nerwowo:

— Pan Dunworthy? Jestem TJ. Lewis. Ze Sluzby Czasowej. Pan szukal pana Chiswicka?

— Tak — potwierdzil pan Dunworthy. — Gdzie on jest?

— W Cambridge, prosze pana — odpowiedzial chlopiec.

— W Cambridge? Co on tam robi, do cholery?

— Szu-szuka posady, prosze pana — wyjakal chlopiec. — On zlo-zlozyl wymowienie.

— Kiedy?

— Wlasnie teraz. Powiedzial, ze nie wytrzyma pracy u lady Schrapnell ani chwili dluzej.

— No coz. — Pan Dunworthy zdjal okulary i zerknal przez szkla. — No coz. Wiec dobrze. Pan Lewis, tak?

— T.J., prosze pana.

— T.J., zechcesz przekazac zastepcy kierownika… jak on sie nazywa? Ranniford… ze musze z nim porozmawiac. To pilne.

TJ. zrobil nieszczesliwa mine.

— Nie mow mi, ze on tez zlozyl wymowienie.

— Nie, prosze pana. On jest w 1655 i oglada dachowki.

— Oczywiscie — mruknal pan Dunworthy z niesmakiem. — No wiec zawiadom tego, kto tam jest szefem.

TJ. zrobil jeszcze bardziej nieszczesliwa mine.

— Ee, to chyba ja, prosze pana.

— Ty? — zdziwil sie pan Dunworthy. — Ale ty jestes dopiero studentem. Nie wmawiaj mi, ze zostales sam jeden.

— Tak, prosze pana — odparl TJ. — Lady Schrapnell przyszla i zabrala wszystkich innych. Mnie tez chciala zabrac, ale pierwsze dwie trzecie dwudziestego wieku i caly dziewietnasty maja dziesiatke dla czarnych i dlatego sa zabronione.

— Dziwne, ze to ja powstrzymalo — burknal pan Dunworthy.

— Wcale nie powstrzymalo — zaprzeczyl TJ. — Chciala mnie przebrac za Maura i wyslac do 1935 roku, zebym sprawdzil konstrukcje wiezy. Twierdzila, ze wezma mnie za jenca przywiezionego z krucjaty.

— Krucjaty zakonczyly sie w 1272 — zauwazyl pan Dunworthy.

— Wiem, prosze pana. Powiedzialem jej o tym i przypomnialem, ze cala przeszlosc ma dziesiatke dla czarnych. — Wyszczerzyl zeby w usmiechu. — Chyba pierwszy raz pomogla mi moja czarna skora.

— No tak, dobrze, zobaczymy — zamyslil sie pan Dunworthy. — Slyszales kiedys o chorazym Johnie Kleppermanie?

— Nie, prosze pana.

— Druga wojna swiatowa. Bitwa o Midway. Wszyscy oficerowie na jego statku zgineli i musial przejac dowodzenie jako kapitan. To wlasnie robia wojny i katastrofy, stawiaja u steru ludzi, ktorzy nigdy niczym nie sterowali. Na przyklad Sluzba Czasowa. Innymi slowy, to jest twoja wielka szansa, Lewis. Zakladam, ze robisz dyplom z fizyki temporalnej?

— Nie, prosze pana. Z informatyki, prosze pana. Pan Dunworthy westchnal.

— Nie szkodzi. Chorazy Klepperman tez nigdy nie odpalal torpedy. Zatopil dwa niszczyciele i krazownik. Twoje pierwsze zadanie to powiedziec mi, co by sie stalo, gdybysmy mieli parachronistyczna niekongruencje, w jaki sposob by sie objawiala. I nie mow mi, ze to nie moze sie zdarzyc.

— Para-chronistyczna nie-kon-gru-encja — przesylabizowal TJ, zapisujac te slowa na pierwszej kartce swojego pliku papierow. — Na kiedy pan tego potrzebuje?

— Na wczoraj — odparl pan Dunworthy, podajac mu bibliografie z Biblioteki Bodleianskiej.

TJ. zrobil zaklopotana mine.

— Chce pan, zebym cofnal sie w czasie i…

— Nie bede ustawiac nastepnego przeskoku — wtracila panna Warder.

Pan Dunworthy ze znuzeniem potrzasnal glowa.

— To znaczy, ze potrzebuje tej informacji jak najszybciej — wyjasnil chlopcu.

— Och — polapal sie TJ. — Tak, prosze pana. Natychmiast. Ruszyl do drzwi. W polowie drogi zatrzymal sie i zapytal:

— Co sie stalo z chorazym Kleppermanem?

