– Tak wlasnie sadze.

– Biedna Maria byla kruszyna, bala sie ojca, zawsze ja lal, ja i jej matke, wszystkiego sie bala. Nigdy daleko nie wedrowala. – Gyltha obejrzala cukierek. – I ty myslisz, ze ja tym zwabiono?

Obie kobiety podzielily chwile refleksji i zastanowienia. Przed oczyma stanela im reka robiaca zachecajace gesty, druga, trzymajaca zamorski smakolyk. Dziecko, ktore wabione zbliza sie coraz bardziej, bardziej, jak ptak kuszony przez wiercacego sie gronostaja…

Gyltha pobiegla w dol schodow, aby przestrzec Ulfa przed niebezpieczenstwem, jakim moga byc mezczyzni czestujacy slodyczami.

Szesciolatka, pomyslala Adelia. Ciagle wystraszona, szesc lat zycia z brutalnym ojcem i straszliwa smierc. Co ja moge zrobic? Co ja mam zrobic?

Poszla na dol.

– Moge pozyczyc Ulfa? Moze cos da obejrzenie tych miejsc, w ktorych zniknelo kazde z dzieci. No i powinnam przyjrzec sie kosciom swietego Piotrusia.

– Wiele ci one, dziewczyno, nie powiedza. Mniszki je wygotowaly.

– Wiem. – Tak zwykle robiono z cialem domniemanego swietego. – Ale same kosci tez potrafia mowic.

Piotrus byl primus inter pares wsrod zamordowanych dzieci, pierwszym, ktore zaginelo, i pierwszym, ktore umarlo. Z tego co dalo sie wydedukowac, jedyne, czym jego smierc roznila sie od pozostalych, stanowilo to, iz prawdopodobnie doszlo do niej w Cambridge.

Zatem tylko jego zgon mogl byc skutkiem ukrzyzowania. Jesli nie da sie udowodnic, ze stalo sie inaczej, misja Adelii i Szymona zakonczy sie niepowodzeniem. Zydzi nie zostana oczyszczeni z zarzutow, niewazne, ilu zabojcow sledczy wyciagna z kredowych wzgorz.

Zlapala sie, ze tlumaczy to Gylcie.

– Moze rodzicow chlopca da sie naklonic, aby ze mna porozmawiali. Oni mogli widziec jego cialo, zanim je ugotowano.

– Walter i jego zonka? Oni widzieli gwozdzie w jego malych raczkach i korone cierniowa na jego biednej glowce i nie powiedza nic innego, bo straca wtedy mnostwo grosza.

– Robia pieniadze na swoim synu? Gyltha wskazala w gore rzeki.

– Przejdz sie do Trumpington i ich chaty, ktorej nie dojrzysz zza tlumu cisnacego sie do srodka, tlumu chcacych pooddychac tym samym powietrzem, co swiety Piotrus, i dotknac koszuliny swietego Piotrusia, ktora nia nie moze byc, bo przeciez on swoja jedyna mial na grzbiecie. A Walter i Ethy siedza sobie na przyzbie i biora po pensie.

– Zalosne. Gyltha zawiesila kociolek nad ogniem, odwrocila sie.

– Wyglada na to, ze nigdy ci niczego nie brakowalo, pani. Zwrocila sie do niej „pani', co bylo znaczace. Rownowaga, do ktorej udalo im sie dojsc dzisiaj rano, sie zachwiala.

Adelia przyznala, ze faktycznie, niczego jej nie brakowalo.

– W takim razie poczekaj, az bedziesz miala szescioro bachorow do wykarmienia, nie liczac tego, ktore umarlo, i bedziesz musiala w zamian za dach nad glowa przez cztery dni orac i zac na klasztornych polach, tak samo jak na wlasnym, nie mowiac juz o takiej Agnieszce, ktora musi zajmowac sie tym przekletym sprzataniem. Moze ty nie pochwalasz tego, jak oni sobie poczynaja, ale to nie jest zalosne, tu chodzi o to, zeby przetrwac.

Adelia umilkla. Odezwala sie dopiero po chwili.

– To ja pojde do Swietej Radegundy i poprosze o mozliwosc obejrzenia kosci w ich relikwiarzu. Wtopie sie w tlo – odezwala sie do Mansura z naciskiem, kiedy zaczal sie juz gotowac, aby jej towarzyszyc. – Nie mozesz isc. Rownie dobrze moglabym wtopic sie w tlo wraz z trupa akrobatow.

Zaprotestowal, ale wyjasnila, ze jest srodek dnia, wokol pelno ludzi, a ona ma swoj noz i psa, ktorego smrod kazdego wroga powali z odleglosci dwudziestu krokow. Zreszta, pomyslala, Arabowi nawet sie usmiecha pozostanie tutaj z Gyltha, w kuchni.

Wyszla.

Za sadem, wzdluz krawedzi wspolnej miedzy stal bal na podporkach, ciagnac sie ku rzece i majac z dwoch stron pasma uprawnych pol. Mezczyzni i kobiety trudzili sie, orzac pod wiosenny siew. Od czasu do czasu ktos chylil przed nia czolo. Jeszcze dalej wiatr nadymal przypiete szpilkami pranie…

Jak zobaczyla Adelia, Cam stanowila granice. Za rzeka ciagnely sie delikatne wzniesienia, niektore zalesione, inne nagie, gdzies daleko stala zagroda, malutka stad niczym zabawka. A za plecami medyczki bylo miasto ze swoimi halasliwymi nadbrzezami. Tloczylo sie po prawej stronie, tak jakby rozkoszowalo sie niczym niezakloconym widokiem.

– Gdzie lezy Trumpington? – zapytala Ulfa.

– Trumpington – burknal chlopiec do psa. Skrecili w lewo. Kat, pod jakim padaly promienie popoludniowego slonca, pokazywal, ze ruszyli na poludnie. Mijaly ich lodzie. Kobiety i mezczyzni odpychali je tyczkami od dna, zajeci swoimi sprawami, rzeka sluzyla im za trakt. Niektorzy machali do Ulfa, chlopiec odwzajemnial pozdrowienia skinieniem glowy i kazdego przedstawial psu.

– To Sawney, plynie, zeby zebrac daniny, stara larwa… To Gammer White z praniem dla Cheniesow… Siostra Tluscioszka z jedzeniem dla pustelnikow, patrz, jak sie rozdela… O, stara Moggy szybko sie dzis sprawila z kupcami na targu…

Szli szosa po grobli, ktora chronila buty Adelii, bose stopy chlopca i lapy Stroza od zapadniecia sie w mokradle. Nizej krowy pasly sie w wysokiej trawie oraz jaskrach, miedzy wierzbami i olchami, a ich racice plaskaly zasysane przez bloto, gdy zmierzaly ku swiezej czesci podmoklej laki. Adelia jeszcze nigdy nie widziala tyle zieleni i tak roznorodnej. I tylu ptakow. I tyle bydla. W Salerno pastwiska byly wypalone sloncem, nadawaly sie jedynie dla koz.

Chlopiec zatrzymal sie, wskazal skupisko strzech w oddali, nad ktorym wznosila sie wieza kosciola.

– Trumpington – powiadomil psa. Adelia przytaknela.

– No, a teraz, gdzie jest drzewo swietej Radegundy? Chlopiec wywrocil oczyma i zaintonowal:

– Swieta Raddy! – Po czym wrocil droga, ktora tu przyszli.

Wraz ze Strozem, ktory bez przekonania dreptal za nimi, przekroczyli rzeke po kladce i ruszyli na polnoc lewym brzegiem Cam, a na kazdym kroku chlopiec zalil sie psu. Z tego, co Adelia zdolala zrozumiec, narzekal, iz Gyltha zmienila teraz zajecie. Bedac u babki chlopcem na posylki do zalatwiania spraw zwiazanych ze sprzedaza wegorzy, od czasu do czasu dostawal jakis napiwek od klientow. A teraz owo zrodelko wyschlo.

Medyczka nie zwracala na niego uwagi.

Wsrod wzgorz na zachodzie melodyjnie zagral rog. Stroz i Ulf podejrzliwie spojrzeli spode lba.

– Wilk – wyjasnil Ulf psu. Echo ucichlo i ruszyli dalej.

Teraz Adelia spojrzala poprzez wode na Cambridge. Jego nierowne dachy, naszpikowane koscielnymi wiezami, pozbawione konkurencji na tle czystego nieba przykuwaly uwage, nawet mialy w sobie pewne piekno.

W oddali wznosil sie Wielki Most, masywny, solidny, choc niezbyt piekny luk, teraz zapelniony tlumem ludzi. Za nim, tam gdzie rzeka tworzyla gleboki zbiornik pod zamkowym wzgorzem – w tej okolicy wygladajacym niemal jak gora – statki tak bardzo cisnely sie na nadbrzezach, ze patrzac stad, az wydawalo sie niemozliwe, iz sie ze soba nie zderzaja. Drewniane zurawie opadaly i podnosily sie niczym szukajace zab bociany. Rozbrzmiewaly krzyki oraz polecenia w roznych jezykach. To, czym tutaj plywano, bylo tak samo roznorodne jak jezyki; wioslowe lodzie, barki ciagniete przez konie, barki, na ktorych odpychano sie od dna tykami, tratwy, korabie, a nawet, ku zdumieniu Adelii, arabski dhow. Widziala mezczyzn o jasnych warkoczach, odzianych w skory. Wygladali jak niedzwiedzie, skakali tam i z powrotem miedzy barkami, jakby tanczyli ku uciesze portowych robotnikow.

Halas i zgielk, niesione bryza, kontrastowaly ze spokojem brzegu, po ktorym Adelia szla wraz z chlopcem. Uslyszala, ze Ulf oznajmia psu, iz zblizaja sie wlasnie do drzewa swietej Radegundy.

Przyjrzala sie mu uwaznie. Drzewo otaczal plot. Zaraz za ogrodzeniem byl maly stragan, a na nim stos galazek. Dwie mniszki odrywaly patyczki, do kazdego przyczepialy wstazke i sprzedawaly jako relikwie.

Tu wlasnie swiety Piotrus zebral bazie i tu pozniej powieszono Zyda Chaima.

Drzewo stalo poza terenem klasztoru, ktorego granice wyznaczal mur, od strony rzeki wiodacy ku wrotom obok szopy na lodzie i niewielkiej przystani, ale w strone zachodnia biegl tak daleko w las, ze Adelia nie byla w stanie dostrzec jego kranca.

W otwartej bramie inne mniszki uwijaly sie wsrod tlumu pielgrzymow. Wygladaly niczym czarno-biale pszczolki, kierujace zbieraczy miodu w strone swojego ula. Kiedy Adelia przeszla pod lukiem furty, jakas zakonnica, siedzaca za stolem na slonecznym dziedzincu, rozmawiala wlasnie ze stojacymi przed nia mezczyzna i kobieta.

– Pens za nawiedzenie grobu swietego Piotrusia – oznajmila. Po chwili dodala jeszcze: – Albo tuzin jaj, brakuje nam jaj, kury sie nie niosa.

– A garniec miodu? – zaproponowala kobieta. Mniszka mruknela cos pod nosem, ale pozwolila im wejsc. Adelia zaplacila dwa pensy, bo zakonnica powiedziala, ze inaczej nie wpusci Stroza, zas Ulf nie chcial wchodzic bez psa. Wrzucone przez medyczke pieniadze brzeknely w misce, juz prawie pelnej. Sprzeczka zahamowala nieco ruch kolejki, ktora uformowala sie juz za medyczka. Jakas nadzorujaca wszystko siostra zaczynala sie denerwowac opoznieniem i niemal przepchnela Adelie przez wejscie.

Chcac nie chcac, Adelia porownywala pierwszy angielski zenski klasztor, jaki widziala, z konwentem St Giorgio, najwiekszym sposrod trzech zenskich zgromadzen Salerno. Wiedziala, ze takie porownywanie jest niesprawiedliwie, bo St Giorgio bylo wszak zamozna fundacja, miejscem pelnym marmuru i mozaik, z brazowymi wrotami otwierajacymi sie na dziedziniec, gdzie powietrze chlodzily fontanny. Miejscem, ktore jak zawsze mawiala matka Ambrozja, „mialo nakarmic pieknem przychodzace tu glodne dusze'.

Jesli dusze z Cambridge wygladaly takiej strawy u Swietej Radegundy, odchodzily z kwitkiem. Na ow dom mniszek malo kto lozyl datki, co sugerowalo, ze angielscy bogacze nie cenili zbyt wysoko zenskiej duchownej poslugi. Ale, prawde mowiac, w tworzacym klasztor zespole podluznych budowli kryla sie przyjemna prostota linii, mimo ze zaden gmach nie byl wiekszy i bardziej ozdobny od spichlerza w St Giorgio. Jednak brakowalo w tym wszystkim piekna. Podobnie jak milosierdzia. Tutaj zakonnice zajmowaly sie glownie sprzedawaniem, nie dawaniem.

Na straganach ustawionych wzdluz sciezki do kosciola lezalo pelno talizmanow swietego Piotrusia, wizerunkow, proporczykow, figurek, kawalkow bazi swietego Piotrusia, ampulek z krwia swietego Piotrusia, ktora, jesli to rzeczywiscie byla ludzka krew, tak rozcienczono, ze zostal po niej tylko delikatny slad rozu.

Wielu chcialo to kupic.

– Co pomaga na chore stawy…? A co na biegunke, na bezplodnosc? Czy to wyleczy kulawa krowe?

W przybytku Swietej Radegundy nie zamierzano czekac calych lat, az Rzym uzna swietosc malego meczennika. Ale nie dzialo sie tu jeszcze to, co w Canterbury, gdzie przemysl oparty na meczenstwie swietego Tomasza Becketa stal sie znacznie wiekszy i lepiej zorganizowany.

Adelia, pamietajac reprymende od Gylthy, nie miala pretensji do owego biednego zgromadzenia o eksploatacje meczennika. Ale nadal nie podobal sie jej prostacki sposob, w jaki to wszystko robiono. Na miejscu dzialal juz Roger z Acton. Wedrowal wzdluz kolejki patnikow, wymachiwal ampulka, zachecal zgromadzonych do kupowania.

– Ten, kto raz obmyje sie krwia malego swietego, juz nie bedzie musial sie wiecej myc!

Ostry smrod, jaki od niego zalatywal, dowodzil, iz wzial sobie do serca te rade.

Medyczka pamietala, ze Roger miotal sie cala droge do Canterbury jak zwariowana malpka, ciagle krzyczal. Nosil za duza czapke z klapami na uszy, zas zielono-czarna suknie poplamiona mial blotem i jedzeniem.

W grupie pielgrzymow, ktora skladala sie w wiekszosci z osob wyksztalconych, ow czlowiek zdawal sie jakims idiota. Jednakze tutaj, wsrod zrozpaczonych ludzi, jego skrzekliwy glosik mial moc. Roger z Acton mowil „kupujcie', a sluchacze kupowali.

Sadzono, ze palec bozy, gdy kogos dotyka, naznacza go swietym szalenstwem. Acton wzbudzal respekt taki sam jak wychudzeni mezczyzni kiwajacy sie w jaskiniach Wschodu albo slupnik balansujacy na szczycie kolumny. Czyz swieci nie doznaja niewygod? Czyz zwloki Tomasza Becketa nie mialy na sobie wlosiennicy rojacej sie od robactwa? Brud, ekstaza i umiejetnosc cytowania Biblii stanowily oznaki swietosci.

Вы читаете Mistrzyni sztuki smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату