Jon podszedl do telefonu i zaczal wykrecac numer. Dolalem mu wina i siadlem z powrotem.

– Ten caly film to cos okropnego – powiedziala Sara.

– No coz, lepsze prawie cos od niczego.

– Jestes pewien?

– Jak sie chwile zastanowie, to nie za bardzo.

Jon polaczyl sie z Paryzem. Mial juz niezle w czubie i byl strasznie podniecony. Slyszelismy wyraznie kazde jego slowo:

– PAUL? TAK, TU JON PINCHOT! TAK, BARDZO PILNE! CHCIALEM ZROBIC DOPISEK DO MOJEGO TESTAMENTU! JESTES GOTOW? DOBRZE, ZACZYNAM!

Popatrzyl w nasza strone.

– To bardzo wazne…

Potem:

– TAK, PAUL! CHODZI O FILM. MAM GLOS DECYDUJACY. TANIEC JIMA BEAM A, WEDLUG SCENARIUSZA HENRY'EGO CHINASKIEGO! SWIETNIE, ZAPISZ TO SOBIE! W RAZIE MOJEJ SMIERCI REZYSERIA TEGO FILMU NIGDY NIE DOSTANIE SIE W RECE MACKA AUSTINA! KAZDY CZLOWIEK NA SWIECIE MA PRAWO REZYSEROWAC TEN FILM OPROCZ MACKA AUSTINA! ZAPISALES TO, PAUL? TAK JEST, PAUL, DZIEKUJE CI BARDZO! TAK, DOBRZE SIE CZUJE, A TY? KTOKOLWIEK, BYLE NIE MACK AUSTIN! NIE WIEM JAK Cl DZIEKOWAC, PAUL! DOBRANOC, DOBRANOC!

Po rozmowie wypilismy jeszcze po jednym. Potem Jon musial Juz jechac. W progu przystanal.

– Slyszeliscie ten sztuczny smiech? Widzieliscie, jak mu sie trzesly te zlote lancuchy?

– Tak, Jon…

Pojechal i wieczor dobiegl konca. Wyszlismy przed dom zawolac koty. Mielismy 5 kotow i nie bylismy w stanie zasnac, dopoki wszystkie nie poschodzily sie do domu.

Sasiedzi slyszeli co dzien, jak poznym wieczorem albo wczesnym rankiem nawolujemy nasze koty. Mielismy milych sasiadow. Kazdy z naszych 5 kotow cholernie dlugo kazal sie prosic, zanim raczyl wrocic do domu.

19

3 czy 4 dni pozniej zadzwonil Jon.

– Jack Bledsoe czytal scenariusz. Podoba mu sie, mialby ochote zagrac. Probowalem go sciagnac, zeby sie z toba zobaczyl, ale powiedzial, ze czulby sie przez ciebie zdominowany. Ty bedziesz musial przyjechac do niego.

– Czy wtedy bedzie mniej zdominowany?

– Chyba tak uwaza.

– Myslisz, ze nadaje sie do tej roli?

– O, tak. Jack chowal sie na ulicy. Swego czasu sprzedawal na ulicy kasztany. On jest z Nowego Jorku.

– Widzialem go w paru filmach…

– Tak? I co sadzisz?

– Bo ja wiem… Sluchaj, on musi przestac sie usmiechac przez caly czas, kiedy nie wie, co ze soba robic. I nie moze grzmocic piescia w lodowke ani drobic tym nowojorskim truchtem, jakby nosil banana miedzy posladkami.

– Jack Bledsoe byl kiedys bokserem.

– Phi, kazdy z nas byl w swoim czasie bokserem.

– Mozesz mi wierzyc, nadaje sie do tej roli…

– Jon, on nie moze w filmie odstawiac Nowego Jorku. Bohater to chlopak z Kalifornii… Kalifornijski chlopak lubi zalozyc noge na noge. Nie miota sie, tylko chlodno kalkuluje kazdy ruch. Zadnej paniki. Przy tym wszystkim potrafi zabic. Ale przedtem nie robi duzo szumu.

– Sam mu to powiesz.

– Dobrze, gdzie i kiedy?

O 8 wieczor znalezlismy sie w polnocnym Hollywood. Mielismy jakies 5 minut spoznienia. Pielismy sie ciemnymi alejkami, szukajac mieszkania.

– Mam nadzieje, ze bedzie mial cos do picia. Powinnismy byli cos przywiezc.

– Na pewno bedzie mial – uspokoila mnie Sara.

Nie moglem sie polapac w numerach. Wreszcie na jednym z balkonow zobaczylem Jona.

– Tedy…

Wszedlem na pietro i poszedlem za Jonom. Znalezlismy sie w jednej z kryjowek Jacka.

Jon pchnal drzwi. Weszlismy do srodka. Siedzieli we dwoch na starej kanapie. Jack Bledsoe i jego kumpel, Lenny Fidelo. Fidelo przewaznie grywal ogony. Za to Jack Bledsoe wygladal dokladnie jak Jack Bledsoe. Lenny byl wielkim chlopiskiem, barczystym, troche zbyt otylym. Widac bylo, ze od zycia dostal niezle ciegi. Zycie go nie oszczedzalo. Spodobal mi sie. Wielkie smutne oczy, wielkie dlonie. Wygladal na samotnego i znuzonego. Wygladal na kawal porzadnego chlopa.

Dopelnilismy wzajemnych prezentacji.

– To twoj goryl? – spytalem Jacka, pokazujac na Lenny'ego.

– Taa.

Jon stal, usmiechajac sie, jakby uczestniczyl w jakims wiekopomnym spotkaniu. Coz, moglo sie okazac, ze mial racje.

– Macie cos do picia? – zagadnalem.

– Tylko piwo. Moze byc?

– Moze byc.

Lenny wyszedl po piwo do drugiego pokoju. Wspolczulem Sarze, ktora nie przepadala za piwem.

Jedna ze scian byla cala pokryta plakatami bokserow. Obejrzalem je po kolei. Niezle. Niektore pochodzily sprzed wielu lat. Od samego patrzenia poczulem sie bardziej macho.

Z kanapy sterczaly sprezyny. Na podlodze poniewieraly sie poduszki, buty, czasopisma, papierowe torby…

– Chata stuprocentowych mezczyzn – rozesmiala sie Sara.

– Owszem, podoba mi sie tutaj – przytaknalem. – Mieszkalem w wielu zagraconych mieszkaniach, ale daleko im do mieszkania Jacka…

– Nam sie tez podoba – powiedzial Jack.

Wrocil Lenny z piwem. Otworzylismy puszki i siedzac popijalismy drobnymi lyczkami.

– Czytales scenariusz? – spytalem Jacka.

– Owszem. Ten gosc to ty? Ja, sprzed lat.

– Niezle musiales dostac w dupe – odezwal sie Lenny.

– Owszem. Zdarzalo sie.

– Naprawde za bulke z serem ganiales na posylki? – zaciekawil sie Jack.

– Zdarzalo sie.

Piwo okazalo sie smaczne. Zapadla cisza.

– No i jak ci sie podoba? – zapytal Jon.

– Kto? Jack?

– Aha.

– Da sobie rade. Trzeba go bedzie tylko troche rozruszac.

– Pokaz mi twoj styl walki – zaproponowal Jack.

Wstalem i zamachnalem sie kilka razy piesciami.

– Szybki w lapach – pochwalila Sara.

Usiadlem z powrotem.

– Umialem przyjmowac ciosy, ale bilem sie bez przekonania. Nie bardzo wiedzialem, po co to robie. Macie jeszcze piwo?

– Jasne – potwierdzil Lenny. Wstal i poszedl po nastepna puszke.

Wszyscy w Hollywood wiedzieli, ze Jack Bledsoe nie lubi Toma Pella. Kiedy udzielal wywiadow, nie przepuscil nigdy okazji, zeby dolozyc Tomowi: „Tom jest chlopcem z Malibu. Ja jestem dzieckiem ulicy.” Jezeli aktor gral dobrze, nic mnie nie obchodzilo, skad pochodzil. Obaj grali dobrze i nie bylo najmniejszego powodu, zeby odnosili sie do siebie jak para pisarzy.

Wrocil Lenny z piwem.

– Ostatnie – ostrzegl.

– Kurwa, nie strasz – przerazilem sie.

– Zaraz wracam – zapowiedzial Jon.

Juz go nie bylo. Polecial po piwo. Jon to rowny gosc.

– Ten caly Jon Pinchot jest wedlug ciebie dobrym rezyserem? – spytal Jack.

– Widziales jego dokument o Lido Maminie?

– Nie.

– Pinchot nie peka przed niczym. Lubi sie podmacywac ze smiercia.

Вы читаете Hollywood
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату