Wiele czasu minelo, od kiedy ostatni raz miala do czynienia z zywymi pacjentami – wyjawszy skrajne przypadki, gdy w okolicy braklo zwyczajnego lekarza, tak jak bylo z przeorem.
Teraz pod jej drzwiami zgromadzilo sie mnostwo ludzkiego bolu, nie mogla tego zlekcewazyc. Cos nalezalo zrobic. Ale jesli zobaczono by ja, jak leczy, to przeciez kazdy lekarz w Cambridge pobieglby z tym do biskupa. Kosciol nigdy nie pochwalal wtracania sie czlowieka do choroby, przez stulecia utrzymywal, ze bozymi metodami leczenia sa modlitwa i swiete relikwie, reszta zas nalezy do szatanskich sprawek. Pozwolil tylko na kuracje przeprowadzane w klasztorach i nie majac innego wyjscia, tolerowal swieckich medykow dopoty, dopoki nie przeciagali struny. Jednakze niewiastom jako istotom z natury grzesznym w zadnym razie nie wolno bylo leczyc, oprocz wyznaczonych do tego poloznych – a i tak musialy uwazac, zeby nie oskarzono ich o czary.
Nawet w Salerno, owym slawnym osrodku medycyny, Kosciol probowal wprowadzic celibat wsrod lekarzy. Nie powiodlo sie, podobnie jak nie udalo sie zabronic praktyki lekarskiej kobietom. Ale to bylo Salerno, wyjatek potwierdzajacy regule…
– Co zrobimy? – zapytala. Malgorzata, najpraktyczniejsza z kobiet, z pewnoscia by wiedziala.
„Na wszystko jest sposob. Po prostu zostaw to starej Malgorzacie'.
– Co sie strachasz? – burknela Gyltha. – To latwe jak pocalowanie reki. Udajesz, ze jestes pomocnica lekarza, mieszasz mu mikstury czy cos. Oni po angielsku gadaja, co im jest. Ty mowisz o tym doktorowi tym swoim bebleniem, on ci odbebluje i gadasz im, co robic.
Niezbyt wyszukane, ale genialnie proste. Jesli okazaloby sie, ze potrzeba jakiejs kuracji, na zewnatrz wszystko by wygladalo, jakby to doktor Mansur przekazywal polecenia swojej sluzce.
– To nawet nieglupie – stwierdzila Adelia.
– No to sie bierz do roboty. – Gyltha wzruszyla ramionami.
Saracen, gdy opowiedziano mu o wszystkim, jak zwykle zachowal spokoj. Angielka uznala, ze Arab nie ma odpowiedniego wygladu.
– Medyku, wez go na targ, niech se kupi plaszcz z gwiazdami, czaszke na stolik i cos do przepowiadania z gwiazd.
Adelia zesztywniala, gdy uslyszala sugestie korzystania z magii.
– On bedzie praktykowac medycyne, a nie gusla. Cambridge musialo wiec zadowolic sie zawojem okalajacym twarz
Mansura o profilu niczym dziob ciemnego orla i glosem operujacym w wyzszych rejestrach. Dosc w tym magii dla wszystkich.
Ulfa poslano do apteki z lista zakupow. Poczekalnia uczyniono miejsce, gdzie miescil sie dotad lombard.
Bardzo zamozni zatrudniali wlasnych medykow, bardzo ubodzy leczyli sie sami. Ci zas, ktorzy przyszli na uliczke Jezusowa, nie byli ani jednymi, ani drugimi. Zjawili sie rzemieslnicy, pracujacy za gotowke.
Gdy przychodzilo do najgorszego, potrafili wylozyc grosz czy dwa albo nawet kure, tak aby miec czym zaplacic za porade.
I wlasnie u wiekszosci z nich doszlo do najgorszego. Domowe srodki nie dzialaly, nic tez nie dalo ptactwo, ktore przekazali klasztorowi Swietej Radegundy. Jak mowila Gyltha, swiety Piotrus im nie pomogl.
– Skad to sie wzielo? – Adelia pytala zony kowala, delikatnie czyszczac wacikiem jej oczy, sklejone zolta wydzielina. Przypomniala sobie, aby jeszcze dodac: – Medyk chce to wiedziec.
Najwyrazniej przeorysza od Swietej Radegundy namowila kobiete, aby zamoczyla chuste w szlamie z gnijacych zwlok, ktore kiedys byly swietym Piotrusiem, gdy wyciagnieto go z rzeki, a potem wytarla nia oczy. Mialo to wyleczyc postepujaca slepote.
– Ktos powinien ukatrupic te przeorysze – warknela po arabsku lekarka do Mansura.
Zona kowala domyslila sie znaczenia slow i zaczela bronic zakonnicy.
– To nie wina Piotrusia. Przeorysza powiedziala, ze ja nie modlilam sie wystarczajaco zarliwie.
– Zabije ja – stwierdzila Adelia. Nie mogla nic poradzic na slepote tej kobiety, ale dala jej do przemywania oczu slaby, przecedzony wywar z rzepiku. Stosowany regularnie powinien wyleczyc zapalenie.
Przez reszte poranka niewiele bylo okazji do zmniejszenia wscieklosci medyczki. Zlamane kosci pozostawiono zbyt dlugo samym sobie i pozrastaly sie krzywo. Trzymany w objeciach matki martwy niemowlak mogl zostac uratowany, jesli przy jego konwulsjach podano by wywar z kory wierzbowej. Trzy zlamane palce u nogi opanowala gangrena: sukno nasaczone opium, trzymane przez pol minuty nad nosem mlodego mezczyzny, i zreczne uzycie noza ocalilo stope, ale amputacji wcale nie trzeba byloby robic, gdyby pacjent nie tracil czasu na zwracanie sie do swietego Piotrusia.
Gdy zaszyto i opatrzono kikuty, a chory wrocil do domu, poczekalnia opustoszala. Adelia szalala.
– Niech szlag trafi te swieta Radegunde i wszystkie jej gnaty! Widzieliscie tego niemowlaka? Widzieliscie to? – Rozwscieczona, odwrocila sie ku Mansurowi: – A tobie co przyszlo do glowy, zeby zalecac dziecku cukier na kaszel?
Mansur rozsmakowal sie w swojej pozycji. Kiedy pacjenci mu sie klaniali, robil im nad glowami tajemnicze gesty. Odwrocil sie w strone Adelii.
– No, cukier na czkawke – odparl.
– A co, teraz ty jestes medykiem? Cukier to moze jest arabskie lekarstwo, ale on nie rosnie w tym kraju i jest tutaj bardzo drogi, a zreszta w tym wypadku na nic by sie nie przydal.
Glosno tupiac, poszla do kuchni, zeby napic sie z kadzi. Kiedy skonczyla, cisnela cynowy kubek z powrotem do wody.
– Niech ich diabli, niech diabli wezma te ich ciemnote! Gyltha uniosla wzrok znad rozwalkowanego ciasta. Dzisiaj przydala sie, by objasnic nazwy kilku dolegliwosci, wypowiedzianych we wschodnioangielskim narzeczu. Na przyklad „kuternoga' okazal sie kulawym.
– No, dziecko, ale przeciez uratowalas giczola mlodego Cookera.
– On kladzie strzechy – odparla Adelia. – Jak bedzie wchodzil po drabinie z dwoma palcami u stopy?
– Latwiej, niz gdyby w ogole nie mial nogi.
Stosunek Gylthy do medyczki teraz nieco sie zmienil, ale Adelia miala zbyt podly humor, aby to zauwazyc. Rankiem przyszlo do niej dwudziestu jeden zrozpaczonych ludzi – a raczej do medyka Mansura – ona zas umialaby pomoc tylko osmiorgu z nich, gdyby zglosili sie wczesniej. A tak, uratowala zaledwie trojke, no w sumie czworke. Kaszlace dziecko moglo znalezc ulge dzieki wdychaniu oparow wywaru z sosny, jesli tylko nie mialo zbyt zajetych pluc.
Jakos przeoczyla fakt, ze nie przybyla tutaj, aby kogokolwiek leczyc. No, ale oni wszyscy znalezli sie przeciez w potrzebie.
Myslami powedrowala daleko. Zula ciastko, ktore Gyltha wsunela jej do reki. Pomyslala, ze jesli pacjenci nadal beda przybywac tak tlumnie jak dzisiaj, musi zorganizowac sobie wlasna kuchnie. Nalewki, wywary, masci, proszki, zeby to wszystko robic i przechowywac, potrzeba czasu oraz miejsca.
Aptekarze czesto przeciez okazywali sie naciagaczami. Nie ufala im, od kiedy Signore D'Amelie przylapano na mieszaniu swoich najcenniejszych proszkow z kreda.
Kreda. Wlasnie tam, gdzie ona byla, wlasnie tam Szymon i Mansur powinni sie teraz znajdowac, przeszukiwac kredowe wzgorze Wandlebury. Adelia uznala jednak, ze dobrze, iz sledczy nie wyruszyl samotnie do tego przyprawiajacego o ciarki miejsca. Wszak do zagladania w owe tajemnicze jamy potrzeba wiecej niz jednego czlowieka. Nie wspominajac juz, ze z ktorejs z nich mogl wyskoczyc morderca. A wtedy z pewnoscia przydalby sie Mansur.
– Mowilas, ze mistrz Szymon odwiedza handlarzy welna?
– Zabral ze soba te strzepki, ktorymi tamten diabel zwiazal dzieciaki – przytaknela Gyltha. – Chce sie dowiedziec, czy ktorys z kupcow sprzedawal taka welne i komu.
Tak. Adelia wyszukala dla niego dwa paski sukna. Jako ze wzgorze Wandlebury musialo poczekac, Szymon zajal sie inna sprawa, choc medyczka zdziwila sie, ze opowiedzial o tym Gylcie. Ale, w sumie, jako ich gospodyni nalezala do zaufanych osob.
– Chodzmy na gore – powiedziala jej Adelia, pokazujac, aby ruszyla za nia. Umilkla na chwile. – Tamto ciastko…
– Moje owsiane miodowe ciastko.
– Bylo bardzo pozywne.
Zaprowadzila Gylthe do stolu w swojej izbie, na ktorej lezala zawartosc torby z kozlej skory. Wskazala jeden ze skrawkow dziwnej substancji- Widzialas juz kiedys cos takiego?
– Co to jest?
– Mysle, ze to moze byc cukierek. Owa substancja miala ksztalt podluzny, byla szarawa, kruszyla sie, lecz pozostawala twarda niczym kamien. Adelia musiala uzyc najostrzejszego ze swoich nozy, aby odciac z niej skrawek. Gdy to zrobila, odslonilo sie rozowe wnetrze i wydobylo sie cos, co jesli dobrze poszukalo sie w pamieci, stanowilo slabiusienki cien woni jakiegos pachnidla.
– To bylo wplatane we wlosy Marii – oznajmila. Gyltha zacisnela powieki, przezegnala sie, a potem otworzyla oczy, by dokladnie sie przyjrzec.
– Ja bym powiedziala, ze to zelatyna – zachecala ja Adelia. – O woni kwiatow albo owocu. Slodzona miodem.
– Smakolyk bogacza – natychmiast stwierdzila Gyltha. – Nie widzialam czegos takiego. Ulf!
Nie minela chwila, a jej wnuk juz zjawil sie w izbie. Adelia podejrzewala, ze czekal pod drzwiami.
– Widziales kiedy cos takiego? – zapytala go Gyltha.
– Lakocie – warknal chlopak. Czyli naprawde warowal pod drzwiami. – Ja caly czas kupuje slodycze, pieniadze az mnie swierzbia…
Kiedy tak mamrotal, jego bystre male oczka zlustrowaly cukierek, fiolki, pozostale paski sukna suszace sie obok okna, wszystkie dowody przyniesione z pustelni swietej Werberty.
Adelia zakryla je suknem.
– No i? Ulf pokrecil glowa, pozujac teraz na autorytet.
– To tutaj ma zly ksztalt. U nas cukierki sa jak swiderki i kulki.
– No to wynocha – rzucila mu Gyltha. Kiedy chlopak odszedl, rozlozyla rece.
– Jesli on czegos takiego nie widzial, znaczy sie, ze tego u nas nie ma.
Adelia byla rozczarowana. Ostatniej nocy olbrzymia grupa podejrzanych, rownajaca sie wszystkim mieszkancom Cambridge, zmniejszyla sie nieco dzieki decyzji o skupieniu sie na pielgrzymach. Ale nawet teraz, nie liczac zon, mniszek i sluzek, podejrzanych bylo czterdziestu siedmiu.
– Pewnie mozemy tez odliczyc tego kupca z Cherry Hinton, prawda? Wygladal na niegroznego.
Jednak po rozmowie z Gyltha okazalo sie, ze Cherry Hinton lezy na zachod od Cambridge i prosta stamtad droga na wzgorze Wandlebury.
– Nie odliczamy nikogo – oznajmil Szymon. Aby jednak zawezic grupe podejrzanych, zanim zaczna wypytywac te czterdziesci siedem osob, sledczy zabral sie do poszukiwania zrodla skrawkow sukna, Adelia zas – slodyczy.
Ktore to zrodla okazaly sie nie do ustalenia.
– Chociaz musimy zakladac, ze rzadkosc wystepowania owych rzeczy wzmocni ich zwiazek z zabojca, kiedy juz go odnajdziemy – oznajmila Adelia.
Gyltha nadstawila uszu.
– Sadzisz, ze to on zabil Marie?