Wejsciowe drzwi otworzyly sie z cichym szczekiem. Lidka drgnela. Tak, bez dzwonka i bez uprzedzenia wchodzi tylko pan domu.

Dziewczyna wstala.

- Trzeba sie chyba przywitac?

Slawek takze wstal:

- Poczekaj, zaraz zobacze. Moze jest przemeczony... jezeli tak, to nie trzeba mu przeszkadzac.

I wyszedl. Lidka znow usiadla na kanapie i wyciagnela przed siebie nogi w miekkich, kosmatych papciach.

Gra w dziecieca przyjazn, w ktora dala sie wciagnac wbrew swojej woli, oprocz swoich osobliwosci miala i plusy. A udobruchanie szkolnych zrzed nie nalezalo do najbardziej smakowitych.

Najbardziej tlustym kaskiem byl ojciec Slawka. O ile wracal z pracy przed polnoca. I kiedy nie wracal „przemeczony”.

- Lidka! - zawolal Slawek z korytarza, a dziewczyna z jego glosu natychmiast zrozumiala, ze filmu ogladac nie bedzie trzeba. - Wszystko w porzadku, ojciec czuje sie doskonale i zaraz wyjdzie spod prysznica...

Lidka rzucila okiem na swoje odbicie w zwierciadle.

* * *

O Andrieju Igorowiczu Zarudnym opowiadano wiele historii. Niektore z nich byly niemile, inne po prostu brudne. Lidka doskonale wiedziala, ze bedacy przy wladzy czlowiek nie moze jej sprawowac, nie narobiwszy sobie wrogow i nieprzyjaciol, ktorzy niczym wieniec otaczali mu szyje.

Jedna ze zbyt smialych gazet zostala zamknieta po tym, jak deputowany Zarudny, wymieniony w jednym z artykulow, wytoczyl jej i wygral proces „w obronie czci i godnosci”. Inni redaktorzy i autorzy artykulow bulwarowej prasy tak daleko sie nie zapuszczali; dogryzali deputowanemu jakby mimochodem i niechcacy, a na pierwsze zadanie drukowali sprostowania. Jednoczesnie popularne prorzadowe dzienniki nie zalowaly miejsca na rozumne artykuly Andrieja Igorowicza, obszerne wywiady i fotografie szczuplej, stanowczej twarzy. Deputowany Zarudny byl u szczytu swojej popularnosci.

Albo zblizal sie do niego w szybkim tempie.

Mowi sie przeciez - i to coraz glosniej, ze wlasnie Zarudny zostanie kolejnym Prezydentem. Och, jakby to bylo fajnie! Lidka Sotowa osobiscie zna Prezydenta!

Lidka nie chciala sie przyznac przed soba, ze przelotna znajomosc z niepospolitym czlowiekiem jej pochlebia. Tylko dlatego zreszta podjela gre ze zniecheconym Slawkiem i siedzac na skorzanej kanapie, oglada wideo lub pije mrozona kawe. Wszystko dla takiego szczesliwego przypadku - deputowany wrocil wczesniej, nie jest przemeczony praca i bez sprzeciwu moze spedzic jakis czas w towarzystwie syna... i z gosciem syna, ktory przypadkiem jest akurat w domu.

Rozowy po kapieli deputowany mial na sobie obszerna domowa koszule. Mokre wlosy sterczaly mu jak tamtego zimnego dnia, kiedy Lidka rozmawiala z nim po raz pierwszy. Kiedy czekala na wyrzuty, zamaskowane oskarzenia i diabli wiedza, co jeszcze...

A przeciez... Gdyby nie tamto spotkanie, to mozliwe, ze polazlaby ze Swietka na przedmiescia i wpakowalaby sie w jakas historie, przystalaby do jednego z tych mlodziezowych „ogniw”, ktorych uczestnikow - o ile zostana zlapani - bez gadania odwoza do punktu pomocy psychicznej i napychaja tabletkami. Znaczy, tak robia teraz. Wtedy, w zimie, o tych „ogniwach” jeszcze nie wiedzieli.

Ojciec Slawka juz wtedy opowiedzial jej o budowie tych „ogniw”. I o lajdakach, ktorzy je „skrecaja”. Lidka od razu poczula sie dorosla i madra... taka, ktorej na plewy nikt nie nabierze.

Dobrze, ze glupia Swietka tylko jeden raz poszla na zebranie „ogniwa”. I ze jej nie przylapali.

Och, gdyby licealna dyrektorzyca miala w glowie choc polowe tego rozumu, jaki posiadl deputowany Zarudny! Co prawda, wtedy dalaby sobie spokoj z prowadzeniem liceum i zajelaby sie polityka.

Lidka usmiechnela sie do swoich mysli.

- Jak tam wyniki w szkole?

Wyniki byly mizerne. Z dwojek wylazla, ale z trojek wyjsc sie nie udalo. Zupelnie stracila zainteresowanie nauka - co prawda, podobny los przypadl w udziale wiekszosci jej rowiesnikow. Wszystkie te probowki, rownania i dyktanda wydawaly sie teraz takimi niepotrzebnymi i niewiele znaczacymi na tle nadciagajacej katastrofy. Pozniej, mowili sobie jeszcze wczorajsi celujacy uczniowie. Kiedys tam, pozniej... przeciez nie wiadomo, jak to sie wszystko ulozy, po coz wiec niepotrzebnie zamartwiac sie przed czasem.

W melancholie popadaly osobliwie dziewczeta. Ich wyjasnienia brzmialy jak muzyka: trzy-cztery lata po mrydze mozna uznac za wyrwane z zycia. Mowia, ze po urodzeniu dziecka kobieta traci polowe intelektu, znaczy, jak urodzi dwoje, zglupieje do cna. Potem pieluchy i nocniki, mina najmniej trzy lata, zanim maluchy bedzie mozna oddac do zlobka. Co zostanie w glowie po takim okresie? Jakie rownania?

Lidka usmiechala sie i kiwala glowa. Ot, hymn zywotnosci! Wszystkie dziewczeta wierza, ze przetrwaja apokalipse, wszystkie wierza, ze beda zyc potem i rodzic te... jak im tam... dzieci...

Dziewczyny przekonywaly jedna druga. Z przesadnym zapalem. Za bardzo sie przy tym unosily. Jakby staraly sie zdusic w sobie wlasna, godna potepienia niepewnosc.

Dziewiatego czerwca...

Lidka doskonale wiedziala, ze w dwiescie piatej dawno juz nikt sie nie uczyl. Niektorzy jeszcze przychodza na zajecia, graja pod lawkami w karty i irytuja nauczycieli. Ci z kolei, w miare mozliwosci staraja sie odegrac. Swietka mowi, ze szkolny dziennik zrobil sie ostatnio czerwony od niedostatecznych. Nikt sie nie dziwi, widzac siniak po uderzeniu nauczycielska linijka. Najbardziej rozpuszczonych nauczyciele wuefu lapia i tluka w zamknietych szatniach.

Na zajeciach opowiadano im o „podstawach wiedzy”, „solidnym fundamencie” i o „doroslym zyciu”, ktore czeka ich w kolejnym cyklu. Licealisci patrzyli jeden na drugiego i wzdychali. No, powiedzmy, chlopcy... niech bedzie. Chlopaki od razu po liceum moga uczyc sie i pracowac. Rysiuk, na przyklad, juz otrzymal studencki indeks...

Co prawda, wielu na jego miejscu by uwazalo. Chociazby po to, zeby nie zapeszyc. Mieszkancy tych miast, ktore zostaly unicestwione, tez snuli plany na przyszlosc. Zreszta i przy najzwyklejszej apokalipsie trafiaja sie pechowcy, ktorzy nie zdaza w pore dostac sie do Wrot...

Lidka westchnela.

- Co, ciezko? - cicho zapytal Andriej Igorowicz.

Dziewczyna w milczeniu kiwnela glowa.

- Rozumiem - odezwal sie Zarudny po chwili milczenia. - Pierwsza apokalipsa zawsze jest trudna. Druga zreszta wcale nie jest latwiejsza, mozesz mi wierzyc... Bac sie o dzieci jest jeszcze gorzej.

Lidka katem oka zerknela na Slawka. I zaraz potem uciekla spojrzeniem w bok. Wczesniej nigdy by jej nie przyszlo do glowy, ze mozna sie bac o takiego dragala. I ze jej rodzice boja sie o nia, o Jane i Timura...

- Lida, jestes dzis jakas smutna. Slawek, daj no tu stolik, zagramy kilka szybkich partyjek.

Ze wszystkich zabaw deputowany Zarudny najbardziej lubil stolowy hokej. Trajektorie plastykowych hokeistow przypominaly tory, po jakich poruszali sie zywi ludzie z kijami; Lidka dosc szybko nauczyla sie poruszania dzwigniami i wygrywala ze Slawkiem trzy partie na piec, tyle ze ze Slawkiem gralo sie nieciekawie. Podczas gry mlodszy Zarudny nie wydawal zrozumialych dzwiekow, tylko zaciekle sapal i buczal - radosnie albo zalosnie, w zaleznosci od sytuacji. Slawek, choc starszy od Lidki o dwa lata, wydawal jej sie w takich chwilach dzieciakiem podobnym do tych ktorzy chodzili parami na ekranie widiku...

Dziwne bylo i to, ze ow dzieciak potrafil zdobyc sie na napasc w muzeum. Jeszcze troche i Lidka moglaby zaczac wspolzawodnictwo z najbardziej zuchwalymi dziewczynami z dwiescie piatej, ktore, jak sie okazuje, przekluwaly kolnierzyki szpilkami z glowka. Taka szpileczka oznaczala: „Jestem juz kobieta”, a pierwszy koralik na szpilce koniecznie musial byc czerwony. Liczba koralikow oznaczala zaliczonych potem chlopcow, przy czym - jak mowiono - niejedna uzurpatorka dostawala od kumpelek po gebie za klamstwa lub przesadne chwalenie sie sukcesami.

Myslenie o tym wszystkim, szczegolnie gdy sie patrzylo na grajacego Slawka, tym bardziej na Slawka grajacego z ojcem, bylo co najmniej dziwne. Papa przyszedl z pracy i razem z synem gonia po stole plastykowy krazek. A ten syn, na dodatek, to jeszcze prawdziwy dzieciak. Co maja do tego zwyczaje z dwiescie piatej?!

Ot, jak mylace bywaja pozory.

Lidka westchnela.

Andrzej Igorowicz gral, jak to mowia, tylko jedna reka. Krazek latal z kata w kat, ale Zarudny starszy mial tez czas na niespiesznie prowadzona rozmowe:

- Co tam jeszcze u ciebie. Lido? Bratu juz sie poprawilo?

Przed tygodniem Timur troche kaszlal. Choroba nazwac tego sie nie dalo. A deputowany Zarudny pamietal...

- Dziekuje, juz wszystko w porzadku - odpowiedziala odruchowo. I niespodziewanie dla siebie samej dodala: - A co tam slychac u was w Parlamencie?

Wlasciwie, czemu nie mialaby zapytac? Przeciez ludzie pytaja jedni drugich, co slychac w szkole, w domu, w pracy.

Wygladalo na to, ze Andriej Igorowicz takze sie zdziwil. Nawet puscil gola. Slawek radosnie zahuczal.

- Sprawy takie, jak zwykle - odparl Zarudny powoli. - Jezeli cie to naprawde interesuje, moge ci dac zszywke „Wiadomosci Parlamentarnych”. Sa tam wszystkie przemowienia praktycznie bez skrotow...

Lidka usiadla na jeszcze cieply stolek i wrazenie obcego ciepla sprawilo, ze drgnela i od razu puscila gola.

- Wyszlam z wprawy - stwierdzila przepraszajacym tonem.

Slawek nie poczul urazy.

- Papo, zagrajcie od poczatku!

- Poczekaj - deputowany Zarudny zatrzymal Lide, wstajaca od stolu. - Slawek, badz tak uprzejmy i przynies z kuchni herbate... przy okazji zapytaj mame, powinny zostac jeszcze jakies pierozki...

Slawek zmarszczyl sie gniewnie, ale wstal bez sprzeciwu. I zamknal za soba drzwi; Zarudni mieli tak rozlegle mieszkanie, ze Lidka do tej pory nie zdazyla sie zorientowac, gdzie u nich jest kuchnia.

Andriej Igorowicz usiadl na miejscu Slawka i pogladzil palcem po helmie zoltego, plastykowego bramkarza:

- Co, Lida? Moze zagramy?

Kiwnela glowa. Nie wiadomo dlaczego, nagle zaschlo jej w gardle. Wiedziala, ze gdy wroci do domu, bez konca bedzie odtwarzac w pamieci te wlasnie, mknace teraz szybko sekundy - Slawek siedzi w kuchni, a ona z deputowanym stoja w odleglosci metra jedno od drugiego i ze skupieniem w oczach kreca raczkami.

- Ciezko byc najmlodsza z rodzenstwa?

Lidka podniosla glowe. Jej zielony hokeista zamachnal sie na krazek, ale nie trafil.

- Urodzilam sie przypadkowo. - Wiedziala, ze JEMU mozna to powiedziec. - Mama chciala... no, przerwac. Jej okres macierzynstwa juz sie prawie skonczyl. Jana i Timur urodzili sie razem, a potem mama... no, nie zachodzila w ciaze. I myslala, ze to juz koniec. I wreszcie... no, krotko mowiac, dwaj lekarze powiedzieli, ze moze urodzic, a trzej, ze lepiej nie...

- Masz dzielna matke - stwierdzil Andriej Igorowicz.

- Powaznie? Nie zartuje pan?

- A czy z takich rzeczy mozna sobie stroic zarty? Z czystym sumieniem moglaby uniknac ryzyka, tym bardziej, ze miala juz dwojke dzieci. - Wiesz, Lida... - westchnal deputowany. - Kiedy mialem mniej wiecej tyle co ty lat, oczywiscie bylem troche starszy, przezywalem moja pierwsza apokalipse... Ile masz?

- Skonczylam szesnascie...

Zarudny sie usmiechnal:

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×