momencie, kiedy tak bardzo pragnalem dokonac dziela zniszczenia. Tak wiec podnioslem mezczyzne lezacego u moich stop i ponownie gruchnalem nim o ziemie. Potem znow go podnioslem, a ktos zawolal:
— Hej! Karaghiosis! — i zaczal mi wymyslac lamana greczyzna. Upuscilem mezczyzne na ziemie i odwrocilem sie.
Stali tam, przed ogniskiem — bylo ich dwoch: jeden wysoki i z broda, drugi krepy, ciezki, pozbawiony wlosow i ulepiony z mieszaniny kitu i ziemi.
— Moj przyjaciel mowi, ze cie pokona, Greku! — zawolal wysoki, manipulujac przy plecach drugiego.
Ruszylem w ich kierunku i czlowiek z kitu i blota skoczyl na mnie.
Podlozyl mi noge, ale szybko wstalem, chwycilem go pod ramionami i przewrocilem na bok. Podniosl sie rownie szybko co ja. Znow na mnie natarl i zlapal mnie jedna reka za kark. Chwycilem go w ten sam sposob, a takze zacisnalem dlon na jego lokciu — zwarlismy sie w tej pozycji i poczulem, ze nie jest slabeuszem.
Poniewaz byl silny, ciagle zmienialem chwyty, sprawdzajac jego sile. Byl rowniez szybki. Gdy tylko zaczynalem wykonywac jakis ruch, od razu przystosowywal sie do niego.
Mocno podbilem rekami jego ramiona, roztracajac je na bok i moja wzmocniona noga zrobilem krok do tylu. Uwolnieni na chwile, okrazalismy sie szukajac innej luki w obronie przeciwnika. Z powodu jego niskiego wzrostu rece trzymalem nisko i bylem dosc, mocno pochylony. Przez chwile moje ramiona znajdowaly sie zbyt blisko tulowia i doskoczyl do mnie z szybkoscia, jakiej nigdy dotad nie widzialem u nikogo innego, po czym zamknal mnie w uscisku, od ktorego zlalem sie siodmym potem i poczulem silny bol w bokach.
Jeszcze bardziej zacisnal ramiona i wiedzialem, ze jezeli nie wyrwie sie z uscisku, to wkrotce zlamie mi kregoslup. Zacisnalem piesci, przylozylem je do jego brzucha i naparlem na niego. Scisnal mnie jeszcze mocniej. Zrobilem krok do tylu i zaparlem sie cala sila ramion. Przesunalem rece w gore, oparlem prawa piesc na lewej dloni i zaczalem go odpychac, rownoczesnie unoszac ramiona. Krecilo mi sie w glowie, a moje nerki przeszywal piekacy bol. Wtedy napialem wszystkie miesnie plecow i ramion, i poczulem, jak sila splywa i skupia sie w moich rekach, ktore wypchnalem z cala sila w gore. Na ich drodze znalazl sie jego podbrodek, ktory jednak nie stanowil dla nich zadnej przeszkody.
Moje rece poszybowaly za glowe, a on polecial do tylu. Sila tego poteznego ciosu, od ktorego az wygial sie w luk i mogl obejrzec swoje piety od tylu, byla wystarczajaca, by zlamac czlowiekowi kark.
Ale on natychmiast zerwal sie na rowne nogi i wtedy wiedzialem, ze nie jest zwyklym zapasnikiem, ale jedna z tych istot, ktore nie zostaly zrodzone z kobiety; wlasciwie, tak jak Anteus, zostal wydarty z lona samej Ziemi.
Uderzylem go rekami w barki i upadl na kolana. Chwycilem go za gardlo, stanalem po jego prawej stronie i przystawilem kolano do dolnej czesci jego plecow. Pochylilem sie i naparlem na niego calym ciezarem ciala, probujac go zlamac.
Ale nie moglem. Wyginal sie, az jego glowa zetknela sie z ziemia, i nie moglem go juz bardziej docisnac.
Nikt nie ma plecow, ktore by mogly sie w ten sposob wygiac i nie peknac, ale w jego przypadku tak wlasnie bylo.
Nastepnie wstalem i puscilem go, a on natychmiast znow mnie zaatakowal.
Tak wiec sprobowalem go udusic. Moje ramiona byly znacznie dluzsze od jego. Chwycilem go oburacz za gardlo, wbijajac kciuki w miejscu, gdzie powinien miec tchawice. On jednak wepchnal z gory rece miedzy moje lokcie i zaczal naciskac nimi w dol i na zewnatrz. Kontynuowalem duszenie czekajac, az twarz mu pociemnieje, a oczy wyjda na wierzch. Moje lokcie zaczely sie uginac pod jego naciskiem.
Wtem wyciagnal rece i schwycil mnie za gardlo.
Stalismy i dusilismy sie nawzajem. Tylko ze jego nie mozna bylo udusic.
Jego kciuki przypominaly dwa kolce wbijajace sie w miesnie mojej szyi. Poczulem wypieki na twarzy. Krew zaczela mi pulsowac w skroniach.
Uslyszalem krzyk w oddali:
— Przestan; Hasan! Jemu nie wolno tego robic!
Wydawalo mi sie, ze to glos Rudej Peruki. W kazdym razie wlasnie to imie przyszlo mi do glowy: Ruda Peruka. A to oznaczalo, ze gdzies w poblizu jest Dos Santos. I Ruda Peruka powiedziala „Hasan”, imie, ktore przywolalo mnie do rzeczywistosci.
A to oznaczalo, ze jestem Conradem i ze jestem w Egipcie, i ze ta wirujaca przede mna twarz bez wyrazu nalezy do golem — zapasnika, Rolema, istoty, ktora mozna i bylo zaprogramowac na sile pieciokrotnie wieksza od sily czlowieka i prawdopodobnie tak ja zaprogramowano, istoty, ktora mozna bylo nastawic na szybkosc reakcji kota z podwyzszonym poziomem adrenaliny i niewatpliwie tak ja nastawiono.
Tylko ze, z wyjatkiem nieszczesliwych wypadkow, goleniowi nie wolno bylo zabijac, a Rolem probowal mnie zabic. ty A to oznaczalo, ze jego regulator nie dziala.
Widzac, ze duszenie nic nie daje, poluznilem uscisk isj umiescilem lewa dlon pod jego prawym lokciem. Nastepnie druga reka chwycilem go z gory za prawy nadgarstek, przykucnalem jak najnizej, po czym wypchnalem jego lokiec w gore i rownoczesnie pociagnalem nadgarstek w dol.
Zatoczyl sie na lewa strone i puscil mnie, ja zas nadal trzymalem go za nadgarstek, ktory skrecilem tak, ze lokiec golema byl skierowany w gore. Usztywnilem lewa reke, unioslem ja przy uchu i nacisnalem nia na staw lokciowy.
I nic. Nie rozlegl sie trzask lamanych kosci. Ramie po prostu ustapilo, zginajac sie pod nienaturalnym katem.
Puscilem nadgarstek i golem upadl na jedno kolano. Za chwile znow szybko wstal i w tym czasie ramie wyprostowalo sie, a nastepnie przyjelo normalna pozycje.
O ile znalem Hasana, to zegar Rolema byl nastawiony na maksimum — dwie godziny. A zwazywszy wszystko, byl to dosc dlugi okres.
Ale teraz wiedzialem, kim jestem i co robie. A takze wiedzialem, na jakiej zasadzie dzialaja golemy. Ten byl golemem zapasniczym. Dlatego nie umial boksowac.
Obejrzalem sie szybko przez ramie w kierunku miejsca, gdzie to wszystko sie zaczelo — przy namiocie z radiem, w odleglosci mniej wiecej pietnastu metrow.
Wtedy prawie mnie dopadl. W ciagu tamtego ulamka sekundy, kiedy sie odwrocilem, wyciagnal rece: jedna chwycil mnie za kark, a druga za podbrodek.
Gdyby zdolal doprowadzic manewr do konca, moglby mi zlamac kark, ale w tamtej chwili nastapil kolejny wstrzas — silny wstrzas, ktory przewrocil nas obu na ziemie — i z tego uchwytu golema rowniez udalo mi sie wyrwac.
Po chwili znow bylem na nogach, a ziemia nadal drzala. Rolem jednak tez wstal i ponownie ruszyl na mnie. J Wygladalismy jak dwaj pijani marynarze walczacy na miotanym przez sztorm statku…
Ruszyl na mnie, a ja ustapilem mu z drogi.
Uderzylem go lewym prostym i kiedy probowal zlapac mnie za reke, walnalem go piescia w brzuch, a nastepnie wycofalem sie.
Znow na mnie natarl, a ja wymierzalem mu kolejne ciosy. Uniki byly dla niego tym, czym dla mnie jest czwarty wymiar — po prostu czyms niepojetym. Szedl ciagle naprzod, odpierajac moje ciosy, a ja wycofywalem sie w kierunku namiotu z wyposazeniem lacznosciowym. Ziemia ciagle drzala. Gdzies w oddali krzyczala kobieta, a kiedy trafilem golema prawa reka ponizej pasa, majac nadzieje, ze troche wstrzasne jego mozgiem, uslyszalem glosne „Ole”.
Dotarlismy do namiotu i dostrzeglem to, o co mi chodzilo — duzy kamien, ktorym chcialem rozbic radio. Za-markowalem cios lewa reka, po czym chwycilem golema na wysokosci ramion i ud, i unioslem go wysoko nad glowa.
Odchylilem sie do tylu, napialem miesnie i rzucilem go na kamien.
Trafil w niego brzuchem.
Zaczal sie podnosic, ale juz wolniej niz poprzednio. Swoim wielkim wzmocnionym prawym butem kopnalem go trzy razy w brzuch i patrzylem, jak z powrotem pada na ziemie.
Z jego tulowia dobiegl dziwny furkot.
Ziemia znow zadrzala. Rolem runal jak dlugi. Ruszal jedynie palcami lewej reki, ktore jednostajnie zaciskal i rozwieral — w dziwny sposob nasuwalo mi to skojarzenie z rekami Hasana tamtej nocy w hounforze.