Rhyme i Amelia Sachs wpatrywali sie jakis czas w tablice. W koncu glowa Rhyme'a przekrecila sie szybko w strone mapy Long Island.

– Mamy jeszcze jedno miejsce zbrodni – rzekl, przygladajac sie malej czerwonej kropce w odleglosci jednej mili od Orient Point. – A ja zupelnie o tym zapomnialem.

– Co to za miejsce zbrodni? – zapytala Sachs.

– Statek. „Fuzhou Dragon”. Niech ktos zadzwoni do strazy przybrzeznej i polaczy mnie z osoba, ktora zajmuje sie tam akcja ratownicza.

Lon Sellitto wystukal numer i przelaczyl telefon na tryb glosno mowiacy.

– Tu Fred Ransom. Kapitan kutra strazy przybrzeznej „Evan Brigant” – odezwal sie glos. W tle slyszeli swist wiatru owiewajacego mikrofon.

– Tu detektyw Sellitto z Nowojorskiego Wydzialu Policji. Jest ze mna Lincoln Rhyme. Gdzie teraz jestescie?

– Dokladnie nad „Dragonem”. Nadal szukamy rozbitkow, ale bez powodzenia.

– Gdzie znajduje sie wrak, kapitanie?

– Lezy na prawej burcie na glebokosci dwudziestu pieciu, trzydziestu metrow.

– Jaka jest pogoda?

– Lepsza, niz byla. Trzymetrowe fale, wiatr mniej wiecej trzydziesci wezlow. Slaby deszcz. Widocznosc okolo dwustu metrow.

– Czy ma pan nurkow, ktorzy mogliby przeszukac wnetrze statku? – zapytal Rhyme. – Mowie o szukaniu dowodow rzeczowych.

– Jasne, moglibysmy kilku poslac. Rzecz w tym, ze moi nurkowie nigdy tego wczesniej nie robili.

– Ja przeszukam statek – oswiadczyla nagle Amelia. – Za pol godziny bede w Battery Park, kapitanie – powiedziala do mikrofonu. – Czy moze pan po mnie wyslac helikopter?

– Wlasciwie mozemy latac przy tej pogodzie, ale…

– Mam certyfikat PADI na otwarte wody – dodala.

Oznaczalo to, iz przeszla szkolenie organizowane przez PADI, Stowarzyszenie Zawodowych Instruktorow Nurkowania.

– Nie nurkowalas od lat, Sachs – zauwazyl Rhyme.

– Wiesz, to tak jak z jazda na rowerze.

– Panno…

– Dla pana jestem agentka Sachs, kapitanie.

– Agentko Sachs, moi ludzie nurkuja od wielu lat i w takich warunkach wolalbym ich raczej nie wysylac na niestabilny wrak.

– Moja specjalnoscia, kapitanie, jest odnajdywanie dowodow rzeczowych. W kazdych warunkach.

Sachs zerknela na Rhyme'a, ktory po dluzszym wahaniu kiwnal glowa, akceptujac jej decyzje.

– Pomoze nam pan, kapitanie? – zapytal. – Ona musi zejsc na dol.

– W porzadku, agencie – odparl Ransom, przekrzykujac wiatr.

– Bede czekala przy ladowisku.

Sachs odlozyla sluchawke i spojrzala na Rhyme'a. Tyle bylo rzeczy, ktore chcial jej powiedziec, a tak malo slow mogl z siebie wydobyc. Amelia pogladzila jego prawa dlon – te, w ktorej palcach nie mial zadnego czucia. Przynajmniej na razie.

W porzadku, potrafie to zrobic. Amelia Sachs stanela na metalowej podlodze helikoptera Sikorsky, ktory unosil sie pietnascie metrow nad smigajaca na wszystkie strony antena kutra „Evan Brigant”i pozwolila, by czlonek zalogi zalozyl jej uprzaz. Kiedy prosila o przewiezienie helikopterem strazy przybrzeznej na kuter, nie przyszlo jej na mysl, ze jedynym sposobem dostania sie na statek bedzie zjazd po chybotliwej linie.

Wychylila sie na zewnatrz, odepchnela od drzwi i pod wplywem tego ruchu lina gwaltownie sie zakolysala. Po chwili zaczela zjezdzac, miotana wiatrem i podmuchem idacym od wirujacych lopat wirnika. Nagle spowila ja mgla i stracila orientacje. Ale zaraz potem zobaczyla tuz pod soba kuter i jej stopy dotknely pokladu.

Kapitan Fred Ransom powital ja na mostku i zaprowadzil do stolu nawigacyjnego, na ktorym lezala fotografia statku. Sachs uwaznie ja przestudiowala. Ransom powiedzial jej, gdzie jest mostek i gdzie mieszcza sie kabiny – na tym samym pokladzie, lecz z tylu, przy dlugim korytarzu, ktory prowadzil na rufe. Nastepnie udzielil jej instrukcji szef nurkow oraz jego zastepca.

– Rozumiem, ze zrobila pani PADI – zapowiedzial szef – ale powtorzymy z pania wszystkie kroki, tak jakby byla pani nowicjuszka.

– Mialam nadzieje, ze to zrobicie.

Pomogli jej zalozyc kombinezon i sprzet. Do butli z tlenem podlaczone byly dwa ustniki – ten, przez ktory miala oddychac, i drugi, zwany osmiornica, z ktorego mogla skorzystac osoba towarzyszaca, gdyby skonczyl jej sie zapas powietrza. Zamontowali rowniez latarke na jej czepku. Nastepnie omowili podstawowe sygnaly dawane rekoma.

– Dostane noz? – zapytala.

– Ma go pani – odpowiedzial szef, wskazujac kamizelke wypornosciowa, w ktora wtlacza sie lub wypompowuje powietrze, dzieki czemu nurek moze wynurzac sie lub zanurzac glebiej.

Potem wreczyl jej duza siatke, do ktorej wlozyla plastikowe torebki na dowody rzeczowe, i zeszli do zoltego pontonu, podskakujacego juz na wodzie niczym narowisty kon. Szef nurkow wskazal oddalona o szesc metrow pomaranczowa boje.

– Przymocowana do niej lina biegnie do statku – zawolal, przekrzykujac szum wiatru. – Doplyniemy tam i zejdziemy na dol wzdluz liny. Jaki ma pani plan?

– Najpierw chce zebrac slady eksplozji z kadluba – odkrzyknela Sachs – a potem przeszukac mostek i kabiny. Do srodka wejde sama.

– Dobrze – zgodzil sie szef. – Pod woda dzwieki nie rozchodza sie zbyt dobrze – dodal. – Trudno okreslic, skad plyna, ale jezeli bedzie pani miala jakis problem, prosze uderzyc nozem w butle, to po pania przyplyniemy. – Pokazal jej manometr, wskazujacy, ile ma powietrza w butli. – Cisnienie wynosi dwiescie dziesiec barow. Wracamy na gore przy czterdziestu. To zelazna zasada.

Dal jej znak „OK”, dotykajac palcem srodkowym kciuka, po czym pokazal, zeby przechylila sie do tylu.

Raz, dwa, trzy… Plecami do spienionej wody.

Zafascynowal ja absolutny spokoj podwodnego zycia. A potem zerknela w dol i zauwazyla niewyrazny zarys wraku „Fuzhou Dragona” – ciemny, poszarpany i zlowrogi. Zarys sarkofagu, w ktorym spoczywalo tyle niewinnych ofiar.

Troje nurkow schodzilo w dol. Kiedy zblizyli sie do wraku, Sachs uslyszala cos w rodzaju zgrzytania i stekania. Grube metalowe poszycie kadluba szorowalo po skalach i brzmialo to jak przedsmiertne jeki jakiejs wielkiej istoty.

W miejscu eksplozji zdrapala nozem resztki poskrecanego metalu, wsadzila kilka spopielonych fragmentow do plastikowej torebki, zamknela ja szczelnie i wlozyla do siatki. Nastepnie wskazala odlegle o dwanascie metrow ciemne okna mostka i poplyneli w tamta strone.

Poniewaz statek lezal na burcie, drzwi na mostku otwieraly sie do gory, w strone powierzchni morza. Byly metalowe i bardzo ciezkie. Dwaj nurkowie ze strazy przybrzeznej z trudem je uniesli i Amelia wplynela do srodka. Drzwi opadly z mrozacym krew w zylach hukiem i zdala sobie sprawe, ze jest teraz uwieziona wewnatrz statku.

Nie mysl o tym, powiedziala sobie, po czym zapalila lampe zamontowana na czepku i wplynela do ciemnego korytarza, ktory prowadzil do kabin.

W mroku cos sie poruszalo. Co to bylo? Ryby, wegorze, kalamarnica? Wcale mi sie to nie podoba, Lincolnie Rhyme.

Czarny korytarz wypelnialy szczatki i smieci, strzepy tkanin i papieru, resztki jedzenia oraz ryby z jaskrawo zoltymi oczami. Nie dawaly jej spokoju rozne dzwieki: brzeki, trzaski i piski, te ostatnie brzmiace zupelnie jak ludzkie glosy.

Nagle wylonila sie tuz przed nia biala twarz, w ktorej tkwily martwe oczy. Gwaltownie sie cofnela. Obok przeplynelo cialo mezczyzny – bosego, z uniesionymi niczym u poddajacego sie sprawcy rekoma.

Klank, klank.

Pomyslala o rodzinie Changow. Pomyslala o Po-Yee. I poplynela dalej.

Вы читаете Kamienna malpa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату