– To znaczy?

– Wiesz dobrze, o co mi chodzi.

Po kolacji wrocilem do swojej koi. W chwile pozniej wspiela sie do niej Grace. Byla najwyzsza z calej trojki. Nigdy jeszcze nie lezalem w lozku z taka wysoka baba. Pocalowalem ja. Jej jezyk zareagowal wlasciwie. Ach, te kobiety – pomyslalem. Coz to za cudowne istoty! Siegnalem pod sukienke i zaczalem sciagac z niej majtki. Kawal drogi sie je sciagalo. „Co ty robisz, do diabla?” – szepnela. „Zdejmuje ci majtki”. „Po co?”. „Zeby cie wydupczyc”. „Ja sie tylko chce rozgrzac”. „Zaraz cie bede dupczyl”. „Laura jest moja przyjaciolka, jestem kobieta Wilbura”. „Zaraz cie bede dupczyl”. „Co ty robisz?”. „Probuje ci wsadzic”. „Nie!”. „Pomoz mi, do cholery!”. „Nie. Mecz sie sam”. „Pomoz mi!”. „Sam go wsadz. Laura jest moja przyjaciolka”. „A co to ma do rzeczy?”.,Jakiej rzeczy?”. „Niewazne”. „Sluchaj, nie jestem jeszcze gotowa”. „Sluze palcem”. „Au! Delikatniej! Okaz damie odrobine szacunku”. „Teraz lepiej?”. „Lepiej. Jeszcze troszke wyzej. O tak, tak. Tu, wlasnie tu…”.

– Tylko bez ciupciania – odezwala sie Laura.

– Nie, nie. Ja ja tylko rozgrzewani.

– Ciekawe, kiedy wroci Wilbur? wtracila Jerry.

– Gowno mnie on obchodzi. Dla mnie moze wcale nie wracac – stwierdzilem i w tym momencie udalo mi sie go wsadzic.

Grace jeknela. Zaczalem ja posuwac bardzo powoli, kontrolujac kazdy ruch. Bylo w porzadku. Nie wyslizgiwal sie z niej, tak jak z Jerry. „Ty podly skurwysynie – szepnela. – Ty bydlaku. Laura jest moja przyjaciolka”. „A ja cie teraz pierdole. Czujesz go w sobie, jak wlazi i wylazi, wlazi i wylazi, w te i z powrotem, w te i z powrotem, chlup, chlup, chlup, chlup”. „Nie mow w ten sposob, bo mnie to podnieca”. „Czujesz, jak cie jebie? Jeb, jeb, jebu, jeb… jebanie, jebanie, jebanie… jebu, jebu, jebu, jeb… Podle, brudne, swinskie jebanie…”. „Przestan, ty przeklety bydlaku, do cholery”. „Czujesz, jak specznial? Jest coraz wiekszy i wiekszy. Czujesz go?”. „Och, tak, tak…”. „Uwazaj, zaraz sie spuszcze. O Jezu, zaraz sie spuszcze!”. Odczekalem, az przestanie ze mnie strzykac, i wyszedlem z niej. „Zgwalciles mnie, ty bydlaku” – syknela. – „Powinnam powiedziec Laurze, ze mnie zgwalciles”. „Powiedz jej, powiedz. Na pewno ci uwierzy”. Grace wygramolila sie z koi i poszla do lazienki. Obtarlem go przescieradlem, wciagnalem portki i zeskoczylem na dol.

– Sluchajcie, dziewczyny, umiecie grac w kosci?

– A co do tego potrzeba? – spytala Laura.

– Ja mam kosci. Macie jakas forse? Do gry potrzebne sa kosci i pieniadze. Zaraz wam wszystko pokaze. Kazdy wyjmuje forse i kladzie ja przed soba. Jesli macie malo, nie musicie sie tego wstydzic. Ja tez nie mam duzo. W koncu jestesmy przyjaciolmi, prawda?

– Tak – przytaknela Jerry. – Wszyscy jestesmy przyjaciolmi.

– No pewnie, ze jestesmy – stwierdzila Laura.

Grace wyszla z lazienki.

– Co ten skurwysyn znowu wymyslil? – spytala.

– Ma nas uczyc, jak sie gra w kosci – wyjasnila Jerry.

– Gracze uzywaja terminu „rznac w kosci”. Zaraz wam, dziewczyny, pokaze, jak sie rznie w kosci.

– Pokazesz nam, taak? – burknela Grace.

– Taak, Grace. Posadz swoja wysoko zawieszona dupe na podlodze i przyjrzyj sie. Zaraz wam pokaze, na czym polega gra.

Po uplywie godziny, gdy prawie wszystkie pieniadze byly juz moje, na schodkach pojawil sie nagle Wilbur Oxnard. Zastal nas wlasnie w takiej sytuacji – rznacych w kosci i pijanych.

– Nie zezwalam na hazard na tym statku! - wrzasnal zatrzymujac sie u podnoza schodkow.

Grace podniosla sie z kolan, przeszla przez pokoj, objela Wilbura, wetknela mu w usta swoj dlugi jezyk, po czym zlapala go za genitalia.

– Gdzie byl moj Willie? Dlaczego zostawil swoja Grace, taka steskniona i samotna, na tym wielkim statku?

Willie podszedl do nas caly usmiechniety. Usiadl przy stole. Grace wyjela nastepna flaszke whisky i otworzyla ja. Wilbur napelnil szklanki i zwrocil sie do mnie:

– Musialem wpasc do domu i poprawic pare nut w partyturze. Nadal masz zamiar popracowac nad tym librettem?

– Nad librettem?

– No tak. Nad tekstem.

– Prawde mowiac, jak dotad nad tym nie myslalem. Ale jesli naprawde traktujesz sprawe serio, to zabiore sie do pracy.

– Traktuje sprawe bardzo serio.

– No to od jutra biore sie do roboty.

W tym momencie Grace siegnela pod stol i rozpiela Wilburowi rozporek. Zapowiadala sie fajna noc. Dla nas wszystkich.

35

Minelo kilka dni. Siedzielismy we trojke – Grace, Laura i ja – przy barze w lokalu o nazwie „Green Smear”. Zjawila sie Jerry.

– Jedna whisky. Czysta – powiedziala barmanowi.

Kiedy jej podano trunek, przez chwile w milczeniu sie w niego wpatrywala.

– Sluchaj, Grace, wynioslas sie na cala noc. Zostawilas mnie sama z Wilburem.

– Tak, kochanie. Mialam pewien interesik do zalatwienia. Lubie trzymac staruszka w niepewnosci.

– Wiesz, jaki on byl zdolowany? Nie bylo Henry'ego, nie bylo Laury. Nie mial z kim pogadac. Probowalam mu jakos pomoc.

Laura i ja odsypialismy calonocna impreze w domu barmana. Prosto stamtad wrocilismy do knajpy. Nie zabralem sie do tej pory za libretto i Wilbur scigal mnie z tego powodu po miescie. Chcial, zebym przeczytal te wszystkie jego cholerne ksiazki, a ja juz dawno zrezygnowalem z czytania czegokolwiek.

– No i zaczal pic. – ciagnela dalej Jerry – Ale jak! Dorwal sie do wodki. Zaczal pic czyscioche i caly czas pytal, gdzie jest jego dziewczyna.

– Moze to wlasnie jest milosc – zauwazyla Grace.

Jerry dopila czysta whisky i zamowila nastepna.

– Nie chcialam, zeby sie tak zapijal, i kiedy go scielo, odlalam z butelki troche wodki i dolalam tyle samo wody. Ale i tak zdazyl wypic mnostwo tego piecdziesiecioprocentowego swinstwa. Bez przerwy prosilam go, zeby poszedl do lozka…

– Ach tak? – powiedziala z przekasem Grace.

– Prosilam go bez przerwy, ale nie chcial. Odbilo mu tak, ze sama tez musialam sie napic. Wzielo mnie jakos wyjatkowo szybko, zachcialo mi sie spac i zostawilam go siedzacego w fotelu. Przy tej wodce.

– Nie zabralas go do lozka? – spytala Grace.

– Nie. Rano wchodze do pokoju, a on nadal siedzi w tym fotelu. Butelka stoi obok. Mowie mu: „Dzien dobry, Willie”. Patrze, a on ma takie piekne oczy. W zyciu takich nie widzialam. Okno bylo otwarte i oczy mial pelne slonecznego blasku, jakby sie w nich dusza odbijala.

– Wiem – wtracila Grace. – Oczy to on ma piekne.

– No wiec mial otwarte oczy i nie odpowiadal. Nie bylo sily, zeby go zmusic do mowienia. No to zadzwonilam do jego brata, wiecie, tego doktora, ktory daje sobie w zyle. Przyjechal, spojrzal na niego i od razu za telefon. Zawiadomil kogo trzeba, usiedlismy we dwojke i czekalismy. Zjawilo sie dwoch facetow, zamkneli Willy'emu oczy, zrobili mu jakis zastrzyk. Potem zesmy jeszcze troche posiedzieli i pogadali, a potem jeden z tych facetow spojrzal na zegarek i powiedzial: „W porzadku”. Obaj wstali, podniesli Willy'ego z fotela, polozyli na noszach, wyniesli z domu i odjechali. No i tyle.

– O, kurwa – jeknela Grace. – Mam przejebane.

– Owszem, ty masz przejebane – przytaknela Jerry. – A ja mam dalej pol stowki miesiecznie.

– I swoje okragle, tluste dupsko – powiedziala Grace.

– I moje okragle, tluste dupsko – zgodzila sie Jerry.

Spojrzalem na Laure. Oboje wiedzielismy, ze jestesmy zalatwieni. Nie bylo sensu o tym mowic.

Siedzielismy wszyscy przy barze, probujac wymyslic jakis nastepny ruch.

– Zastanawiam sie, czy to nie ja go usmiercilam – odezwala sie Jerry.

– Usmiercilas? W jaki niby sposob? – spytalem.

– Przez to, ze mu te gorzalke ochrzcilam. Zawsze pil czyscioche i nic mu nie bylo. To ta woda mogla go zabic.

– Moze i mogla – mruknalem. – Tony – zwrocilem sie do barmana. – Badz tak mily i przyrzadz dla tej pulchnej, malej panienki koktajlik. Wodeczka z woda.

Grace nie wydalo sie to specjalnie dowcipne.

Sam tego nie widzialem, ale jak mi pozniej opowiadano, po wyjsciu z knajpy Grace poszla pod dom Wilbura i zaczela sie dobijac, lomotac, krzyczec, by ja wpuszczono. Jego brat, lekarz, podszedl w koncu do drzwi, ale jej nie wpuscil – byl zalamany, zacpany i jej nie wpuscil, ona jednak nie dala za wygrana i dalej sie awanturowala. Ten lekarz nie znal blizej Grace – czego, byc moze, powinien zalowac, bo to byla niezla dupa – poszedl wiec do telefonu, wezwal policje i dopiero wtedy sie zaczelo: Grace dostala takiego szalu, ze potrzeba bylo dwoch facetow, zeby zalozyc jej kajdanki. Zrobili przy tym blad, bo skuli ja z przodu, a ona uniosla rece, machnela tymi bransoletami i rozprula jednemu z gliniarzy policzek na wylot, tak ze z boku bylo mu zeby widac. Przyjechalo jeszcze wiecej gliniarzy, zabrali Grace, wrzeszczaca, wierzgajaca nogami, a potem juz nigdy nie mielismy okazji ani jej, ani siebie nawzajem ogladac.

36

Cale rzedy zastyglych w bezruchu rowerow. Skrzynie pelne rowerowych czesci. Cale rzedy podwieszonych u powaly rowerow. Zielone rowery, czerwone rowery, zolte rowery, fioletowe rowery, niebieskie rowery, rowery dla dziewczat, rowery dla chlopcow – wszystkie zawieszone wysoko – blyszczace szprychy, obrecze, opony, farba, skorzane siodelka, przednie swiatla, tylne swiatelka, hamulce reczne. Setki rowerow, rzad za rzedem.

Вы читаете Faktotum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×