– Oni tak przypuszczaja. Nie wiedza tego jeszcze z cala pewnoscia. Dlatego pan nam jest potrzebny.
– O Jezu – jeknal Adler i zakryl sobie oczy rekami. – Cztery trupy – wyszeptal.
– Teraz wszystko zalezy od pana, doktorku. Musimy wiedziec, dokad mamy poslac nasze sily i srodki.
O czym on mowi? Co znaczy „sily i srodki'?
– Tylko prosze bez tego psychiatrycznego belkotu. Zadam jednoznacznej odpowiedzi. Sa dwie mozliwosci: Boyleston i stacja kolejowa albo Ridgeton i ta kobieta, ktora zeznawala. Dokad on zmierza?
Adler spojrzal na niego blednym wzrokiem.
– Oni chyba chca wiedziec, dokad poslac ludzi, panie doktorze – wyjasnil delikatnie Grimes.
– Tak, to jest problem. Sa dwa meldunki. Nie trzymajace sie kupy. Nikt nie ma pewnosci, dokad on zmierza.
Adler przeniosl wzrok ze swojego asystenta na wysokiego policjanta i pomyslal: brak snu. To jest moj problem.
– Szeryf z Ridgeton ma ludzi, ktorych moze poslac, prawda?
– Oczywiscie. Tylko ze ich jest zaledwie czterech. Poslano juz kogos do domu tej kobiety, tak ze ona jest bezpieczna. Ale ja musze wiedziec, gdzie on jest. My musimy zlapac tego faceta! Mam czterech ludzi ze Sluzby Taktycznej gotowych do wymarszu. Gdzie mam ich poslac? Pan musi mi to powiedziec.
– Ja? Ja nie znam faktow – wyrzucil z siebie Adler. – Potrzebne mi fakty. Czy oni sa pewni, ze to Hrubek uderzyl w samochod Atchesona? Skad Hrubek wzial samochod? Czy jego naprawde widziano na motocyklu? Dopoki nie bedziemy tego wiedzieli, nie mozemy nic powiedziec. No i…
– Zna pan wszystkie fakty, ktore sa znane nam. – Haversham patrzyl twardo na lekarza. – Ten facet przez cztery miesiace przebywal tutaj pod wasza opieka. Musicie wykorzystac cala swoja wiedze o nim.
– No to niech pan zapyta Dicka Kohlera. On jest lekarzem prowadzacym Hrubeka.
– Zrobilibysmy to. Tylko ze nie wiemy, gdzie on jest, a poza tym on nie oddzwania, kiedy kontaktujemy sie z jego pagerem.
Adler podniosl wzrok, jak gdyby chcial zapytac: ale dlaczego ja? Pochylil sie w przod i zlozyl rece. Zaczal kompulsywnie gryzc swoj czerwony palec wskazujacy.
Boyleston…
Palec Adlera opuscil jego usta i zaczal bladzic po mapie – tej, przy ktorej Adler sam niedawno obmyslal, jak zlapac Hrubeka i pograzyc Richarda Kohlera.
Ridgeton…
Nagle twarz Adlera skurczyla sie. Zlapanie bladzacego pacjenta stalo sie dla niego rzecza najwazniejsza w tym zwariowanym swiecie. Tak, trzeba go zlapac – zywego, jezeli to bedzie mozliwe, a jezeli nie – to trzeba go bedzie polozyc na plycie – zimnego, sinego i nieruchomego, z etykieta przyczepiona do miesistego palca u nogi i niech czeka na pogrzeb.
Niech ta noc sie juz skonczy – modlil sie Adler. Niech juz wroce do domu i poloze sie na piersiach zony, niech odnajde sen pod tymi tlustymi po-cieszycielkami, niech ta noc sie juz skonczy i niech nie bedzie wiecej trupow…
Adler otworzyl gwaltownie teczke Hrubeka i zaczal przerzucac papiery. Papiery rozsypaly sie po jego biurku. Adler zaczal czytac.
Hrubek mial klasyczne objawy schizofrenii paranoidalnej. Cechowaly go: nielogiczne myslenie, fantazjowanie, zaskakujace skojarzenia, przymus mowienia i wzmozona aktywnosc ruchowa charakterystyczne dla epizodow maniakalnych, stepione i nieadekwatne uczucia…
– Nie, nie, nie! – szepnal wsciekle Adler, sciagajac na siebie zaklopotane spojrzenia tamtych dwoch mezczyzn w jego gabinecie.
Co te slowa znacza? – zloscil sie w duchu. Co Hrubek robi? Co nim kieruje?
Kim jest Michael Hrubek?
Adler obrocil sie na krzesle i spojrzal w zalane deszczem okno.
Po pierwsze: Hrubek cierpi na omamy sluchowe, a jego mowa to typowa schizofreniczna salata slowna. Mowiac temu kierowcy ciezarowki, ze chce jechac „do Bostonu', mogl miec na mysli „Boyleston'.
Po drugie: Chec zemsty, ktora jest powodowany, jezeli zmierza do Ridgeton, jest czestym elementem urojen w schizofrenii paranoidalnej.
Po trzecie: Schizofrenik unikalby okreznej drogi do Boyleston przez Cloverton.
Po czwarte: Pociag przejezdza przez Boyleston. Podroz pociagiem powoduje o wiele mniejszy stres niz podroz samolotem i dlatego psychotyk wolalby jechac pociagiem.
Po piate: On prowadzi samochod, mimo ze nie bierze thorazyny. Opanowal wiec, cudem czy wysilkiem woli, swoj niepokoj i mozliwe jest, ze odbedzie trudniejsza i bardziej skomplikowana podroz na poludnie do Boyleston, a nie o wiele mniej skomplikowana podroz do Ridgeton.
Po szoste: Wszystkie te triki, ktore zastosowal dzis wieczorem, te mylne tropy i inne dowody sprytu, swiadcza o tym, ze Hrubek jest bardzo sprawny umyslowo. Z latwoscia moglby udac, ze zmierza do Ridgeton, majac przez caly czas zamiar dotrzec do Boyleston.
Po siodme: Z drugiej jednak strony moglby byc tak bardzo sprawny umyslowo, ze udawalby podwojnie – a stad wniosek, ze tak naprawde to zmierza do Ridgeton.
Po osme: Hrubek jest zdolny popelnic nieumotywowane morderstwo.
Po dziewiate: Niektore jego urojenia maja zwiazek z historia Stanow Zjednoczonych, z polityka i z agenturami rzadowymi. Kilka razy podczas sesji terapeutycznych wymienil on Waszyngton – miasto, do ktorego moglby sie dostac koleja.
Po dziesiate: Hrubek nienawidzi kobiet i byl sadzony za gwalt. Kilka miesiecy temu grozil tej pani Atcheson.
Po jedenaste: Boi sie konfrontacji.
Po dwunaste: Chowal leki za policzkiem z mysla o dzisiejszej nocy, co wskazuje na to, ze dawno sobie obmyslil te ucieczke. Po trzynaste… Po czternaste… Po pietnaste…
Tysiace faktow klebilo sie w umysle lekarza. Dawki haldolu i stelazy-ny, obserwacje z badania wstepnego przy przyjeciu do szpitala i z terapii zajeciowej, doslowne zapisy wypowiedzi Hrubeka dotyczacych jego urojen, sprawozdania psychofarmakologa i pracownika socjalnego… Adler obrocil sie na krzesle, siadl przodem do biurka i zaczal przewracac papiery. Spojrzal na jeden z nich, ale zamiast niego stanela mu przed oczami twarz Michaela Hrubeka – jego oczy, ktore nie swiadczyly ani o wzburzeniu, ani o letargu, ani o pozytywnych uczuciach, ani o pogardzie, ani o ufnosci ani o tym, ze nekaja go watpliwosci.
Przez chwile Adler siedzial bardzo spokojnie. A potem podniosl wzrok, spojrzal w pomarszczona, zmeczona twarz policjanta i wypowiedzial slowa, ktore uwazal za odpowiadajace prawdzie:
– Hrubek zmierza na stacje kolejowa. Chce jechac do Waszyngtonu. – A potem dodal: – Niech pan natychmiast posle ludzi do Boyleston!
Obie siostry zajely sie robieniem tego, co nalezalo zrobic. Zaczely obchodzic dom, gasic swiatla. Chodzily po domu w milczeniu, podskakujac ze strachu, kiedy uderzal piorun, a takze na widok cieni, kiedy pioruny nie bily. W koncu dom byl oswietlony tylko przez swiatlo dochodzace z zewnatrz i przez kilka niebieskich zarowek w cieplarni, ktore Lis zostawila zapalone, gdyz uwazala, ze ich swiatlo nie bedzie widoczne. Po scianach i podlogach przebiegaly cienie. Siostry wrocily razem do kuchni i usiadly obok siebie na lawie, patrzac przez okno na rzad sosen i brzoz rosnacych za zalanym deszczem tylnym podworzem.
Minelo piec minut, podczas ktorych panowal spokoj i podczas ktorych slychac bylo tylko deszcz bebniacy o dach cieplarni i wiatr wyjacy w otworach i szparach starego domu. W koncu Lis, nie mogac dluzej wytrzymac milczenia, powiedziala:
– Sluchaj, Portio, zaczelam ci o czyms mowic.
– No tak…
– O tym romansie – szepnela dyskretnie Lis, tak jakby Owen znajdowal sie w sasiednim pokoju.
– Nie wiem, czy to jest odpowiednia chwila…
Lis dotknela kolana siostry. – To zbyt dlugo zalegalo miedzy nami. Nie moge juz dluzej wytrzymac.
– Co zalegalo miedzy nami? Lis, to naprawde nie jest odpowiedni moment na rozmowe. Na litosc boska…
– Ja musze z toba porozmawiac.
– Pozniej.