— Lepiej, zeby to nie przekreslilo wycieczki do Coventry. Ty idz pierwszy. Ja wejde przez kuchnie.

— Mesiel! — wrzeszczala pani Mering. — O, Mesiel! Ruszylem w strone domu, spodziewajac sie znalezc pania Mering lezaca wsrod mebli, ale ona nie lezala. Stala w polowie schodow, owinieta szlafrokiem, czepiajac sie poreczy. Wlosy miala splecione w dwa operowe warkocze i wymachiwala pusta szkatulka wylozona aksamitem.

— Moje rubiny! — jeczala do pulkownika, ktory widocznie dopiero wyszedl z pokoju sniadaniowego. Trzymal jeszcze w reku serwetke. — Skradziono je!

— Wiedzialem! — zawolal wstrzasniety pulkownik. — Nie powinienem wpuscic tego medium do domu! Zlodzieje! — Rzucil serwetke.

— O, Mesiel — pani Mering przycisnela szkatulke do lona — chyba nie myslisz, ze madame Iritosky miala z tym cos wspolnego!

Zjawila sie Tossie.

— Co sie stalo, mamo?

— Tocelyn, idz i zobacz, czy nie brakuje ci czegos z bizuterii!

— Moj pamietnik! — wykrzyknela Tossie i wybiegla, prawie zderzajac sie z Verity, ktora widocznie weszla tylnymi schodami.

— Co sie stalo? — zapytala Verity.

— Obrabowani! — wyjasnil zwiezle pulkownik. — Powiedzcie madame Jak-jej-tam i temu ksieciu, zeby natychmiast zeszli na dol!

— Oni wyjechali — odparla Verity.

— Wyjechali? — zachlysnela sie pani Mering i myslalem juz, ze spadnie ze schodow.

Popedzilem do gory, a Verity zbiegla na dol i wspolnymi silami sprowadzilismy pania Mering ze schodow. Przetransportowalismy ja do salonu i zlozylismy, lkajaca, na sofie wypchanej konskim wlosiem.

Zdyszana Tossie zjawila sie na szczycie schodow.

— O mamo, zginal moj naszyjnik z granatow — wolala, zbiegajac z tupotem po schodach — i moje perly, i pierscionek z ametystem.

Zamiast skrecic do salonu, pobiegla dalej korytarzem i wrocila po chwili, niosac swoj pamietnik.

— Dzieki niebiosom schowalam pamietnik w bibliotece, pomiedzy innymi ksiazkami, gdzie nikt go nie zauwazyl!

Verity i ja wymienilismy spojrzenia.

— Wiedzialem, ze ten nonsens ze stukajacymi stolikami nie prowadzi do niczego dobrego — stwierdzil pulkownik. — Gdzie jest Baine? Zadzwoncie na niego!

Verity ruszyla w strone dzwonka, ale Baine wlasnie wszedl, niosac wyszczerbiony gliniany garnek.

— Odstawcie to — rozkazal pulkownik Mering — i sprowadzcie konstabla. Zginal naszyjnik pani Mering.

— I moj pierscionek z ametystem — dodala Tossie.

— Wczoraj wieczorem zabralem rubiny pani Mering i reszte bizuterii do czyszczenia — powiedzial Baine. — Zauwazylem, ze kiedy panie nosily je ostatnio, klejnoty wydawaly sie nieco przycmione. — Siegnal do garnka. — Namoczylem je na noc w roztworze octu i sody.

Wyjal naszyjnik z rubinow i podal pulkownikowi.

— Zamierzalem wlasnie odlozyc go do szkatulki. Uprzedzilbym pania Mering, ale byla zajeta goscmi.

— Wiedzialam! — odezwala sie pani Mering z sofy. — Mesiel, jak mogles posadzac kochana madame Iritosky?

— Baine, sprawdzcie srebra — polecil pulkownik Mering. — I Rubensa.

— Tak, sir — powiedzial Baine. — Na ktora podstawic powozy?

— Powozy? Po co? — zapytal pulkownik.

— Zeby pojechac do Coventry — wyjasnila Tossie. — Zwiedzimy kosciol swietego Michala.

— Tez cos! — prychnal pulkownik. — Nigdzie nie jedziemy. Zlodzieje w okolicy! Nie wiadomo, kiedy wroca!

— Ale my musimy jechac — oswiadczyla Verity.

— Duchy nas wezwaly — poparla ja Tossie.

— Nonsens i bzdura! — zaperzyl sie pulkownik. — Pewnie to uknula, zeby wywabic nas z domu, a wtedy wroca i ukradna nasze kosztownosci!

— Uknula! — Pani Mering majestatycznie powstala z sofy. — Czy sugerujesz, ze wczorajsza wiadomosc od duchow byla nieprawdziwa?

Pulkownik zignorowal ja.

— Nie potrzebujemy powozow. I lepiej sprawdzic, czy konie sa stajni. Nigdy nie wiadomo… — urwal, jakby porazony nagla mysla.

— Moj Czarny Maur!

Uznalem za malo prawdopodobne, zeby madame Iritosky ukradla zlota rybke pulkownika, nawet jesli pokrzyzowano jej plany wzgledem rubinow, ale raczej nie nalezalo mu tego mowic. Zszedlem mu z drogi, kiedy popedzil do drzwi.

Pani Mering znowu usiadla na sofie.

— O, ze tez twoj ojciec zwatpil w uczciwosc madame Iritosky! Laska boska, ze wyjechala i nie musi wysluchiwac tych podlych oszczerstw! — Cos sobie przypomniala. — Jaki podala powod wyjazdu Baine?

— Nie wiedzialem o ich wyjezdzie az do dzisiejszego ranka — powiedzial Baine. — Wyglada na to, ze wyjechali w nocy. Bardzo mnie to zdziwilo. Powiedzialem madame Iritosky, ze pani na pewno napisze do Towarzystwa Badan Metapsychicznych i zaprosi ich na swiadkow manifestacji, i oczywiscie zakladalem, ze madame zechce zostac, ale widocznie wezwaly ja pilne sprawy.

— Niewatpliwie — przyswiadczyla pani Mering. — Wezwania duchow nie wolno lekcewazyc. Ale Towarzystwo Badan Metapsychicznych tutaj! Jakie to pasjonujace!

Wszedl pulkownik Mering z ponura mina, niosac pod pacha Ksiezniczke Ardzumand.

— Czy panski Czarny Maur jest bezpieczny? — zapytalem z obawa.

— Na razie — odparl, rzucajac kota na podloge. Tossie podniosla kotke.

— To nie przypadek, ze przyjechali akurat teraz, dzien przed dostarczeniem mojego czerwono nakrapianego srebrnego tancho — stwierdzil pulkownik. — Baine! Trzymajcie straz nad sadzawka przez caly dzien. Nie wiadomo, kiedy wroca!

— Baine jedzie ze mna — oznajmila pani Mering, wstajac z sofy, grozna niczym walkiria z warkoczami i bojowym plomiennym spojrzeniem. — Pojedziemy do Coventry!

— Banialuki! Nigdzie nie jade. Musze zostac tutaj i bronic pozycji!

— Wiec pojedziemy bez ciebie — oznajmila. — Nie wolno lekcewazyc wezwania duchow. Baine, kiedy odchodzi nastepny pociag do Coventry?

— Dziewiata cztery, jasnie pani — odpowiedzial szybko Baine.

— Doskonale — stwierdzila pani Mering, odwracajac sie plecami do pulkownika. — Podstaw powoz kwadrans po osmej. Wyjedziemy na stacje o wpol do.

Podstawil, ale nie wyjechalismy. Ani o dziewiatej trzydziesci, ani o dziesiatej. Na szczescie byly jeszcze pociagi o dziewiatej czterdziesci dziewiec, dziesiatej siedemnascie i jedenastej piec, ktore Baine, chodzacy rozklad jazdy Bradshawa, recytowal po kazdym kolejnym opoznieniu.

Opoznienia wynikaly z rozmaitych przyczyn. Pani Mering oswiadczyla, ze po porannych przezyciach czuje sie oslabiona i musi pokrzepic sie sniadaniem z krwawej kiszki, kedgeree oraz faszerowanych kurzych watrobek. Tossie nie mogla znalezc swoich lawendowych rekawiczek. Jane zniosla na dol niewlasciwy szal.

— Nie, nie, kaszmir jest za cieply na czerwiec — powiedziala pani Mering. — Przynies szal z tartanu, ten z Dunfermline.

— Spoznimy sie na spotkanie z panem C. — jeknela Verity, kiedy stalismy w westybulu, czekajac, az pani Mering ponownie zmieni kapelusz.

— Wcale nie — pocieszylem ja. — Mozemy wyjechac za pol godziny i jeszcze zlapiemy ten o jedenastej dwadziescia szesc, a pamietnik nie podawal, o ktorej godzinie to nastapilo. Uspokoj sie.

Verity kiwnela glowa.

— Myslalam o strusiej nodze biskupa — zaczela. — A jesli ktos cos w niej schowal, zeby kto inny tego nie

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату