Dziwna sprawa. W wielkim, zewnetrznym, „oryginalnym' swiecie opowiadania Ireny nie dostaly nawet nominacji do Srebrnego Wulkanu. W modelu numer jeden byla to juz calkiem niezla tworczosc – chocby Semirol wlasnie pod wplywem ich lektury podjal decyzje odnosnie do jej zycia i smierci... A wychodzi na to, ze tutaj bedaca w nielasce autorka Chmiel stala sie niemal wladczynia dusz. Czy to przypadek, czy kolejny zlosliwy zart Andrzeja Kromara?

– Opowiedz, Muzyku.

– Nie moge...

Irena westchnela. Staruszek potrafil byc fenomenalnie uparty.

– No dobrze... A co zrobiles Objawieniu, ze cie ukaralo?

Starzec uniosl powieki, szeroko otwierajac wielkie, bezbarwne i zdziwione oczy.

– Czyzbym zostal ukarany?

Irena milczala przez chwile. I rzekla powoli:

– Moim zdaniem, tak... Gdybys nie zostal ukarany, mieszkalbys we wlasnym domu w towarzystwie dzieci, wnukow i prawnukow.

Starzec wydal z siebie nieokreslony dzwiek.

Wychudzona, dziesiecioletnia dziewczynka – bez wzgledu na to, ile by sie ja karmilo, byla chuda jak patyk! – podeszla do kotla, zeby ukradkiem ochlapac sie woda. Podwinela rekaw, wsunela do niego reke po lokiec i usmiechnela sie radosnie; ochotnik, ktory zajmowal sie kotlem, odwrocil sie od zbiornika. Nie powiedzial ani slowa, po prostu sie odwrocil, a dziewczyne az odrzucilo. Odbiegla, potykajac sie, na drugi koniec podworza i zatrzymala sie tam z placzliwym wyrazem twarzy, wycierajac reke o suknie.

W oczach czlowieka, ktory dobrowolnie pomagal sierotom, bylo tyle nienawisci, ze nawet Irena, ktora widziala ten wzrok tylko przez ulamek sekundy, mimowolnie drgnela.

Przypomnialy jej sie wygiete brwi Reka: „Handlarze'...

Przypomnial jej sie tez sklepikarz, z ktorego lepkich, „zyczliwych' lap wyrwal ja bezinteresowny rycerz. „Tak uczy Objawienie – zrozpaczonych pocieszyc, bezdomnych przygarnac, ciezarne ochraniac... A bekarcika do dobrego przytulku oddamy. No, chodzmy'.

Wychudla dziewczynka wciaz jeszcze stala przy plocie.

„Oswiecenie uczy, ze jesli ktos swego dobra nie pojmuje, trzeba mu delikatnie przetlumaczyc albo w tajemnicy dobro czynic. W tajemnicy nie wyjdzie... Nie wierzgaj; do kogo mowie? Jeszcze mi podziekujesz... Bo cie Objawienie pokarze... Za niewdziecznosc'.

– Poczekaj, Muzyku...

Wstala. Przeszla przez podworze i zatrzymala sie o krok przed dziewczynka. W czyms przypominala ona Reka – byla tak samo jasnowlosa i nawet jej meczensko zmarszczone brwi wyginaly sie w tylde.

Irena sie zawahala. Dziewczynka przygladala sie jej z napieciem i wrogoscia.

– I cos sie tak wystraszyla? – Irena przyklekla na jednym kolanie, tak ze jej twarz znalazla sie nieco nizej od twarzy dziewczynki.

I polozyla dlon na jasnej, krotko ostrzyzonej glowce. Ten gest nie przyszedl jej latwo – nigdy nie glaskala cudzych dzieci, gdyz uwazala to za glupi zwyczaj. Przeslodzony i falszywy; jesli nie jestes mama, po co pchasz rece?!

Ale tej dziewczynki najwyrazniej nikt nigdy nie glaskal po glowie. A nawet jesli, to wylacznie liczac na otrzymanie zaplaty za swa dobroc. Handlarze... Handlarze...

Dziewczynka na moment zamarla. Na ulamek sekundy, Irena nie zdazyla nawet mrugnac, a podopieczna przytulku juz biegla do domu, wysoko zadzierajac sukienke, by nie platala jej sie pod nogami.

Irena nie potrafila sobie wyobrazic, jak dziewczynka postrzegala swiat. Raz sprobowala to zrobic i tak sie przerazila, ze natychmiast zaniechala dalszych prob...

– Czemu mi sie tak przygladasz, Muzyku? – Cudowna jestes.

Irena usmiechnela sie mimowolnie.

– Nie bardziej niz ty...

– Bardziej – staruszek niechetnie odlozyl lutnie. – Prosze mi powiedziec... na co pani „Ten, ktory okazal skruche'?

Slonce stalo w zenicie. Wkrotce plot pociemnieje, slonce ukryje sie po jego drugiej stronie; tam, gdzie mozna byc prawie wolnym, gdzie biega bez opieki przypominajacy cielaka chart irlandzki.

– Jestem wariatka – odparla Irena mozliwie obojetnym tonem. – A co, zapytac nie mozna?

Lutniarz usmiechnal sie kacikiem ust.

– Zapytac mozna...

Barczysty osilek z broda o nieokreslonej barwie – jesli wierzyc Muzykowi, mieszkal w oficynie juz czwarty miesiac – wyniosl z domu na rekach oblakanego, na wpol sparalizowanego staruszka. Nikt nie znal jego wczesniejszego imienia, wszyscy nazywali go wylacznie Gnojarzem. Jesli jakis ochotnik nie czul sie szczegolnie winny wobec Objawienia, zawsze unikal zajmowania sie Gnojarzem, lecz jesli, podobnie jak barczysty rozbojnik, mial na swym sumieniu ludzkie zycie, czestokroc niejedno... no coz, kapanie Gnojarza bylo wlasnie tym zadaniem, za wypelnianie ktorego Objawienie moglo wybaczyc wszystko.

Biedak sie bal. Zakrywal oczy dlonia. Wciagal glowe w ramiona, jego uschniete nogi wygladaly jak martwe galezie czarodziejskiego drzewa. Osilek, gardzac cudza pomoca, zaczal po kolei rozbierac staruszka z jego szarych lachow, majac przy tym taki wyraz twarzy, jakby musial golymi rekami rozdzielac gnijaca krowia tusze.

Z domu wyszla gromadka dzieci. Usiadly w kacie podworza w koleczko, nie dotykajac sie przy tym lokciami. Nie zwracajac na to, co dzieje sie dookola, najmniejszej uwagi, zaczely grac w kamyki...

– A wierzysz w... Stworce, Muzyku?

Lutniarz milczal.

– A gdybys byl – wyobraz to sobie przez chwile – gdybys byl Stworca i postanowil zmodelow... stworzyc... swiat... Moglbys sie obejsc bez Objawienia?

Gnojarz krzyknal z bolu. Osilek myl go, jakby ten byl kawalkiem drewna. Najpewniej Objawienie wynagrodzi sanitariusza ochotnika wylacznie za rezultat.

Muzyk podniosl glowe. Irena zachmurzyla sie, napotykajac jego wzrok.

– O co chodzi?

– Mniej wiecej o tym pisala autorka Chmiel – rzekl niechetnie starzec. – Wiejski chlopiec podsluchal spor jaszczurki z kameleonem. Jaszczurka nazywala sie Milosierdziem, a kameleon Skrucha... A potem w ich klotnie wtracil sie Stworca.

Osilek zawinal drzacego Gnojarza w strzepek czystego materialu i zaniosl do domu – z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku. Gnojarz po starczemu mruzyl oczy, ktore lzawily mu z zimna albo ze...

– Stworca? – odruchowo powtorzyla Irena.

Muzyk zachichotal.

– Pani Chmiel dala Stworcy imie.

Wzdluz plotu szedl, nieumiejetnie machajac miotla, wymuskany mlodzieniec wyraznie szlacheckiego pochodzenia. Latorosl z jakiejs zacnej rodziny czyms zawinila, okolicznosci wymagaly szybkiego rozliczenia sie z Objawieniem i oto mlodzieniec zarabia na poparcie, sprzatajac po ubogich, chociaz nawet od lekkiej miotly robia mu sie odciski na palcach.

Mlodzieniec poruszal sie jednostajnie i na oslep, niczym smieciarka. Irene rozsmieszylo to porownanie. Po zblizeniu sie do siedzacego wprost na trawie starca z lutnia i towarzyszacej mu oblakanej, brzemiennej kobiety, zamiatacz sie zatrzymal. I wykonal wymowny gest miotla: jazda stad, nie przeszkadzajcie mi w procesie odkupienia...

Muzyk podniosl sie, mruczac cos pod nosem.

– Jakie jest imie Stworcy? – zapytala Irena z typowym dla siebie opoznieniem.

– Odsun sie – rzekl mlodzieniec ochryple.

Irena sie nie ruszala. W napieciu marszczac brwi, mierzyla lutniarza wzrokiem.

– Jakie jest imie Stworcy?

Zamiatacz ruszyl do przodu. Jego delikatna, pozbawiona zarostu twarz wykrzywila pelna obrzydzenia nienawisc.

– Podnies zadek, oblakana latawico!

I zamachnal sie miotla. Oczywiscie nie zamierzal jej uderzyc – po prostu odganial przeszkode, jak ploszy sie z ogrodu wrony.

Muzyk juz szedl w strone domu, wlokac za soba lutnie.

* * *

Nastepnego dnia Objawienie dalo wszystkim surowa lekcje.

Kulawy Lobz posliznal sie w korytarzu, przewrocil i nadzial skronia na zelazny sworzen, na ktorym niegdys zawieszony byl dywan. Smierc nastapila momentalnie; wszyscy, z wyjatkiem sparalizowanych i oblakanej Flai, zbiegli sie na miejsce zdarzenia, milczaco i na glos zastanawiajac sie, za co okrutne Objawienie ukaralo biednego Lobza.

Od razu wyjasnilo sie, ze Lobz upadl, gdyz podloga w korytarzu byla wyfroterowana do polysku zbyt duza iloscia wosku. Nawoskowal ja zas – z najlepszych pobudek – ten sam mlody „odkupiciel', ktory zamachnal sie na Irene miotla. W ten sposob mlodzieniec okazal sie winny, choc tylko posrednio, ludzkiej smierci.

Z przytulku zostal wyslany goniec – zapewne do ojca mlodzika. Chlopak, ktory smiertelnie bal sie zemsty Objawienia, dwukrotnie umyl nieszczesnego Gnojarza, a w koncu wszedl na dach naprawiac dachowki. A jako ze widzial je dotychczas tylko z daleka, wspinal sie zas gdziekolwiek wylacznie pod okiem nauczyciela gimnastyki, nie bylo nic dziwnego w tym, ze juz po polgodzinie pod jego ciezarem zarwala sie nieumiejetnie zamocowana asekuracja, a on sam spadl na ganek, lamiac reke i noge.

Irena trzymala sie z daleka od ogolnego zamieszania. Zapamietala obojetna i bardzo zmeczona twarz martwego Lobza, kiedy go zaszywano w worku. Oraz spocona fizjonomie mlodego arystokraty, oszalalego z bolu i nieszczesc, ktore na niego spadly. Chlopak nawet nie jeczal, tylko wytrzeszczal oczy na ludzi, ktorzy obstapili go ze wszystkich stron, podczas gdy sanitariusze ochotnicy rozprawiali na temat reki Objawienia, ktore najwyrazniej policzylo sie z mlodziencem od razu za wszystkie jego grzechy.

Wieczorem przed brama pojawila sie kareta zaprzezona w czworke czarnych koni. Mlodzieniec zostal wywieziony do rodzinnych wlosci – Irena miala szczera nadzieje, ze nie zostanie on kaleka do konca zycia. Kulawego Lobza wyniesiono w worku za brame i pochowano gdzies w poblizu. I chociaz obaj byli jedynie zmaterializowanymi, pozbawionymi przeszlosci i przyszlosci fantomami, Irena czula sie podle.

Tymczasem stary Muzyk wpadl w depresje. Siedzial na swoim miejscu pod plotem, zawodzil piosenki i nie zwracal na zamieszanie najmniejszej uwagi. Co oznaczalo, ze Irena jeszcze niepredko dowie sie, jak nazywal sie Stworca w jej wlasnym opowiadaniu „O tym, ktory okazal skruche', ani co jaszczurka o imieniu Milosierdzie powiedziala kameleonowi o imieniu Skrucha.

Irena poczula, ze ktos jej sie przyglada i odwrocila glowe.

W odleglosci kilku krokow stala jasnowlosa, krotko ostrzyzona dziewczynka. Jej wzrok byl dziwny – ni to wystraszony, ni to pytajacy.

* * *
Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату