– Co?! – powiedzieli jednoczesnie Parker i Darcy.

– No, coz. W takiej sprawie jak ta trzeba duzo i szybko myslec, bo fakty ukazuja sie raz z tego, a raz z innego punktu widzenia. Ale jedna rzecz jest decydujaca i zawsze ja powtarzam: Zabic mogl tylko ten, kto 1) mial powod, 2) nie ma prawdziwego alibi, 3) mogl dokonac zabojstwa w tych okolicznosciach i w taki wlasnie sposob, w jaki zostalo ono dokonane. Na poczatku sledztwa mamy zawsze w tym rownaniu, gdzie niewiadoma jest zabojca, a wiadoma osoba zamordowanego i okolicznosci, w jakich znaleziono cialo, jedna tylko droge: dopasowanie zabojcy do morderstwa. A tymczasem:

1) Jezeli chodzi o samo popelnienie zbrodni, znany byl tylko jeden fakt, ze wszedl pan do tej garderoby na trzy minuty przed rozpoczeciem drugiej czesci przedstawienia. Wszystko inne nalezy juz do czasu po zbrodni. Tak zeznal elektryk Caruthers, ktory potem mial zaledwie czas wrocic na wiezyczke, wyprobowac reflektory i zapalic swiatla na poczatek drugiej czesci, a juz kurtyna poszla w gore. Zreszta z tego, ze spedzil pan dosc duzo czasu w garderobie Ewy Faraday, a potem znowu kilka minut na scenie, wynikalo, ze po dojsciu do garderoby Vincy’ego mial pan minimalna ilosc czasu na zabicie go, wlozenie maski i udanie sie na scene. Mial pan na to sto osiemdziesiat sekund mniej wiecej.

2) Zabil pan Vincy’ego jego wlasnym sztyletem, wiec musial pan wejsc do garderoby, porwac sztylet, uderzyc Vincy’ego, a potem w blyskawicznym tempie wlozyc maske, spojrzec w lustro, sprawdzic, czy Vincy nie zyje, wyjsc, zamknac za soba drzwi, przekrecic klucz w zamku, pojsc na scene i zajac miejsce na planie. W ostatecznosci mogl pan to wszystko zrobic, ale pod jednym warunkiem: ze Vincy lezalby spokojnie po panskim wejsciu do garderoby i dal sie zabic jak baranek. Rzeczywiscie, Vincy zostal znaleziony w pozycji lezacej, cialo bylo wygodnie ulozone na wznak w chwili zadania ciosu.

Ale czy to bylo mozliwe?

Vincy byl tchorzem. Na kilka dni wczesniej zapowiedzial mu pan, ze go pan zabije, jesli jeszcze raz powtorza sie jakies jego obelgi wobec Ewy Faraday. Mogl oczywiscie nie wierzyc, ze go pan zabije, ale na pewno wierzyl, ze bedzie go pan chcial uderzyc, bo wiedzial, ze pan kocha Ewe Faraday i ze on sam w tej sprawie zachowuje sie dosc nikczemnie od poczatku do konca. Powinien byl wiec zerwac sie na pana widok. A zreszta dlaczego mialby lezec w garderobie trzy minuty przed rozpoczeciem aktu na odleglej badz co badz o kilkanascie jardow i odgrodzonej drzwiami i korytarzami scenie? Gdyby nie zerwal sie, to w kazdym razie usiadlby. Ale nie zginalby na lezaco. Tak mi sie przynajmniej wydawalo.

3) Dowiedzial sie pan od Ruffina, ze Vincy usunal go z garderoby. Ale usunal go przeciez dlatego, ze w przerwie albo po spektaklu spodziewal sie wizyty jakiejs kobiety. Narazal sie wiec pan na to, ze wchodzac albo spotkalby pan te kobiete, albo weszlaby ona w chwili, gdy pan popelnial zbrodnie. A przed popelnieniem zbrodni nie mogl pan przeciez zamknac drzwi. Gdyby je pan zamknal wchodzac, trudno uwierzyc, aby Vincy nie zerwal sie. Ktos, o kim wiemy, ze zle nam zyczy, zamykajacy drzwi na klucz po wejsciu do nas, musi w kazdym z nas wywolac niepokoj, a wiec zmiane pozycji z bezbronnej w stojaca albo co najmniej siedzaca. Dlaczego wiec, majac od miesiecy obliczony i opracowany w najdrobniejszych szczegolach tak rewelacyjny, nieomal genialny plan zbrodni, nagle narazal pan jego wykonanie na taki hazard? Rozsadek wskazywalby na to, zeby nie zabijac Vincy’ego w jego garderobie w dniu i w chwili, gdy spodziewal sie on w tej garderobie wizyty.

4) Poza tym, jak na tak genialnie planujacego, przebieglego i sprytnego morderce zachowywal sie pan podczas przerwy nonsensownie. Stracil pan wiele minut pocieszajac Ewe Faraday w jej garderobie. Potem stracil pan kilka minut na scenie, potem idac do garderoby Vincy’ego dal sie pan odprowadzic prawie az do samych drzwi elektrykowi Caruthers, zamiast odprawic go przed zejsciem ze sceny na korytarz prowadzacy do garderoby. Dlaczego? Tracil pan tylko czas konieczny do manewru i skracal pan sobie mozliwosc wykonania planu. Bo w ciagu trzech minut tylko Vincy, wspolpracujacy z panem albo zupelnie nie reagujacy na panskie wejscie, moglby pozwolic panu na wykonanie zadania. Co innego, gdyby wszedl pan do garderoby o piec minut wczesniej. Wowczas moglby pan wyczekac i zabic go w odpowiednim momencie, majac pewnosc, ze pan zdazy. W kazdym razie tak by pan to chyba planowal.

5) Sztylet! Przyszedl pan bez swojego narzedzia zbrodni, majac mniej niz dwiescie sekund do pojawienia sie na planie! A gdyby Vincy zamknal na przyklad szuflade na klucz albo zaniosl sztylet do domu, albo zrobil z nim sto innych rzeczy, ktore by spowodowaly, ze nie znalazlby sie on natychmiast w miejscu, w ktorym spodziewal sie pan go znalezc w garderobie? Co wowczas? Czy mial pan jakiekolwiek szanse poruszac sie po garderobie zywego Vincy’ego i poszukiwac sztyletu, podczas gdy Vincy, nie zwracajac uwagi na pana ani zblizajaca sie chwile uniesienia kurtyny, lezalby spokojnie za koszem pelnym roz i nie spojrzal nawet na pana. Gdyby w koncu zobaczyl pana ze sztyletem, czyz nie zaczalby krzyczec? Sciana garderoby jest gruba i nie przechodzi przez nia odglos rozmow, ale czy glos przestraszonego, doroslego mezczyzny nie rozleglby sie echem w calym teatrze? Poza tym sztylet nalezacy do Vincy’ego, czy nie nalezacy do niego, wydawal mi sie idiotyzmem w tak precyzyjnym planie. Majac tak genialny pomysl i stworzywszy sobie pelna mozliwosc jego realizacji, nie powierzylby pan przeciez najwazniejszej jego fazy stu przypadkom. Vincy zostal zabity jednym ciosem i nie krzyknal. Ale Vincy mogl krzyczec. Gdyby sztylet nie ugodzil precyzyjnie prosto w serce, moglby nawet zerwac sie i krzyczec z bolu…

6) Poza tym dlaczego Vincy lezal, jeszcze zamiast nakladac maske przed lustrem? Pan zdazyl na scene w szalonym pospiechu nie zabijajac Vincy’ego. Gdyby pan musial go jeszcze zabic, spoznilby sie pan na przedstawienie. Ale Vincy nie mial powodu, zeby czekac do ostatniej sekundy i potem biec nakladajac maske na korytarzu. Musial ja nalozyc przed lustrem sam i sprawdzic, nie majac w dodatku garderobianego. A zreszta Vincy lezal jeszcze nie na trzy minuty przed rozpoczeciem drugiego aktu, ale na mniej niz trzy. Przeciez nie zabil go pan, wszedlszy. Musial pan najpierw zamknac za soba drzwi, podejsc do miejsca, gdzie byl sztylet, wziac sztylet, zawrocic do Vincy’ego i zabic go. To by trwalo przeciez. A on lezal ciagle, grzeczny, oczekujacy smierci! Dlaczego? A wiec lezal na dwie minuty przed rozpoczeciem akcji i nie zwracal na pana najmniejszej uwagi. Nie, to bylo nie do pomyslenia. Tego nie umialem w zaden sposob wyrezyserowac. Zbrodniarz i mordowany nie pasowali wspolnie do okolicznosci, w ktorych popelniono zbrodnie. Musiala wiec ona zostac popelniona przez kogo innego.

– Brawo! – powiedzial Darcy po chwili milczenia. – Ale jezeli ja go nie zabilem, to przeciez ktos to musial zrobic!

– Wlasnie. Wiemy o tym i musimy teraz stwierdzic – kto. A trzeba przyznac, ze zrobil pan wszystko, co lezy w mocy jednego czlowieka, zeby pomieszac nam szyki i sciagnac na siebie podejrzenia. Prosze, niech pan teraz opowie dokladnie, wszystko od poczatku, ale nie zmieniajac juz zadnych faktow ani towarzyszacych im okolicznosci.

– Oczywiscie na pewno nie zrobie tego teraz. Wiec po zejsciu Ewy ze sceny, na poczatku przerwy, bylem bardzo zdenerwowany. Ewa dostala w garderobie ataku placzu. Wolala na glos, ze go nienawidzi, ze powinno sie zgladzic takiego nikczemnika, ze ona mu zaplaci za wszystko. Slowem, byla we lzach i rozgoraczkowana, gdy zapukal jeden z robotnikow mowiac, ze Sawyer prosi mnie na scene…

– Ile czasu byl pan u panny Faraday?

– Piec albo szesc minut. Trudno mi okreslic. Poszedlem z robotnikiem na scene i zapytalem Sawyera, co sie stalo. Okazalo sie, ze zgubil kartke z naszkicowanym przeze mnie polozeniem tych wszystkich krzesel, ktore ustawia sie w czasie przerwy na scenie. Poczatkowo probowal ustawic je z pamieci, ale po paru minutach on i robotnicy doszli do wniosku, ze nie moga z tego wybrnac. Pokazalem mu, co gdzie nalezy przestawic. Widzac, ze mnie rozumie, poszedlem w kierunku garderoby Vincy’ego. Nie chcialem Vincy’emu zrobic nic zlego oczywiscie, chociaz dygotalem z wscieklosci. Moze nawet uderzylbym go, nie wiem. Zaczalem naprawde nienawidzic tego czlowieka… – Urwal. – On byl plugawy… – powiedzial szczerze. – Byl stechly. Ohydny, maly egoista, bez skrupulow i bez mozgu… Nie wiedzialem dobrze, co zrobie, kiedy wejde. Przedstawienie bylo dopiero w polowie, a ja, jak kazdy odpowiedzialny czlowiek teatru, odczuwani zawsze nadrzednosc spektaklu nad wszystkim, co dzieje sie poza scena. Przedstawienie jest pewnego rodzaju swietoscia i widzialem juz aktorki grajace komediowe rolki, podczas gdy dzieci ich bredzily w domu w goraczce. Widzialem ludzi, ktorzy grali w dzien po smierci ukochanych osob i schodzac ze sceny za kazdym razem slaniali sie i lkali, zeby przy drugim wejsciu ukazac widowni zupelnie opanowana twarz i bez zajakniecia recytowac role… Wiec mignela mi nawet mysl, ze jezeli go teraz naprawde mocno uderze w zlosci, to moge mu uniemozliwic wystapienie i trzeba bedzie zerwac spektakl… To dziwne, ze czlowiekowi przychodza takie mysli do glowy, kiedy jest tak wsciekly, ze lataja mu czerwone platki przed oczami. Ale tak bylo. W tej chwili spotkal mnie elektryk Caruthers, ktory rozmawial z kims w kulisie. Zaczal mowic cos o kablu jednego z reflektorow. Pytal, czy nie da sie tego reflektora zastapic slabszym, ktory stal w tej sztuce bezuzytecznie. Chociaz bardzo zwracam uwage na dzialanie swiatel, to wszystkie reflektory na kuli ziemskiej z moimi teatralnymi wlacznie nic mnie w tej chwili nie obchodzily. Mimo to musialem mu cos odpowiedziec. Powiedzialem, zeby probowal „jechac” do konca na tym uszkodzonym. Spojrzal na mnie ze zdumieniem, ale

Вы читаете Smierc mowi w moim imieniu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×