— Polegl w boju.

TJ. kiwnal glowa.

— Tak myslalem.

Wyszedl, a zamiast niego zjawil sie Finch, niosac hipnofon.

— Niech pan zadzwoni do Ernesta Hasselmeyera w Berlinie i zapyta go, czy wie cos o parachronistycznych niekongruencjach, a jesli nie, to kto moze wiedziec — polecil mu pan Dunworthy. — A potem niech pan pojdzie do katedry.

— Do katedry? — przestraszyl sie Finch. — A jesli tam jest lady Schrapnell?

— Schowa sie pan w Kaplicy Sukiennikow — odparl pan Dunworthy. — Niech pan sprawdzi, czy tam nie ma kogos ze Sluzby Czasowej, kogokolwiek. Musimy znalezc kogos z wiekszym doswiadczeniem niz ten student.

— Natychmiast, prosze pana — powiedzial Finch i podszedl do mnie. Wetknal mi hipnofon w ucho. — Podprogowe tasmy, prosze pana.

Zaczalem podwijac rekaw do zastrzyku hipnotycznego.

— Narkotyki w panskim stanie to chyba nie najlepszy pomysl — stwierdzil Finch. — Bedzie pan musial ich wysluchac przy normalnej szybkosci.

— Finch — rzucil pan Dunworthy, podchodzac do nas. — Gdzie jest Kindle?

— Odeslal ja pan do jej pokoju, prosze pana — odparl Finch. Dotknal hipnofonu.

— Krolowa Wiktoria rzadzila Anglia od 1837 do 1901 roku — powiedzial glos w moim uchu.

— Niech pan pojdzie i zapytaja, jaki miala poslizg przy przeskoku — polecil pan Dunworthy. — Tym, gdzie…

— …przyniosla Anglii pokoj i niespotykany dobrobyt.

— Tak — mowil pan Dunworthy. — I prosze sprawdzic, jak duzy poslizg byl przy innych…

— …zapamietane jako stateczne, przyzwoite spoleczenstwo…

— …i zadzwoni do swietego Tomasza. Niech pan im powie, zeby pod zadnym pozorem nie wypuszczali lady Schrapnell.

— Tak, prosze pana — powiedzial Finch i wyszedl.

— Wiec Lizzie Bittner dalej mieszka w Coventry? — zagadnal pan Dunworthy.

— Tak — potwierdzilem. — Przeprowadzila sie z Salisbury po smierci meza. — Potem, poniewaz chyba oczekiwal czegos wiecej, dodalem: — Opowiedziala mi wszystko o nowej katedrze i jak biskup Bittner probowal ja ocalic. Wznowil moralitetowe przedstawienia, zeby przyciagnac publicznosc, i wystawial wojenne pamiatki w ruinach. Pani Bittner oprowadzila mnie po miejscu, gdzie dawniej byly ruiny i nowa katedra. Wie pan, teraz tam jest centrum handlowe.

— Tak — przyznal. — Zawsze uwazalem, ze lepiej tam pasuje centrum handlowe niz katedra. Architektura polowy dwudziestego wieku byla prawie rownie okropna jak wiktorianska. Ale to byl mily gest. Bitty’emu sie podobala. Poczatkowo sprzedano ja Kosciolowi Przyszlego Zycia czy tak jakos, prawda? Pewnie pan sprawdzil, czy oni tego nie maja?

Przytaknalem, a potem on widocznie wyszedl, chociaz tego nie pamietam. W jednym uchu cos mi zawylo jak syrena odwolujaca nalot, a w drugim tasma opowiadala o sluzebnej roli kobiety wiktorianskiej.

— Kobiety mialy niewielka lub zadna wladze w wiktorianskim spoleczenstwie — mowil glos.

Oprocz krolowej Wiktorii, pomyslalem i zobaczylem, ze panna Warder zbliza sie do mnie z mokra szmatka. Wytarla mi z grubsza twarz i rece, a potem posmarowala mi gorna warge jakas biala mascia.

— Kobieta wiktorianska spelniala funkcje pielegniarki i towarzyszki zycia — mowil glos — odgrywala role „aniola domowego ogniska”.

— Niech pan nie dotyka ust — nakazala panna Warder, zdejmujac z szyi tasme krawiecka. — Wlosy musza tak zostac. Nie wystarczy czasu na farbe. — Opasala mi glowe tasma. — Przedzialek posrodku. Mowilam, niech pan nie dotyka ust.

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату