przeleciala w odleglosci pieciu stop od jego twarzy.
…powtarzam: Panstwowa Sluzba Meteorologiczna ostrzega mieszkancow hrabstw Marsden, Cooper i Mahican, ze zbliza sie burza. Spodziewane sa wiatry wiejace z predkoscia osiemdziesieciu mil na godzine, tornada i powodzie w nisko polozonych okolicach. Rzeka Marsden osiagnela juz poziom zagrazajacy powodzia, spodziewane jest tez dalsze podniesienie poziomu jej wod o co najmniej trzy stopy. Najwyzszy prawdopodobnie osiagnie okolo pierwszej lub drugiej w nocy. W miare naplywu informacji bedziemy nadawac dalsze komunikaty…
Portia zastala ich w gabinecie, pochylonych nad stereofonicznym radiem szafkowym z tekowego drewna. Oboje mieli ponure miny.
Z radia zaczela znowu plynac muzyka powazna. Owen wylaczyl je.
Portia zapytala, co sie stalo.
– Nadciaga burza.
Owen odwrocil sie, zeby popatrzec przez okno.
– Rzeka Marsden to jedna z tych, ktore wpadaja do jeziora.
– Mielismy otrzymac wyniki ekspertyzy i zaczac budowac wal ochronny – powiedziala Lis – ale nie spodziewalismy sie powodzi przed przyjsciem wiosny.
Lis wyszla z gabinetu i podeszla do duzej cieplarni. Spojrzala w gore w niebo, ktore bylo ciemne, ale jeszcze spokojne.
Portia dostrzegla na jej twarzy wyraz zaniepokojenia i spojrzala na Owena.
– Tu nie ma fundamentow – wyjasnil jej Owen. – To znaczy pod cieplarnia. Wasi rodzice zbudowali ja bezposrednio na ziemi. Jezeli zaleje ogrod…
– To cieplarnia zostanie podmyta jako pierwsza – wtracila Lis.
I wole nawet nie myslec, co moze sie stac z cienkimi szybkami szklanego dachu, kiedy runie na nie piecdziesieciostopowy dab rosnacy w poblizu – dodala w duchu. Popatrzyla na ceglana sciane obok siebie i z roztargnieniem poprawila kamiennego gargulca, ktory usmiechal sie zlosliwie, pokazujac dlugi, zakrecony jezor.
– Cholera – szepnela.
– Jestescie pewni, ze rzeka wyleje? – zapytala Portia.
Jej glos swiadczyl o tym, ze jest zdenerwowana. Tak, byla zdenerwowana, bo utrudnialo jej to natychmiastowa ucieczke z domu LAubergetow. Tak w kazdym razie przypuszczala Lis.
– Jezeli poziom wody podniesie sie o trzy stopy, to wyleje – wyjasnila siostrze. – I woda zaleje ogrod. Bylo tak kiedys, w latach szescdziesiatych, pamietasz? Zmylo wtedy stara werande. Ona byla tu, dokladnie w tym miejscu, w ktorym teraz stoimy.
Portia powiedziala, ze sobie tego nie przypomina. Lis znowu popatrzyla na okna, zalujac, ze nie mieli czasu, zeby umocnic dach i boczne sciany. Beda mieli szczescie, jezeli przed burza zdaza zbudowac wal ochronny na brzegu jeziora, wysoki na dwie stopy, i umocnic tasma polowe okien.
– No to – powiedziala – zabierajmy sie za naklejanie tasmy i noszenie workow z piaskiem.
Owen kiwnal glowa.
Lis zwrocila sie do siostry:
– Czy moge cie prosic, zebys zostala?
Mloda kobieta nic nie odpowiedziala. Byla nie tyle zirytowana, co sfrustrowana tym, ze musi tu zostac wskutek takiego „spisku'.
– Twoja pomoc naprawde nam sie przyda.
Owen popatrzyl najpierw na jedna siostre, a potem na druga i zmarszczyl brwi.
– Czy nie mialas zamiaru zostac na pare dni?
– Powinnam wrocic dzis wieczorem.
Powinna'? – zdziwila sie Lis. A kto jej taka powinnosc narzucil? Ten chlopak, z ktorym ma problemy?
– Zawioze cie na stacje jutro z samego rana. Nie spoznisz sie do pracy wiecej niz godzine.
Portia kiwnela glowa. – W porzadku.
– Sluchaj, Portio – powiedziala Lis szczerze. – Ja naprawde jestem ci za to wdzieczna.
Po czym poszla szybko do garazu, odmawiajac krotka modlitwe dziekczynna. Dziekowala Bogu za to, ze pogoda zmusi jej siostre do pozostania przynajmniej na jedna noc. Ale nagle poczula, ze ta modlitwa moze przyniesc nieszczescie i, kierujac sie zabobonnym lekiem, odwolala ja. A potem zabrala sie za gromadzenie lopat, tasmy do naklejania na okna i plociennych workow.
4
Trzech w ciagu dwoch lat…
Wysoki mezczyzna w eleganckim szarym mundurze przygladzil sobie siwiejace wasy i dodal:
– Uciekaja od was ile sil w nogach.
Doktor Ronald Adler przebieral palcami przy pasku od spodni. Westchnal niecierpliwie, co mialo oznaczac, ze przyjmuje postawe ofensywna, i powiedzial:
– Panie kapitanie, czy nie mozna tego czasu wykorzystac jakos lepiej? Ja w kazdym razie zaloze sie, ze mozna.
Policjant zasmial sie zduszonym smiechem.
– Dlaczego o tym nie zameldowaliscie?
– Zameldowalismy, ze Callaghan umarl – powiedzial Adler.
– Wie pan, o czym mowie, panie doktorze.
– Myslalem, ze go zlapiemy bez halasu.
– Jak mianowicie? Poslaliscie po niego tych sanitariuszy i wynik jest taki, ze jeden dal sobie rozwalic reke, a drugi zesral sie w kombinezon.
– On w zasadzie nie jest grozny dla otoczenia – powiedzial Peter Grimes, przypominajac zarowno Adlerowi jak i policjantowi o swojej obecnosci w pokoju.
– Kazdy kompetentny czlonek personelu rozegralby to inaczej. Oni zabawili sie w kowbojow. Spadli ze skaly i potlukli sie.
– Spadli. Aha. Probowaliscie sprawe zataic, a mnie sie to nie podoba.
– Tu nie ma co zatajac. Ja nie wzywam policji za kazdym razem, kiedy jakis pacjent wyjdzie poza teren.
– Niech mnie pan nie bajeruje, panie doktorze.
– Mysmy go prawie zlapali.
– Prawie, ale nie do konca. No dobra. Jak on wyglada?
– Jest duzy – zaczal Grimes, ale zaraz zamilkl, bojac sie uzyc niewlasciwych przymiotnikow.
– Jaki duzy, do cholery? No dalej, panowie! Nie tracmy czasu. Adler opisal Hrubeka, a potem dodal:
– Ogolil sobie glowe i pomalowal twarz na niebiesko. Prosze nie pytac dlaczego. Po prostu tak zrobil. Ma brazowe oczy, szeroka twarz, zolte zeby i dwadziescia siedem lat.
Kapitan Don Haversham, czlowiek dwa razy starszy od Hrubeka, robil rownym pismem notatki.
– Dobra. Kilka samochodow pojedzie do Stinson. Widze, ze to sie panu nie podoba, panie doktorze, ale musimy tak zrobic. A teraz niech mi pan powie: do jakiego stopnia on jest grozny dla otoczenia? Czy moze wyskoczyc na ludzi z zarosli?
– Nie, nie – powiedzial dyrektor, spogladajac na Grimesa, ktory przebieral palcami w swoich gestych, czarnych wlosach. – Hrubek jest – kontynuowal Adler – no, jak to powiedziec, jest taki jak duzy, dobry, sympatyczny pies. Ta jego ucieczka to… no, to dla niego po prostu taka gra.
– Hau, hau – powiedzial kapitan. – Przypominam sobie, ze to on byl glowna postacia w tej historii w Indian Leap. To, co zrobil, nie jest sympatyczne i wcale nie przywodzi na mysl dobrego psa.
Dlaczego wiec – pomyslal Adler – prosiliscie nas o opinie? Po co, skoro juz sami go zdiagnozowaliscie?
– Chce wiedziec, czy po tych czterech miesiacach spedzonych u was on wciaz jest niebezpieczny dla otoczenia. Cos mi sie zdaje, ze tak. Sadzac po tym, jak sie obszedl z tymi waszymi sanitariuszami. Niech mi pan powie: czy on poslusznie bral swoje pigulki?