– To znaczy, ze nigdy mi tego nie wyjasniono. Wszystko ustalili pewien prawnik z Zurychu oraz marszand z Londynu.
– Ach, tak: Julius Isherwood.
– Julian.
Z typowo germanskim szacunkiem dla dokumentow detektyw starannie wymazal niewlasciwe slowo i rownie starannie naniosl olowkiem poprawke. Kiedy skonczyl, triumfalnie podniosl wzrok, jakby oczekujac oklaskow.
– Prosze kontynuowac.
– Po prostu kazano mi isc do willi. Na miejscu ktos mial na mnie czekac i wprowadzic do srodka.
– Kto mial czekac?
– Nigdy mi tego dokladnie nie wyjasniono.
W teczce znajdowal sie faks od Isherwooda. Detektyw wsunal na nos waskie okulary i podniosl faks do swiatla. Czytajac, poruszal ustami.
– Kiedy przyjechal pan do Zurychu?
– Ma pan moj bilet kolejowy, dobrze pan wie, ze przybylem dzisiaj rano.
Policjant zmarszczyl brwi, co mialo oznaczac, ze nie lubi, kiedy podejrzani mowia mu, co wie, a czego nie.
– Dokad poszedl pan po przyjezdzie?
– Prosto do willi.
– Nie zameldowal sie pan najpierw w swoim hotelu?
– Nie, jeszcze nie wiedzialem, gdzie sie zatrzymam.
– A gdzie zamierzal sie pan zatrzymac?
– Jak jasno wynika z tresci listu pozostawionego dla mnie w willi, zarezerwowano mi pokoj w Dolder Grand Hotel.
Baer nie zwrocil uwagi na to oczywiste niedopatrzenie i kontynuowal.
– Jak sie pan dostal z dworca do willi?
– Taksowka.
– Ile wyniosla oplata za kurs?
– Okolo pietnastu frankow.
– O ktorej znalazl sie pan przed willa?
– Dwie minuty po dziewiatej.
– Skad ma pan taka pewnosc co do czasu przybycia na miejsce?
– Wystarczy spojrzec na faks od Juliana Isherwooda. Kazano mi zjawic sie punktualnie o dziewiatej. Nie mam zwyczaju spozniac sie na umowione spotkania, sierzancie Baer.
Detektyw usmiechnal sie z podziwem. Nalezal do osob pedantycznych i dlatego cenil u ludzi punktualnosc oraz szacunek dla szczegolow, nawet jesli podejrzewal ich o morderstwo.
– A po przyjezdzie do willi?
– Skorzystalem z domofonu przy bramie, lecz nikt nie odpowiadal. Zadzwonilem wiec do pana Isherwooda do Londynu. Powiedzial mi, ze osoba, ktora miala mnie przywitac, musiala nagle wyjechac z miasta.
– Czy wlasnie takich slow uzyl? “Nagle wyjechac z miasta”?
– Mniej wiecej.
– A ten pan Isherwood przekazal panu kody?
– Wlasnie.
– Skad je wzial?
– Nie wiem. Podejrzewam, ze od prawnika tego mezczyzny.
– Spisal pan te kody?
– Nie.
– Dlaczego?
– Nie bylo takiej potrzeby.
– Jak to?
– Zapamietalem je.
– Czyzby? Musi pan miec naprawde wysmienita pamiec, signore Delvecchio.
Detektyw opuscil pokoj. Po kwadransie wrocil z kubkiem kawy w dloni. Gabrielowi nic nie przyniosl. Usiadl i podjal przesluchanie w miejscu, w ktorym przerwal.
– Te ustalenia wydaja mi sie dziwne, signore Delvecchio. Czy to normalne, ze do rozpoczecia prac konserwacyjnych nie wie pan, o jakiego artyste chodzi?
– Nie, to nie jest normalne. Prawde mowiac, raczej dosc niezwykle.
– Otoz to. – Odchylil sie i skrzyzowal ramiona na piersi, jakby stwierdzenie Gabriela bylo rownoznaczne z pisemnym przyznaniem sie do winy. – A czy to normalne, ze nie podaje sie panu nazwiska wlasciciela obrazu, ktorego renowacje ma pan przeprowadzic?
– To nie jest az takie niezwykle.
– Rolfe. – Popatrzyl na Gabriela, aby sprawdzic, czy to nazwisko zrobilo na nim jakies wrazenie. Okazalo sie, ze zadnego. – Wlasciciel obrazu nazywal sie Augustus Rolfe. To ten mezczyzna, ktorego pan zamordowal w willi.
– Nikogo nie zamordowalem i doskonale zdaje pan sobie z tego sprawe. Kiedy przybylem do Zurychu, ten czlowiek nie zyl juz od dluzszego czasu. Gdy go mordowano, jechalem pociagiem. Cale zastepy ludzi moga potwierdzic, ze w tym czasie bylem w pociagu.
Detektyw wydawal sie niewzruszony argumentem Gabriela. Wypil lyk kawy i oswiadczyl spokojnie:
– Niech mi pan powie, co sie stalo, kiedy wszedl pan do willi.
Gabriel monotonnym glosem wyliczyl wszystkie fakty: ciemny przedpokoj, poszukiwanie wlacznika swiatla, niepodpisany list na stole, dziwny odor, ktory poczul w salonie, odkrycie ciala.
– Widzial pan obraz?
– Owszem.
– Zanim pan ujrzal cialo, czy potem?
– Potem.
– Jak dlugo spogladal pan na plotno?
– Nie wiem. Moze minute.
– Zatem natrafia pan na trupa, ale zatrzymuje sie po to, aby obejrzec obraz. – Policjant najwyrazniej nie potrafil zinterpretowac tej wiadomosci. – Prosze mi opowiedziec o tym malarzu. – Zerknal do notatek. – Rafaelu. Niestety, mam niewielkie pojecie o sztuce.
Gabriel doskonale wiedzial, ze inspektor klamie, lecz postanowil wziac udzial w tej grze. Przez kwadrans wyglaszal szczegolowy wyklad o zyciu i pracy Rafaela, jego nauce, wplywach, innowacjach technicznych, trwalym znaczeniu najwazniejszych dziel. Kiedy skonczyl, policjant wpatrywal sie w resztki kawy z mina czlowieka pokonanego.
– Czy mam kontynuowac?
– Nie, dziekuje. To bylo ogromnie pouczajace. Skoro nie zabil pan Augustusa Rolfego, to dlaczego opuscil pan posiadlosc, nie zawiadamiajac policji? Dlaczego usilowal pan uciec z Zurychu?
– Wiedzialem, ze okolicznosci beda swiadczyly przeciwko mnie, dlatego wpadlem w panike.
Detektyw popatrzyl na niego sceptycznie, jakby nie wierzyl, ze Mario Delvecchio to mezczyzna, ktory moze ulec panice.
– Jak sie pan dostal z Zurichbergu na Hauptbahnhof?
– Tramwajem.
Baer starannie przejrzal wszystkie przedmioty nalezace do Gabriela.
– Wsrod panskich rzeczy nie widze biletu tramwajowego. Rzecz jasna, kupil pan bilet przed wejsciem do tramwaju?
Gabriel pokrecil glowa: musial sie przyznac do winy. Baer wysoko uniosl brwi. Informacja, ze Gabriel jechal bez biletu, najwyrazniej byla dla niego potworniejsza niz mozliwosc, ze strzelil staruszkowi w glowe.
– To niezwykle powazne przewinienie, signore Delvecchio. Obawiam sie, ze zostanie panu wymierzona grzywna w wysokosci piecdziesieciu frankow.
– Jest mi niewymownie przykro.