszcze radarow ani urzadzen naprowadzajacych. Ksiazka zreszta zostala najprawdopodobniej napisana na potrzeby pierwszej wojny swiatowej, chociaz mogla tez zostac opracowana pozniej, trudno mi powiedziec. Dosc, ze pociski artyleryjskie wystrzeliwano na zasadzie umowy zbiorowej.

– No, Larry, jaka jest wedlug ciebie odleglosc miedzy nami a wrogiem? – pytal kapitan.

– 625 jardow, panie kapitanie.

– Mike?

– 400 jardow, panie kapitanie.

– Barney?

– 100 jardow, panie kapitanie.

– Slim?

– 800 jardow, panie kapitanie.

– Bill?

– 300 jardow.

Kapitan sumowal jardy i dzielil przez liczbe zapytanych. W tym wypadku odpowiedz wynosila 445 jardow. Ladowali pocisk i zwykle robili powazne szkody w szeregach nieprzyjaciela.

Minelo kilkadziesiat lat. Pewnego dnia siedzialem na torze i nagle przyszedl mi do glowy pomysl, zeby posluzyc sie systemem artyleryjskim na wyscigach. System sprawdzil sie wielokrotnie, problem polegal i nadal polega na naturze ludzkiej: kazda rutyna nudzi sie po jakims czasie i zmusza do poszukiwan w innym kierunku. Ja sam mam chyba ze 25 systemow, a wszystkie sa oparte na jakiejs wariackiej logice. Lubie sie przerzucac z systemu na system.

Na pewno umierasz z ciekawosci, jakim cudem w drugiej gonitwie trafilem tego fuksa placonego 10 do 1? Rzecz zasadza sie na tym, ze odnotowuje ocene handikapu przed wycofaniami. Moj kon przed wycofaniami byl szesnasty w handikapie. Kiedy poszedl 10 do 1, okazalo sie, o dziwo, ze ma najwieksza roznice miedzy pozycja wedlug handikapu a pozycja wedlug gry. Mam nadzieje, ze dobrze sie miewasz i studentki nie daja ci zbytnio popalic, a moze wlasnie tego powinienem ci zyczyc. Aha, czy to prawda, ze Celine i Hemingway umarli tego samego dnia?

Mam nadzieje, ze miewasz sie dobrze…

Niech becza przez ciebie,

tfuj

Henry Chinaski

Wyjalem list z maszyny, zlozylem, starannie wykaligrafowalem adres na kopercie, wlozylem list do srodka, znalazlem znaczek i juz mialem dosyc pisania na ten wieczor. Usiadlem, osuszylem butelke do dna, odkorkowalem nastepne wino i zszedlem na dol.

Jon siedzial przy zgaszonym telewizorze. Przynioslem dwa kieliszki i siadlem obok niego. Nalalem wina.

– Stukales jak szalony – pochwalil Jon.

– Pisalem list. List?

– Napij sie.

– Dziekuje.

Lyknelismy obaj.

– Jon, zaplaciles mi za ten cholerny scenariusz…

– Oczywiscie, ze ci zaplacilem…

– Nie jestem w stanie pisac. Siedze na gorze i probuje pisac scenariusz, a ty siedzisz na dole i sluchasz maszyny. Trudno mi jest…

– Moge wychodzic na wieczor.

– Sluchaj, bedziesz sie musial wyprowadzic. Dluzej tego nie wytrzymam! Bardzo mi przykro, stary! Jestem swinia, skonczona swinia. Czy istnieja nieskonczone swinie? W kazdym razie musisz sobie znalezc jakies inne mieszkanie. Nie moge pisac w tych warunkach. Widocznie nie jestem prawdziwym mezczyzna.

– Rozumiem cie.

– Naprawde?

– Jasne. Ale tak czy tak, mialem zamiar sie wyprowadzic.

– Co?

– Francois wraca. Skonczyl robote we Francji. Chcemy cos znalezc na spolke. Zaczalem sie juz rozgladac. Prawde mowiac, chyba juz cos dzisiaj znalazlem. Nie chcialem ci po prostu zawracac glowy…

– Ale czy wy dacie sobie rade?

– Mamy forse. Polaczylismy nasze zasoby.

– O Jezu, wiec wybaczasz mi, ze chcialem cie wyrzucic na bruk?

– Nie mam ci czego wybaczac. Martwilem sie tylko, jak ci powiedziec, ze musze sie wyprowadzic.

– Nie robisz aby starego pijaczyny w konia?

– Gdzie tam. A napisales chociaz cokolwiek?

– Odrobinke.

– Moglbym zobaczyc?

– Jasne, stary.

Poszedlem na gore, przynioslem kartki maszynopisu i polozylem na stoliku. Potem znowu poszedlem na gore, do sypialni.

– Saro, zejdz do nas, mamy male swieto.

– Jakie znow swieto?

– Jon sie wyprowadza. Znow bede w stanie pisac.

– Czy bardzo go uraziles?

– Chyba nie. Rozumiesz, Francois wraca i beda czegos szukac na spole.

Zeszlismy na dol. Sara dostala swoj kieliszek. Jon siedzial z nosem w scenariuszu.

Widzac mnie, wybuchnal smiechem.

– Genialne! Wiedzialem, kurwa, ze bedzie genialne!

– Nie robisz aby starego pijaczyny w konia?

– Cos ty. Nigdy w zyciu.

Sara usiadla i w milczeniu wypilismy po jednym.

– Dzwonilem do Francois od Wennera Zergoga – odezwal sie Jon po przerwie. – Okazalo sie, ze znow narozrabial i go wylali. Zaplacili mu za kilka dni zdjeciowych i wylali. To samo co zawsze.

– To znaczy co? – zainteresowala sie Sara.

– Jest wspanialym aktorem, ale od czasu do czasu cos mu odbija. Wypina sie wtedy na scenariusz, olewa scene, ktora wlasnie kreci, i zajmuje sie wlasnymi sprawami. Moim zdaniem to jakas choroba. Musialo mu znowu odbic. Wylali go z filmu.

– Jak to wyglada? – spytalem.

Вы читаете Hollywood
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату