- A projekcyjna? - spytala Ora.

Mlodzieniec sie zamyslil.

- Podroz projekcyjna jest znacznie wygodniejsza... choc oczywiscie rowniez drozsza. Problem polega na tym, ze nie dysponujemy zdaje sie mapa, niezbedna do podrozy do Marmurowych Jaskin. Wyglada na to, ze w trakcie istnienia naszego biura nikt sie tam jeszcze nie wybieral...

- Zdaje sie - czy nie dysponujecie? - spytalem ostro. Ostrzej, niz nalezalo.

- Nie dysponujemy - przyznal mlodzieniec. - Jesli jednak zloza panstwo osobne zamowienie... wyslemy tam kartografa, ktory wykona...

- Jak duzo czasu to zajmie?

Mlodzieniec niepewnie wzruszyl ramionami.

- Widzi pan, dotarcie do Marmurowych Jaskin w tradycyjny sposob zajmuje, o ile sie nie myle, okolo miesiaca... Jesli drogi sa w dobrym stanie i zmienia sie konie...

- Dziekuje - rzeklem z usmiechem.

* * *

„MAGOWIE MIANOWANI: SELEKCJA, NAUKA, EGZAMIN.

8.1: Zajecia teoretyczne odbywaja sie w obecnosci nauczyciela lub samodzielnie z wykorzystaniem literatury specjalistycznej.

8.2: Zajecia praktyczne obowiazkowo odbywaja sie w obecnosci nauczyciela. Do realizacji oddzialywan magicznych uczen wykorzystuje szkolny przedmiot inicjujacy z ograniczonym zapasem energii.

10.2: Na czas egzaminu ubiegajacy sie otrzymuje, za pokwitowaniem, przedmiot inicjujacy swego nauczyciela.

10.3: Po zakonczeniu zajec praktycznych ubiegajacy sie zwraca nauczycielowi przedmiot inicjujacy.

10.4: W przypadku zdania egzaminu ubiegajacy sie otrzymuje wraz z mianowaniem wlasny przedmiot inicjujacy.

10.5: W przypadku niezdania egzaminu ubiegajacy sie moze kontynuowac nauke...”

„Do wyzszej komisji egzaminacyjnej - odwolanie.

Postanowienie okregowej komisji egzaminacyjnej, ktora odmowila mi mianowania na stopien magiczny, uwazam za stronnicze. Zadam ponownego rozpatrzenia mego podania...

Ubiegajaca sie, Z. Rozosz.

17.09.213”.

…W sprawozdaniu informuje, ze okregowa komisja egzaminacyjna rozpatrzyla dwadziescia szesc podan o przyznanie magicznego stopnia, z ktorych szesc zlozyly ubiegajace sie plci zenskiej. Podczas egzaminu prawo do mianowania potwierdzilo dziewietnastu ubiegajacych sie, z czego jedna plci zenskiej. Siedmiu nowo mianowanym przyznano czwarty stopien, dziesieciorgu - trzeci stopien i dwojgu - drugi stopien. Odmowe mianowania otrzymalo siedmioro ubiegajacych sie, z czego piecioro - plci zenskiej. Uzasadnienie odmowy ubiegajacej sie Zaji Rozosz: posiadajac solidne przygotowanie teoretyczne, fizjologicznie jest ona niemal zupelnie pozbawiona zdolnosci dokonywania oddzialywan magicznych...

02.10.213.”

„Dziecko drogie! To nie jest egzamin z wilkolactwa, to kupa smiechu! Wspolczynnik masy zerowy, co znaczy, ze kozka wazy szescdziesiat kilo, dokladnie tyle co pani! Co w tym trudnego?! Ale nie: to, w co sie pani zmienila, serdenko, to raczej koza z nosa - ta pani kozka jest sprzeczna z natura, pomijajac nawet ten sprosny roz! Piec konczyn - piata zrogowaciala, ogona nie ma, wymiona... przeciez w ludzkim obliczu ma pani wszystko jak najbardziej na miejscu, dziecko drogie... Czemu wiec koza nie ma wymion?! Ze glowa lysa, bez uszu, bez rogow - to jeszcze pol biedy... Na co pani ten stopien, dziecko drogie? Lepiej niech pani meza poszuka...”

* * *

Jesien przyszla na dobre w jeden dzien, a wlasciwie w jedna noc.

Kroczylem zolta, usypana cytrynowozoltymi liscmi sciezka ku solidnemu, zrobionemu z calych belek budynkowi. W moja strone biegly dzieciaki w roznym wieku; te w glownym nurcie popychaly sie i halasowaly jak przystalo, kilku chlopcow maszerowalo jednak z dala od wszystkich, cicho i rzeczowo jak dorosli.

Od razu poznalem, kim sa. Ofiary rodzicielskich ambicji. Przyszli magowie mianowani.

Dzieci poswiecaja swe dziecinstwo, a mlodzi ludzie mlodosc, by ustalac pogode, usuwac z pol szkodniki, zamawiac zaprawe murarska na trwalosc; by wykonywac cala te nieefektowna, nudna prace. Kazdy, kto nie jest magiem z urodzenia, drogo placi za opanowanie sztuki rzucania zaklec; widzialem, jak na mnie patrzyli. Dysponujac najmniejsza nawet magiczna wiedza, musieli rozpoznac we mnie dziedzicznego maga.

Biedne dzieci.

Ich wolni od trosk rowiesnicy, jakimi magowie nigdy sie nie stana, spogladali na mnie ze zwykla ciekawoscia, bez zawisci czy wrogosci. Uwazajac mnie zapewne za czyjegos idacego do szkoly ojca.

Przez chwile - krotka chwilke - poczulem prawdziwy zal, ze nie mam syna. Ze nie moge usiasc na podsunietym przez nauczyciela fotelu i z dobrodusznym, odrobine przypochlebnym usmiechem oznajmic, ze przyszedlem rozmowic sie w sprawie nowego ucznia.

Stal na progu; niemlody juz czlowiek w wymietym, plociennym ubraniu. Kolnierz bialej koszuli zwiazany byl ciemnym sznurkiem; ten szczegol w innych okolicznosciach moglby sie wydac elegancki, jednak na progu wiejskiej szkoly wygladal co najmniej dziwnie - jakby nauczyciel ostatecznie zdecydowal sie powiesic.

Omal nie spytalem z przyzwyczajenia o zdrowie jego sowy. Brakowalo mi tylko, by sie obrazil.

Usmiechnal sie wymuszenie. Z niepokojem przenosil spojrzenie z mego zoltego oka na blekitne i z powrotem.

- Czym moge slu...

Zacial sie. Zmruzyl oczy jak krotkowidz.

- Hort?!

- Ciesze sie, ze pana widze, zacny panie Goris - rzeklem.

- Zupelnie sie pan nie zmienil, sowa mi swiadkiem.

* * *

Niezmienne atrybuty dlugiej i nudnej nauki - wszystkie te tablice, rysiki, kredy, ksiazki i wykresy - wprawialy mnie w przygnebienie. Oto lezacy na skraju stolu podrecznik, gruby niczym sakwa lichwiarza; miedzy jego stronicami zaschly wiosenne dni, kiedy kwitna jablonie i mozna juz biegac na bosaka po mlodej trawie. Oto wskaznik - ponabijane, niczym na rozen, tkwia na nim zimowe wyprawy na sanki, z rudym ogniskiem i blekitnymi cieniami na sniegu. Oto globus - mumia sprezystej, skorzanej pilki. Westchnalem.

- Coz za spotkanie, Hort... to znaczy, chcialem powiedziec, panie zi Tabor... Nie oczekiwalem... Nie sadzilem nawet...

Rzeczywiscie niemal sie nie zmienil. Mialem wrazenie, ze minely cale wieki od czasu, gdy siedzialem w lawce; ze minely cale epoki, zmienil sie swiat... A niewysoki, przysadzisty czlowieczek nie raczyl nawet jak nalezy posiwiec.

Przyjemnie bylo obserwowac, jak zmienia sie jego stosunek do mnie. Z nieznajomego maga, niepozadanego i niebezpiecznego goscia, zaczalem zmieniac sie dla niego w bylego ucznia, w tego chlopca, ktoremu sumiennie wbijal do glowy wiedze z dziedziny geografii, historii i nauk przyrodniczych. Wpatrywal sie we mnie, szukajac znajomych rysow i zmienial sie powoli z wystraszonego obywatela w surowego, wladczego i pelnego godnosci Nauczyciela. A kiedy usadowil sie za nauczycielskim stolem i zaproponowal mi, bym usiadl w pierwszej lawce, sam poczulem sie jak uczen i przez chwile przerazilem sie nawet, ze znowu kaze mi wkuwac!

Przez jakis czas patrzylismy na siebie w milczeniu.

Czlowiek, ktory siedzial teraz przede mna, cala mlodosc spedzil na wyprawach i ekspedycjach. Na geografii znal sie nie tylko; z ksiazek, nie zostal jednak profesorem - przez knowania konkurencji, uniwersyteckich szczurow. Potem zdrowie nie pozwalalo I mu juz spac na sniegu, ani prazyc sie na sloncu; zostal nauczycielem i w swoim czasie przekazywal wiedze zarowno mnie, jak i mlodemu Jaterowi. Pamietam, jak pewnego razu, praktykujac magie, podczas lekcji zamienilem profesora w warana; pamietam, ze nawet nie drgnal i kontynuowal wyklad, wciaz tym samym miarowym, pouczajacym tonem, choc rozdwojony jezyk silnie mu w tym przeszkadzal. Bylem zachwycony opanowaniem nauczyciela i nigdy juz nie dokuczalem mu swymi sztuczkami.

- Jestes juz dorosly - rzekl z nieco wymuszonym usmiechem. - Nie przeszkadza ci, ze zwracam sie do ciebie na ty?

- Oczywiscie, ze nie. - Pokiwalem glowa nieco zbyt energiczne, niz nalezalo. - Pozostalismy przeciez przyjaciolmi?

- Mam nadzieje. - Tym razem nauczyciel usmiechnal sie juz pewniej. - Jak sie ma... baronet Jater?

- Od dawna jest juz baronem - oznajmilem z westchnieniem.

- Ooo - wydal nieokreslony dzwiek nauczyciel. - A pan, Hort...

- „Hort” - usmiechnalem sie.

- Hm. - Kaszlnal. - Trudno mnie bylo odnalezc?

Wzruszylem ramionami, sugerujac, ze magowie nie miewaja z tym trudnosci; w rzeczywistosci faktycznie musialem sie troche potrudzic.

- Widze, ze arystokraci i magowie dali sie panu we znaki? - rzeklem z usmiechem, rozgladajac sie po skromnie urzadzonej, przestronnej klasie.

Moj rozmowca zachowal powage.

- W pewnym stopniu, Hort... Jesli pan... Jesli mnie rozumiesz. Magowie i arystokraci dobrze placa, wyobraz sobie jednak, co to za przyjemnosc: uczyc fizyki twego przyjaciela, Iwa.

- Wyobrazam sobie - rzeklem.

- Tak - ozywil sie nauczyciel. - A tutaj... zycie jest bardziej skromne, mniej wymagajace, nie ma tez jednak tyle pretensji... Spokojni, wiejscy chlopcy...

Ktos zastukal do drzwi; chwile pozniej w klasie pojawila sie pokaznych rozmiarow, nalana twarz, a za nia brzuszek ozdobiony zlotym lancuszkiem.

- A, jest pan zajety, Goris?

Byl to mianowany mag drugiego stopnia. Najprawdopodobniej miejscowy komisarz; najwidoczniej „spokojni, wiejscy chlopcy” zdazyli juz roztrabic, ze w szkole pojawil sie z wizyta jakis dziedziczny mag ponad ranga.

Nauczyciel poruszyl sie na krzesle. Nieswojo bylo mu usprawiedliwiac sie, wyjasniac kim jestem; nie chcial opuszczac mnie dla rozmowy z komisarzem; w zaden tez sposob nie mogl jednak zignorowac goscia.

- Alez nie. - Unioslem rece, demonstrujac maksimum dobrej woli. - Poczekam, panie Goris. Rozumiem, jak pan jest zajety... Poczekam, ile bedzie trzeba.

W oczach imponujacego jegomoscia pojawila sie niepewnosc. Jeszcze nigdy nie spotkal tak spolegliwego dziedzicznego maga.

Вы читаете Magom wszystko wolno
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×