skarpetki, koszule, paski. Potem siedzacy naprzeciwko Lidki zostal w samych gatkach i zaczal sie drzec, ze dosc ma juz tej zabawy, ale zaraz go zakrzyczano, wolajac, ze podczas gry nie wolno sie wycofywac, a zasady sa zasadami. Umilkl wiec i tylko halasliwie okazywal radosc, gdy strzalka wskazywala na kogos innego.

Lidka popadla w jakis goraczkowy nastroj. Najpierw zdjela pantofle, potem pas, rajstopy. Ktoras z rozchichotanych dziewczat siedziala juz w bieliznie, ktora okazala sie bardzo fikusna i do ktorej skromna bielizna Lidki miala sie tak, jak szept do krzyku. Baczek sie krecil, serce zamieralo, w koncu jako tako ubrani zostali tylko Lidka i jej krotkowzroczny sasiad, i zaczeto pod ich adresem puszczac zarty. Potem baczek trzykrotnie wskazal na ruda dziewczyne uczesana w konski ogon i ta, choc utyskiwala, ze to nieuczciwe, rozebrala sie do naga. Lidka wytrzeszczyla oczy - nie spodziewala sie, ze dojdzie az do tego...

Ech, zaprosic by tu zastepice i matematyczke! I popatrzec na ich miny!

Tak czy kwak mryga, stwierdzil ktos wewnatrz jej pijaniutkiej glowy. Co za roznica?

Jestem zepsuta, zrozumiala nie bez zdziwienia. Jestem zla dziewczyna, strasznie zla dziewczyna... i jakie to bycze uczucie! Bycie zla.

W tej wlasnie chwili zabawa sie skonczyla i muzyka buchnela glosniej.

Ktos tam zbieral z podlogi swoje rzeczy, innym wcale nie chcialo sie trudzic. Dlugonoga dziewczyna w minispodniczce tanczyla na stole; Giena mruzac oczy krotkowidza lazil w jednym bucie i szukal pod nogami drugiego. Okazalo sie, ze na nagim ramieniu ma tatuaz, ktory najwyrazniej byl dzielem jakiegos artysty amatora z klasy, bo bardzo przypominal rysunek z zeszytu - krzywonogi krokodyl o wscieklym spojrzeniu.

Wszedzie unosil sie zapach perfum, potu, papierosowego dymu i resztek jedzenia. W mrocznym kacie ktos sie kokosil z chichotem - i gniezdzily sie tam na oko przynajmniej trzy polnagie ciala.

Na kanapie solenizantka Swietka calowala sie z chlopakiem, ktorego imienia Lidka nie pamietala.

Ledwo odnalazla swoje pantofle. Rajstopy gdzies wcielo. Pas tez. Jutro trzeba bedzie sie przejsc po sasiadach: „Przepraszam panstwa, czy nie ma u was moich rajstop?”

Ostroznie zamknela za soba drzwi. Zeszla pietro nizej. W kieszeni dzinsowej sukienki odszukala klucz. Wziela go ze soba na ten wlasnie wypadek - zeby moc wrocic cicho, nikogo nie budzac. Zeby nie obwachiwali jej podejrzliwie i nie mierzyli wzrokiem.

Drzwi otworzyly sie bezszelestnie. Lidka wtopila sie w zapach swojego mieszkania; w przedpokoju bylo ciemno, w salonie tez i tylko migal blekitem przeklety telewizor.

Zdjela pantofle i na bosaka ruszyla przed siebie, liczac na to, ze niepostrzezenie przemknie do swojej sypialni.

- ...przez ekspertow, sa zgodne co do sekundy... za dwiescie dni, dziewiatego czerwca przyszlego roku, o godzinie szesnastej dwadziescia jeden... i Bog juz sie nad nikim nie zlituje...

Lidka zamarla w bezruchu.

W pokoju rozlegl sie podniesiony glos mamy; a Lidka jak zahipnotyzowana zrobila jeszcze jeden krok ku przodowi i wparla sie wzrokiem w telewizor.

Z ekranu patrzyla na nia zoltawa, pomarszczona, przepojona smutkiem twarz jakiegos starszego czlowieka. Na pierwszym planie widac bylo podrygujacy w czyjejs dloni mikrofon i wygladalo to tak, jakby leteksowa grusza szykowala sie do zatkania ust mowiacemu.

- Wszystkich obliczen dokonano wedlug metody Brodowskiego-Filke. Prawdopodobienstwo popelnienia bledu jest bliskie zera. Zostalo nam jeszcze dwiescie dni na to, zeby pozyc i wziac od zycia wszystko, co sie da. Badzcie gotowi, dziewiatego czerwca...

Kamera cofnela sie razem z prezenterem.

- Ogladacie panstwo program „Kontakt”. Gosciem naszego studio byl... - dziennikarz poruszyl ustami jak ryba, wyciagnal spod pachy jakas teczke i zerknal do notatek - ...przedstawiciel ruchu „O czystosc duszy”.

Ekran zgasl. Lidka cofnela sie w glab korytarza.

- Dobrze, ze malej nie ma - chwile ciszy przerwal dopiero glos Jany.

- Diabelskie pudlo - orzekla mama gniewnym glosem.

Lidka niepostrzezenie przemknela do swojego pokoju.

W nocy mama znow ja musiala leczyc kroplami. Na dodatek mama zlozyla przysiege, ze nigdy juz nie pusci Lidki do Swiety. Ani na krok.

* * *

- ...ty sie jeszcze doigrasz, Sotowa. Dwojka na okres, na polrocze, a potem egzaminy, ktorych nie zdasz z takim przygotowaniem... zostaniesz wydalona ze szkoly nie z powodow dyscyplinarnych, a za nieusprawiedliwione nieobecnosci. Rozumiesz?

W gabinecie zastepicy bylo cieplo. W powietrzu unosil sie nikly zapach kwiatow - chyba astrow. Jak na pogrzebie, pomyslala Lidka.

- Czy ty mnie w ogole sluchasz, Sotowa?

- Do egzaminu jeszcze pol roku - odezwala sie Lidka, patrzac w podloge.

- I myslisz, ze to sporo czasu? Ze jeszcze zdazysz? „Od poniedzialku wezme sie do roboty”, co?

- Nie - Lidka wzruszyla ramionami i po raz kolejny doznala wrazenia, ze kurteczka szkolnego mundurka jest za ciasna i pije ja pod pachami. - Tylko... Co za roznica? Apokalipsa...

Zapadlo milczenie, zaklocane tylko cichym, dobiegajacym z kata pomrukiem ogrzewacza.

- I co z tego? - odezwala sie zastepica zupelnie innym tonem. - Czy to po raz pierwszy w historii? Czy po tym ma sie skonczyc zycie... Twoje zycie, Lido?

- Moze i nie po raz pierwszy - odezwala sie Lidka sama zdziwiona wlasna smialoscia. - Ale z pewnoscia po raz ostatni. Dla wszystkich.

I znow umilkla, nie odrywajac wzroku od podlogi.

* * *

Rysiuk zajal pierwsze miejsce w olimpiadzie historycznej i zdobyl prawo wstepu na uniwersytet bez egzaminow.

Lidka dostala pale z pracy kontrolnej i pale na okres - po raz pierwszy w zyciu.

Daremnie myslala, ze w ogole jej to nie ruszy. Bycie zla i zepsuta w pelnym polmroku i papierosowego dymu pokoju, w towarzystwie takich samych wyrzutkow, to jedna sprawa. Inna rzecz - odbierac swoj dzienniczek na koncu i isc ku nauczycielskiemu stolikowi pod ostrzalem pelnych niedowierzania spojrzen kolegow i kolezanek. Patrzec w oczy Michailowi Feoktistowoczowi. I wysluchiwac suchego i krotkiego jak wyrok: „Sotowa - niedostatecznie”.

Podswiadomie czekala na drwiny Rysiuka. Albo na gniewne zapytanie: „Odbilo ci, czy co?”

Rysiuk tymczasem sie nie odezwal i nawet nie spojrzal na kolezanke z jednej lawki. Jakby w ogole go nie interesowaly dalsze losy najgorszej w klasie uczennicy. Spogladajac tepym wzrokiem przez okno na boisko, gdzie srednia grupa cwiczyla kregi na lyzwach, Lidka przypomniala sobie, jak Rysiuk nazywa uczniow dwiescie piatej. „Prymitywy” - tak o nich mowil. Jego dzisiejsze milczenie nie bylo przypadkowe - co wiecej, z laweczki rownych Lidka stoczyla sie oto na laweczke „prymitywow”, co oznaczalo, ze dotychczasowa klotliwa z nim przyjazn skonczyla sie.

Poczula gniew. Celowo, choc udajac, ze nieumyslnie, zrzucila ksiazke Rysiuka na podloge.

Huk byl taki, jakby zwalila na ziemie zeliwne koryto. Cala klasa spojrzala na pierwsza lawke - a Rysiuk schylil sie i znow nie patrzac na Lidke, podniosl podrecznik i pozbieral rozsypane zakladki.

W wyklinanej dwiescie piatej nikt nie wydawal wyrokow o ludziach na podstawie ich ocen.

Lidka zagryzla wargi. A tam, wszystko jedno. Dzis dziewiaty grudnia, sroda...

Zostalo rowno pol roku.

* * *

Przed wejsciem na stacje szybkobieznego tramwaju ktos jej wsunal do reki ulotke. Z poczatku uznala, ze to zwykla reklamowka albo kolejne ogloszenie dotyczace „wygodnej pracy” - ale rozwinawszy ja mechanicznie, az sie potknela.

Mezczyzne na fotografii poznala od razu, choc ulotka byla czarno biala i nie oddawala zoltawego odcienia jego twarzy. Mimo wszystko byl to jednak ten sam czlowiek - tym bardziej, ze w gornej czesci ulotki wydrukowano surowymi, czarnymi literami: „O czystosc duszy”, a w prawym dolnym rogu widac bylo emblemat - stylizowany wizerunek ogarnietego plomieniami czlowieka. „Tak bedzie ze wszystkimi”.

- Dziewczynko, co z toba?

- Nic, nic...

Wydostala sie z tlumu. Przylgnela do mozaikowej sciany, drzaly jej kolana.

Nic. Nic... Wie, i to dobrze, ze dowiedziala sie wczesniej. Zawsze mozna zdazyc najesc sie nasennych srodkow. Zeby nie zamienic sie w tanczaca pochodnie, jak tamten wariat... A moze nie byl wariatem, moze to bohater, wskazujacy droge...

Dzis jest dwudziesty pierwszy grudnia, poniedzialek... Zostalo... Ile to zostalo?

Usiadla na waskiej laweczce - przechodzacy ludzie patrzyli na nia z ukosa i ze zle skrywanym zdziwieniem w oczach - i wyciagnela z teczki dziennik. Kazdy dzien zaznaczony byl liczba w koleczku. Znaczy, dzis dwudziesty pierwszy...Zostalo sto osiemdziesiat dwa dni.

* * *

- Nie odrabiasz zadan, bo ich nie zapisujesz?

Chemica oderwala wzrok od lezacego na stole nauczycielskim dzienniczka Lidki.

- Zadania domowe cie nie obowiazuja, Sotowa?

Lidka zamrugala powiekami. Chemica wziela ze stolu krwiscie czerwony dlugopis i znow pochylila sie nad dzienniczkiem Lidki, ale tym razem juz w zupelnie konkretnym celu. Jeszcze przed dwoma miesiacami Lidka ujrzawszy cos takiego, oblalaby sie zimnym potem.

Teraz nie przejmowala sie juz uwagami w dzienniczku.

- A to co takiego? - zapytala ze zdziwieniem chemica, na sekunde zawiesiwszy w powietrzu iskrzacy sie grozbami dlugopis.

Na dzisiejszym wtorku zapisano liczbe sto siedemdziesiat jeden. Na jutrzejszej srodzie - sto siedemdziesiat. Kolejny czwartek mial liczbe sto szescdziesiat dziewiec.

- Liczysz dni do egzaminu? - zapytala chemica, sama najprawdopodobniej pojmujac glupote takiego przypuszczenia.

Lidka nie odpowiedziala.

* * *

- Znam takie towarzystwo - oznajmila Swietka. - Prywatny domek na przedmiesciu. Tam sie zbieraja. Znam jednego chlopaka... mowi, ze jak sa razem, nie czuja strachu. Ze koniec swiata bedzie ostatni i taki sam dla wszystkich. On juz sprzedal swoj motor. Po cholere mi teraz, mowi, motocykl...

Swietka przysunela sie blizej, dlawiac Lidke bijacym z jej ust zapachem nikotyny:

- A osmego czerwca, znaczy, w przeddzien, urzadza sobie bal debiutantow. Sami tak go nazywaja. Zbiora sie razem, zabawia sie, zlapia ostatni kajf i po cichutku posna. I wszystko.

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×