Zrecznie nabila na ostrze splywajacy sokiem miazsz.

Stalem i patrzylem, jak je. Jak blyszczy gesty sok na niegdys zacietych i ciemnych, a teraz preznych i rozowych ustach.

- Ma pan ochote na dynie, Hort?

Podszedlem i usiadlem obok. Ziemia byla ciepla. Zapach dyni byl tak intensywny, ze dzwonilo od niego w uszach.

- Od dawna nalezy pani do Klubu Kary, Oro?

Usmiechnela sie, zlizujac sok z podbrodka.

- Prosze posluchac bajki... Kiedys, bardzo dawno temu, Rdzenne zaklecie Kary nalezalo do odwaznego rycerza, ktory wedrowal po ziemi i karal niegodziwcow. Im gorsi byli to zloczyncy, im kara bardziej sprawiedliwa, tym slawniejszy, potezniejszy i silniejszy duchem stawal sie ow rycerz. Pewnego razu jednak ukaral biednego karczmarza, w gniewie i niesprawiedliwie, i sam podupadl duchem. Rozmienil jedyne Rdzenne zaklecie na nieskonczona ilosc zaklec jednorazowych i handlujac nimi, zalozyl nasz klub. Od tamtej pory zycie jego bylo spokojne i dostatnie, umarl zas w miekkiej poscieli. A czy pana, Hort, zupelnie nie zawstydza fakt, ze popelniamy to samo przestepstwo, za ktore pan tak sponiewieral chlopaka? Ze takze kradniemy dynie?

- Przeciez jestesmy magami - rzeklem, zdziwiony nieoczekiwana zmiana tematu. - A magom, jak wiadomo, wszystko wolno.

- Tak - przymknela oczy; cienie, lezace na prawej powiece, byly blekitne; na lewej - szare. - Magom wszystko...

I wgryzla sie w polokragly kawalek dyni. Zamruczala z zadowolenia. Kiedy - nie od razu - odsunela dynie od twarzy, dostrzeglem na wielkim polokregu owocu mniejszy polokrag - siady jej zebow.

- Ma pan ochote, Hort?

Patrzyla mi w oczy. Korcilo mnie, by wyciagnac reke i dotknac malenkiego doleczka miedzy jej obojczykami.

- Ma pan ochote?

I podala mi nadgryziona dynie.

W tym spokojnym, pewnym gescie nie bylo nawet siadu milosnej magii. Ani cienia zaklecia - od razu bym je poczul; nie odrywajac oczu od malenkiego polokraglego sladu po odgryzionym przez Ore kawaleczku, przyjalem od niej kawalek owocu i podnioslem go do ust.

Alez go pozeralem! Nigdy w zyciu nie jadlem dyni w ten sposob. Ochlapujac sie sokiem, zachwycajac sie niezwykla slodycza, gotow bylem nawet skore zgryzc do samych wlokien, gdyby Ora Z usmiechem nie podala mi nowego nadgryzionego kawalka.

Odrzucam dynie. Chwytam Ore za ramiona. Jednym ruchem zrywam z bialej niczym snieg kobiety jej kruczoczarna suknie, powalam ja na miekka ciepla ziemie...

Nie. Siedze i zuje na sile zolty miazsz dyni, a kobieta juz odchodzi - lekko i szybko, chociaz obcasy jej czarnych pantofelkow przy kazdym kroku wiezna w czarnoziemie.

* * *

„Moj szanowny sasiedzie, szlachetny baronie de Jater!

Jest mi nieskonczenie przykro z powodu incydentu, brzemiennego w tak oplakane skutki. Oraz z powodu niezgody, ktora zagoscila w tak niegdys zyczliwych sobie sercach.

Pragne najpokorniej przeprosic za to, ze stalem sie powodem tak niefortunnej zmiany losu...”

Odlozylem pioro. Przez jakis czas przygladalem sie stercie kamykow, w ktorych matowo przelewalo sie popoludniowe swiatlo, po czym westchnalem i kontynuowalem pisanie:

„...Nie baczac na niespodziewana niezgode, ktora zmusila nas do skrzyzowania broni, uwazam za swoj obowiazek kontynuowanie sledztwa zwiazanego z tajemniczym zaginieciem, a nastepnie powrotem panskiego szlachetnego ojca, utrata przez niego zmyslow i jego tragiczna smiercia. Za punkt honoru poczytuje sobie zakonczenie tego sledztwa, ukaranie przestepcy i, jesli to mozliwe, dostarczenie panu jego glowy”.

Zastanowilem sie przez chwile i zlozylem podpis.

Wlozylem list do koperty i odcisnalem pieczec; musialem juz tylko wyslac go za pomoca kruka i, nie czekajac na odpowiedz, zabrac sie za spelnienie obietnicy.

Wychodzac z pokoju spojrzalem raz jeszcze na kamyki i stanalem jak wryty.

Delikatny welon cudzej woli, ktory niczym oblok otaczal kamienie, napuchl niczym wytrzeszczone z oczodolu, przekrwione oko. Wciagnalem powietrze przez usta - mialem wrazenie, jakby ktos bezceremonialnie zlapal mnie za twarz; diabelskie uczucie zniklo po sekundzie.

Wstrzymalem oddech. Dowloklem sie do fotela i drzaca dlonia dotknalem kamykow. Emanujaca z nich obca wola nie znikla, lecz byla teraz jedynie cieniem, szeptem; podczas gdy to chwilowe spojrzenie bylo niczym eksplozja, wybuch, ogluszajacy cios.

„Czy zdarzylo sie panu odczuwac czyjs wzrok na karku? Czyjes uwazne, mroczne zainteresowanie?”

- Sssowa - zasyczalem przez zeby.

Milion lat temu (poczatek cytatu)

Stolik w kawiarni byl plastikowy, kulawy i jaskrawo niebieski. Alik jawnie sie nudzil. Stas rozmawial z Ira i Aleksiejem, a dla Julii czas miedzy zamowieniem szaszlyka i pojawieniem sie dymiacych kawalkow miesa na plastykowym, powyginanym talerzyku wydal sie nieskonczenie dlugi.

Gdy pojawil sie szaszlyk, zrobilo sie lzej. Po pierwsze Alik zainteresowal sie jedzeniem i przestal jeczec, po drugie Julia mogla nie podtrzymywac rozmowy.

Rozmawiali o polityce. Julia nie znosila podobnych tematow.

Aleksiej na wszystkie kwestie mial swoje zdanie, bezgranicznie autorytatywne, uzasadnione do najdrobniejszego punktu. Stas sluchal i potakiwal. On tez mial swoje zdanie. I Ira miala swoje zdanie. Tylko Julia nie miala zadnego zdania, gdyz za pol godziny trzeba bylo polozyc Alika spac, a od kawiarni do domu bylo czterdziesci minut marszu przez park.

Ira sie jej nie podobala. Nie podobal sie jej Aleksiej. Nie podobalo sie jej, ze Stas znowu zamawia dwiescie gramow wodki.

Stas, na nas juz chyba czas. Jest pozno...

- Czemu sie tak goraczkujesz? Czemu sie denerwujesz? Siedzisz jak na szpilkach. Szaszlyk dopiero co przyniesli!

- Alik chce spac.

- Wcale nie chce spac - oznajmil rozdrazniony Alik i dla potwierdzenia kopnal nozke stolu. Szklanki podskoczyly, a napelnione, plastikowe talerzyki ciezko drgnely.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknal Stas. - Siedz spokojnie.

Alik zmarszczyl sie, zamierzajac wybuchnac placzem.

- Stas - powiedziala Julia tak spokojnie, jak tylko mogla.

- Zrobmy tak: my z Alikiem pojdziemy pierwsi...

- Zrobmy tak: najpierw przestaniesz opowiadac glupstwa. Nie bedziecie sami chodzic po nocy. Wszyscy spokojnie zjemy i pojdziemy razem.

Ira przygladala im sie z lekkim usmieszkiem.

Julia milczala. Stas mowil spokojnie i wesolo, ale wyraz jego oczu zaniepokoil ja, gdyz przypominal jej pewne nieprzyjemne wydarzenie. Do tego stopnia nieprzyjemne, ze Julia wolala go nie wspominac.

Byla to historia z Saszka.

Saszka byl szkolnym przyjacielem Stasa. Pamietala, ze kiedy Stas zapoznal ja z Saszka, byla bardzo zaskoczona; nieczesto spotyka sie tak dluga szkolna przyjazn. Pamietala, ze w pewnym momencie zrobila sie nawet zazdrosna; Saszka wiedzial o Stasie o wiele wiecej, niz ona, jego wlasna zona. Pamietala tez, ze z trudem sie powstrzymala, by podczas rozmowy z Saszka nie zwrocic sie do nowego znajomego z pytaniami o pierwsza zone Stasa; chwala bogu, wystarczylo jej rozumu, aby tego nie robic.

Saszka okazal sie „swoim czlowiekiem” - latwo znajdowali interesujace ich oboje tematy do rozmow, czytali te same ksiazki i mieli podobne poglady na zycie. Saszka podarowal nowo narodzonemu Alikowi dwadziescia piec par wspanialych spioszkow, dwadziescia piec niemowlecych koszulek, cztery paczki pampersow i wielkiego, zoltego lwa z lateksowa grzywa. Julia przyzwyczaila sie do glosu Saszki w sluchawce, zaczeli razem planowac wolne dni. Julii podobalo sie, a nawet napelnialo ja duma, to, ze jej maz ma prawdziwego przyjaciela i ze ona - jego mloda zona - tak pomyslnie wpisuje sie w wieloletnia znajomosc dwoch mezczyzn, ze nie tylko nie spowodowala napiec, ale sama zyskala przyjaciela.

A potem wydarzylo sie to.

Bylo jakies swieto, uroczyscie nakryty stol; trzyletni Alik siedzial na podlodze, jezdzil po dywanie samochodzikiem o trzech kolkach i buczal z przejeciem. W kacie szumial telewizor; Julia tolerowala go, gdyz mezczyzni - Stas i Saszka - czekali na ostatnie wiadomosci. Potem Julia zadawala sobie pytanie - a jesliby zgaslo swiatlo? Gdyby zagadali sie i przepuscili wiadomosci? Gdyby tego dnia nie mogli sie spotkac? Co by wtedy bylo?

Stalo sie to na oczach Julii. Rozmawiali o jakiejs dalekiej wojnie; Stas upieral sie przy swoim punkcie widzenia, a Saszka sie sprzeciwial. Julia, nieinteresujaca sie politycznymi niuansami, intuicyjnie czula, ze Saszka ma jednak racje.

Dawniej tez sie spierali.

Ale wlasnie tego wieczoru z oczu nieco podchmielonego Stasa wyjrzal obcy, zlowieszczy gnom. Nieznanym jej wczesniej, chlodnym, autorytarnym tonem Stas oznajmi! Saszce, ze jest albo glupi albo podly, i ze albo na dobre otumanila go telewizja, albo kompletnie sie zdegradowal moralnie. W kazdym razie nie jest zainteresowany kontynuacja rozmowy.

Alik uchwyci! zmiane w tonie rozmowy, odstawil samochodzik i zaczal plakac. Julia nie potrafila go uspokoic, chyba dlatego, ze sama denerwowala sie coraz bardziej. Ten ktos, patrzacy z oczu jej meza, wywolywal w niej bezgraniczne przerazenie.

Pozegnali sie chlodno i Saszka wyszedl.

I nigdy wiecej - nigdy! - Stas nie spotka! sie z bylym szkolnym przyjacielem, ani z nim nie rozmawial.

Kilka tygodni pozniej Julia zadzwonila do Saszki. Ten odpowiadal monosylabami i tylko pod koniec rozmowy nie wiadomo czemu poprosil Julie o wybaczenie. Powiedzial, ze wiecej nie bedzie dzwonil do Stasa, ze „wczorajszy telefon wystarczyl mu w zupelnosci” i poradzil, by „nie brala sobie tego do serca”. Rada madra, lecz niemozliwa do wypelnienia. Julia juz wczesniej znala smak tabletek uspokajajacych, jednak w te dni tykala je jak cukierki.

Stasowi nic nie powiedziala. W jej stosunkach z mezem pojawil sie jeszcze jeden zakazany temat, przy czym ten zakaz Julia ustanowila sama. Panicznie bala sie, ze na wspomnienie imienia Saszki zly gnom powroci.

Teraz, siedzac za chwiejnym, plastykowym stolem, Julii zrobilo sie zimno na sama mysli, ze on tu jest.

„Wszyscy spokojnie zjemy i pojdziemy razem”.

Julia w milczeniu potakiwala.

Jutro. Jutro, kiedy Stas wroci do normalnego stanu ducha, kiedy gnom wroci do siebie, do jaskini... bedzie mogla z nim porozmawiac na spokojnie. Ze Stasem, a nie z tym. I zrobi wszystko, aby wieczorow podobnych do dzisiejszego, nigdy juz wiecej nie bylo w miasteczku nad morzem...

Вы читаете Magom wszystko wolno
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×