ukradl? A potem wrocili, zeby to wyjac, ale nie bylo czasu, wiec po prostu zabrali calosc? — Podniosla wzrok na schody. — Dlaczego one tak sie grzebia?
Tossie lekko zbiegla ze schodow w lawendowych rekawiczkach i niezliczonych lawendowych falbankach. Wyjrzala przez otwarte drzwi.
— Zanosi sie na deszcz — stwierdzila, marszczac brwi. — Nie bedziemy mogli ogladac widokow, jesli zacznie padac, mamo — zawolala do pani Mering, ktora schodzila ze schodow. — Moze powinnismy zaczekac do jutra.
— Nie! — wykrzyknela Verity. — A jesli lady Godiva ma dla nas pilna wiadomosc?
— Naprawde zanosi sie na deszcz — poparla corke pani Mering. — Czy Baine zapakowal parasole?
— Tak — powiedzialem. Rowniez przewodniki, prostokatny kosz lunchem, sole trzezwiace, lampe spirytusowa, haft pani Mering, powiesc Tossie, Tennysona Terence’a, kilka egzemplarzy metapsychicznego magazynu „Swiatlo” oraz liczne dywaniki i pledy, ktore ulozyl tak przemyslnie, ze w dwoch powozach zostalo jeszcze miejsce dla nas, chociaz chyba dobrze sie skladalo, ze profesor Peddick postanowil zostac z pulkownikiem.
— Chcialbym przedyskutowac z pulkownikiem kilka kwestii dotyczacych bitwy w Termopilach — powiedzial do pani Mering.
— No, niech pan mu nie pozwoli chodzic po deszczu — polecila wyraznie mieknac w stosunku do meza. — Przeziebi sie na smierc.
Terence przyprowadzil Cyryla i podsadzil go na stopien.
— Panie St. Trewes — przemowila pani Mering wagnerowskim tonem — pan chyba nie zamierza zabrac ze soba tego stwora.
Terence znieruchomial w pol gestu, a tylne nogi Cyryla zadyndaly w powietrzu.
— Cyryl w pociagu zachowuje sie jak skonczony dzentelmen — zapewnil. — Jezdzil wszedzie… do Londynu, Oksfordu, Sussex. Uwielbia wygladac przez okno, wie pani, na mijane koty i tak dalej. I zawsze swietnie sie dogaduje z obsluga kolejowa.
Ale nie z pania Mering.
— Wagon kolejowy to nie miejsce dla zwierzat — oswiadczyla.
— A ja mam nowa podrozna suknie — dodala Tossie, wygladzajac falbanki lawendowa rekawiczka.
— Ale on bedzie taki rozczarowany — mruknal Terence i niechetnie postawil psa na ziemi.
— Nonsens! — prychnela pani Mering. — Zwierzeta nie maja uczuc.
— Nie szkodzi, Cyrylu — powiedzial profesor Peddick. — Mozesz isc ze mna nad sadzawke. Zawsze bardzo lubilem psy. Tak jak moja siostrzenica Maud. Karmi je przy stole. — Odeszli razem.
— Niechze pan wsiada, panie St. Trewes — ponaglila go pani Mering. — Przez pana spoznimy sie na pociag. Baine, zapakowaliscie moja lornetke?
Wreszcie wyruszylismy na stacje o wpol do jedenastej.
— Pamietaj — szepnela Verity, kiedy pomagalem jej wsiasc do powozu — pamietnik Tossie mowi tylko: „wycieczka do Coventry”. Nie okresla, ktora czesc wycieczki. Pan C. moze pojawic sie na stacji albo w pociagu.
Dotarlismy na stacje o jedenastej dziewiec. Pociag juz odjechal zreszta moze i lepiej sie stalo, bo wyladowanie wszystkiego i wszystkich z powozow trwalo dobre dziesiec minut. Kiedy weszlismy na peron, nikogo tam nie bylo.
— Nie rozumiem, dlaczego pociag nie mogl zaczekac! — obruszyla sie pani Mering. — Kilka minut z pewnoscia nie robi roznicy co za bezwzglednosc!
— Wiem, ze spadnie deszcz i zniszczy moja podrozna suknie — denerwowala sie Tossie, spogladajac na niebo. — O, Terence, mam nadzieje, ze nie bedzie padac w dniu naszego slubu!
— „Ach dniu radosny, dniu jasny i szczesny” — zacytowal Terence roztargnieniem, spogladajac w strone Muchings End. — Jesli spadnie deszcz, mam nadzieje, ze profesor Peddick nie zostawi Cyryla na dworze.
— Przypuszczam, ze nie pojda na ryby w taka pogode — podjela pani Mering — nie ze slabymi plucami Mesiela. Zeszlej wiosny strasznie sie przeziebil. Lezal w lozku przez dwa tygodnie i tak okropnie kaszlal! Doktor powiedzial, ze to cud, ze nie zlapal zapalenia pluc. Panie Henry, niech pan pojdzie i zobaczy, czy nie widac pociagu.
Poszedlem na drugi koniec peronu. Kiedy wrocilem, Verity odsunela sie od pozostalych.
— Myslalam o strusiej nodze biskupa — powiedziala. — W „Ksiezycowym kamieniu” klejnot zabral lunatyk, ktory nie wiedzial, ze go ukradl. Schowal go do czegos, a potem druga osoba mu to ukradla. A jesli ten, kto zabral strusia noge…?
— Lunatykowal? W katedrze Coventry?
— Nie. Nie wiedzial, ze popelnia przestepstwo.
— Dokladnie ile skokow zrobilas w ostatnim tygodniu? — zapytalem.
Wrocil Baine z bagazowym, ktory mial co najmniej siedemdziesiatke, i razem ze stangretem zaczeli przenosic nasze bagaze z powozow na skraj peronu. Verity zmierzyla bagazowego taksujacym wzrokiem.
— Nie — stwierdzila. — Tossie byla jego zona przez piecdziesiat lat. To znaczy, ze musialby dozyc stu dwudziestu lat.
— Czy widzial pan jakis slad pociagu, panie Henry? — zawolala Pani Mering.
— Niestety nie — odpowiedzialem, podchodzac do niej.
— Gdziez on moze byc? — zirytowala sie pani Mering. — Mam nadzieje ze spozniony pociag to nie jest zly znak. Panie Henry, czy powozy odjechaly?
— Musimy dzisiaj pojechac do Coventry — powiedziala Verity. — Co sobie o nas pomysli madame Iritosky, jesli zignorujemy wiadomosc z zaswiatow?
— Sama nie zawahala sie wyjechac w srodku nocy, kiedy otrzymala wiadomosc — dodalem, modlac sie w duchu, zeby cholerny pociag wreszcie przyjechal. — A pogoda na pewno sie poprawi, kiedy dojedziemy do Coventry.
— I tam jest tyle pieknych rzeczy — podchwycila Verity, ale najwyrazniej nie umiala zadnej wymienic.
— Blekitny barwnik — podpowiedzialem. — Coventry slynie ze swoich farbiarni. I ze wstazek.
— Moze kupie troche do mojej wyprawy — zamyslila sie Tossie.
— Profesor Peddick bywa roztargniony. Chyba nie zostawi Cyryla bez opieki, jak myslicie? — zastanawial sie Terence.
— Chyba lazurowe wstazki, do mojego wizytowego kapelusza — zdecydowala sie Tossie. — Albo moze blekitne. Jak myslisz, mamo?
— Dlaczego te pociagi nie przyjezdzaja zgodnie z rozkladem, tylko kaza nam czekac godzinami? — denerwowala sie pani Mering.
I tak dalej. Pociag przyjechal dokladnie o jedenastej trzydziesci dwie, wtoczyl sie na stacje z imponujacym syczeniem pary i Verity praktycznie wepchnela wszystkich do wagonu, rozgladajac sie czujnie za ewentualnym panem C.
Baine pomogl pani Mering wejsc na stopnie, zaprowadzil ja do przedzialu i pobiegl dopilnowac, zeby bagazowy zaladowal nasze manatki. Jane usadowila pania Mering na lawce, podala jej lornetke i haft, znalazla jej chusteczke i szal, po czym dygnela i wyszla z wagonu.
— Dokad ona idzie? — zapytalem Verity, patrzac, jak Jane biegnie peronem na koniec pociagu.
— Do drugiej klasy — wyjasnila Verity. — Sluzba nie podrozuje z pracodawcami.
— Jak oni sobie radza bez sluzacych?
— Nie musza — odparla, podkasala spodnice i weszla na stopni. Rzeczywiscie nie musieli. Baine wrocil zaraz po zakonczeniu zaladunku, zeby przyniesc pani Mering pled i zapytac, czy jeszcze czegos potrzebuje.
— Poduszki — oznajmila. — Te kolejowe lawki sa bardzo niewygodne.
— Tak, jasnie pani — powiedzial Baine i wybiegl galopem — Wrocil po minucie, zadyszany i rozczochrany, niosac brokatowa poduszke.
— Pociag z Reading ma korytarz, jasnie pani — wysapal — ale w tym sa tylko oddzielne wagony. Przyjde jednak usluzyc pani na kazdej stacji.
— Czy nie ma bezposredniego pociagu do Coventry? — zapytala pani Mering.
— Jest, jasnie pani — powiedzial Baine. — O dziesiatej siedemnascie. Pociag zaraz ruszy, jasnie pani. Cos jeszcze?