Nasi ludzie walcza. Gina. Ale bez wzgledu na to, co zrobimy, te sukinsyny w maskujacych ubiorach dotra tu latem.

Wsluchal sie w slodka, smutna muzyke, zastanawiajac sie, czy gdy Corvallis upadnie, ktokolwiek bedzie jeszcze kiedys sluchal Pachelbela.

Ktos zastukal cicho w dwuskrzydlowe drzwi za jego plecami. Gordon usiadl prosto. Poza nim samym tylko slugom Cyklopa wolno bylo wchodzic noca do tego budynku.

— Prosze — powiedzial.

Do srodka wlal sie waski czworobok swiatla. Na pokryta dywanem podloge padl cien wysokiej, dlugowlosej kobiety.

Dena. Jesli byl ktos, kogo nie chcial widziec akurat w tej chwili…

Przemowila szybko, cichym glosem.

— Przepraszam, ze cie niepokoje, Gordonie, ale myslalam, ze zechcesz sie o tym dowiedziec natychmiast. Wlasnie przyjechal Johnny Stevens.

Gordon zerwal sie na nogi. Serce zabilo mu szybciej.

— Moj Boze, przebil sie!

Skinela glowa.

— Mial pewne trudnosci, ale udalo mu sie dotrzec do Roseburga i wrocic.

— Ludzie! Czy przyprowadzil… — przerwal, widzac, ze potrzasnela glowa. Zgasla nadzieja.

— Dziesieciu — odparla. — Johnny zaniosl twoj list poludniowcom, a oni przyslali dziesieciu mezczyzn.

Dziwne, lecz w jej glosie slychac bylo nie tyle strach, co wstyd, calkiem jakby wszyscy w pewnym sensie go zawiedli. Nagle wydarzylo sie cos, z czym Gordon nigdy dotad sie nie spotkal. Jej glos zalamal sie.

— Och, Gordon. To nawet nie mezczyzni. To chlopcy, tylko chlopcy!

3

Gdy Dena byla malym dzieckiem, zaopiekowal sie nia Joseph Lazarensky i inni ocalali technicy z Corvallis. Bylo to wkrotce po wojnie zaglady. Wychowywala sie miedzy slugami Cyklopa. Z tego powodu wyrosla wyzsza niz inne kobiety w tych czasach. Otrzymala tez znacznie lepsze wyksztalcenie. Byl to jeden z powodow, dla ktorych z poczatku go pociagala.

Ostatnio jednak Gordon zlapal sie na tym, ze wolalby, aby przeczytala mniej ksiazek… albo bez porownania wiecej. Wymyslila teorie. Co gorsza, uwierzyla w nia niemal fanatycznie i szerzyla ja w skupionej wokol siebie koterii mlodych, latwo ulegajacych wplywom kobiet, a takze gdzie indziej.

Gordon obawial sie, ze mimowolnie odegral pewna role w tym procesie. Nadal nie byl pewien, dlaczego pozwolil, by Dena namowila go na przyjecie niektorych z jej dziewczat do armii w charakterze zwiadowcow.

“Cialo mlodej Tracy Smith lezace na usypanych przez wiatr zaspach… slady oddalajace sie po oslepiajaco jasnym sniegu…”

Opatuleni w zimowe plaszcze, przeszli razem z Dena obok wartownikow pilnujacych wejscia do Domu Cyklopa i wyszli na zewnatrz, w mrozna, bezchmurna noc.

— Jesli Johnny’emu sie nie powiodlo, to znaczy, ze zostala nam tylko jedna szansa, Gordon — powiedziala cicho Dena.

— Nie chce o tym mowic — potrzasnal glowa. — Nie w tej chwili.

Bylo zimno i chcial jak najszybciej wrocic do refektarza, by wysluchac raportu mlodego Stevensa.

Dena chwycila go mocno za ramie. Nie zwolnila uscisku, dopoki na nia nie spojrzal.

— Gordon, musisz uwierzyc, ze nikt nie jest z tego powodu bardziej rozczarowany ode mnie. Czy sadzisz, ze ja i moje dziewczyny chcialysmy, zeby Johnny’emu sie nie udalo? Masz nas az za takie wariatki?

Gordon powstrzymal sie od odpowiedzi pod wplywem pierwszego odruchu. Wczesniej tego samego dnia przechodzil obok grupy rekrutek Deny — mlodych kobiet z wiosek calej polnocnej doliny Willamette, dziewczat o zarliwych glosach i plonacych oczach neofitek. Przedstawialy soba dziwny widok, gdy ubrane w kozle skory noszone przez wojskowych zwiadowcow, z nozami przy biodrach, nadgarstkach i kostkach, siedzialy w kregu, trzymajac na kolanach otwarte ksiazki.

SUSANNA: Nie, nie, Mario. Wszystko ci sie pomieszalo. Lizystrata w niczym nie przypomina historii o Danaidach! Ona rowniez sie mylila, lecz z innych powodow.

MARIA: Nie rozumiem. Dlatego ze jedna grupa uzywala seksu, a druga mieczy?

GRACE: Nie, nie w tym rzecz. Dlatego ze obie nie mialy wizji, ideologii…

Spor ucichl nagle, gdy kobiety dostrzegly Gordona. Dzwignely sie na nogi i zasalutowaly, spogladajac na niego, gdy przemykal ze skrepowaniem obok nich. Wszystkie mialy w oczach ten dziwny blysk… cos, co sprawialo, ze mial wrazenie, iz obserwuja go jako pokazowy egzemplarz, symbol. Nie potrafil jednak okreslic czego.

Tracy rowniez miala ten blysk. Cokolwiek mogl on znaczyc, Gordon nie chcial miec z tym nic wspolnego. Czul sie wystarczajaco paskudnie, gdy mezczyzni gineli za jego klamstwa. Ale te kobiety…

— Nie — potrzasnal glowa, gdy odpowiadal Denie. — Nie mam was az za takie wariatki.

Rozesmiala sie i scisnela jego ramie.

— Dobrze. Na razie zadowole sie tym.

Wiedzial jednak, ze to jeszcze nie koniec sprawy.

Gdy weszli do refektarza, inny straznik zabral ich plaszcze. Dena miala przynajmniej tyle rozsadku, ze pozostala z tylu. Gordon sam poszedl wysluchac zlych wiesci.

* * *

Mlodosc byla wspaniala rzecza. Gordon przypomnial sobie, jak sam byl nastolatkiem, na krotko przed wojna zaglady. W owych czasach nic mniej powaznego niz rozbicie samochodu nie moglo go przyhamowac.

Czesci chlopakow, ktorzy prawie dwa tygodnie temu opuscili poludniowy Oregon wraz z Johnnym Stevensem, przydarzyly sie gorsze rzeczy. Sam Johnny musial przejsc przez pieklo.

Nadal jednak wygladal na siedemnascie lat. Siedzial obok kominka, sciskajac w reku kubek parujacego rosolu. Mlodziencowi potrzebna byla goraca kapiel i moze ze czterdziesci godzin snu. Jego dlugie wlosy barwy rudawoblond oraz rzadka broda zakrywaly niezliczone drobne zadrapania. Tylko jedna czesc jego munduru nie byla w strzepach — porzadnie naprawiony emblemat, na ktorym widnial prosty napis: POCZTA ODRODZONYCH STANOW ZJEDNOCZONYCH.

— Gordon!

Usmiechnal sie szeroko i wstal z miejsca.

— Modlilem sie, bys wrocil bezpiecznie — odparl Gordon, obejmujac Johnny’ego. Odsunal na bok wydobyty przez mlodzienca z impregnowanej torby plik listow… za ktory Johnny z pewnoscia oddalby zycie.

— Obejrze je za chwile. Siedz. Wypij zupe.

Poswiecil chwile, by popatrzec w strone wielkiego kominka, przy ktorym personel refektarza zajmowal sie nowymi rekrutami z poludnia. Jeden chlopak mial reke na temblaku. Innemu, lezacemu na stole, rane na glowie opatrywal doktor Pilch, ktory byl lekarzem armii.

Reszta popijala z kubkow dymiacy rosol, gapiac sie na Gordona z nie skrywanym zainteresowaniem. Niewatpliwie Johnny naopowiadal im roznych historii. Wygladali na gotowych, wrecz palacych sie do walki.

Zaden z nich nie mial wiecej niz szesnascie lat.

“Tyle zostalo z naszej ostatniej nadziei” — pomyslal Gordon.

Ludzie ze srodkowopoludniowej czesci Oregonu walczyli z surwiwalistami znad Rogue River od prawie dwudziestu lat. W ciagu ostatnich mniej wiecej dziesieciu udalo im sie zatrzymac barbarzyncow w martwym punkcie. W przeciwienstwie do znanych Gordonowi mieszkancow polnocy, ranczerow i farmerow z okolic Roseburga nie oslabily lata pokoju. Byli twardzi i dobrze znali nieprzyjaciela.

Mieli tez prawdziwych wodzow. Gordon slyszal o pewnym czlowieku, ktory odpieral jeden atak holnistow za

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату