– Tak – powiedzial szybko Adler. – Ale zaraz, to Callaghan prawdopodobnie popelnil samobojstwo.

– Samobojstwo?

Grimes znowu popatrzyl na swego szefa, zdajac sobie sprawe, ze niektore jego slowa z trudem daja sie dopasowac do faktow.

– Czekamy na potwierdzenie koronera – mowil dalej Adler.

– Tak, koroner na pewno powie, jak bylo – stwierdzil wesolo Haver-sham. – A pan oswiadczy pewnie, ze to taki zbieg okolicznosci? Ten Callaghan odbiera sobie zycie, a potem ten wasz ulubiony piesek Hrubek ucieka w jego worku?

– Mhm.

Adler wyobrazil sobie, ze Haversham siedzi zamkniety w jednym pomieszczeniu z Billiem Prescottem, ktory odstawil stelazyne i masturbuje sie godzinami, wyjac rownoczesnie na caly glos.

– Chodzi o to, ze… – zaczal Grimes i zamilkl, kiedy dwaj pozostali spojrzeli na niego.

– Moj mlody kolega – podchwycil Adler – chcial powiedziec, ze przez te wszystkie miesiace Hrubek byl wzorowym pacjentem. Siedzial spokojnie, nikomu sie nie naprzykrzal.

– On jest jak roslina. Haversham wybuchnal smiechem.

– Roslina? – zapytal Grimesa. – Przed chwila byl psem. No to musi mu sie pogarszac. Ale powiedzcie mi, tak dokladnie, na co jest chory.

– Ma schizofrenie paranoidalna.

– Schizofrenie? Rozdwojenie jazni? Widzialem takich.

– Nie, nie, on nie ma rozdwojenia jazni. On jest schizofrenikiem. To znaczy, ze ma urojenia i nie radzi sobie z niepokojem i stresem.

– Jest glupi? Niedorozwiniety?

Adler, bedac profesjonalista, az wzdrygnal sie wewnetrznie na takie slowa, ale nie dal niczego po sobie poznac.

– Nie. Ma srednio wysoki iloraz inteligencji – powiedzial. – Ale nie dziala w sposob przemyslany.

Kapitan prychnal pogardliwie.

– Musial jednak dzialac w sposob przemyslany, nie sadzi pan? Musial, bo wydostal sie ze szpitala psychiatrycznego dla chorych niebezpiecznych dla otoczenia.

Adler zacisnal na chwile wargi, zastanawiajac sie, co odpowiedziec. Znow poczul smak zony i zaczal sie zastanawiac, czy bedzie mial wytrysk. Nie mial go. Powiedzial do Havershama:

– Ta ucieczka wynikla wskutek bledu sanitariuszy. Zdyscyplinujemy

ich.

– Mnie sie zdaje, ze oni juz zostali zdyscyplinowani. Przynajmniej ten ze zlamana reka.

– Prosze posluchac, panie kapitanie, czy mozemy zalatwic to po cichu?

Kapitan usmiechnal sie szeroko.

– A co, boi sie pan rozglosu, panie doktorze?

Adler odczekal chwile, a potem powiedzial glosem cichym, ledwie dajacym sie slyszec z powodu zawodzenia, ktore znowu rozlegalo sie w budynku:

– Prosze posluchac, panie kapitanie. Prosze sie ze mna nie draznic. Mam pod opieka prawie tysiac najnieszczesliwszych ludzi na Polnocnym Wschodzie, a pieniedzy dostaje tylko tyle, ile wystarcza na zajecie sie jedna czwarta tej liczby. Ja tu moge…

– Dobra. W porzadku.

– Moge czesci z nich poprawic jakosc zycia i moge ochronic przed nimi pozostala ludnosc. Robie w tym celu, co w mojej mocy, wykorzystujac te sume pieniedzy, ktora dostaje. I niech mi pan nie mowi, ze panu nie obcinaja funduszy.

– Obcinaja. To fakt.

– Jezeli ta ucieczka stanie sie glosna, jezeli jakis dziennikarzyna narobi wokol niej szumu, to prawdopodobne jest, ze obetna nam fundusze jeszcze bardziej albo w ogole zamkna szpital.

Adler szerokim gestem wskazal w kierunku oddzialow pelnych nieszczesnikow, z ktorych jedni spali, inni spiskowali, a inni jeszcze wyli, mieli koszmarne sny albo sny normalnych, zdrowych ludzi.

– Jezeli tak sie stanie, polowa moich podopiecznych zostanie rozpuszczona i zacznie sie wloczyc. I wtedy pan bedzie mial z nimi klopot, nie ja.

– Niech sie pan uspokoi, doktorze.

Haversham, w ktorego policyjnej karierze, podobnie jak w karierze wiekszosci wyzszych oficerow, wieksza role graly rutyna i instynkt samozachowawczy niz zdolnosc wykrywania, powiedzial:

– Prosze, niech pan bedzie ze mna szczery. Kiedy mi pan mowi, ze uciekl pacjent z oddzialu, na ktorym nie obowiazywal scisly nadzor – ja staram sie tego trzymac. Ale sek w tym, ze pan rownoczesnie twierdzi, ze on jest niebezpieczny dla otoczenia. Wiec jak to wlasciwie jest?

Adler podciagnal spodnie. Zastanawial sie, czy zona jest w domu i ma-sturbuje sie tak zawziecie jak Billy Prescott.

– Hrubek jest w stanie polspiaczki – odpowiedzial, patrzac prosto w oczy Grimesowi.

Mlody asystent kiwnal glowa i dodal:

– On lazi tak oszolomiony, jak jakis kretyn, ktory sie upil dzinem. Wypowiedzial te slowa i zastanowil sie z bezgranicznym zdziwieniem,

co go do tego sklonilo.

– Dobra – powiedzial zdecydowanie Haversham. – Przekaze informacje o zaginieciu pacjenta. Wyszedl od was facet i wy martwicie sie, ze moze mu sie cos stac. Cala ta halastra, ktora uwaza siebie za dziennikarzy, nie zwroci uwagi na taki komunikat, zwlaszcza ze zbliza sie burza majaca pozrywac dachy z domow.

– Bede panu za to wdzieczny.

– A teraz jeszcze jedno pytanie. Macie troche dolcow, ktore mozecie wydac?

– Jak to?

– No bo jest ktos, kto moglby nam pomoc. Ale on bierze niemalo.

– To jest szpital stanowy – powiedzial Adler. – Nie mamy duzo pieniedzy.

– To pewnie prawda. Ale prawda jest tez to, ze uciekl wam czubek, ktory wyglada jak Attyla Bicz Bozy. No wiec jak? Wyslucha mnie pan?

– Alez tak, panie kapitanie, jak najbardziej.

Zmarzniety i zaniepokojony Michael Hrubek stal na swoich szerokich, bosych stopach w samym srodku duzego prostokata zdeptanej trawy. Podtrzymywal sobie rekami zablocone i mokre od rosy krotkie spodenki i wpatrywal sie w odrapany budynek stojacy przed nim.

Maly sklep, ktorego wlasciciel sprzedawal pulapki na zwierzeta i sprzet mysliwski, a takze zajmowal sie preparowaniem zwierzat, ogrodzony byl siatka przymocowana do zardzewialych slupkow. Czesc tej siatki lezala skotlowana na ziemi, co nie wiadomo dlaczego podzialalo na Hru-beka przygnebiajaco.

Cala droge z wawozu, w ktorym zaatakowal dwoch sanitariuszy, Hru-bek przebyl biegiem. I dobiegl wreszcie tutaj, do tego miejsca, gdzie wsrod mgly swiecilo niesamowitym swiatlem kilka latarni i gdzie znajdowal sie parking dla ciezarowek, a obok niego ten sklep mysliwski, maly bar, stacja benzynowa i sklep ze starociami. Hrubek mial calkowita pewnosc, ze scigaja go Tajne Sluzby, i chcial za wszelka cene uciekac dalej. Jednak zdawal sobie sprawe (i powiedzial sobie glosno), ze „nagi facet na pewno bedzie rzucal sie w oczy' i ze nie moze popelnic bledu i isc dalej bez ubrania.

Powiedziawszy to sobie, zauwazyl okno, przez ktore mozna bylo zajrzec do sklepu mysliwskiego. To okazalo sie decydujace.

W tej chwili stal nieruchomo w miejscu i zagladal do sklepu. Jego wzrok padal na siedem malych czaszek zwierzecych bialych jak obloki.

No tak. Tak! Ich jest siedem!

W kosmologii Michaela Hrubeka siodemka byla cyfra znaczaca. Hrubek pochylil sie wiec naprzod i przeliczyl czaszki, jeszcze raz glosno, rozkoszujac sie dzwiekiem wypowiadanych liczb.

Siedem czaszek, siedem liter M-I-C-H-A-E-L.

Nie popelnij bledu, powiedzial sobie. Dzisiejsza noc jest wyjatkowa.

Hrubek przewaznie myslal metaforami i teraz przyszlo mu do glowy, ze budzi sie wlasnie ze snu. Lubil spac. Uwielbial spac. Uwielbial spedzac dlugie godziny w lozku. Jego ulubiona pozycja byla pozycja embriona – na boku

Вы читаете Modlitwa o sen
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату