Wiedzialem, ze Jon nasluchuje dzwiekow maszyny. Powinienem zaczac pisac cokolwiek. Wzialem sie za list do kolegi, ktory wyklada angielski na uniwersytecie stanowym w Long Beach. Korespondujemy ze soba od paru dziesiatek lat.
Zaczalem pisac:
Sie masz, Harry!
Co u ciebie? U mnie koniki sie spisuja. Ciezko skacowany dotarlem na tor na druga gonitwe i trafilem fuksa placonego 10 do 1. Przestalem sie poslugiwac „Przewodnikiem wyscigowym”. Widze, ze prawie wszyscy go studiuja i kazdy prawie przegrywa. Oczywiscie opracowalem nowy system, ktorego nie moge ci zdradzic. Mysle, ze gdybym skonczyl sie jako pisarz, dalbym rade wyzyc z toru. Dobra, niech bedzie. Zdradze ci moj system. Chcesz? No wiec: kupuje gazete, jakakolwiek gazete. Staram sie kazdego dnia kupowac inny tytul, zeby wyrwac bogow z letargu. Z gazety wybieram dowolnego handikapera, po czym ustawiam konie w kolejnosci wedlug jego oceny handikapu. Powiedzmy, ze w gonitwie bierze udzial 8 koni. W moim programie przy kazdym koniu zaznaczam jego kolejnosc wedlug handikapu.
Na przyklad:
kon 1, 7
kon 2, 3
kon 3
kon 4, 1
kon 5, 2
kon 6,
kon 7, 8
kon 8, 6
Na czym polega system? Otoz wybieram konie, ktorych kolejnosc wedlug gry wyprzedza kolejnosc wedlug handikapu. Jezeli takich koni jest wiecej, wybieram tego, u ktorego roznica pozycji jest najwieksza. Na przyklad kon numer 1, siodmy w handikapie, grany 4 do 1, bedzie lepszy niz kon numer 6, czwarty w handikapie, grany 3 do 1. System ten ma jeden wyjatek. Kiedy na przyklad kon czwarty w handikapie jest grany ponizej 1, czyli 4/5 albo i nizej, wtedy trzeba sobie odpuscic gonitwe, o ile nie ma innych przeciwwskazan. Grajac wylacznie na faworytow, zawsze tracisz.
Wpadlem na moj system w nastepujacy sposob. Na studiach mielismy wojsko. Obowiazkowa lektura byla
– No, Larry, jaka jest wedlug ciebie odleglosc miedzy nami a wrogiem? – pytal kapitan.
– 625 jardow, panie kapitanie.
– Mike?
– 400 jardow, panie kapitanie.
– Barney?
– 100 jardow, panie kapitanie.
– Slim?
– 800 jardow, panie kapitanie.
– Bill?
– 300 jardow.
Kapitan sumowal jardy i dzielil przez liczbe zapytanych. W tym wypadku odpowiedz wynosila 445 jardow. Ladowali pocisk i zwykle robili powazne szkody w szeregach nieprzyjaciela.
Minelo kilkadziesiat lat. Pewnego dnia siedzialem na torze i nagle przyszedl mi do glowy pomysl, zeby posluzyc sie systemem artyleryjskim na wyscigach. System sprawdzil sie wielokrotnie, problem polegal i nadal polega na naturze ludzkiej: kazda rutyna nudzi sie po jakims czasie i zmusza do poszukiwan w innym kierunku. Ja sam mam chyba ze 25 systemow, a wszystkie sa oparte na jakiejs wariackiej logice. Lubie sie przerzucac z systemu na system.
Na pewno umierasz z ciekawosci, jakim cudem w drugiej gonitwie trafilem tego fuksa placonego 10 do 1? Rzecz zasadza sie na tym, ze odnotowuje ocene handikapu przed wycofaniami. Moj kon przed wycofaniami byl szesnasty w handikapie. Kiedy poszedl 10 do 1, okazalo sie, o dziwo, ze ma najwieksza roznice miedzy pozycja wedlug handikapu a pozycja wedlug gry. Mam nadzieje, ze dobrze sie miewasz i studentki nie daja ci zbytnio popalic, a moze wlasnie tego powinienem ci zyczyc. Aha, czy to prawda, ze Celine i Hemingway umarli tego samego dnia?
Mam nadzieje, ze miewasz sie dobrze…
Niech becza przez ciebie,
tfuj
Henry Chinaski
Wyjalem list z maszyny, zlozylem, starannie wykaligrafowalem adres na kopercie, wlozylem list do srodka, znalazlem znaczek i juz mialem dosyc pisania na ten wieczor. Usiadlem, osuszylem butelke do dna, odkorkowalem nastepne wino i zszedlem na dol.
Jon siedzial przy zgaszonym telewizorze. Przynioslem dwa kieliszki i siadlem obok niego. Nalalem wina.
– Stukales jak szalony – pochwalil Jon.
– Pisalem list. List?
– Napij sie.
– Dziekuje.
Lyknelismy obaj.
– Jon, zaplaciles mi za ten cholerny scenariusz…
– Oczywiscie, ze ci zaplacilem…
– Nie jestem w stanie pisac. Siedze na gorze i probuje pisac scenariusz, a ty siedzisz na dole i sluchasz maszyny. Trudno mi jest…
– Moge wychodzic na wieczor.
– Sluchaj, bedziesz sie musial wyprowadzic. Dluzej tego nie wytrzymam! Bardzo mi przykro, stary! Jestem swinia, skonczona swinia. Czy istnieja nieskonczone swinie? W kazdym razie musisz sobie znalezc jakies inne mieszkanie. Nie moge pisac w tych warunkach. Widocznie nie jestem prawdziwym mezczyzna.
– Rozumiem cie.
– Naprawde?
– Jasne. Ale tak czy tak, mialem zamiar sie wyprowadzic.
– Co?
– Francois wraca. Skonczyl robote we Francji. Chcemy cos znalezc na spolke. Zaczalem sie juz rozgladac. Prawde mowiac, chyba juz cos dzisiaj znalazlem. Nie chcialem ci po prostu zawracac glowy…
– Ale czy wy dacie sobie rade?
– Mamy forse. Polaczylismy nasze zasoby.
– O Jezu, wiec wybaczasz mi, ze chcialem cie wyrzucic na bruk?
– Nie mam ci czego wybaczac. Martwilem sie tylko, jak ci powiedziec, ze musze sie wyprowadzic.
– Nie robisz aby starego pijaczyny w konia?
– Gdzie tam. A napisales chociaz cokolwiek?
– Odrobinke.
– Moglbym zobaczyc?
– Jasne, stary.
Poszedlem na gore, przynioslem kartki maszynopisu i polozylem na stoliku. Potem znowu poszedlem na gore, do sypialni.
– Saro, zejdz do nas, mamy male swieto.
– Jakie znow swieto?
– Jon sie wyprowadza. Znow bede w stanie pisac.
– Czy bardzo go uraziles?
– Chyba nie. Rozumiesz, Francois wraca i beda czegos szukac na spole.
Zeszlismy na dol. Sara dostala swoj kieliszek. Jon siedzial z nosem w scenariuszu.
Widzac mnie, wybuchnal smiechem.
– Genialne! Wiedzialem, kurwa, ze bedzie genialne!
– Nie robisz aby starego pijaczyny w konia?
– Cos ty. Nigdy w zyciu.
Sara usiadla i w milczeniu wypilismy po jednym.
– Dzwonilem do Francois od Wennera Zergoga – odezwal sie Jon po przerwie. – Okazalo sie, ze znow narozrabial i go wylali. Zaplacili mu za kilka dni zdjeciowych i wylali. To samo co zawsze.
– To znaczy co? – zainteresowala sie Sara.
– Jest wspanialym aktorem, ale od czasu do czasu cos mu odbija. Wypina sie wtedy na scenariusz, olewa scene, ktora wlasnie kreci, i zajmuje sie wlasnymi sprawami. Moim zdaniem to jakas choroba. Musialo mu znowu odbic. Wylali go z filmu.
– Jak to wyglada? – spytalem.