Li nagle pojal, dzieki komu strazy przybrzeznej udalo sie zlokalizowac „Fuzhou Dragona”. Sprawil to ten czlowiek: Lincoln Rhyme.
– Piekielni sedziowie – mruknal.
Grubas rozesmial sie.
– Masz dzisiaj wyjatkowy niefart, co?
A potem czarny facet wyciagnal mu z kieszeni portfel, wycisnal mokra skore i podal go chinskiemu policjantowi.
Grubas wyjal z kieszeni krotkofalowke.
– Mel, Alan, wejdzcie z powrotem. Mamy go.
Do pokoju wrocili dwaj mezczyzni, ktorych glosne pozegnanie z gospodarzem Li przed chwila slyszal. Z lekka lysiejacy facet zignorowal go, podszedl do komputera i zaczal goraczkowo stukac w klawisze. Drugi, w garniturze, mial jaskrawo rude wlosy.
– Chwileczke, to nie jest Duch – oznajmil.
– No to jego brakujacy pomocnik – powiedzial Rhyme. – Jego
– Nie – odparl rudzielec. – Znam tego goscia. Kilku naszych agentow uczestniczylo w zeszlym roku w konferencji zorganizowanej w urzedzie bezpieczenstwa publicznego w Fuzhou. Chodzilo o przemyt ludzi. On byl jednym z nich.
– Znaczy jednym…? – warknal grubas.
Chinski policjant parsknal smiechem i pokazal im legitymacje, ktora wyciagnal z portfela Li.
– Jednym z nas – powiedzial. – To gliniarz.
Rhyme takze przyjrzal sie legitymacji i prawu jazdy, na ktorych widnialy zdjecia mezczyzny. Wedle dokumentow nazywal sie Li Kangmei i byl detektywem urzedu bezpieczenstwa publicznego w Liu Guoyuan.
– Sprawdz, czy nasi ludzie w Chinach to potwierdza – zwrocil sie kryminolog do Dellraya i w reku agenta pojawila sie komorka.
– Li to twoje imie czy nazwisko? – zapytal Rhyme.
– Nazwisko. I nie lubie imienia Kangmei. Wole Sonny.
– Co tutaj robisz?
– Duch, on rok temu zabil w moim miescie trzy osoby. Chcielismy go aresztowac, ale on ma bardzo duze… – Li szukal odpowiedniego slowa. W koncu odwrocil sie do Eddiego Denga. –
– To znaczy „koneksje” – wyjasnil Deng.
Li pokiwal glowa.
– Nikt nie chcial przeciwko niemu zeznawac. A potem dowody raz-dwa znikaly z komendy. – Oczy Chinczyka zrobily sie twarde jak krazki hebanu. – On zabil ludzi w moim miescie – powtorzyl. – Ja chce go postawic przed sadem.
– Jak sie dostales na statek? – zapytal Dellray.
– Mam duzo informatorow w Fuzhou. W zeszlym miesiacu dowiedzialem sie, ze Duch zabil dwoch ludzi na Tajwanie i wyjezdza z Chin, dopoki tajwanski urzad bezpieczenstwa nie przestanie go szukac. Wyjechal na poludnie Francji, a potem zabral imigrantow z Wyborga w Rosji do Nowego Jorku na frachtowcu „Fuzhou Dragon”.
Rhyme rozesmial sie. Ten maly niepozorny czlowieczek zdolal zebrac wiecej informacji anizeli FBI i Interpol razem wziete.
– Wiec zostalem tajnym agentem. Udalem imigranta.
– Ale co miales zamiar zrobic? – zapytal Alan Coe. – Przeciez wiesz, ze nie zgodzimy sie na jego ekstradycje do Chin.
– A po co mnie ekstradycja? Wy nic nie sluchacie. Mowilem przeciez: on ma
Coe rozesmial sie.
– Duch mial przeciez swojego
– Mowicie, duze ryzyko? Jasne, jasne. Ale taka jest nasza praca, nie? – odparl Li, siegajac machinalnie po papierosy, ktore odebral mu Dellray.
– Tu nie wolno palic – oznajmil Thom.
W pokoju rozleglo sie ciche brzeczenie. Mel Cooper spojrzal na swoj komputer. Biuro FBI w Singapurze przyslalo e-mailem potwierdzenie, ze Li Kangmei jest rzeczywiscie funkcjonariuszem urzedu bezpieczenstwa publicznego w Liu Gouyuan w Chinskiej Republice Ludowej.
Li wytlumaczyl nastepnie, w jaki sposob Duch zatopil frachtowiec. Sam Chang i Wu Qichen ze swoimi rodzinami, a takze doktorem Sungiem, kilkorgiem innych imigrantow i mala coreczka pewnej kobiety, uciekli na tratwie ratunkowej. Cala reszta utonela.
– Sam Chang, on zostal przywodca na tratwie. Dobry czlowiek, madry. Uratowal mi zycie. Wyciagnal mnie z wody, kiedy Duch zaczal strzelac do ludzi. Wu ojciec drugiej rodziny. Wu nie jest zrownowazony. Dysharmonia watroby i sledziony. Robi impulsywne rzeczy.
Rhyme nie mial czasu na sluchanie opowiesci o niezrownowazonych sledziennikach.
– Trzymajmy sie faktow – rzucil.
Li opowiedzial im, jak ponton uderzyl o skaly, jak on, Sung i dwoje innych wypadli za burte i morze wyrzucilo ich potem na brzeg. Kiedy Li dotarl do miejsca, w ktorym ponton doplynal do plazy, Duch zdazyl juz zabic dwoje imigrantow.
– Chcialem go szybko aresztowac, ale kiedy tam przybieglem, juz go nie bylo. Widzialem, jak kobieta z rudymi wlosami uratowala jednego czlowieka.
– Johna Sunga – wyjasnil Rhyme. – Amelia… kobieta, o ktorej mowisz… teraz go przesluchuje.
– Nazwalem ja Hongse. Hej, ladna dziewczyna. Powiem nawet: seksowna.
Sellitto i Rhyme wymienili rozbawione spojrzenia.
– Zabralem adres z jej samochodu i przyszedlem tutaj. Myslalem, ze moze uda mi sie zdobyc rzeczy, ktore doprowadza mnie do Ducha. To znaczy informacje. Dowody.
– Chciales je wykrasc? – zapytal Coe.
– Tak, jasne. Musialem je miec dla siebie. Bo wy nie pozwolicie mi pomagac, nie? Wy mnie po prostu wyslecie z powrotem. A ja chce go aresztowac.
– No coz, masz racje – ucial Coe. – Nie bedziesz tu nikomu pomagal. Wracasz do kraju. – Mlody agent urzedu imigracyjnego zdecydowanym ruchem siegnal po kajdanki. – Li Kangmei, jest pan aresztowany za nielegalne przekroczenie granicy Stanow Zjednoczonych…
– Nie – odezwal sie nagle Lincoln Rhyme. – Chce go zatrzymac.
– Co takiego? – zapytal zaskoczony agent.
– Bedzie konsultantem. Tak jak ja. Jesli ktos zadaje sobie tyle trudu, zeby przyskrzynic sprawce, chce, zeby pracowal po naszej stronie.
– Zobaczysz, ja wam pomoge, Loaban – rzekl zarliwie Li. – Naprawde pomoge, mowie wam.
– Jak mnie nazwales? – zapytal Rhyme.
– Loaban. Znaczy „szef”. Zatrzymaj mnie. Ja potrafie pomoc. Ja wiem, jak Duch mysli. Jestesmy z tego samego swiata.
– Nie ma mowy – warknal Coe. – Ten czlowiek naruszyl prawo.
Li zignorowal go.
– W moim kraju – oznajmil rozsadnym tonem – to, co ktos robi, jest wazniejsze od tego, ile ma pieniedzy. I wiecie, jaki jest najwiekszy honor? Pracowac dla kraju, pracowac dla narodu. Ja to robie. Ze mnie cholernie dobry gliniarz, naprawde.
– Skad mamy wiedziec, ze on nie jest na przyklad na zoldzie Ducha? – wtracil Coe.
Li rozesmial sie.
– Hej, a skad mamy wiedziec, ze ty dla niego nie pracujesz?
– Niech cie szlag – odparl rozwscieczony Coe.
– Spokojnie – wtracil sie Dellray. – Li zostaje tu dopoty, dopoki Lincoln go potrzebuje. Jakos to zalatw, Coe.