Noc minela zle, a nastepny dzien zaczal sie jeszcze gorzej – wynurzyl sie skads tyran, Groch, ktory doszedl do siebie po kolejnym ciosie od losu, i zaczal snuc miedzy „ubogimi', zerkajac na nich, cos mamroczac i powoli sie rozkrecajac – najwyrazniej wydawalo mu sie, ze jest imperatorem przechadzajacym sie wsrod ostatecznie juz rozpasanych slug, ktory mimo arystokratycznego pochodzenia i lagodnego charakteru bedzie musial wziac sie w garsc i polozyc koniec tej samowoli.

– Chodz no tu!

Niedorozwiniety chlopak o imieniu Zab – ten sam, ktory trafil do przytulku razem z Irena – podszedl, usmiechajac sie ze zmieszaniem.

– Ty sssukinsynu... – zaciagnal Groch i jego glos byl niemal pieszczotliwy. – Nie znasz zasad, ty maly sukinsynu? Nie znasz prawa?

Zab zatrzepotal rzadkimi rzesami.

Genialna intuicja oblakanego Grocha bezblednie wskazala mu ofiare – najslabsza, najbardziej nadajaca sie do przygotowanej dla niej roli. Aby podporzadkowac sobie Zeba, „imperator' nie bedzie musial nawet szczegolnie draznic Objawienia.

Irena nie chciala na to patrzec. Odwrocila sie i poszla do domu.

W korytarzu – po smierci kulawego caly wosk zostal z podlogi dokladnie zeskrobany – czekala na nia jasnowlosa dziewczynka.

Sama nie wiedzac, dlaczego to robi, poddajac sie naglemu impulsowi, Irena polozyla dlon na jej glowce.

Dziewczynka sie nie odsunela.

Jej oczy zrobily sie bezmyslne; osowiale, jak pod dzialaniem silnego narkotyku. Stanela na palcach, jakby chciala przytrzymac reke Ireny.

Najwidoczniej po raz pierwszy w zyciu dziewczynka poczula bezinteresowna pieszczote. Nieobliczona na ewentualny zysk.

Tylko jak udalo jej sie to wyczuc? Jakims siodmym zmyslem?

Zreszta Irena i bez tego wiedziala, ze wyroznia sie sposrod innych; jak albinos w stadzie krukow. Od razu dostrzegl to Rek, natychmiast zrozumial Muzyk. Dziwne tylko, ze nie zauwazyl tego Najwyzszy Interpretator.

Choc i tak najbezpieczniejszym schronieniem okazal sie dla niej „przytulek dla ubogich'. Moze musi sie po prostu przyczaic i zaczekac, dopoki modelator ostatecznie nie rozczaruje sie wzgledem swego genialnego modelu i nie przypomni sobie o bylej zonie, pechowej zwiadowczyni.

Jesli w ogole sobie przypomni. Jesli wciaz zyje i jest tutaj, a nieskonczona studnia modeli nie wciagnela go niczym wir.

Byc moze kazdy nastepny model jest bardziej oblakany od poprzedniego oraz bardziej ograniczony przestrzennie. I w koncu Andrzej zmodeluje klatke, jak w przypadku szalonej Flai, i skonczy zamkniety w niej w towarzystwie absolutnie nieprawdopodobnych i zwariowanych stworzen podlegajacych nieznanym prawom.

Chociaz nie. Andrzej zawsze wiedzial, co i po co robi. Peter nie mial racji, uwazajac, ze oszalamiajacy sukces, ktory ostatecznie zamienil sie w kleske, byl dla Kromara czyms nieoczekiwanym.

Na podobnych, przygnebiajacych rozwazaniach uplynela jej kolejna noc.

Rankiem brama sie otworzyla, wpuszczajac kolejna grupe dobrowolnych pomocnikow, i jako pierwszy wszedl szczuply chlop ze skupiona, wyrazista twarza i wygietymi w tylde brwiami.

Bezinteresowny rycerz Rek o przydomku Dzika Roza.

* * *

Za sagiem drewna dzieci bawily sie w cos w rodzaju berka – bez usmiechow, rzeczowo, jakby wykonywaly jakas odpowiedzialna prace. Muzyk tracal struny swej lutni; Irena siedziala obok niego i patrzyla, jak Rek, nasladujac chlopska maniere poruszania sie, rozladowuje stojacy na srodku podworza woz.

Woz zostal przyslany przez Wysoki Dach. Kilka workow maki, udzce, kielbasy, olej, a nawet wino – szczodra darowizna miala przewazyc popelniane pod Dachem grzechy. Kaleki i sieroty beda sobie przezuwac placki, a wladza bedzie miala pewna swobode ruchow – wszak nie istnieje wladza bez stosowania przymusu, a rzadzacy nie beda przeciez placic wlasna krwia za kazdy wydany dekret.

Rek kompletnie nie potrafil udawac. Najpewniej juz rozpoznano w nim przebranego arystokrate – no coz, w przytulku przebierancy pojawiali sie czesciej niz gdziekolwiek indziej.

A bezinteresowny rycerz byl tu po raz pierwszy.

Bezinteresownym niepotrzebna byla wysluga. Bezinteresowni mieli prawo czynic bezinteresowne dobro, a nie bezkarne zlo.

Irenie zachcialo sie usiasc przed komputerem. Albo przynajmniej zdobyc pioro i kawalek papieru. Juz wiedziala, jak napisac opowiadanie „O tym, ktory okazal skruche' i jakie imie dac Stworcy. Oczywiscie nie Andrzej ani nie Kromar, byloby to zbyt naiwne; jednak kiedys, w czasach ich szczeniecej milosci, miala w zwyczaju nazywac go „Andrusem'.

Jaszczurka rozmawia z kameleonem. Kameleon ma na imie Milosierdzie, a jaszczurka Skrucha... Czy na odwrot? Stop. Jesli opowiadanie nosi tytul „O tym, ktory okazal skruche', to ktos w nim ja musial okazac. Czyzby byl to Stworca?!

Rek spojrzal na nia przelotnie. Zblizal sie wieczor, jeszcze pol godziny i prace zostana zakonczone. „Ubogich' zawolaja na kolacje, robotnikow wyprosza za brame... Co oznacza, ze...

Zamknela zmeczone oczy.

Dzis odbedzie sie ucieczka. Dzis opusci przytulek. Dzis... Wydalo jej sie, ze wydostanie sie poza podwojny plot oznacza powrot do domu. Usiadzie za komputerem, przez noc napisze opowiadanie i przekaze je komisji nominujacej do Srebrnego Wulkanu... Tylko po co jej ten Wulkan?!

– Co z toba? – zapytal cicho Muzyk.

Drgnela. Starzec milczal juz od kilku dni. Nastapil nawrot choroby.

– Nic.

– Przeciez widze...

Irena odwrocila glowe.

– Marze o Srebrnym Wulkanie... Jestem oblakana. O co chodzi?

Muzyk westchnal.

– Potrzebujesz... Mrocznego Interpretatora. Powinnas...

– Kogo? – Irena zmarszczyla brwi.

– Mrocznego Interpretatora. Tego, ktory uczy ludzi, jak ustrzec sie przed wyrokami Objawienia... Tak przynajmniej powiadaja. A moze klamia... Kim jest dla ciebie ten chlopak?

– Ktory? – znow zapytala Irena rozmyslnie glupkowatym tonem.

– Ten, co rozladowuje woz.

Irena zamarla. A wiec to tak; cala jej staranna konspiracja prowadzi tylko do tego, ze jej mysli sa widoczne jak na dloni.

Otwarla usta, probujac wymyslic jakas odpowiedz, lecz w tym momencie ktos z zewnatrz zastukal w brame. Natarczywie, nachalnie. Rozszczekaly sie psy.

Nosaty staruszek wyszedl na ganek. Obwiodl wzrokiem podworze, woz, robotnika Reka z workiem na ramieniu; kiwnal na dwoch straznikow, ktorzy wynurzyli sie z oficyny, i z niezadowolona mina podszedl do bramy.

Muzyk zagral dziwaczny, dlugo brzmiacy akord.

Czas byl nietypowy. O tej porze nie przyjmowano darowizn, nie wpuszczano robotnikow ani tym bardziej nowych pensjonariuszy.

Irena zauwazyla, jak Rek zbladl pod warstwa opalenizny i kurzu.

– Kto tam? – zapytal staruszek, odsuwajac zasuwe wizjera. Irena nie uslyszala odpowiedzi, jednak staruszek drgnal, zasepil sie i gestem polecil straznikom, by zabrali psy. Brama zaskrzypiala i stanela otworem.

Irena zorientowala sie, ze chowa sie za plecami Reka. A on trzyma reke w dziwnej pozycji, jakby podtrzymywal cos, co wisialo na jego boku, pod kurta.

Weszli dwaj mezczyzni; nie byli to „odkupiciele' ani potencjalni „ubodzy'. Obaj byli ubrani na czarno, mieli czapki z piorami, starszy zas trzymal w opuszczonej rece jakis oficjalny dokument opatrzony pieczecia.

– Nakazuje ci sie, lekarzu, wydanie oblakanej, ciezarnej kobiety, ktora dostarczono ci z palacu Interpretatorow na utrzymanie i leczenie...

I podal staruszkowi dokument. Ten wzial go drzaca reka, zawahal sie, odwrocil...

Lekarz z pokrytym zylkami nosem wciaz sie jeszcze odwracal. Irena probowala westchnac...

To bylo oczywiste, ze z nikim jej nie pomyla. I nie beda musieli sobie przypominac, kim jest ani kiedy zostala przywieziona – jej znak rozpoznawczy wydaja od razu z kretesem. Brzuch...

Rek przeskoczyl przez woz. W jego dloni niespodziewanie pojawil sie kindzal, mezczyzni w czerni odskoczyli. Wyraznie nie oczekiwali takiego obrotu sytuacji, mieli jednak znacznie lepszy refleks niz Irena.

Ktorys z „ubogich' krzyknal ze strachem. Falszywie zabrzmiala lutnia. Psy ujadaly jak szalone.

– Zamknac brame! – wladczo warknal mezczyzna, ktory przyniosl dokument z pieczecia. – Zywo!

Zarowno on, jak i jego towarzysz, byli uzbrojeni w ciezkie szpady. Dziwny, jasnowlosy Rek z zapedami szermierza znalazl sie pomiedzy dwoma ostrzami – wraz ze swym kindzalem.

Czyzby zabojstwo „na sluzbie' nie bylo zabojstwem?

Czy Wysoki Dach odkupuje grzechy swych podwladnych? Moze robi to z wyprzedzeniem i na wozie, przy ktorym stoi teraz Rek, lezy zaplata za jego przelana krew? Maka, mieso, olej dla ubogich?!

– Boj sie Objawienia – rzekl ten, ktory przyniosl nakaz. – Rzuc bron... bezinteresowny.

Rek milczal. Irena nie widziala jego twarzy. O czym teraz myslal? O kobiecie, z ktora tak naprawde nic go nie laczy, oprocz kilku opowiadan? O samych tekstach, „O rycerzu, ktory czynil zlo, by byc bezinteresownym'?!

Ciekawe – przemknelo je przez glowe – ktory z tych uzbrojonych mezczyzn czyni teraz zlo, a ktory dobro? Naprawde trudno powiedziec. Rek reprezentuje interesy Ireny – a tych dwoch ze szpadami prawdopodobnie interesy panstwa...

Kiedy sie nad tym wszystkim zastanawiala, Rek skoczyl.

Jego przeciwnicy byli wytrawnymi szermierzami. Ruchy walczacych byly zbyt szybkie dla postrzegania Ireny.

Rek przylapal jednego z nich na zbyt szerokim wypadzie. Zanurkowal pod ostrze i zlapal atakujacego za reke; rozlegl sie stlumiony okrzyk. Szpada poleciala w dol, jednak Rek zlapal ja kilka centymetrow nad ziemia.

Pozbawiony oreza wrog cofnal sie – wzrok mial metny, najwyrazniej Rek zlamal mu reke.

Irena przegapila atak drugiego przeciwnika. Rozmazane ruchy, ulamek sekundy...

Mezczyzna w czerni uchylil sie przed wypadem, krotko i wulgarnie zaklal i swym przewazajacym ciezarem odrzucil rycerza, tak ze ten uderzyl plecami w woz. Rozgrywanie tu turnieju nie lezalo w interesach przedstawiciela Wysokiego Dachu. On reprezentowal wladze. Brama zaraz zostanie zamknieta i...

Zaszlo jednoczesnie kilka wydarzen.

Ochroniarze spuscili psy, ktore rzucily sie na wszystkich bez wyjatku. Zapiszczaly rozbiegajace sie dzieci; muzyk w swym zakatku nieumiejetnie zaslanial sie lutnia; nie mogl biegac i Irena

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату