Odwrocilem sie powoli. Wszyscy stali nieruchomo: Myshtigo i Ellen, Dos Santos z wydetym policzkiem i Ruda Peruka, George, Ramzes i Hasan oraz trzej posiniaczeni Egipcjanie. Zrobilem krok w ich kierunku i znow rozbiegli sie z wyrazem przestrachu na twarzach. Pokrecilem glowa.
— Nie, juz mi dobrze — powiedzialem — ale zostawcie mnie w spokoju. Ide wykapac sie w rzece.
Zrobilem siedem krokow i wtedy ktos musial mnie „wylaczyc”, bo zacharczalem, wszystko zawirowalo, a swiat umknal w nicosc.
Nastepne dni byly szare, a noce ciezkie. Dusza wydarta z mojego wnetrza pogrzebana zostala glebiej niz mumie butwiejace pod tamtymi piaskami. Mowi sie, ze w domu Hadesa martwi zapominaja o martwych, Cassandro, ale ja mialem nadzieje, ze tak nie jest. Dalszy etap wycieczki prowadzilem zupelnie apatycznie i Lorel zaproponowal, zebym wyznaczyl kogos na swoje miejsce, a sam wzial urlop.
Nie moglem.
Co bym wtedy robil? Siedzial i rozmyslal w jakims Starym Miejscu, wyludzajac drinki od nieostroznych podroznikow? Nie. W takich sytuacjach zawsze niezbedny jest jakis ruch, ktory w koncu wypelnia puste chwile jakas trescia. Tak wiec prowadzilem dalej wycieczke i koncentrowalem uwage na napotykanych po drodze malych tajemnicach.
Rozebralem Rolema na czesci i zbadalem dokladnie jego regulator. Oczywiscie byl uszkodzony, a to oznaczalo, ze albo sam go uszkodzilem na poczatku naszej walki, albo Hasan to zrobil, kiedy podkrecal golema, zeby mnie pokonal. Jesli to byla sprawka Hasana, to znaczy, ze nie chcial, abym zostal pobity, ale zabity. A jesli tak, to pytanie brzmialo: „Dlaczego”? Zastanawialem sie, czy jego mocodawca wie, ze kiedys bylem Karaghiosisem. Jesli jednak tak, to dlaczego mialby pragnac zabic zalozyciela i pierwszego sekretarza wlasnej Partii? — czlowieka, ktory przysiagl, ze nie dopusci do tego, zeby banda niebieskich mieszkancow innej planety wykupila Ziemie i przemienila ja w dom publiczny — w kazdym razie nie dopusci do tego bez walki — i zorganizowal grupe, ktora systematycznie obnizala wartosc wszystkich ziemskich nieruchomosci nalezacych do Yegan, a nawet posunela sie do zniszczenia nalezacego do Taleranczykow luksusowego biura handlu nieruchomosciami na Madagaskarze — czlowieka, ktorego idealow rzekomo bronil, choc obecnie przyjely one spokojniejsze, zgodne z prawem formy ochrony wlasnosci — dlaczego mialby pragnac, aby wlasnie t e n czlowiek zginal?
Odpowiedz byla prosta: albo zdradzil Partie, albo nie wiedzial, kim jestem, i mial swoj wlasny cel, kiedy kazal Hasanowi mnie zabic.
Albo tez Hasan pozostawal pod rozkazami kogos innego.
Ale ktoz inny mogl wchodzic w rachube? I znowu pytanie: dlaczego?
Pierwsza osoba, ktora zlozyla mi wyrazy wspolczucia, byl George.
— Przykro mi, Conradzie — powiedzial. Najpierw popatrzyl gdzies obok, potem spuscil wzrok na piasek, a nastepnie spojrzal mi szybko w oczy. Koniecznosc okazania ludzkich uczuc wytracila go z rownowagi, sprawila, ze chcial juz odejsc. Widzialem to. Watpie, czy poswiecil Ellen i mojej osobie paradujacym razem poprzedniego lata wiele uwagi. Jego namietnosci wygasaja tuz za progiem laboratorium biologicznego. Pamietam sytuacje, kiedy zrobil sekcje ostatniemu psu na Ziemi. Pewnego dnia, po czterech godzinach drapania go w uszy, wyczesywania pchel z ogona i sluchania szczekania, George przywolal Rolfa. Pies przytruchtal przynoszac w pysku stara scierke do naczyn, ktora zawsze bawili sie w przeciaganie liny, i George przyciagnal go bardzo blisko siebie, po czym dal mu zastrzyk i rozkroil go. Chcial zbadac psa w szczytowej formie. Nadal ma jego szkielet powieszony na scianie laboratorium. Chcial rowniez wychowywac swoje dzieci — Marka, Dorothy i Jima — w pojemnikach Skinnera, ale Ellen za kazdym razem tupala noga (cos w rodzaju buch! buch! buch!) w pociazowych przyplywach macierzynstwa, trwajacych przynajmniej miesiac, a tak dlugi okres wystarczal, by zaklocic poczatkowy schemat bodziec-reakcja, ktory George chcial ustalic. Wiec naprawde nie wyobrazalem sobie, by az tak bardzo chcial mi zalatwic drewniany spiwor zakopywany pod ziemia. Gdyby pragnal mojej smierci, prawdopodobnie zalatwilby sprawe subtelnie, szybko i w egzotyczny sposob — za pomoca czegos w rodzaju div-banskiego jadu kroliczego. Nie, jemu tak bardzo na tym nie zalezalo. Bylem tego pewien.
Sama Ellen, mimo ze zdolna do goracych uczuc, niezmiennie zachowuje sie jak wadliwa, nakrecana lalka. Cos zawsze sie psuje, zanim Ellen potrafi zamanifestowac swoje uczucia, a nazajutrz pasjonuje ja juz cos zupelnie innego. W Port prawie mnie udusila, a w tym momencie zupelnie o tej sprawie zapomniala. Swoje wspolczucie wyrazila mniej wiecej w ten sposob:
— Conradzie, nie masz pojecia, jak jest mi przykro! Mimo ze nigdy jej nie poznalam, w i e m, co musisz czuc.
Mowila to z roznym natezeniem glosu, i wiedzialem, ze wierzy w to co mowi, i tez jej podziekowalem.
Hasan podszedl do mnie, kiedy stalem i patrzylem w dal ponad Nilem, ktorego woda nagle wezbrala i zmetniala. Stalismy razem przez jakis czas, po czym odezwal sie:
— Twoja kobieta odeszla i jest ci ciezko na sercu. Nic nie ulzy temu ciezarowi i co sie stalo to sie nie odstanie. Ale niech ci bedzie rowniez wiadomo, ze podzielam twoj smutek.
Stalismy tam jeszcze przez chwile, po czym odszedl.
Nie zastanawialem sie nad nim. Moglem go pominac w swych podejrzeniach, mimo ze to jego reka wprawila maszyne w ruch. Hasan nigdy nie nosil w sobie urazy; nigdy nie zabijal za darmo. Nie mial osobistego motywu, zeby mnie zabic. Bylem pewny, ze jego wyrazy wspolczucia sa szczere. W takiej sprawie zamordowanie mnie nie mialoby nic wspolnego ze szczeroscia jego uczuc. Prawdziwy zawodowiec musi szanowac pewnego rodzaju granice miedzy soba i swoja praca.
Od Myshtigo nie uslyszalem ani slowa wspolczucia. To by bylo obce jego naturze. U Yegan smierc to czas radosci. Na plaszczyznie duchowej oznacza ona „sagi” — spelnienie — rozdrobnienie psyche na odczuwajace przyjemnosc kawaleczki, ktore sa rozproszone we wszechswiecie, aby uczestniczyc w wielkim powszechnym orgazmie; a na plaszczyznie materialnej stanowi ja „ansakundabad't” — ceremonialny przeglad prawie calego osobistego dobytku zmarlego, odczytanie testamentu i podzial jego majatku. Towarzysza temu uczty, spiewy i picie.
— To smutne, co sie panu przydarzylo, moj przyjacielu — powiedzial do mnie Dos Santos. — Utracic kobiete to tak, jakby utracic wlasna krew. Panski smutek jest wielki i nic nie jest w stanie pana pocieszyc. To jak tlacy sie ogien, ktory nigdy nie zgasnie. Smutna i straszna sprawa.
— Smierc jest okrutna i mroczna — zakonczyl, a oczy mu zwilgotnialy — bo obojetne czy to bedzie Cygan, Zyd, Maur czy ktokolwiek inny, dla Hiszpana ofiara to ofiara — cos, co nalezy rozumiec na jednej z tych niejasnych plaszczyzn mistycznych, ktore sa mi zupelnie obce.
Wtedy podeszla do mnie Ruda Peruka i powiedziala:
— To straszne. Przykro mi. Nie wiem, co jeszcze powiedziec, czy zrobic. Po prostu przykro mi. Skinalem glowa.
— Dziekuje.
— I jest jeszcze cos, o co musze pana zapytac. Jednak nie teraz. Pozniej.
— Jasne — powiedzialem i po ich odejsciu znow popatrzylem na rzeke, myslac o nich obojgu. Wydawalo sie, ze jest im tak przykro, jak wszystkim innym, ale chyba musieli byc w jakis sposob zamieszani w sprawe z golemem.
Bylem jednak pewien, ze to Diane krzyknela, kiedy Rolem mnie dusil, krzyknala, zeby Hasan go powstrzymal. Tym samym pozostal Don, a wtedy mialem juz duze watpliwosci, czy kiedykolwiek robil cos bez uprzedniej konsultacji z Diane.
Tym samym nie pozostal nikt.
I nie bylo prawdziwego, wyraznego motywu…
I to wszystko moglo byc przypadkiem…
Ale…
Ale czulem, ze ktos chce mnie zabic. Wiedzialem, ze przy braku konfliktu interesow Hasan byl w stanie przyjac jednoczesnie dwa zlecenia od dwoch roznych mocodawcow.
I to mnie wprawilo w swietny nastroj.
Dalo mi jakis cel, cos do zrobienia.
Nic tak nie wzbudza checi do zycia, jak czyjes pragnienie twojej smierci. Znajde go, dowiem sie dlaczego, i powstrzymam go.