Klapa. Irena bolesnie uderzyla sie w glowe i po chwili odpoczynku naparla ramieniem; wlaz nie byl ciezki, polmrok wymieszal sie z mdlym, zielonkawym swiatlem. Ciezko dyszac, Irena na czworakach weszla przez klape. Interpretatorzy mogliby zadbac o winde dla petentow.
Od nieskonczonych zakretow krecilo jej sie w glowie.
Plonely zielone swiece. Irena nigdy czegos takiego nie widziala – swieca jak swieca, tylko plomien zielony jak noworoczna lampka.
Magicy.
Rozejrzala sie.
Okragle, ciasne pomieszczenie przypominalo patelnie. Jej raczka byl dlugi, waski korytarz, na ktorego drewnianej podlodze namalowana byla jednoznaczna, starta setkami butow strzalka.
A wiec tedy...
Wchodzac w korytarz mimowolnie sie zatrzymala. Gdzies kapala woda, pachnialo plesnia i podziemiem; mimo ze znajdowala sie na wysokosci co najmniej dziesiatego pietra! Ten, kto zaprojektowal Interpretatorom miejsce pracy, zrobil wszystko, by jak najdalej odejsc od tradycji zakurzonych gabinetow. Aranzer sie postaral – Irena nie mogla jednak oprzec sie wrazeniu, ze zaraz krzyknie do niej zirytowany urzednik: „Szybciej! Dzien roboczy dobiega konca!'
Zebrala sie w sobie i weszla w korytarz, liczac kroki. Oho. Dwadziescia, dwadziescia piec, czterdziesci...
Stop.
Nowe pomieszczenie, prawie calkiem ciemne, gdyz jedna zielona swieczka mogla co najwyzej wystraszyc. Kamienny leb nieznanego i, sadzac po rozmiarach pyska, niewatpliwie drapieznego zwierzecia. Irena wstrzasnely dreszcze – choc bynajmniej nie dlatego, ze wystraszyla ja egzotyczna dekoracja. Po prostu wlasnie waza sie jej losy na najblizsza przyszlosc.
– Niech pani podejdzie i zajrzy w ciemnosc...
W pysku kamiennego potwora zamigotal zapraszajacy plomyk. Irena podeszla na sztywnych nogach; od razu stalo sie jasne, ze trzeba bedzie ukleknac. Mogli postarac sie chociaz o poduszeczke, dranie...
Ostroznie, jakby bojac sie zniszczyc fryzure, wsunela glowe w paszcze potwora. Tez mi milosnicy tanich efektow.
Na jej twarz padlo swiatlo. Zmruzyla oczy. Byla to jasna pochodnia zaopatrzona w lusterko, dzialajaca jak reflektor. Co za dzikusy, a idzcie wy wszyscy...
– Czy przyszla tu pani z wlasnej woli?
Pytajacy pozostawal niewidoczny. Jedynie glos zdradzal mezczyzne, niemlodego, zmeczonego po calym dniu pracy, zamierzajacego przyjac ostatnia petentke, a potem pojsc do karczmy i spokojnie, anonimowo napic sie piwa.
– Tak – przytaknela odruchowo, uderzajac podbrodkiem o szczeke zwierzecia.
Zapadla dluga chwila ciszy, podczas ktorej rozmowca przygladal sie jej twarzy; zimny pot pociekl jej po plecach. Zostala rozpoznana! Wszyscy Interpretatorzy maja portret nieprawomyslnej autorki, Ireny Chmiel...
Westchnienie w ciemnosci.
– A nie zyczy pani zla Interpretatorom, Wysokiemu Dachowi ani wolnemu miastu?
Interpretator zakonczyl ogledziny. Po co mu dodatkowe problemy, w dodatku pod sam koniec roboczego dnia...
– Nie – z trudem powstrzymala sie przed pokreceniem glowa.
– Powiedz, co cie trapi, a ja objasnie ci wole Objawienia, abys poddala sie jej swiadomie i z radoscia.
Byla to wyuczona formula. Irena potrzebowala chwili, aby sie nad nia zastanowic – podczas gdy Interpretator nie mial nastroju na liryczne pauzy.
– No mowze...
Moja corko, dodala w myslach Irena. Procedura istotnie miala w sobie cos z tajemnicy spowiedzi – tyle ze swiatlo bilo w oczy jak na przesluchaniu.
Musi sie zastanowic. Musi zebrac mysli.
Przed ta wizyta wymyslila setki wariantow pytania i ze wszystkich zrezygnowala. Jedne byly zbyt egzotyczne, drugie falszywe, jeszcze inne...
Bala sie, ze zostanie przylapana na klamstwie. Interpretatorzy przesiewaja ludzi jak piasek – mieliby nie rozpoznac klamstwa? Tym bardziej ze Irena w mijaniu sie z prawda byla rownie dobra jak tepy uczen w wyzszej matematyce.
– Mow – rzekl Interpretator i w jego glosie zabrzmialo rozdraznienie.
Nabrala powietrza w pluca.
– Moja siostra jest brzemienna, panie. Ojcem jej dziecka jest wampir, straszna istota, ktora pije zywa krew. Moj ojciec probowal zabic wampira, brat tez probowal – jednak ten uszedl bez szwanku... – Odetchnela, zastanawiajac sie goraczkowo, czy nie dodac jeszcze kilku szczegolow. – Uciekl, na nic zdal sie osikowy kolek i srebrne kule... – zajaknela sie. – W mojej wsi kula nazywa sie srebrna... igielke... A moja siostra brzemienna sie stala i wiadomo, ze urodzi wampirzatko, malego krwiopijce i co powie Objawienie, jesli nienarodzony plod... no, wytepic?
W tak jasnym swietle przed Interpretatorem nie mogly sie ukryc jej zmieszanie i strach. Niech wszystko widzi. Bedzie przynajmniej pewny, ze biedna kobieta nie klamie.
Teraz lagodnym glosem wypowie kolejna wyuczona formulke, odprawiajac ja z kwitkiem, i bedzie musiala swiadomie i z radoscia schodzic po nieskonczonych schodach. Wszak mozna sobie wyobrazic, ile glupawych mlodek z niechcianym dzieckiem w lonie zjawialo sie tutaj, by poradzic sie Objawienia. A nuz dopuszcza ono, jak wyrazilby sie Nick, socjalnie uzasadnione aborcje...
Albo nie. Interpretator zaraz przywola straze i kat w sali tortur wyjasni zarowno pochodzenie dziecka, jak i motywy napisania szkodliwego opowiadania „O tym, ktory wyrazil skruche'.
Interpretator milczal.
Czyzby zdolala zaskoczyc tego wszechwiedzacego madrale?
– Czy twoja siostra dobrowolnie... oddala sie wampirowi, czy pod przymusem?
Aha. Wiec sam fakt cielesnego zblizenia z wampirem nie budzil watpliwosci. Dobre i to.
– Pod przymusem – oznajmila bez wahania. – Grozil, ze pozbawi ja zycia.
– Ile lat ma twoja siostra?
Ciekawe, po co mu ta informacja?
– Trzydziesci – rzekla z zajaknieciem.
– Jak dawno nastapilo poczecie?
Zawahala sie. Jej zadaniem jest „zagiecie' Interpretatora, a nie otrzymanie porady w konkretnym, zyciowym problemie.
Zreszta pauza, ktora zrobil przed slowem „siostra' swiadczyla o tym, ze...
– Odpowiadaj, pani...
– Dwa miesiace – wymamrotala, umyslnie skracajac termin. Ciezko jej sie myslalo w rezimie pytanie-odpowiedz. Jej rozmowca oczywiscie od razu zorientowal sie, ze nie ma zadnej „siostry'...
– Czy to pewne, ze dziecko bedzie wampirem?
Sekunda wahania. Wydawalo jej sie, ze za sciana swiatla dostrzega sylwetke Interpretatora.
– Prawdopodobienstwo wynosi dziewiecdziesiat procent... to znaczy dziewiec do jednego...
Milczenie. Szorstkie plotno draznilo skore, przeszkadzal jej przeklety gorset, niech to wszystko sie juz skonczy...
– Zaczekaj, kobieto.
Sylwetka zniknela. A po kilku sekundach zgasla pochodnia.
Irena wyciagnela glowe z pyska kamiennego zwierza. Przetarla zalzawione oczy. Ciekawe, czy poszedl po straznikow, czy mimo wszystko po swego pelnego madrosci szefa? Tak, po prostu... nie. Tak nie bywa...
A jesli zlapali Semirola i teraz urzadza konfrontacje?!
A jesli...
Po oslepiajacym swietle ciemny swiat dookola wydawal sie ciemnowisniowy. Zielona swieczka przyzywala, jak palec topielca.
Wsluchala sie w otoczenie. Gdzies w oddali slyszala tlum. Najwyrazniej kolejka rozchodzila sie po domach, karczmach, noclegowniach... by jutro, przed switem przybyc pod tajemne schody.
Tam, na skraju placu, czeka na nia Rek. Czeka i zapewne sie niepokoi; jego opieka nie byla jej nieprzyjemna. Moze dlatego, ze co do jednego nie miala watpliwosci – rycerz nie dostanie od Objawienia zadnej nagrody...
– Kobieto...
W kamiennej paszczy mignelo swiatlo. Drgnela i podeszla.
Improwizowany reflektor znow zaswiecil jej w oczy – choc odniosla wrazenie, ze tym razem nieco lzej. Spokojniej.
I tam, za sciana swiatla, znajdowal sie teraz ktos inny. Zrozumiala to, zanim sie odezwal.
Ciemna sylwetka.
Wpatrywala sie w niego, zapominajac o przyzwoitosci. A wlasciwie probowala wpatrywac.
Nie, w ten sposob niczego nie mozna stwierdzic na pewno. Glos. Na Stworce, niech sie wreszcie odezwie...
– Czy twoje serce jest czyste, kobieto?
Najwyzszy Interpretator – jesli to byl on – mowil szeptem. Irena zamarla.
– Czy ze szczerego serca pragniesz odpowiedzi? Czy powoduje toba chec oszukania Objawienia?
Dziwna byla akustyka w tym przypominajacym grobowiec wiezowcu. Glos rozchodzil sie tak, jakby Interpretator mowil ze wszystkich stron. Niteczki dzwiekow, strzepki dzwiekow, ktore splataly sie w ten jeden klebek, i ten glos...
Glos, ktory po raz pierwszy uslyszala w sluchawce telefonu: „Halo, Irena? Czy to Irena?'.
– Ze szczerego serca – rzekla ochryple.
A jesli ktos slucha tej rozmowy? I Andrzej daje jej do zrozumienia, ze musza zachowac pozory...
Nagle zobaczyla sama siebie jego oczami. Postarzala, oglupiala, bez makijazu, w chuscie do brwi...
Rozplakala sie. Bez goryczy – po prostu nagle trysnely z niej nagromadzone przez caly ten czas lzy.
„A wiec Najwyzszy Interpretator chce mnie przesluchac, aby ustalic stopien mojej winy? – Jestem tylko rycerzem, Ireno...'
Czyzby nakaz zostal wydany, by Andrzej mogl ja odnalezc?
A wiec czekal? Czekal na nia?!
Ciemna sylwetka poruszyla sie. Czyzby budzila w bylym mezu litosc? Wstret? Zmieszanie?
– Dlaczego to zrobiles? – wyszeptala. Jesli nawet uslyszy ja ktos postronny, wezmie te dziwne slowa za nieskladne mamrotanie przerazonej kobiety.
– Boisz sie kary czy chcesz otrzymac nagrode? – czlowiek w ciemnosci podniosl glos. Irena zamarla i gorace lzy natychmiast wyschly na jej policzkach.