— Poniewaz widzisz bialy kwiat. Nastapila dluga chwila ciszy i powial chlodny wietrzyk.

— W kazdym razie jestem bardzo zadowolona, ze tu przyjechales — powiedziala.

— To rzeczywiscie interesujace miejsce.

— Ciesze sie, ze ci sie podoba.

— Czy mezczyzna o imieniu Conrad naprawde byl twoim kochankiem?

Wzdrygnalem sie z powodu raptownosci tego pytania.

— To nie twoja sprawa — odparla — ale odpowiedz brzmi: tak.

— Nawet rozumiem dlaczego — powiedzial, a ja poczulem sie nieswojo, jak intruz lub — scislej mowiac — intruz przygladajacy sie intruzowi, ktorego obserwuje.

— Dlaczego? — spytala.

— Poniewaz pragniesz tego, co dziwne, silne, egzoty-1 czne; poniewaz nigdy nie zadowala cie to, gdzie jestes i to, kim jestes.

— To nieprawda… A moze i prawda! Tak, kiedysf powiedzial mi cos takiego. Byc moze to prawda.

W tej chwili zrobilo mi sie jej bardzo zal. A poti chcac ja w jakis sposob pocieszyc, odruchowo wyciagnale reke i chwycilem jej dlon. Tylko ze to nie byla moja reka le Myshtiga, a on nie chcial jej wyciagnac. To ja chcialem.

Nagle przestraszylem sie. Czulem, ze on tez.

Kiedy uswiadomilem sobie, ze Yeganin odkryl, iz ktc ingeruje w jego mysli, poczulem sie jak pijany, ktoremu swiat wiruje przed oczami.

Zapragnalem wtedy szybko sie wycofac i znalazl‹ sie z powrotem przy kamieniu, ale zdazylem jeszcze dc strzec, jak Ellen upuszcza kwiat, i uslyszalem, jak mowi:

— Przytul mnie!

Niech diabli wezma te pseudotelepatyczne spelnienia pragnien! — pomyslalem. Kiedys przestane wierzyc, ze sie za nimi nie kryje.

W tamtym kwiatku widzialem dwa kolory, ktorych nie potrafie opisac…

Ruszylem w kierunku obozu. Minalem namioty i szedlem dalej. Dotarlem do przeciwleglego kranca ogrodzenia, usiadlem na ziemi i zapalilem papierosa. Noc by chlodna i czarna.

Po wypaleniu dwoch papierosow uslyszalem za soba glos, ale nie odwrocilem sie.

— W Wielkim Domu i w Domu Ognia, w Wieli Dniu, kiedy wszystkie dni i lata beda policzone, niech bedzie mi przywrocone moje imie.

— Winszuje — powiedzialem cicho. — Poprawny i tat. Potrafie rozpoznac slowa Ksiegi Umarlych, kiedy sze, jak ktos je cytuje na daremno.

— Nie cytowalam ich na daremno, tylko — jak pan powiedzial — poprawnie.

— Winszuje.

— Jezeli w tamtym wielkim dniu, kiedy wszystkie i lata beda policzone, przywroca panu panskie imie, to OSKAR ono bedzie brzmialo?

— Nie przywroca. Zamierzam sie spoznic. A poza tym, jakie znaczenie ma imie?

— To zalezy od niego samego. Wiec moze wybierze pan „Karaghiosisa”?

— Moze usiadziesz, zebym mogl cie widziec. Nie lubie, kiedy ludzie stoja za moimi plecami.

— W porzadku. A wiec?

— A wiec co?

— Moze wybierze pan „Karaghiosisa”?

— A dlaczego akurat to imie?

— Bo cos znaczy. Przynajmniej kiedys znaczylo.

— Karaghiosis to postac ze starogreckiego teatru cieni. Ktos w rodzaju Puncha z europejskiego widowiska marionetkowego pod tytulem Punch i Judy. Byl patalachem i blaznem.

— Byl Grekiem i to sprytnym.

— Ha! Byl poltchorzem i obludnikiem.

— Byl rowniez polbohaterem. Przebieglym. Troche ordynarnym. Z poczuciem humoru. O n odwazylby sie na zburzenie piramidy. Kiedy chcial, byl takze silny.

— Gdzie on teraz jest?

— Chcialabym to wiedziec.

— Dlaczego pytasz wlasnie mnie?

— Bo kiedy walczyl pan z golemem, Hasan tak wlasnie pana nazwal.

— Aha… Rozumiem. No coz, to byl tylko okrzyk bez znaczenia, termin ogolny, synonim glupca, przezwisko — tak jakbym mowil na ciebie „Ruda”. A propos, ciekaw jestem, jak wygladasz w oczach Myshtiga? Czy wiesz, ze Yeganie nie widza koloru twoich wlosow?

— Nic mnie to nie obchodzi, jak wygladam w oczach Vegan. Jestem jednak ciekawa, jak pan wyglada. Wnioskuje, ze Myshtigo calkiem sporo o panu wie. Ma jakies informacje o tym, ze ma pan kilkaset lat.

— To z pewnoscia przesada. Ale widze, ze ty sporo o nim wiesz. Duzo masz informacji na temat Myshtiga?

— Na razie niewiele.

— Chyba nienawidzisz go bardziej niz wszystkich innych. Czy to prawda?

— Tak.

— Dlaczego?

— Bo jest Yeganinem.

— Co z tego?

— Nienawidze Yegan i to wszystko.

— Nie, jest cos jeszcze.

— To prawda. Czy wie pan, ze jest pan bardzo silny?

— Wiem.

— Wlasciwie jest pan najsilniejszym czlowiekiem, jakiego w zyciu widzialam. Na tyle silnym, by przetracic kark nietoperzowi pajakowatemu, a potem spasc do Zatoki Pireuskiej, doplynac do brzegu i zjesc sniadanie.

— Wybralas dziwny przyklad.

— Wcale nie. Czy tak bylo?

— Dlaczego pytasz?

— Bo chce wiedziec, musze wiedziec.

— Przykro mi.

— „Przykro mi” to za malo. Prosze powiedziec wiecej.

— Powiedzialem juz wszystko.

— Nie. My potrzebujemy Karaghiosisa.

— „My” to znaczy kto?

— Radpol. Ja.

— Dlaczego?

— Hasan jest stary jak Swiat. Karaghiosis jest starszy. Hasan znal go, przypomnial sobie, nazwal pana „Ka-raghiosisem”. Pan jest Karaghiosisem, zabojca, obronca Ziemi. A my teraz pana potrzebujemy. Bardzo. Nadszedl Armageddon — nie z hukiem, ale z ksiazeczka czekowa. Yeganin musi umrzec. Prosze nam pomoc.

— Czego chcecie?

— Niech Hasan go zniszczy.

— Nie.

— Dlaczego nie? Kim on dla pana jest?

— Nikim. Wlasciwie nie znosze go. Ale kim on jest dla was?

— Nasza zguba.

— Wyjasnij mi to, a byc moze dam ci lepsza odpowiedz.

— Nie moge.

— Dlaczego?

— Bo nie wiem.

— A wiec dobranoc. To wszystko.

— Chwileczke. Ja naprawde nie wiem. Ale od lacznika Radpolu na Talerze przyszla wiadomosc: Myshtigo

Вы читаете Ja, niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату