* * *

ZADANIE Nr. 136: Lucznik, znajdujacy sie w odleglosci 100 krokow od maga trzeciego stopnia, przebija jego obrone ze zmniejszeniem sity uderzenia o 50%; nie jest jednak w stanie przebic ochrony innego maga, ktory znajduje sie w odleglosci 60 krokow. Jaki jest stopien drugiego maga? Jaki jest zapas trwalosci jego ochrony? Ilu potrzeba lucznikow, aby calkowicie przebic jego zaslone?

ZADANIE Nr. 213: Mag trzeciego stopnia o wadze ciala 70 kg zmienia sie w wilka wazacego 68 kg. Mag drugiego stopnia o wadze ciala 76 kg zmienia sie w tygrysa wazacego 100 kg. W zwierze o jakiej wadze zmieni sie mag pierwszego stopnia, jesli w ludzkiej postaci wazy on 120 kg? Jaki jest jego wskaznik wilkolactwa wzgledem masy?

ZADANIE Nr. 328: Mag trzeciego stopnia tworzy 3 pioruny kuliste na minute. Mag drugiego stopnia tworzy 9 piorunow kulistych na minute. Mag pierwszego stopnia tworzy 15 piorunow kulistych w minute. Ktory z nich pierwszy wyczerpie sily, jesli wiadomo, ze przed rozpoczeciem walki zapas magii maga trzeciego stopnia wynosil 100%, maga drugiego stopnia - 70%, zas maga pierwszego stopnia - 60% ogolnego zapasu?

Debowy, opleciony lancuchami kufer, w ktorym schowana byla sabaja, byl pusty. Cala prawa scianka boczna przedwczesnie przegnila i przerdzewiala; powypadaly wszystkie nity, ktore, wedle slow kowala, byly niezniszczalne.

Goraczkowo przeszukalem pokoj. Nie mogla uciec daleko, przeciez jeszcze rankiem byla zamknieta!

I znalazlem ja - w przewodzie kominowym. Pozostaje absolutna zagadka, jak sie tam dostala; przeklinalem ja najgorszymi slowami, grozilem, ze rzuce ja w ogien, namawialem, by jeszcze odrobine wytrzymala. Niepotrzebnie tracilem czas. Sabaja nie jest przedmiotem ani zwierzeciem, nie mozna jej przekupic, czy zastraszyc; zyje ona podlegajac starozytnemu prawu wolnosci slowa. Dazenie sabai do swobody - niezaleznie od tego, jak ja rozumie - dawno juz przeksztalcilo sie w instynkt; jutro trzeba bedzie podejsc do kowala i zamowic od razu kilka lancuchow z zamkami. Jeden zamowiony lancuch powstrzyma sabaje na kilka dni.

Otwarlem ksiazke uciekinierke na literze „G”. Gorofowie.

Tak, Mart zi Gorof mial dziewieciu braci, „obec. nie zyj.”. Dziewieciu braci i wszyscy zmarli? I jedna sowa wie, czy naturalna smiercia? Obawiam sie, ze Mart zi Gorof nie bedzie sie rozwodzic nad ta kwestia.

„Dzieci: leg. - Wel zi Gorof, mag ponad rang, obec. nie zyj.; beka. - Aggej (bez tyt), mag 3. st.”

Nie wiedzie sie Martowi zi Gorof z rodzina. Braci zbyt wielu, synow za malo; obecnie ma zreszta tylko jednego zywego syna, w dodatku bekarta.

Gdzies na dole trzasnely drzwi. I zadrzaly pod ciezkimi krokami stare, debowe schody; glupia nadzieja, ze czlowiek ten idzie spac do swojego pokoju, nie sprawdzila sie.

- Hej! Pani Oro, przynioslem pani wina, tego samego; niechze pani otworzy!

Glos byl ochryply, z wyrywajacymi sie wysokimi nutkami; mlodzieniec - a byl to wlasnie on - staral sie mowic cicho, jednak w dziecinstwie nie spotkal sie najwidoczniej ze zjawiskiem szeptu.

- Ej! Hej... tam do sowy, ktos tu zaklecie powiesil! Hej, pani Oro, moze pani zdjac zaklecie; nie ma tu u nas rozbojnikow, sami swoi.

Nadstawilem uszu. Tak, skrzypnelo lozko; tak, westchnela kobieta. I rozlegl sie glos. Zmeczony, napiety:

- Juz spie, Aggej.

- Toz to wstyd! U nas noca sie nie spi; miasto jest, jak widac, wesole... niech pani wstaje, Oro, bo zycie pani przespi, niech pani wstaje... I niech pani zdejmie to przeklete zaklecie, bo sam je zaraz zdejme!

A sciagaj, pomyslalem ponuro. Znalazl sie taki... Aggej.

Aggej?

„Aggej - potwierdzila sabaja radosnie. - Aggej (bez tyt.), mag 3. st.”.

Oczywiscie. Magowie dziedziczni tak po prostu nie spadaja z nieba. Oficjalny synek sobie na tym swiecie nie pozyl; za to na boku wzeszlo zagubione ziarno; i dalo owoce... Oj, niewatpliwie dalo owoce, myslalem, sluchajac krzykow pijanego chwata. Oby ci sowa zdechla. Oby wszystkim w calej waszej parszywej rodzince wyzdychaly sowy.

- No co ty, Oro?! Zwabilas, a teraz zaklecie zawiesilas?! Wiesz, jak to u nas nazywamy? Odprawic z kwitkiem, tak to nazywamy... Tyle ze Aggeja nikt nigdy nie odprawil z kwitkiem. A jesli probowal, tym gorzej dla niego... Traktuje cie jak porzadna dame! A ty co?!

Wstalem. Przymocowalem sabaje lancuchem do nogi stolu; nastepnie moja reka - bez udzialu woli - siegnela do pasa z atrapa.

Glina byla zimna, wyschnieta i nieprzyjemna w dotyku; gdy zblizylem do niej palce, poczulem lekkie wewnetrzne drzenie.

Jak chlopiec przed wystawa sklepu z orezem.

Jak pan mlody na progu malzenskiej sypialni.

Jak sknera przed wejsciem do skarbca.

Przeczucie. Euforia.

- Aaaa...twoja sowa!

Chlopak probowal juz wywazyc drzwi, a wlasciwie moje zaklecie. Watpliwe, by w hotelu znalazl sie ktos, kto nie slyszal tego rumoru, ale zaden bydlak nie wysunal nawet nosa. Niech panstwo magowie sami zalatwiaja swoje sprawy.

Aggej nie zauwazyl mego pojawienia sie - byl zbyt zajety przebijaniem sie przez cos, przez co z natury nie byl w stanie sie przebic. Na podlodze przy drzwiach stala lampka olejowa i nienapoczeta butelka wina.

- Ej, chlopcze.

Chociaz powiedzialem to bardzo cicho, Aggej uslyszal. Odwrocil sie i wyszczerzyl zeby:

- Aaa, pan szanowny...

W nastepnej sekundzie w strone mojej szyi polecial kindzal. Trzeba przyznac, ze szczeniak byl zreczny - rzut byl mistrzowski i nie wiem, czy zdazylbym sie uchylic.

Nie mialem jednak zamiaru sie uchylac. Pozwolilem, by zasada zmniejszonej podatnosci ujawnila sie w calej swej krasie.

W przypadku zaklecia „przed zelazem”, kindzal upadlby na podloge, zatrzymany niewidzialna bariera. „Zmniejszona podatnosc” zadzialala inaczej: bron zwrocila sie przeciwko napadajacemu i Aggej o maly wlos nie stal sie ofiara wlasnego ataku. Refleks bekarcik tez mial niezly; inny na jego miejscu juz by lezal z przebitym gardlem.

Kindzal glucho wbil sie w drewniane drzwi pokoju Ory - Aggej zerknal na sterczaca z drewna rekojesc, na mnie i na przedmiot w moich rekach; nie, chlopak zdecydowanie nie byl pijany. Albo blyskawicznie wytrzezwial.

- To Rdzenne zaklecie Kary - rzeklem, obracajac w palcach gliniana pokrake przed bledniejaca twarza mlodzienca. - Wiesz, co to takiego?

Wiedzial, chwala sowie. Zbladl jak sciana. Tym lepiej. Bedzie sie mozna obejsc bez przydlugiego wykladu.

Aggej cofal sie w kierunku schodow. Gdybym sie teraz odwrocil, zniklby w okamgnieniu.

- Nie spiesz sie... Podejdz tutaj.

Chlopak sie naburmuszyl.

- Niech mnie pan, panie szanowny, nie straszy... Jest nas tutaj... U mojej mamy... Jednej maszkary na wszystkich nie wystarczy; oj, nie wystarczy.

- Dla ciebie wystarczy - wyszeptalem i dreszcz przeczucia przepelzl z zoladka wyzej, coraz wyzej, uderzyl do glowy i zatopil mnie calego. - Na kolana.

- Co?!

- Na kolana, szczeniaku. Ukarany zostaje niejaki Aggej bez tytulu za chamskie zaklocenie nocnego spokoju...

- Ej, wujaszku! Juz mnie nie ma! Jakie znow zaklo... cenie?

- ...oraz obrazliwe zachowanie sie wobec damy.

Zimna glina pomalu rozgrzewala sie w moich rekach. Rozpalalem sie, niczym mlody kochanek; w pewnej chwili mialem wrazenie, ze juz po wszystkim, ze nie ma juz odwrotu; wlasnie teraz przezyje chwile najwyzszego szczescia, a u moich nog, niczym krwawa meduza, legnie ukarany, zgnieciony mlodzik.

Aggej rowniez mial podobne wrazenie.

Zawyl, padl na kolana i skurczyl sie, zakrywajac glowe rekami; patrzylem na niego przez slodka, czerwona mgielke i pomalu, po milimetrze, rozwieralem wstrzasana dreszczami dlon.

Jeszcze sekunda i byloby po wszystkim. Glowa maszkary potoczylaby sie po wydeptanych deskach, a ja stalbym i...

Przerwalem rozmyslania, gdyz moje palce w koncu sie rozwarly. Wytarlem dlon o koszule i schowalem przekleta atrape. Szczeniak Aggej wciaz wyl, cicho, jednak w taki sposob, ze mieszkancom hotelu niewatpliwie cierpla skora na karkach.

- Hort - zabrzmial zza drzwi gluchy glos.

Poruszylem ramieniem, zdejmujac zaklecie ochronne. Zza drzwi natychmiast wynurzyla sie Ora, jej piwne oczy byly wielkie i okragle jak orzechy.

- Prosze mi wybaczyc, Hort. To moja wina.

Na skamlacego chlopaka nawet nie spojrzala. Nie odrywala za to wzroku od futeralu przy moim pasku, jakby sprawdzajac, czy maszkara jest cala.

- To nic takiego - rzeklem chlodno. - Prosze wracac do lozka... Tym bardziej, ze czasu na sen juz prawie nie mamy.

* * *

Co sie dzieje? Czy Rdzenne zaklecie stroi sobie ze mnie zarty?

A moze to ja juz przywyklem, wciagnalem sie? Rozsmakowalem sie w roli sedziego i kata w jednej osobie?

Wyglada na to, ze nie potrafie juz przezyc tygodnia, by nie zagrozic komus” Kara.

Coz za dziwne pomysly przychodza mi do glowy, dobra sowo!

Bo coz powstrzymaloby mnie przed ukaraniem bunczucznego mlodego bandziora bez zadnego Rdzennego zaklecia? Jestem od niego znacznie potezniejszy. Czy odczulbym taki sam, niemal fizyczny dreszczyk, gdybym rzucil mlokosa na kolana za pomoca wlasnej, wrodzonej mocy?

Glosy dochodzace z sali na dole nie milkly do switu. Z trudem powstrzymywalem sie, by sie im nie przysluchiwac; ciagle slyszalem ochryply, krzykliwy glos parszywego bekarta.

Dobra sowo! Przeciez z szesciu miesiecy, ktore mialem na wykorzystanie Rdzennego zaklecia, dwa juz uplynely! Jedna trzecia terminu waznosci!

Z drugiej zas strony, jesli Mart zi Gorof okaze sie tym, kogo szukamy... moja wszechwladza moze zakonczyc sie juz jutro!

Nie wytrzymalem, wyciagnalem reke i na szczelnie dosunietym do lozka fotelu namacalem futeral z zakleciem. Nie zdecydowalem sie na ukrycie pokraki pod poduszka - moglbym ja niechcacy zlamac przez sen.

Atrapa byla szorstka i, zdaje sie, ciepla. A gdyby nie karac zi Gorofa od razu? Gdyby tylko ustalic stopien jego winy, a zaplate odlozyc jeszcze na... na cztery miesiace? Glupio wszak tak po prostu rozstawac sie z wszechmoca. Nie minela jeszcze nawet polowa wyznaczonego terminu.

Вы читаете Magom wszystko wolno
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату