… Smierc, skwar, zmetniale od szlamu fale przyboju.
Nowe linie brzegowe…
Poprowadzilem caly konwoj okrezna droga, aby zorientowac sie w sytuacji. Myshtigo robil notatki oraz zdjecia.
Lorel powiedzial mi wczesniej:
— Prowadz dalej wycieczke. Zniszczenia materialne i nie sa zbyt powazne, bo w rejonie srodziemnomorskim nie i bylo niczego szczegolnie cennego. Ofiarami, ktore przezyly, juz sie zaopiekowano. Wiec kontynuuj wycieczke zgodnie z planem.
Przelecialem nisko nad tym, co pozostalo z Kos, czyli ogonem wyspy skierowanym ku zachodowi. Byl to dziki krajobraz wulkaniczny i na ladzie, poprzecinanym jaskrawymi wstegami wody morskiej, dymily nowo powstale kratery. Kiedys znajdowala sie tam stolica starozytnej Astypalai. Tukidydes podaje, ze zostala zniszczona przez potezne trzesienie ziemi. Szkoda, ze nie widzial obecnego trzesienia. W moim miescie Kos, na polnocy, ludzie mieszkali od 366 roku p.n.e. Teraz wszystko zniknelo i pozostala tylko woda oraz wulkany. Nikt nie przezyl. Platan Hipokratesa, meczet Loggii, zamek Rycerzy z Rodos, fontanny, moj domek, moja zona — nie sposob powiedziec, przez jakie fale porwane i w jakich glebinach morskich pogrzebane — poszly sladem martwego Teokryta: czlowieka, ktory dolozyl wszelkich staran, by tak wiele lat temu uwiecznic to miejsce. To wszystko odeszlo. Daleko… Niesmiertelne i martwe dla mnie. W oddali w kierunku wschodnim kilka szczytow wysokiego lancucha gorskiego, ktory dawniej wznosil sie na polnocnych rowninach nadmorskich, nadal wystawalo z wody. Byl wsrod nich olbrzymi szczyt Dhikaios, czyli Chrystus Sprawiedliwy, ktory gorowal nad wioskami polozonymi na polnocnych zboczach. Teraz zostala z niego malenka wysepka, na ktorej wierzcholek nikt nie zdazyl w pore sie wspiac.
Wlasnie tak to musialo wtedy wygladac, wiele lat temu, kiedy ogrodzone Polwyspem Chalcydyckim wody morza niedaleko mojej ojczyzny wezbraly i zaatakowaly lad. Wody zatoki wdarly sie wawozem Tempe, a potezny zywiol dosiegnal nawet gorskich scian domu samych bogow, Olimpu. Potop oszczedzil jedynie Deukaliona i Pyrre. Bogowie uratowali ich po to, aby staruszkowie stworzyli mit oraz ludzi, ktorym mieli go przekazac.
— Mieszkal pan tam — odezwal sie Myshtigo. Skinalem glowa.
— Urodzil sie pan jednak w wiosce Makrinica, na wzgorzach Tesalii?
— Tak.
— Ale zalozyl pan ognisko domowe na tamtej wysepce?
— Tymczasowo…
— „Dom” to pojecie uniwersalne — powiedzial. — Rozumiem je.
— Dziekuje.
Nadal patrzylem w dol. Odczuwalem po kolei: smutek, zlosc, wscieklosc, a potem przestalem czuc cokolwiek.
Kiedy po dluzszej nieobecnosci wracam do Aten, uderza mnie nagle swojski widok miasta. Czuje sie wtedy zawsze pokrzepiony, czesto ozywiony, a czasem podekscytowany. Kiedys Phil przeczytal mi kilka linijek wiersza napisanego przez jednego z ostatnich wielkich poetow greckich, i George'a Seferisa, utrzymujac, ze autor nawiazywal do mojej Grecji, kiedy pisal: „… Kraj, ktory juz nie jest nasz, ani wasz” — z powodu Vegan. Kiedy zwrocilem uwage ze za zycia Seferisa nie bylo tu jeszcze Yegan, Phil odcial sie, ze poezja jest niezalezna od czasu i przestrzeni, i ze ma j takie znaczenie, jakie przypisuje jej czytelnik. Oprocz tego, ze nigdy nie wierzylem, iz licencje poetycka mozna rowniez j odnosic do podrozy w czasie, mialem inne powody, aby› sie nie zgodzic z tym pogladem, aby nie odczytywac tamtych slow jako ogolnego stwierdzenia.
Grecja jest naszym krajem. Goci, Hunowie, Bulgarzy, Serbowie, Frankowie, Turcy, a ostatnio Yeganiej nigdy go nam nie zabrali. Ludzie odeszli, ja przezylem. Ateny i ja razem troche sie zmienilismy. Grecja kontynentalna to jednak Grecja kontynentalna i dla mnie sie nie zmienia. Kimkolwiek jestescie, sprobujcie tylko gadac; o tym bez przerwy, a moi rozbojnicy zaczna grasowac po, wzgorzach, jak dawni OSKARchloniczni msciciele. Wy odejdziecie, lecz wzgorza Grecji pozostana, niezmienione, z zapachem palacych sie kozich udzcow, z mieszanina krwi i wina, smakiem slodkich migdalow, chlodnym wiatrem w nocy i niebem jasnoblekitnym jak oczy boga za dnia. Tknijcie je, jesli macie odwage.
Dlatego po kazdorazowym powrocie czuje sie pokrzepiony, poniewaz teraz, kiedy mam za soba tyle lat, patrze w ten sposob na cala Ziemie. Dlatego walczylem, zabijalem i bombardowalem, a takze probowalem wszystkich legalnych sztuczek, aby powstrzymac Yegan od wykupienia Ziemi. Organizowalem spisek po spisku, poczawszy od zorganizowania pozaziemskiego rzadu na Talerze. Dlatego pod innym, nowym nazwiskiem wkrecilem sie w wielka machine sluzby panstwowej kierujaca nasza planeta — i dlatego wybralem wlasnie Departament Sztuki, Zabytkow i Archiwow. Tutaj moglem walczyc o zachowanie tego, co jeszcze pozostalo, a rownoczesnie obserwowac rozwoj wydarzen.
Yendetta Radpolu przestraszyla zarowno emigrantow jak i Yegan. Nie zdawali sobie sprawy z tego, ze potomkowie tych, ktorzy przezyli Trzy Dni, nie przekaza chetnie swoich najlepszych terenow przybrzeznych na veganskie kurorty, ani nie oddadza swych synow i corek do pracy w tych kurortach; ani tez nie zechca oprowadzac Yegan po ruinach swoich miast, pokazujac co bardziej interesujace miejsca dla veganskiej rozrywki. Dlatego dla wiekszej czesci Personelu Biuro stanowilo glownie placowke sluzby zagranicznej.
Wezwalismy wiec potomkow Ziemian z kolonii marsjanskiej i tytanskiej do powrotu, ale nikt nie wracal. Znie-wiescieli tam, stali sie slabi i wygodni od pasozytowania na kulturze, ktora miala przewage nad nasza. Utracili swoja tozsamosc. Opuscili nas.
Byli jednak Rzadem Ziemi de iure — legalnie wybranym przez nieobecna wiekszosc — i byc moze de facto tez, gdyby kiedykolwiek sprobowali objac wladze. Prawdopodobnie tak. Mialem jednak nadzieje, ze nie dojdzie do tego.
Od ponad piecdziesieciu lat sytuacja przypominala szachowego pata. Nie tworzono kolejnych veganskich kurortow, nie dochodzilo do kolejnych aktow przemocy Radpolu. Nie bylo tez Powrotu. Wiedzialem, ze wkrotce jednak cos sie wydarzy. To wisialo w powietrzu — jezeli Myshtigo naprawde przeprowadzal inspekcje.
Tak wiec wrocilem do Aten. Dzien byl posepny i mzyl zimny deszcz. Miasto bylo czesciowo zburzone i zmienione wskutek ostatnich wstrzasow ziemi. Nurtowalo mnie istotne pytanie, cialo mialem posiniaczone, ale czulem sie pokrzepiony. Muzeum Narodowe nadal stalo na swoim miejscu, miedzy ulicami Tosica i Wasileju Irakleju, Akropol byl jeszcze bardziej zrujnowany niz dawniej, a zajazd „Garden Altar” — dawniej stary Palac Krolewski — w polnocno-zachodnim narozniku Ogrodu Nari rodowego, naprzeciwko Platia Sindagma, doznal pewnych j uszkodzen, niemniej stal i normalnie funkcjonowal.
Weszlismy i zameldowalismy sie.
Jako komisarz Departamentu Sztuki, Zabytkow i Archiwow bylem traktowany ze specjalnymi wzgledami. Dostalem apartament nr 19.
Nie zastalem go w takim stanie, w jakim opuscilem,! Teraz byl czysty i schludny.
Na metalowej tabliczce na drzwiach widnial napis:
Ten apartament byl kwatera glowna Konstantina Karaghiosisa podczas zalozenia Radpolu i w trakcie Rebelii^ Propagatorow Powrotu.
Wewnatrz, do ramy lozka przytwierdzono tabliczke j z napisem:
W tym lozku spal Konstantin Karaghiosis.
W dlugim, waskim pokoju frontowym dostrzeglem jeszcze jedna tabliczke, na przeciwleglej scianie. Bylo na niej napisane:
Plama na tej scianie powstala wskutek rozbicia pelnej butelki, ktora Konstantin Karaghiosis cisnal przez pokoj na czesc zbombardowania Madagaskaru.
Jesli chcecie, mozecie wierzyc jeszcze w to:
Na tym krzesle siedzial Konstantin Karaghiosis — napis na kolejnej plakietce.
Naprawde balem sie wejsc do lazienki.
Poznym wieczorem, kiedy spacerowalem mokrymi i zasmieconymi gruzem chodnikami mojego prawie opuszczonego miasta, dawne wspomnienia i obecne mysli polaczyly sie ze soba, jak dwie rozne rzeki. Pozostali czlonkowie grupy chrapali w zajezdzie, ja zas zszedlem po szerokich schodach i zatrzymalem sie, zeby przeczytac jeden z napisow ze slowami mowy pogrzebowej Peryklesa — Cala Ziemia to grobowiec wielkich ludzi — na scianie Pomnika Nieznanego Zolnierza. Przez chwile przygladalem sie badawczo silnie umiesnionym rekom tego