— Pojade tam. Chce tez, byscie wszyscy mi obiecali, ze nie zgodzicie sie pod moja nieobecnosc na zadne zwariowane, desperackie przedsiewziecia.
Spojrzal prosto na Dene. Przez moment patrzyla mu w oczy. Wargi miala jednak zacisniete, a po chwili oczy jej sciemnialy i odwrocila naglym ruchem glowe.
“Czy niepokoi sie o mnie? — zastanowil sie Gordon. Czy o swoj plan?”
— Wroce, nim nadejdzie wiosna — obiecal. — I sprowadze pomoc.
Pod nosem calkiem cicho dodal:
— Albo zgine.
6
Przygotowania zajely trzy dni. Przez caly ten czas Gordon byl poirytowany. Zalowal, ze nie moze odjechac po prostu.
Cale przedsiewziecie zamienilo sie jednak w ekspedycje. Rada nalegala, zeby przynajmniej do Cottage Grove towarzyszyl mu Bokuto wraz z czterema innymi mezczyznami. Johnny Stevens ruszyl przodem w towarzystwie jednego z ochotnikow z poludnia, by przygotowac droge. Ostatecznie przybycie inspektora powinno byc zapowiedziane.
Dla Gordona wszystko to bylo nonsensem. W ciagu godziny spedzonej z Johnnym nad przedwojenna mapa samochodowa zorientowalby sie, jak dotrzec do celu. Jeden szybki kon plus drugi na zapas bylby rownie dobra ochrona jak caly oddzial.
Szczegolnie niezadowolony byl z tego, ze musi zabrac ze soba Bokuto. Byl on potrzebny tutaj. Rada okazala sie jednak niewzruszona. Albo zgodzi sie na ich warunki, albo w ogole nie pozwola mu jechac.
Grupa opuscila Corvallis wczesnym rankiem. Dotkliwe zimno sprawialo, ze z koni bila para. Gdy przejezdzali obok starego boiska oregonskiego uniwersytetu, minela ich kolumna maszerujacych rekrutow. Choc postacie byly szczelnie opatulone, ich spiew wskazywal niedwuznacznie na zolnierki Deny.
Nie wyjde za faceta, ktory pali papierosy,
Drapie sie, beka i wrzeszczy wnieboglosy.
Moze nie wyjde za maz i juz,
Nie wyjde za maz i juz!
Lepiej usiade w cieniu sama jedna.
Stara panna grymasna i wybredna.
Moze nie wyjde za maz i juz,
Nie wyjde za maz i juz!
Gdy przejezdzali mezczyzni, oddzial wykonal “na prawo patrz”. Odleglosc nie pozwalala odczytac wyrazu twarzy Deny, lecz Gordon czul na sobie jej spojrzenie.
Ich pozegnanie bylo fizycznie namietne i emocjonalnie napiete. Gordon nie byl pewien, czy nawet przedwojenna Ameryka, ze wszystkimi swymi seksualnymi wariacjami, miala nazwe dla takiego zwiazku jak ich. Czul ulge, ze ja opuszcza. Wiedzial, ze bedzie za nia tesknil.
Gdy glosy kobiet ucichly za jego plecami, Gordon poczul ucisk w gardle. Probowal czesciowo wytlumaczyc go duma z ich oczywistej odwagi. Nie mozna jednak bylo calkowicie wykluczyc strachu.
Grupa mijala w szybkim tempie nagie sady i skuta lodem okolice, by o zachodzie slonca dotrzec do palisady w Rowland. Linia frontu byla juz tak blisko, oddalona tylko o jeden dzien jazdy od centrum tego, co uchodzilo za cywilizacje. Dalej rozciagala sie kraina bandytow.
W Rowland slyszano nowe pogloski — ze jeden kontyngent holnistow ustanowil juz w ruinach Eugene male ksiestwo. Uchodzcy opowiadali o bandach barbarzyncow, odzianych w biale stroje maskujace, ktorzy grasowali po okolicy, palac male siola, grabiac zywnosc i porywajac kobiety oraz niewolnikow.
Jesli to byla prawda, Eugene stanowilo problem. Musieli sie jakos przedostac przez zburzone miasto.
Bokuto nalegal, by nie podejmowali zadnego ryzyka. Gordon spogladal na niego spode lba i niemal w ogole sie nie odzywal, gdy ekspedycja zmarnowala trzy dni na asfaltowych, pokrytych wybojami szosach, omijajac Springfield daleko od wschodu, a potem zawracajac na poludnie, by wreszcie przybyc do ufortyfikowanego miasteczka Cottage Grove.
Uplynelo niewiele czasu od chwili, gdy kilka osad lezacych na poludnie od Eugene zjednoczylo sie z zamozniejszymi, polnocnymi spolecznosciami. Teraz najezdzcy odcieli je ponownie.
Na mapie wielkiego ongis stanu Oregon, ktora Gordon stworzyl w myslach, dwie trzecie jego obszaru na wschodzie pokrywala puszcza, wyzynna pustynia, starozytne wycieki lawy oraz skalne waly Gor Kaskadowych.
Na zachodzie szary Pacyfik graniczyl z omywanymi deszczem Gorami Nadbrzeznymi.
Polnocne i poludniowe kresy stanu rowniez stanowily praktycznie niemozliwe do przejscia plamy. Na polnocy Dolina Kolumbii wciaz jarzyla sie od bomb, ktore zameczyly Portland i zniszczyly tamy na wielkiej rzece.
Druga plama wychodzila z nieznanej Kalifornii i siegala o sto mil na polnoc od poludniowych granic stanu. Jej centrum stanowila gorzysta, pelna kanionow kraina znana jako Rogue.
Nawet w szczesliwszych czasach tereny otaczajace Medford slynely z pewnego “dziwnego” elementu. Przed wojna zaglady oceniano, ze w dolinie Rogue River znajduje sie wiecej tajemnych schowkow i nielegalnych karabinow maszynowych niz gdziekolwiek indziej, nie liczac Everglades.
Gdy wladze usilowaly sie jeszcze utrzymac, szesnascie lat temu, wlasnie plaga hipersurwiwalistow zadala im smiertelny cios, najgrozniejszy w calym cywilizowanym swiecie. W poludniowym Oregonie zwolennicy Nathana Holna byli szczegolnie gwaltowni. Losu nieszczesnych obywateli tego regionu nigdy nie poznano.
Miedzy pustynia a morzem, miedzy promieniowaniem a holnistowskimi oblakancami, dwa male obszary przetrwaly trzyletnia zime z zasobami wystarczajacymi na odrobine wiecej niz zwierzeca wegetacja… Willamette na polnocy i miasteczka wokol Roseburga na poludniu. Na poczatku jednak ten poludniowy obszar wydawal sie nieuchronnie skazany na niewolnictwo lub jeszcze gorszy los z rak nowych barbarzyncow.
Nagle, gdzies miedzy Rogue a Umpqua, wydarzylo sie cos nieoczekiwanego. Postepy raka zahamowano. Nieprzyjaciela powstrzymano. Gordon zywil rozpaczliwa nadzieje, ze dowie sie, jak do tego doszlo, nim przerzut choroby w pelni zawladnie podatna na atak dolina Willamette.
Na mapie stworzonej w jego myslach paskudny, czerwony naciek wtargnal w glab kraju z przyczolkow utworzonych przez najezdzcow na zachod od Eugene. Cottage Grove bylo juz niemal odciete.
W odleglosci niespelna mili od miasteczka po raz pierwszy ujrzeli, jak zle wygladaja sprawy. Przy drodze wisialy ciala szesciu mezczyzn ukrzyzowanych na przechylonych slupach telefonicznych. Zwloki byly okaleczone.
— Zdejmijcie ich — rozkazal. Serce mu walilo. Czul suchosc w ustach. Dokladnie taka reakcje chcial wywolac nieprzyjaciel tym pokazem terroru. Najwyrazniej patrole z Cottage Grove nie zapuszczaly sie juz tak daleko od osady. Nie rokowalo to dobrze.
W godzine pozniej zobaczyl, jak wiele sie zmienilo od czasu jego poprzedniej wizyty w miescie. W naroznikach nowych, usypanych z ziemi walow staly wieze straznicze. Na zewnatrz przedwojenne budynki zrownano z ziemia, by stworzyc szeroka, zabezpieczajaca przed ogniem strefe.
Naplyw uchodzcow trzykrotnie zwiekszyl liczbe ludnosci. Wiekszosc z nich mieszkala w zatloczonych chatach tuz za glowna brama. Dzieci, trzymajac sie spodnic kobiet o wymizerowanych twarzach, gapily sie na jezdzcow z polnocy. Mezczyzni stali w grupach, grzejac dlonie nad ogniskami. Dym mieszal sie z zapachem niemytych cial, tworzac nieprzyjemne opary.
Niektorzy z mezczyzn wygladali na podejrzane typy. Gordon zastanowil sie, ilu z nich to agenci holnistow, udajacy tylko uchodzcow. Takie rzeczy juz sie zdarzaly.
Byly tez gorsze wiesci. Od Rady Miejskiej dowiedzieli sie, ze burmistrz Peter Von Kleek zginal w zasadzce zaledwie kilka dni temu, gdy probowal poprowadzic oddzial z odsiecza oblezonej wiosce. Straty nie sposob bylo