— Czy nastapilo zwiekszenie poslizgow?
— Nie. Po prostu lady Schrapnell nie ma pojecia o mechanizmie podrozy w czasie. Ona…
— Pole z dyniami — odezwalem sie.
— Co? — Pan Chiswick obejrzal sie na mnie.
— Zona farmera wziela go za niemieckiego spadochroniarza.
— Spadochroniarza? — powtorzyl Chiswick i oczy mu sie zwezily. — Pan nie jest tym zaginionym historykiem? Jak pan sie nazywa?
— John Bartholomew — odpowiedzial za mnie pan Dunworthy.
— Ktorego, sadzac po jego stanie, lady Schrapnell zdazyla zwerbowac. Koniecznie trzeba ja powstrzymac, Dunworthy.
Komunikator znowu zaczal piszczec i pluc. Chiswick odczytal glosno:
— „Brak danych o miejscu pobytu Henry’ego. Dlaczego? Natychmiast podac lokalizacje. Potrzebuje jeszcze dwoch osob na Wielka Wystawe w 1850 roku, zeby sprawdzily pochodzenie strusiej nogi biskupa”. — Zmial wydruk i rzucil na biurko pana Dunworthy’ego. — Musi pan szybko cos zrobic! Zanim ta kobieta zniszczy uniwersytet! — zawolal i wybiegl z gabinetu.
— Albo uniwersum — mruknal pan Dunworthy.
— Mam isc za nim? — zapytal Finch.
— Nie — odparl pan Dunworthy. — Sprobuj pan zlapac Andrewsa i wywolac bodleianskie pliki o parachronistycznych niekongruencjach.
Finch wyszedl. Pan Dunworthy zdjal okulary i ponuro spojrzal przez szkla.
— Wiem, ze to niewlasciwa chwila — zaczalem — ale moze zna pan jakies miejsce, gdzie moglbym pojechac na kuracje. Z dala od Londynu.
— Majstrowanie — oswiadczyl pan Dunworthy. — Majstrowanie wpakowalo nas w klopoty, a dalsze majstrowanie moze tylko pogorszyc sytuacje. — Z powrotem nalozyl okulary i wstal. — Widocznie najlepsze wyjscie to zaczekac, co z tego wyniknie — ciagnal, spacerujac po pokoju. — Statystycznie biorac istnieje minimalna szansa, ze jego znikniecie zmieni historie, zwlaszcza w tamtej epoce. Wrzucano je do rzek calymi workami, zeby ograniczyc liczebnosc.
Worki lodow? — pomyslalem.
— A fakt, ze przeszedl przez siec, sam w sobie stanowi dowod, ze nie stworzyl niekongruencji, bo inaczej siec by sie nie otworzyla. — Przetarl okulary pola marynarki i podniosl je do swiatla. — Minelo ponad sto piecdziesiat lat. Gdyby mial zniszczyc wszechswiat, juz by to zrobil.
Chuchnal na soczewki i przetarl je ponownie.
— I nie wierze, ze istnieja dwa prady historii, w ktorych wystepuje lady Schrapnell ze swoim projektem odbudowy katedry Coventry.
Lady Schrapnell. W kazdej chwili mogla wrocic z Krolewskiej Kliniki. Pochylilem sie do przodu.
— Panie Dunworthy — powiedzialem — mialem nadzieje, ze pan mi znajdzie jakies miejsce, gdzie sie wylecze z dyschronii.
— Z drugiej strony jest calkiem mozliwe, ze nie spowodowal niekongruencji tylko dlatego, ze go zwrocono, zanim wynikly jakies konsekwencje, katastrofalne czy innego rodzaju.
— Pielegniarka mowila o dwoch tygodniach wypoczynku, ale gdybym mial trzy, cztery dni…
— Ale nawet w tym przypadku — podjal spacer — nie ma powodu, zeby nie zaczekac. Na tym polega piekno podrozy w czasie. Mozna zaczekac trzy, cztery dni albo dwa tygodnie, albo rok, a potem zwrocic go natychmiast.
— Jesli lady Schrapnell mnie znajdzie… Zatrzymal sie i spojrzal na mnie.
— O tym nie pomyslalem. O Boze, jesli lady Schrapnell dowie sie o tym…
— Jesli zna pan jakies ciche, odlegle miejsce…
— Finch! — zawolal pan Dunworthy i Finch wszedl do gabinetu, niosac wydruk.
— To jest bibliografia parachronistycznych niekongruencji — oznajmil. — Niewiele ich bylo. Pan Andrews jest w 1560 roku. Lady Schrapnell wysiala go, zeby zbadal lukowe okna. Mam sprowadzic z powrotem pana Chiswicka?
— Najpierw najwazniejsze — oswiadczyl pan Dunworthy. — Musimy znalezc Nedowi miejsce, zeby odpoczal i bez przeszkod wyleczyl sie z dyschronii.
— Lady Schrapnell… — przypomnialem.
— Wlasnie — przytaknal pan Dunworthy. — To nie moze byc nigdzie w tym stuleciu. Ani w dwudziestym wieku. Jakies spokojne, odlegle miejsce, moze wiejski dom nad rzeka. Nad Tamiza.
— Chyba pan nie mysli o… — zaczal Finch.
— On musi natychmiast zniknac — ucial pan Dunworthy. — Zanim lady Schrapnell sie dowie.
— Och! — wykrzyknal Finch. — Tak, rozumiem. Ale pan Henry nie jest w stanie…
Pan Dunworthy uciszyl go niecierpliwym gestem.
— Ned — zwrocil sie do mnie — chcialbys sie przeniesc do epoki wiktorianskiej?
Epoka wiktorianska. Dlugie, senne popoludnia wioslowania po Tamizie i gra w krokieta na szmaragdowych trawnikach z dziewczetami w bieli, powiewne sukienki i wstazki trzepoczace we wlosach. A pozniej herbata pod wierzba, podawana w filizankach z delikatnej sevrskiej porcelany przez unizonych kamerdynerow, gotowych na kazde skinienie, i te same dziewczeta czytaja glosno z cienkiego tomiku poezji, a lagodny wietrzyk unosi ich glosy jak platki kwiatow.
— Posrod zlotego popoludnia, tam gdzie Dziecinstwa sny zwiazane, pod Pamieci wstazeczke…
Finch potrzasnal glowa.
— To chyba nie najlepszy pomysl, panie Dunworthy.
— Nonsens — odparl pan Dunworthy. — Prosze go posluchac. Swietnie sie dostosuje.
ROZDZIAL TRZECI
…kiedy wyeliminujesz rzeczy niemozliwe, to, co pozostanie, chociaz nieprawdopodobne, musi byc prawda
— Uwaza pan, ze to dobry pomysl? — powatpiewal Finch. — On juz cierpi na zaawansowana dyschronie. Czy ten wielki skok…?
— Niekoniecznie — odparl pan Dunworthy. — A po wypelnieniu zadania moze zostac tak dlugo, dopoki nie wydobrzeje. Slyszal pan, co on mowil, to idealne miejsce na wakacje.
— Ale mysli pan, ze w tym stanie on jest zdolny do… — nie ustepowal Finch.
— Zadanie jest bardzo latwe — oswiadczyl pan Dunworthy. — Nawet dziecko sobie poradzi. Najwazniejsze, zeby to zalatwic, zanim wroci lady Schrapnell, a Ned jest jedynym historykiem w Londynie, ktory nie biega po sredniowieczu szukajac mizerykordii. Prosze go zabrac do sieci, a potem zadzwonic do Sluzby Czasowej i sciagnac tutaj Chiswicka.
Telefon zabrzeczal i Finch odebral, a potem sluchal przez dluzszy czas.