ze musi ukrywac swa milosc. Przeciwnie, tylko tak moze „zyc w prawdzie”.
Inaczej Franz. Jest przekonany, ze podzial zycia na sfere prywatna i publiczna jest zrodlem wszelkiego klamstwa: czlowiek jest kim innym prywatnie, a kim innym publicznie. „Zycie w prawdzie” oznacza dla Franza przelamanie bariery pomiedzy prywatnym a publicznym. Chetnie cytuje zdanie Andre Bretona o tym, ze chcialby zyc w „szklanym domu”, w ktorym nic nie jest tajemnica i do ktorego moze zajrzec.
Kiedy uslyszal, jak jego zona mowi do Sabiny: „ten naszyjnik jest brzydki!”, zrozumial, ze nie moze dluzej zyc w klamstwie. W tym momencie powinien byl bowiem stanac po stronie Sabiny. Nie zrobil tego dlatego, ze obawial sie zdradzic tajemnice ich milosci.
Znow przypomnial sobie ogromna przestrzen starego kosciola w Amsterdamie i znow poczul w sobie szczegolny, niezrozumialy zachwyt, ktory w nim budzila jego pustka.
Nazajutrz po koktajlu mial pojechac na dwa dni z Sabina do Rzymu. W duchu slyszal wciaz zdanie: „ten naszyjnik jest brzydki!” i widzial swa zone w zupelnie innym swietle niz przez cale zycie. Jej halasliwa, na wszystko odporna i porywcza agresywnosc zdjela mu z ramion brzemie lagodnosci, ktore niosl dobrowolnie przez cale dwadziescia trzy lata malzenstwa.
Pakowal neseser, kiedy Marie-Claude weszla do pokoju; opowiadala mu o wczorajszych gosciach, energicznie chwalila niektore poglady, ktore slyszala, pogardliwie negowala inne.
Franz popatrzyl na nia przeciagle, a potem powiedzial:
– W Rzymie nie odbywa sie zadna konferencja. Nie zrozumiala:
– To po co tam jedziesz?
– Juz od dziewieciu miesiecy mam kochanke – powiedzial. Nie chce sie z nia spotykac w Genewie. Dlatego tak czesto podrozuje. Sadze, ze powinnas o tym wiedziec. Po pierwszych wypowiedzianych slowach przelakl sie. Poczatkowa odwaga go opuscila. Odwrocil wzrok, aby nie widziec na twarzy Marie-Claude rozpaczy, ktora spodziewal sie wywolac. Po malej pauzie uslyszal:
– Tak, ja rowniez sadze, ze powinnam o tym wiedziec.
Glos brzmial pewnie. Franz podniosl wzrok: Marie-Claude nie byla zdruzgotana. Byla wciaz podobna do tej kobiety, ktora wczoraj powiedziala szczebiotliwie: „ten naszyjnik jest brzydki!”
Ciagnela:
– Skoro juz jestes taki odwazny i powiedziales mi, ze od dziewieciu miesiecy mnie zdradzasz, to moze powiesz mi rowniez z kim?
Zawsze sobie powtarzal, ze nie ma prawa zranic Marie-Claude, ze musi w niej szanowac kobiete. Ale gdzie sie podziala ta kobieta? Inaczej mowiac, gdzie podzial sie obraz matki, ktory laczyl ze swa zona? Mama, jego smutna i zraniona mama, ktora na kazda noge zalozyla inny but, ulotnila sie z Marie-Claude, a wlasciwie nie ulotnila sie, tylko nigdy jej w niej nie bylo. Uswiadomil to sobie z nagla nienawiscia.
– Nie mam zadnego powodu, by to ukrywac – powiedzial.
Skoro nie zranil jej fakt, ze nie jest jej wierny, nie watpil, ze zrani ja wiadomosc o tym, kto jest jej rywalka. Dlatego opowiadajac jej o Sabinie nie spuszczal wzroku z jej twarzy.
W chwile pozniej spotkal sie z Sabina na lotnisku. Samolot uniosl sie w gore, a on z kazda chwila czul coraz wieksza lekkosc. Mowil sobie, ze po dziewieciu miesiacach znow nareszcie zyje w prawdzie
7.
Sabina czula sie, jakby Franz gwaltem wylamal drzwi do jej intymnosci. Jak gdyby nagle zajrzala do srodka glowa Marie-Claude, glowa Marie-Anne, glowa malarza Alana i rzezbiarza, ktory wciaz trzyma sie za palec, glowy wszystkich ludzi, ktorych znala w Genewie. Wbrew swej woli zostala rywalka kobiety, ktora jej w ogole nie obchodzi. Franz rozwiedzie sie, a ona zajmie obok niego miejsce w szerokim lozu malzenskim. Wszyscy to beda z bliska albo i dystansu obserwowac, przede wszystkim bedzie musiala cos odgrywac, zamiast pozostac Sabina, bedzie grac role Sabiny i wymyslac sobie, jak ma te role grac. Ujawniona milosc nabierze ciezaru, stanie sie brzemieniem. Sabina juz teraz ugina sie pod ciezarem tego brzemienia.
Jedli w rzymskiej restauracji kolacje i pili wino. Milczala.
– Naprawde sie nie gniewasz? – pytal sie Franz.
Zapewniala go, ze sie nie gniewa. Byla jeszcze niepewna i nie wiedziala, czy ma sie cieszyc, czy nie. Przypomniala sobie ich spotkanie w sleepingu do Amsterdamu. Chciala wtedy pasc przed nim na kolana i blagac go, zeby przytrzymal ja przy sobie chocby gwaltem i nigdy nie wypuscil. Pragnela wowczas, zeby raz wreszcie skonczyla sie ta niebezpieczna droga zdrad. Pragnela sie zatrzymac.
Teraz starala sie najintensywniej przywolac to owczesne pragnienie, oprzec sie o nie. Bez skutku. Poczucie obrzydzenia bylo mocniejsze.
Wracali do hotelu wieczorna ulica. Wlosi wokol krzyczeli, szumieli, gestykulowali, tak, ze mogli isc obok siebie bez slow, nie slyszac swego milczenia.
Potem Sabina dlugo myla sie w lazience, a Franz czekal na nia lozku pod koldra. Mala lampka byla jak zawsze zapalona.
Kiedy wrocila z lazienki, zgasila ja. Zrobila to po raz pierwszy, Franz powinien byl zwrocic uwage na ten gest. Nie zauwazyl go, poniewaz swiatlo nie mialo dla niego zadnego znaczenia. Jak wiemy, podczas kochania zamykal oczy.
Wlasnie ze wzgledu na te zamkniete oczy Sabina zgasila lampe.
Nie chciala juz ani przez chwile ogladac tych opuszczonych powiek. Oczy, jak mowi przyslowie, sa oknem duszy. Cialo Franza, ktore sie na niej miotalo zawsze z zamknietymi oczyma, bylo dla niej cialem bez duszy. Podobne bylo do slepego szczeniecia wydajacego bezsilne dzwieki pragnienia. Spolkujacy Franz ze wspanialymi muskulami byl jak gigantyczne szczenie karmiace sie z jej piersi. Zreszta naprawde trzymal w ustach brodawke jej piersi jak gdyby ssal mleko! Wyobrazenie, ze ma do czynienia w dolnej partii z mezczyzna, a w gornej z oseskiem, ze spolkuje z niemowleciem, doprowadzila ja do granicy wstretu. Nie, juz nigdy nie chce widziec, jak drga na niej rozpaczliwie, juz nigdy nie nadstawi mu swej piersi jak suczka szczenieciu, dzis jest ostatni raz, nieodwolalnie ostatni!
Wiedziala oczywiscie, ze jej postepowanie jest szczytem niesprawiedliwosci, ze Franz jest najlepszym z wszystkich mezczyzn, jakich kiedykolwiek miala, ze jest inteligentny, ze rozumie jej malarstwo, ze jest ladny, ze jest dobry, ale im bardziej to sobie uswiadamiala, tym bardziej pragnela zgwalcic te inteligencje, te dobroc, zgwalcic te bezsilna sile.
Kochala sie z nim tej nocy gwaltowniej niz kiedykolwiek, poniewaz podniecala ja swiadomosc, ze robi to po raz ostatni. Kochala sie z nim i byla juz daleko stad. Slyszala z oddali zlota trabke zdrady i wiedziala, ze jest to glos, ktoremu ulegnie. Wydawalo jej sie, ze ma przed soba niezmierna przestrzen wolnosci i dal tej przestrzeni ja podniecala. Kochala sie z Franzem wariacko, dziko, tak jak nigdy przedtem.
Franz szlochal na jej ciele i byl pewien, ze wszystko rozumie: choc Sabina byla przy kolacji milczaca, choc mu nie powiedziala, co mysli o jego decyzji, teraz mu odpowiada. Wyraza swa radosc, swa namietnosc, swa zgode, swe pragnienie, by zostac z nim na zawsze.
Czul sie jak jezdziec, ktory pedzi na koniu we wspaniala pustke, pustke bez zony, corki, domu, we wspaniala pustke wymieciona miotla Herkulesa, wspaniala pustke, ktora wypelni swa miloscia.
Obydwoje jechali na tym drugim jak na koniu. Obydwoje jechali w dal, do ktorej tesknili. Obydwoje byli upojeni zdrada, ktora ich oswobodzila. Franz jechal na Sabinie i zdradzal swa zone. Sabina jechala na Franzu i zdradzala Franza.
8.
Przez dwadziescia lat widzial w swej zonie matke, slaba istote, ktora nalezy chronic; ta wizja byla w nim zbyt mocno zakorzeniona, aby mogl sie jej pozbyc w ciagu dwoch dni. Kiedy wracal do domu, mial wyrzuty sumienia, bal sie, ze po jego odjezdzie zalamala sie i ze zobaczy ja udreczona przez smutek. Niesmialo odemknal drzwi, wszedl do swego pokoju. Przez chwile stal cicho i nasluchiwal: tak, byla w domu. Po chwili wahania wszedl do